Kraj

Nagonka na Lewicę dopiero się zaczyna

W całej tej sprawie chodzi o rosnącą obawę, że tej Lewicy może się udać – mimo wiecznego lamentu „prawdziwej lewicy”, która namawia partię do samobójczej misji porzucenia postulatów obyczajowych, i niezadowolenia liberalnych elit, które nie dały partii przyzwolenia na robienie własnej polityki.

A miało być tak pięknie. Jeszcze pół roku temu wygrana była niemal w kieszeni. Koalicja Obywatelska po ośmiu latach wreszcie czymś zaskoczyła, a marsz 4 czerwca nieco przykrył m.in. sondażowe wzrosty Konfederacji. Partia Tuska szybko jednak zachłysnęła się swoim pomysłem i podczas gdy PiS mobilizował swoich wyborców kolejnymi, bardziej lub mniej wiarygodnymi obietnicami, przewodniczący Platformy robił tournée po Polsce, przysięgając, że wygra – i strasząc, że wszystkich pisowców powsadza do więzienia.

Potem nadszedł czas urlopowania i awantura o symetrystów, których na Campus zaprosili sami przedstawiciele KO, a także komiczny pomysł ze startem Giertycha, który żadnych nowych wyborców nie przyciągnie, co najwyżej zabierze głosy innym kandydatom PO. Nagle więc ta nowa Platforma okazała się tą samą starą Platformą, która w wyborach potrafi tylko się moralnie oburzać i obiecywać, kogo to nie wsadzi.

A gdy PO szamotała się w swojej tradycyjnej kampanijnej nieporadności, PiS spokojnie narzucał tematy – ostatnio były to posiłki w szpitalach i docieplanie budynków. Tak, PiS obiecywał to już wcześniej i obietnic nie dotrzymał, ale wyborca od tej władzy słyszy jednak jakiś konkret. Od KO słyszy głównie o wendecie i tym bardzo złym Kaczyńskim.

Efekt sondażowy jest więc oczywisty, przynajmniej dla tych, którzy starają się analizować, a nie tylko kibicować. A skoro Platforma kolejny raz nie dowozi, to tym bardziej jest oczywiste, że trzeba znaleźć kogoś, kto jest temu winny. Kogoś, kto spowodował, że na horyzoncie zawisła kolejna porażka w kolejnej ostatecznej walce o demokrację.

Nie chodzi o prawdę

Winna oczywiście nie może być sama Platforma, nie może to być Tusk, jego doradcy, organizatorzy Campusu, stojący z boku Trzaskowski, Kierwiński czy Nitras, czy też stawiające ich do pionu internetowe bojówki Silnych Razem, które w sieci zniechęcają do swej partii bardziej niż kluby smoleńskie. Winne nie mogą być liberalne media, które albo wszystkie wydarzenia relacjonują jako zagładę Polski, albo przez 10 dni urządzają seanse nienawiści na grupkę czworga symetrystów, którzy ośmielili się dystansować od walki z „okupantem”.

Winna jest jak zawsze Lewica. Ta Lewica, która nie miała nic przeciwko wspólnej liście do Senatu. Ta sama, która nawet za tego Giertycha na listach nie za bardzo (poza kilkoma złośliwościami) Platformę atakuje. Ta, która jednak poszła na marsz 4 czerwca, pojechała na Campus Trzaskowskiego, a w tej kampanii mniej zajmuje się rywalami, a bardziej wyborcami i swoim przekazem.

Jana Shostak: nie-anioł, który idzie w bagno

Tylko w ostatnim tygodniu Arkadiusz Gruszczyński przedstawił sensacyjny sondaż „lewicowego think tanku”, według którego Lewica spada pod próg. Jak wskazał Bartosz Rydliński, sondaż miał pochodzić sprzed pół roku i nawet według niego Lewica wchodziła do Sejmu. Nieco później posłanka Kucharska-Dziedzic z Lewicy ujawniła, że to sondaż sprzed… dwóch lat.

Później mieliśmy pohukiwania Magdaleny Czyż z „Gazety Wyborczej”, która będąc „na urlopie we Francji” (to chyba ważne?), zamyśliła się nad Lewicą i Giertychem. A z tego zamyślenia jej wyszło, że Lewica ma zostawić pana mecenasa w spokoju, bo nie będzie praw kobiet.

Mieliśmy wreszcie sensacyjne doniesienia, że Lewica nie zebrała podpisów, bo na stronach PKW były opóźnienia z publikowaniem zatwierdzonych list. Co prawda na stronie PKW nie było też np. listy PiS-u z Warszawy, ale w tej panice nie chodziło przecież o prawdę, tylko o szerzenie pompowanych Giertychowymi sondażami plotek, że Lewica nie przekroczy progu wyborczego. I to w momencie, gdy niemal wszystkie inne sondażownie pokazują, że Lewica ma niemal dwa razy większe poparcie, niż wynosi próg.

Po co jest ta nagonka?

Publicystyczne spychanie Lewicy pod próg przez wolne media ma na celu jej ukaranie za zbrodnię samodzielności w obliczu kolejnej przegranej. Liberalne media szukają kozła ofiarnego, a że nie można do tego wykorzystać PO, bo jej wyborcy znowu zaczną histeryzować i rzucać subskrypcjami, to Lewica nadaje się doskonale.

Idzie także o paternalizm i zwykłe chciejstwo. Niech się te gówniarze z Razem ze starymi SLD-owcami bawią w politykę, ale do czasu, aż my, szanowani publicyści liberalni, nie powiemy basta i nie zagonimy wszystkich pod skrzydła Donalda Tuska. A skoro Lewica pozostaje krnąbrna i słuchać się nie chce, to postraszymy ich wyborców spadkiem pod próg, by zdesperowana część elektoratu rzuciła się głosować na partię Tuska. Tusk nie może zrobić mijanki z PiS-em, ale jeśli zabierzemy głosy Lewicy i Trzeciej Drogi, to wygrana jest na wyciągnięcie ręki.

Autentyczna Lewica kontra pragmatyczna Koalicja

I wreszcie, co najbardziej zaskakuje, w całej tej sprawie chodzi o rosnącą obawę, że tej Lewicy może się udać – mimo wiecznego lamentu „prawdziwej lewicy”, która namawia partię do samobójczej misji porzucenia postulatów obyczajowych, i niezadowolenia liberalnych elit, które nie dały partii przyzwolenia na robienie własnej polityki.

Nagonka na Lewicę, a może nawet sensacyjne doniesienia z partyjnych kuluarów będą prawdopodobnie pojawiać się do końca tej kampanii. Gdy nie ma się dostatecznie wielu własnych wyborców, trzeba ich ukraść innym partiom. A najlepiej robi się to poprzez straszenie w wolnych i pełnych standardów liberalnych mediach.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij