Polska Ampelkoalition, koalicja świateł drogowych, mogłaby zawierać lewicową czerwień, zieleń ludowców i kolor żółty Polski 2050. Tym trzem partiom nie zaszkodzi inicjatywa, która wychodzi poza reagowanie na działania PiS i PO. Ale droga do przełamującej PO-PiS-owy monopol polskiej Ampelkoalition daleka.
W środę Polska 2050, Lewica i PSL zapowiedziały powstanie zespołu, który ma przygotować „konferencję o przyszłości Polski” – prezentację propozycji programowych opozycji, pomysłów na to, jak urządzić Polskę po PiS. Inicjatywa takiej konferencji wyszła od Szymona Hołowni, podjęły ją wszystkie siły demokratycznej opozycji poza tą największą – Koalicją Obywatelską.
Konferencja planowana jest na 21 marca tego roku. Do wiosny wiele się może zdarzyć, a jeszcze więcej do wyborów. Wspólna prezentacja kilku postulatów programowych nie musi jeszcze prowadzić do żadnej bliższej współpracy tych trzech ugrupowań opozycyjnych w przyszłości, nie przesądza o tym, w jakiej konstelacji ostatecznie wystartują w następnych wyborach. Po komentarzach sympatyków tych partii w mediach społecznościowych widać jednak, że istnieje elektorat, który bardzo życzyłby sobie budowy silnego, demokratycznego bloku, który nie byłby ani PiS, ani Platformą z przystawkami. Czegoś, co za niemieckim przykładem nazwać by można polską Ampelkoalition.
W Niemczech Ampelkoalition, czyli koalicja sygnalizacji świetlnej, to koalicja rządowa złożona z socjaldemokratycznej SPD, Zielonych oraz liberalnej FDP, którym odpowiadają odpowiednio kolory świateł na skrzyżowaniach: SPD – czerwony, Zieloni – wiadomo i FDP – żółty. Polska koalicja w kolorze świateł drogowych zawierałaby lewicową czerwień, zieleń ludowców i kolor żółty Polski 2050.
Czy taka koalicja, choćby w postaci wspólnej listy wyborczej, jest realnym scenariuszem na przyszłe wybory? Jakie polityczne czynniki kształtują marzenia o podobnym sojuszu?
Połączeni przez Tuska…
Zacznijmy od drugiej kwestii. To, że w ogóle pojawiają się fantazje o polskiej Ampelkoalition, a przywódcy trzech jej członów zaczynają ze sobą rozmawiać, nie oglądając się na PO, wynika przede wszystkim z polityki PO, a konkretnie Donalda Tuska, wobec pozostałych sił opozycji. Gdyby nie coraz bardziej napięte relacje Tuska z liderami Lewicy i Polski 2050, partie te być może nie pracowałyby dziś wspólnie nad programem, a ich sympatycy i aktywiści nie wrzucaliby memów o alternatywnym jednoczeniu opozycji obok PO.
czytaj także
Tusk po powrocie do polskiej polityki przyjął jasny plan: wzmocnienie PO kosztem innych partii opozycji, osadzenie swojej partii na pozycji niekwestionowanego lidera opozycji demokratycznej i zjednoczenie jej sił do walki z PiS na warunkach Platformy. Ta strategia w jakimś sensie zadziałała. Platforma odebrała drugie miejsce na podium Polsce 2050 i ustawiła się w roli niekwestionowanego lidera opozycji. W ostatnich sondażach zmniejsza dzielący ją do PiS dystans. Jeśli pojawią się dwa, trzy sondaże, w których wyprzedzi PiS, kolejni wyborcy pozostałych partii opozycyjnych albo dziś niegłosujący na nikogo będą rozważać przerzucenie poparcia na najsilniejszego gracza zdolnego pokonać PiS. Przy sondażach PO lepszych od PiS będzie też rosnąć presja na budowanie jednej listy opozycji zdolnej samodzielnie pokonać PiS za rok.
Strategia ta miała jednak jedną wadę: prędzej czy później musiała doprowadzić do napięć w relacjach z innymi siłami opozycji. W ostatnich tygodniach napięcia te stały się szczególnie widoczne. Zwłaszcza w relacjach PO z Lewicą.
