Miasto

Kto jest przeciw demokracji?

W Kaliszu nie zaczęliśmy jeszcze o partycypacji szeroko rozmawiać, a wiceprezydent już wyśmiewa ideę. W trosce o mieszkańców, oczywiście.

Wiceprezydent Kalisza Dariusz Grodziński głośno się zastanawia, czy jest sens zmuszać zapracowanych ludzi do pracy nad budżetem obywatelskim. Żywo dyskutowana w mieście sprawa prywatyzacji przedszkoli w jego interpretacji okazuje się „sztucznie wywołanym napięciem”. Czy partycypację można na kaliszanach wymusić?

Demokracja niejedno ma imię, a definicji jest co najmniej kilka. Przewodnią ideą są „rządy ludu”. Czyli demokracja jest bardziej demokratyczna, im bardziej maksymalizujemy „funkcję” wpływu obywateli na władzę. Im więcej osób ma wpływ na decyzje i im jest on większy, tym demokracji bliżej do ideału. Stąd inicjatywy poszerzania wpływu mieszkańców miast na wspólnotowe życie, znane pod ogólną nazwą partycypacji. Odwołują się one do demokratycznych korzeni i mają na celu przezwyciężanie niewątpliwego kryzysu demokracji przedstawicielskiej.

Nie wszyscy tak uważają. Do demokratycznych sceptyków należy wiceprezydent Kalisza Dariusz Grodziński (PO), czemu dał ostatnio wyraz na swoim profilu w jednym z popularnych portali społecznościowych. Wypowiedź może przeczytać każdy mający konto na tym portalu. Oznacza to, że Pan Prezydent zrezygnował z ochrony prywatności komentowanych wpisów. Każda wypowiedź ma określone grono odbiorców, o którym decyduje jej twórca. W przypadku cytowanych poniżej komentarzy mamy do czynienia z ustawieniem „Publiczne” symbolizowanym przez charakterystyczną ikonę kuli ziemskiej. Traktuję je więc jako publiczną wypowiedź.

Zacytuję w całości komentarz do tekstu „Gazety Wyborczej” dotyczącego problemów z zaangażowaniem mieszkańców w działania partycypacyjne: „Budżet obywatelski. Dlaczego łodzianie nie interesują się milionami? Ojej, co zrobić… Tylko po co? Zmuszać zapracowanych ludzi, odrywać ich od swoich rodzin, kazać im chodzić na debaty i zebrania, kazać poznawać przepisy, liczyć pieniądze, głosować… Chyba pewien fetysz czasem niektórych oślepia. Live and let die a Polska to republika.”

Fatalna instytucja publiczna

Nietrudno zauważyć i bez tego, że obecny wiceprezydent nie jest miłośnikiem udziału obywateli w podejmowaniu decyzji. Mogli się o tym przekonać zainteresowani losem Miejskiego Ośrodka Kultury zlikwidowanego z inicjatywy Grodzińskiego.

„MOK to była instytucja publiczna, fatalna. Ona ciążyła bardziej aktywności obywatelskiej niż pomagała” – autorytarnie stwierdził Grodziński.

Wiceprezydent konsekwentnie nie zauważa mających odmienne zdanie, likwidacja placówki odbyła się przy całkowitej ignorancji strony społecznej. Doświadczyli tego również uczestnicy pseudokonsultacji dotyczących rewitalizacji starówki oraz rodzice i nauczyciele dzieci z prywatyzowanych przedszkoli, obcesowo traktowani podczas nielicznych spotkań, na których mogli przedstawić swoje stanowisko. Sprawa przedszkoli wymaga szczególnej uwagi, bo niedługo będzie miała swój ciąg dalszy. Rządowa propozycja objęcia przedszkoli dotacją centralną może spowodować, że podważone zostaną podstawowe założenia tej „reformy”. Na szczegółowe komentarze trzeba poczekać do czasu podjęcia wiążących politycznych decyzji. Tymczasem wiceprezydent komentuje: „W temacie przekształceń przedszkoli z napięciami (sztucznie wywołanymi jak się okazało) społecznymi, zaprosiłem osobiście każdego rodzica indywidualnie na popołudniowo-wieczorne spotkanie ze mną… I na salach pustki”.

Tak się złożyło, że byłem zaangażowanym rodzicem i miałem okazję w jednym z takich spotkań wziąć udział. Rodzice, którzy tam byli, z pewnością ucieszą się ze statusu „pustki”. Najważniejsze jest chyba to, że prawdziwą pustką był tam zapraszający, który na to spotkanie się po prostu nie stawił.

