Gdy wkrótce przyjdzie wyż, uczniów trzeba będzie upychać w szkołach-molochach – mówi Anna Kantorek.
Tomasz Leśniak: Jakie jest pani zdanie na temat programu restrukturyzacji sieci szkolnej w Krakowie? Władze miasta mówią, że muszą reagować na niż, racjonalizować wydatki i poprawić jakość nauczania.
Anna Kantorek, emerytowana dyrektorka zlikwidowanego Gimnazjum nr 3 w Krakowie: Brzmi to bardzo wzniośle, tylko że w dalszym ciągu władze nie wypracowały spójnej polityki społecznej i edukacyjnej. Myśli się krótkowzrocznie i gdy wkrótce przyjdzie wyż demograficzny, to nie będzie wystarczającej liczby miejsc w szkołach publicznych – uczniów będzie trzeba upychać w klasach w szkołach-molochach albo konieczne stanie się otwieranie nowych szkół.
Jak władze miasta uzasadniały konieczność likwidacji Gimnazjum nr 3?
Między innymi jego „nierentownością”. Wiadomo, że w każdej szkole są dzieci o szczególnych potrzebach, ale różnie się to rozkłada procentowo. U nas to mocno wpływało na koszty nauczania. Jednak fakt, że na dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi do budżetu miasta wpływa większa subwencja, nie był uwzględniany w wyliczeniach. A my działaliśmy zgodnie z prawem oświatowym – dawaliśmy dodatkowe wsparcie w postaci rewalidacji albo nauczania indywidualnego tym dzieciom, które tego potrzebowały.
Wiadomo, że subwencja z MEN-u na te dzieci jest bardzo duża, ale gmina i tak musiała dopłacać. Nasze propozycje zmniejszenia kosztów przy jednoczesnej poprawie warunków nauczania – na przykład poprzez utworzenie klas terapeutycznych i integracyjnych – były od wielu lat odrzucane przez Wydział Edukacji Urzędu Miasta Krakowa. Nie chcieli nam dać zgody, bo wtedy mniej naszych sal mogłoby wykorzystywać VI Liceum Ogólnokształcące. Urzędnicy twierdzili, że widzą potrzebę utworzenia takich klas w Śródmieściu, a u nas nie. Pojawił się pomysł, żeby takie klasy stworzyć w Gimnazjum nr 1.
A czemu akurat wy chcieliście utworzyć klasy terapeutyczne? I w jaki sposób miały one zmniejszyć koszty?
Klasa terapeutyczna, podobnie jak każda inna, ma średnio 30 godzin w tygodniu, co w przeliczeniu na etaty nauczycielskie daje półtora etatu. Dzieci objęte nauczaniem indywidualnym w ciągu tygodnia realizowały w sumie aż sto godzin plus osiem godzin rewalidacji indywidualnej. Oszczędniej więc byłoby dla nich zorganizować klasy terapeutyczne.
Mieliśmy w tej kwestii sporo doświadczeń, bo już w latach 80. utworzono w szkole oddziały terapeutyczne. Dzieci miały wsparcie rejonowej poradni psychologiczno-pedagogicznej, pomoc logopedyczną i reedukacyjną, właściwie codziennie w takiej klasie oprócz nauczyciela był psycholog. I wiemy, że wyszły na prostą, bo śledziliśmy ich losy. Oczywiście musieliśmy się nauczyć z nimi pracować. Przeszliśmy cały cykl szkoleń, potem napisaliśmy program „Klas bez lęku”, żeby kontynuować opiekę nad tymi dziećmi do ósmej klasy – bo jeszcze do 2002 roku była u nas szkoła podstawowa. Program został z aplauzem przyjęty przez kuratorium i psychologów, ale w UMK powiedziano mi, że integracja jest wtedy, gdy dziecko nie ma ręki albo nogi, natomiast deficyty wynikające z problemów neurologicznych czy psychiatrycznych to żadna integracja.
Władze miasta twierdziły, że wasze gimnazjum ma niskie wyniki nauczania.
Niestety w Krakowie, podobnie jak w innych miastach, mamy do czynienia z radykalnym wzrostem nierówności edukacyjnych, czego efektem są duże różnice w wynikach egzaminów. Ten proces zaczął się po 1989 roku, kiedy dzieci pochodzące z biednych środowisk przestały chodzić do przedszkoli. Ostatnio już 96 procent uczniów z Kazimierza, którzy przyszli do naszej szkoły, nie uczęszczało wcześniej do przedszkola. Takie dzieci mają niezwykle mały zasób słów, okrojoną wiedzą o świecie, a zabawki i książki są dla nich czymś obcym. Mają później problemy z czytaniem, pisaniem i liczeniem. Dlatego trzeba upowszechniać opiekę przedszkolną.
Istotny jest też inny czynnik. Zaczęłam swoją karierę pod koniec lat 70. Działała w tym czasie rejonizacja i rodzic musiał wybrać tę szkołę, która była w jego rejonie, nie mógł szukać „lepszej”. Nie było aż takich różnic w przygotowaniu dzieci. Poza tym jedni drugich wspierali. Odejście od rejonizacji zaczęło się po 1989 roku, a reforma Handkego była gwoździem do trumny – zaczęły się podziały na szkoły elitarne i masowe. My akurat z premedytacją ściągaliśmy dzieci spoza obwodu, żeby jedne i drugie nawzajem się poznały i nie bały się siebie na ulicy. Jeżeli się ich integruje sensownie, tak że dzieci razem muszą coś robić, podejmować różne inicjatywy, to zmieniają swoje postawy i potrafią sobie dawać wsparcie.