Widać wyraźnie, że plan Tuska zakłada przyszłe rządy bez Lewicy, wspólnie z Polską 2050 i ludowcami. Lewica ma być zneutralizowana, być może wypchnięta pod próg wyborczy. Tusk, ciągle sugerując Lewicy chęć rządów z PiS po wyborach, uderza w miejsce szczególnie ważne dla jej radykalnie antypisowskiego elektoratu.
Tusku, możesz potrzebować Lewicy w przyszłym Sejmie. Lewico, to nie Tusk jest twoim problemem
czytaj także
Z drugiej strony, część działaczy Lewicy zachowuje się tak, jakby to Tusk ciągle sprawował władzę w Polsce i on był największym politycznym wrogiem – co tylko wzmacnia przekonanie otoczenia Tuska, że z Lewicą nie ma sensu rozmawiać.
Także Hołownia coraz wyraźniej zaczyna się bronić przed tym, co Maciej Gdula na tych łamach nazwał „miłosnym uściskiem Tuska”, przed presją na to, by pod przewodnictwem PO opozycja zbudowała jedną, wielką centrową listę (pewnie bez większości Lewicy), a Polska 2050 dołączyła do niej.
czytaj także
Hołownia się przed tym broni, bo takie zjednoczenie mogłoby oznaczać faktyczny koniec samodzielnego bytu Polski 2050 i całego stojącego za nią politycznego projektu. Nie chodzi tu przy tym wyłącznie o patriotyzm własnych partyjnych barw, ale także o odmienną kalkulację strategiczną na temat tego, jak najlepiej można by pokonać PiS. „Nie jestem zwolennikiem jednej listy. Z naszych analiz wynika, że scenariusz z niespychaniem małych pod próg daje szansę na stabilny rząd. Oczekuję, że eksperci pomogą nam wszystko policzyć przed wyborami. Wtedy podejmiemy racjonalną decyzję” – mówił w czwartek Szymon Hołownia w Kropce nad i.
"Nie jestem zwolennikiem jednej listy. Z naszych analiz wynika, że scenariusz z niespychaniem małych pod próg daje szansę na stabilny rząd. Oczekuję, że eksperci pomogą nam wszystko policzyć przed wyborami. Wtedy podejmiemy racjonalną decyzję" – @szymon_holownia @KropkaNadI pic.twitter.com/r6G17lZOMf
— Polska 2050 (@PL_2050) February 3, 2022
Liderzy Polski 2050 liczą, że uda się im przyciągnąć bardziej prowincjonalny i ludowy elektorat, głosujący w ostatnich i przedostatnich wyborach na PiS, dla którego poparcie listy wyborczej zdominowanej przez PO pod wodzą Tuska jest barierą nie do przeskoczenia. Na dotarcie do podobnego elektoratu liczy też PSL.
…i zmęczeni PO-PiS-em
Nic więc dziwnego, że naciskani przez „imperialną” politykę Tuska pozostali liderzy opozycji zaczynają szukać dla siebie przestrzeni do współpracy. Jakaś część ich wyborców może patrzeć na nią przychylnym okiem z jeszcze jednego powodu: zmęczenia PO-PiS-em.
Obie partie dominują nad polską polityką od 17 lat. Dłużej, niż trwał określający ją po transformacji podział postkomunistyczny (1989–2005). Ich wymienne rządy naznacza rosnąca zwłaszcza po Smoleńsku totalna polaryzacja, uniemożliwiająca współpracę klasy politycznej nawet w obliczu największych kryzysów – takich jak pandemia. Obie prawicowe partie nie dostrzegają strukturalnie szeregu problemów istotnych dla całych grup elektoratu.
Dopóki Tusk nas nie rozłączy. Jak ułożyć zjednoczenie opozycji, żeby pokonać PiS?
czytaj także
Każda z mniejszych partii opozycji w jakimś sensie obiecuje wyjście poza PO-PiS-ową polaryzację.
