Koszty Światowych Dni Młodzieży poniesiemy wszyscy. Tak, wy też.
Ostatnia wizyta papieża w Polsce miała miejsce dziewięć lat temu. Wydawałoby się, że od tego czasu zmieniło się bardzo dużo. Jednak nie stosunki państwo – Kościół. Co najlepiej widać po krakowskiej burzy wokół Światowych Dni Młodzieży.
21 lipca 2013 roku podczas mszy w kościele Matki Boskiej Bolesnej w Rio de Janeiro kardynał Stanisław Dziwisz, metropolita krakowski, mówi do zgromadzonych Polaków: „Przynieście polskie flagi w niedzielę, czeka was niespodzianka, będziecie musieli wziąć tę niespodziankę na siebie”. Tą niespodzianką było ogłoszenie przez papieża Franciszka, że Światowe Dni Młodzieży w 2016 roku odbędą się w Krakowie. I, jak się okazuje nieco ponad dziesięć miesięcy przed imprezą, Dziwisz miał rację – tę niespodziankę musimy udźwignąć my wszyscy: „To, co dotyczy Kościoła, liturgii, ołtarzy, spraw religijnych – Kościół bierze na siebie. Inne wydatki, m.in. organizacja miejsc, inwestycje w drogi, to sprawa nie nasza, tylko samorządów”.
W środę, 16 września, odbyła się nadzwyczajna sesja krakowskiej Rady Miasta. Radni delikatnie, bez zbędnej napastliwości i dociekliwości, chcieli się dowiedzieć od urzędników i reprezentującego stronę kościelną księdza Grzegorza Suchodolskiego, jak wygląda budżet całej imprezy, ile wydatków weźmie na siebie Archidiecezja Krakowska, ile samorząd, a ile rząd. Dowiedzieli jednak tylko, że Kraków nie ma wystarczających środków i po pomóc zwróci się do rządu.
Kościół niejako umywa ręce, jakby mówił: do nas należą kwestie duchowe i należyta oprawa uroczystości, do was organizacja noclegów, dowożenie pielgrzymów, sprzątanie po nich i te wszystkie rzeczy, o których nie myśli się podczas modlitw i rekolekcji.
Według doniesień prasowych brakująca kwota to około 80 milionów złotych. Niestety to jedyne źródła informacji w tej sprawie, równie dobrze może być to więcej. Nie przypuszczam, by mniej.
Buta hierarchy Kościoła katolickiego nie jest czymś, co może nami w polskiej rzeczywistości wstrząsnąć. A jednak kardynał Dziwisz potrafi zaskoczyć. Gdy trwała sesja Rady Miasta, osobisty sekretarz papieża-Polaka miał powiedzieć, że w „krajach biednych nikt się nie pytał, ile będą kosztowały Światowe Dni Młodziezy. Tylko w krajach bogatych. Oznacza to, że Polska należy do krajów bogatych”.
Najpewniej cała sprawa skończy się tym, że rząd dorzuci pieniędzy do organizacji Światowych Dni Młodzieży, odciążając budżet Krakowa, co radnych z pewnością ucieszy. To jednak żadne rozwiązane, bo tak czy inaczej to publiczne środki zapewnią organizację tej katolickiej imprezy. Miasto udostępni nieodpłatnie budynki szkół, prawdopodobnie sfinansuje darmową komunikację dla pielgrzymów i po nich posprząta. Kuria zadba o ornaty i ołtarze. Co więcej, Kościół pozyskuje już środki od wolontariuszy i pielgrzymów w postaci dobrowolnych datków za tak zwane pakiety pielgrzyma, które obejmują również usługi, na przykład noclegi w szkołach…. zapewniane przez miasto.
Kraków, przeorany działalnością Komisji Majątkowej, pozbawiony wielu atrakcyjnych działek, z paskudnym zegarem elektronicznym odliczającym czas pozostały do Światowych Dni Młodzieży, zawieszonym nielegalnie na zabytkowym kościele Mariackim – będzie musiał pogodzić się z tym, że Kuria z całego wydarzenia spije to, co najlepsze.
Rzym Północy, miasto Wojtyły, Dziwisza i Stryczka, mogło sobie poradzić z niedorzecznym pomysłem organizacji Zimowych Igrzysk w mieście bez gór, ale Światowe Dni Młodzieży odbędą się na pewno.
Po pierwsze, jest za późno na referendum w tej sprawie, zresztą tę decyzję podjęto nie tyle w Krakowie, ile w Watykanie. Po drugie, w Światowych Dniach jest za duży ładunek symboliczny, by jakikolwiek polityk na chwilę przed wyborami chciał ścierać się z Kościołem, szczególnie w sytuacji, gdy partie wspierane przez niego są wyraźnie na fali.
Tylko Franciszek, który powoli staje się symbolem zmiany, mógłby być zaskoczony arogancją polskich hierarchów przy organizacji tej flagowej imprezy Kościoła katolickiego.
**Dziennik Opinii nr 261/2015 (1045)