Podobno też w zbyt małym stopniu wykorzystywaliście sale lekcyjne.
Takie opinie nie uwzględniały faktu, że bezpłatnie użyczaliśmy „szóstce” cztery z dwunastu sal lekcyjnych oraz salę gimnastyczną. Oczywiście to my musieliśmy pokrywać koszty mediów i remontów tych pomieszczeń. Co kluczowe, urzędnicy z Wydziału Edukacji dobrze o tym wiedzieli, bo to od nich dostawałam polecenia służbowe, żeby za darmo je użyczać. Natomiast na forum publicznym urzędnicy mówili, że ja wynajmuję pomieszczenia, a skoro wynajmuję, to powinnam brać za to pieniądze. Radny Grzegorz Stawowy z PO stwierdził nawet w wywiadzie, że jedna z dyrektorek – miał na myśli mnie – chwaliła się, że za darmo wynajmuje pomieszczenia i należałoby ją w związku z tym zamknąć w więzieniu za niegospodarność. Cały czas pojawiał się też argument, że blokujemy rozwój VI LO…
Jak wyglądała likwidacja gimnazjum?
W grudniu 2011 roku zostałam wezwana przez prezydent Okońską-Walkowicz, która poinformowała mnie, że ma zamiar zlikwidować szkołę, bo jest za droga, spadła liczba uczniów i mamy za dużo sal. W styczniu odbyło się spotkanie z uczniami, rodzicami, absolwentami i rodzicami absolwentów. Przedstawialiśmy swoje argumenty, pani prezydent swoje. Uczniowie usłyszeli, że powinni się uczyć, a nie zajmować sprawami dorosłych. Gdy rodzice zapytali, gdzie dzieci pójdą, Okońska-Walkowicz odpowiedziała, że do Gimnazjum nr 6. Chwilę później dodała, że ta szkoła również ma być wkrótce zlikwidowana…
Byliśmy też u większości radnych – mówli, że przyjmują nasze argumenty, a potem wychodzili z sali w momencie głosowania lub głosowali za likwidacją. Tak zachowała się na przykład Teodozja Maliszewska z PO i Janusz Chwajoł z klubu radnych Przyjazny Kraków. W czasie jednej sesji – kiedy już wydawało się, że nas jednak nie zlikwidują – w przerwie obrad prezydent Majchrowski zebrał radnych PO i Przyjaznego Krakowa i po krótkiej naradzie zagłosowali za likwidacją.
Cały czas powtarzano, że mamy fatalne wyniki nauczania i wychowawcze. Pytałam, jak są liczone wyniki wychowawcze, ale nie było żadnej odpowiedzi. Już po likwidacji szkoły spotkałam Annę Korfel-Jasińską, byłą dyrektor Wydziału Edukacji, która powiedziała mi, że można było stworzyć zespół z VI LO i może niedobrze się stało, że naszej szkoły już nie ma…
A co się ostatecznie stało z dziećmi i pracownikami?
Mieliśmy 162 uczniów. Niestety nie jesteśmy w stanie powiedzieć, co się stało z większością z nich, bo Urząd Miasta tego nie monitoruje. Jeśli chodzi o pracowników szkoły, to w sumie było nas 35 osób. W całym Krakowie zlikwidowano około 1700 etatów! Nie wszyscy nauczyciele znaleźli więc pracę. Część dostała godziny na zastępstwa, a niektórzy nic. UMK miał pomysł, żeby nauczyciele się przekwalifikowali. I dostali takie propozycje: prowadzenie traktora, obsługa dźwigu na wysokościach… Ale przecież nie każdy ma taką tężyznę fizyczną, żeby obsługiwać dźwig, koparkę, traktor. Większość nauczycieli to kobiety. I oczywiście po ukończeniu szkoleń wcale nie gwarantowano pracy.
Widzi pani jaką alternatywę dla likwidacji szkół?
Trzeba zmniejszyć maksymalny limit dzieci w klasach. Poza tym szkoły muszą żyć też popołudniami; to powinny być centra kultury i edukacji, szczególnie w rejonach zagrożonych wykluczeniem społecznym. Przy szkołach, które szczególnie dotyka niż, a środowisko wymaga wsparcia, powinny działać bezpłatne świetlice, gdzie ktoś się tymi dziećmi zajmie po lekcjach. Jak spotykam ostatnio absolwentów Gimnazjum nr 3, to słyszę: „Cały Kazimierz zabudowany; jak była „trójka”, to mogliśmy przyjść pograć w piłkę w sali gimnastycznej, a teraz została nam ulica”.
Anna Kantorek – emerytowana dyrektorka zlikwidowanego w 2012 roku Gimnazjum nr 3 w Krakowie
Tomasz Leśniak – członek krakowskiego klubu Krytyki Politycznej i Stowarzyszenia Przyjaciół Oświaty Samorządowej; prowadzi profil „Edukacja dobrem publicznym! Sprzeciwiamy się cięciom w krakowskiej edukacji”.