PSL proponuje zamiast niej pragmatyczną, opartą na rozwiązywaniu problemów politykę, pozbawioną mobilizacji wielkich społecznych emocji. Lewica chce wprowadzić do polskiej polityki tematy i rozwiązania kłopotliwe dla obu prawicowych partii. Z kolei Polska 2050, a wcześniej projekt prezydencki Hołowni, powstały jako obietnica innej polityki, poza wyniszczającym partyjnym sporem. Hołownia obiecywał myśleć w „perspektywie pokolenia”, nie tego, jak wygrać z PiS następny sondaż i następne wybory.
Cel odległy, a przeszkód jest wiele
Czy wobec tego wszystkiego jednoczenie się opozycji poza PO ma rzeczywiście sens? Czy polska Ampelkoalition byłaby w stanie zawalczyć o tych wyborców, których PO nigdy nie pozyska? Czy będzie w stanie wymusić to, by rządy po PiS budowały Polskę odporną na populistyczne rewolty Kaczyńskiego i jego akolitów?
W odpowiedzi na wszystkie te pytania można powiedzieć tylko „nie tak szybko”. Polska Ampelkoalition nie obejdzie się przede wszystkim bez PO. Bez największej partii opozycji nie da się dziś odsunąć PiS od władzy. Niezależnie od poziomu zmęczenia dupolem PO-PiS, to, dopóki istnieje silny PiS – partia podważająca konstytucyjny porządek państwa i pchająca nas w stronę miękkiego autorytaryzmu – antypisowski mechanizm będzie działał. By działać przestał, konieczna byłaby całkowita implozja PiS w obecnej formie, porównywalna z tym, co stało się z AWS w 2001 i z SLD w 2005 roku. Ta perspektywa niestety ciągle wydaje się dość odległa, zwłaszcza dopóki, dopóty Kaczyński ciągle jest fizycznie w stanie kierować swoim obozem.
Na razie więc nie wiadomo, czy jakakolwiek bardziej stała forma współpracy trzech sił opozycji faktycznie się zmaterializuje, czy ostatecznie Tuskowi nie uda się zjednoczyć wokół siebie ludowców z przystawkami i partii Hołowni.
Tym bardziej że przeszkód na drodze współpracy PSL, Polski 2050 i Lewicy jest sporo. PSL to najbardziej konserwatywna część opozycji demokratycznej, Lewica najbardziej progresywna. Trudno będzie uzgodnić te perspektywy. Przypomnijmy, że w 2019 roku PSL opuściło Koalicję Europejską, gdy wydawało się, że dołączy do niej Wiosna Biedronia.
Sympatycy i działacze Lewicy lubią przekonywać, że w kwestiach polityki społecznej i gospodarczej ich partii łatwiej będzie się porozumieć z Polską 2050 i PSL niż z „neoliberalną PO”. Jeśli chodzi o polityki społeczne, to prawdopodobnie zwłaszcza z Hołownią. Ale już w kwestiach strategicznych decyzji gospodarczych z nastawiającym się na reprezentowanie interesów mniejszych przedsiębiorców PSL – głoszącym choćby postulat dobrowolnego ZUS – może być się porozumieć o wiele ciężej.
Jestem bardzo ciekaw, co wyjdzie z programowej konferencji tych trzech sił, czy będą w stanie urodzić zestaw postulatów programowych akceptowalnych w postaci minimum dla wyborców trzech partii, czy nie okaże się, że poza niezgodą na „imperializm PO” tej wspólnej przestrzeni jest mniej, niż mogłoby się wydawać.
Z drugiej strony, dobrze, że taka dyskusja programowa w ogóle się odbywa. Opozycja musi mieć programowe minimum na Polskę po PiS. Lepiej, by utarła je przed wyborami, niż miała się kłócić o nie w momencie, gdy powinna przejmować władzę i robić porządki po rządach Kaczyńskiego. Wszystkim trzem partiom nie zaszkodzi też inicjatywa, która wychodzi poza reagowanie na to, co robią PiS i PO. Ale – rozumiejąc pragnienia, które stoją za tym marzeniem – droga do przełamującej PO-PiS-owy monopol polskiej Ampelkoalition jest bardzo długa i niepewna, a jej koniec niknie na razie gdzieś we mgle za horyzontem.