Owe „sztucznie wywoływane napięcia” to 4 tysiące podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie likwidacji/prywatyzacji przedszkoli. Trudno powiedzieć, czy to świadoma ignorancja czy polityczna przedwyborcza zagrywka. Przeciwko decyzji władz, jak łatwo obliczyć, opowiedziało się jednak 8 razy więcej osób niż głosowało na młodego prezydenta (560 osób).

Komentując przedstawiony niedawno Plan zrównoważonego rozwoju publicznego transportu zbiorowego miasta Kalisza wiceprezydent stwierdza: „Rozesłałem materiał do rozmowy o transporcie publicznym, prosiłem o jakieś rozmowy czy spotkania. Cisza…..”

W medialnych wypowiedziach wymienił niektóre organizacje, które rzekomo zostały zaproszone do zaopiniowania tego dokumentu, w tym Kaliską Inicjatywę Miejską. Niestety, Stowarzyszenie Kaliska Inicjatywa Miejska nie otrzymało żadnego, poza medialnym, zaproszenia. Czas na przedstawienie uwag jest poza tym bardzo krótki (około 3 tygodnie) i nie zostały określone żadne procedury rozpatrywania ewentualnych propozycji. Do poświęcenia dużej ilości czasu na rzetelne przeanalizowanie takiego dokumentu nie zachęca brak gwarancji, że uwagi zostaną przynajmniej rozpatrzone w demokratyczny sposób (minimum komisja RM), a zdecydowanie zniechęca duże prawdopodobieństwo, że ich analiza zostanie dokonana jednoosobowo przez urzędnika powielającego sposób rządzenia swojego szefa.

Podobny schemat powtarza się przy Radach Osiedlowych.

„To PO forsowała mocne zmiany w organizacji i wyborach rad osiedlowych, próbując „wymusić” życie obywatelskie na osiedlach… I co? Nic na siłę”.

Rady Osiedli w Kaliszu nie mają prawie żadnych kompetencji, opiniują i mogą wysyłać pisma, na które często nie otrzymują odpowiedzi. Po co się angażować w taką strukturę? To jest obecnie dla najbardziej zaangażowanych społecznikowskich „twardzieli”, a wcale tak nie musi być. Droga nie prowadzi przez „wymuszanie”, ale przez zmiany systemowe i zwiększenie roli rad osiedli.

Logika oportunisty

Smutne, że od jednego z ważniejszych miejskich urzędników zamiast pomysłów na realną poprawę zaangażowania mieszkańców w życie miasta, dostajemy drętwe oportunistyczne komentarze. Może warto zacząć od prostej sprawy – godzin, w jakich organizowane są spotkania, konsultacje i szkolenia dla NGO? Były już takie spotkania w godzinach odpowiednich dla pracujących (jakich w organizacjach pozarządowych jest większość) i frekwencja była na nich wysoka. Ale nie ma takiego zwyczaju i nadal znaczna część spotkań jest organizowana w godzinach niedostępnych dla potencjalnie zainteresowanych.

Trzeba się w końcu odnieść do sedna tych wszystkich wypowiedzi. Kryjąca się w nich logika prowadzi do wniosku, że brak zainteresowania mieszkańców oznacza bankructwo idei partycypacji. Co z kolei nie powinno prowadzić do jej ożywiania „na siłę”, lecz do porzucenia nieskutecznych pomysłów. Zastosowanie tej logiki w odniesieniu do samej demokracji, która również jest w poważnym kryzysie, powinno więc prowadzić do porzucenia akcji zachęcających do głosowania. Czy wiceprezydent uważa, że takie akcje są niepotrzebne, szkodliwe i kojarzą mu się z „pochodem pierwszomajowym” (cytat z wypowiedzi o partycypacji)? Czy idąc dalej – demokracja jest ideą przeznaczoną na śmietnik historii?

Na razie wypowiedzi wiceprezydenta są bardziej śmieszne niż straszne. W Kaliszu nie zaczęliśmy jeszcze o partycypacji szeroko rozmawiać, nie mówiąc o realizacji. Przykład dedykowania pieniędzy, o których decydują rady osiedli, jest z pewności pozytywny, ale dotyczy bardzo wąskiej sfery, a sposób podejmowania decyzji jest dalece nieprzejrzysty, niesformalizowany i podlegający uznaniowości ratuszowych decydentów. Z partnerską partycypacją nie ma to wiele wspólnego.

Nie zaobserwowałem również, żeby władza w Kaliszu kogokolwiek do partycypacji zmuszała, więc obawy Grodzińskiego są zdecydowanie na wyrost. Mam natomiast nadzieję, że w drugą stronę to się kiedyś wydarzy i mieszkańcy zmuszą ratusz do podzielenia się władzą, bo na dobrą wolę, jak widać, nie można liczyć.

Komentarz ukazał się na stronie Kaliskiej Inicjatywy Miejskiej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij