Kraj

Janiszewski: Prawica na seksmisji. Szukają penisa

Siła i odporność Anny Grodzkiej jest dla niektórych nie do zniesienia.

Na wiele lat przed Majdanem, przed obaleniem Janukowycza, ba!, nawet przed pomarańczową rewolucją i próbą otrucia Juszczenki do Polski przyjechał Leonid Kuczma. Spotkał się nawet z Aleksandrem Kwaśniewskim, wówczas jeszcze prezydentem. Jakiś czas po tamtym spotkaniu Maria Nurowska*, przepytywana przez jedną z wiodących gazet, powiedziała, że gdyby miała szansę spotkać Kuczmę osobiście, zapytałaby go o głowę Georgija Gongadze. Gdzie jest? Znaleziono tylko zmasakrowany, zdekapitowany korpus, który przez dłuższy czas funkcjonował w obiegu jako „zwłoki taraszczyńskie”, od miejsca, w którym je porzucono. Pytanie o głowę Gongadzego było więc pytaniem o zbrodnie władzy. I właśnie dlatego Nurowska wprowadziła je w obieg.

Parę dni temu dziennikarze tygodnika „W sieci” puścili w obieg zgoła inną kwestię. Gdzie jest penis Anny Grodzkiej – chcieliby wiedzieć.

Niestosowne zestawienie? Oczywiście, że tak. Poszukajcie stosowniejszego, ja takiego nie znalazłem. Anna Grodzka nie od dzisiaj staje się celem bezprecedensowych ataków, przekraczających wszystko, co do tej pory oglądaliśmy. Pytanie o zbrodnie władzy skierowane do Kuczmy byłoby naruszeniem zasad dyplomacji. W przypadku transpłciowej kobiety żadne zasady już nie obowiązują, brutalność można tutaj eskalować do dowolnego poziomu.

Zupełnie jakby Grodzka popełniła jakąś zbrodnię i jej penis – amputowany, a może i nie – miał stanowić dowód w sprawie. Ale o co właściwie byłaby to sprawa?

Fenomen Anny Grodzkiej polega nie tylko na tym, że jako osoba transpłciowa weszła do polityki i odniosła spektakularny sukces, uzyskując mandat parlamentarny już przy pierwszym podejściu. Polega także na tym, że od tamtej pory ani razu nie wypadła z roli. Ona po prostu jest i to wszystko wytrzymuje. Nie skarży się przesadnie i nie odpowiada z poziomu równie niskiego, co jej adwersarze. Pewnie nawet by nie umiała, bo do tego trzeba, jak się wydaje, szczególnego zupełnie zestawu cech. Przede wszystkim jednak nie daje się medialnie zabić ani ośmieszyć, nie znika z areny. Co najwyżej pójdzie do sądu i, co grosza, wygra. Uważa, że ma prawo być w tym miejscu, w którym jest, i nie daje się z niego wypchnąć.

Wyobrażam sobie, że ta odporność i stabilność Grodzkiej musi być dla prawicy szczególnie trudna do zniesienia. Niechby chociaż, w ramach publicznej kary, zaczęła się jąkać, chodziła w za dużych, nietwarzowych prochowcach z postawionym kołnierzem, chowała się w jakichś brudnych kątach, gdy już konieczność zmusi ją do przebywania wśród ludzi. Ale nie. Jak na złość wydaje się ludzka, przez wielu bardzo lubiana i chyba przynależy nawet do świata relacji emocjonalnych, nieustannie pokazując się w otoczeniu Lalki Podobińskiej, której też – z bliżej nieznanych przyczyn – nie udaje się zniechęcić do roli przyjaciółki. To wszystko razem wzięte musi rodzić pytanie o źródło mocy. Gdzie też ono bije? Skąd bierze się siła transseksualnej posłanki?

Odpowiedź nasuwa się sama. Musi chodzić o penisa, którego Grodzka skrywa pod warstwą kobiecych fatałaszków. To jego obecność daje polityczną wytrwałość.

Kobiety nie mają w tym biznesie żadnego znaczenia, nawet Kopacz sterowana jest na pilota z Brukseli. Siła Grodzkiej nie może pochodzić z żadnego innego źródła poza jednym: tak naprawdę jest facetem.

Transseksualiści nie istnieją. Istnieje tylko penis i trzeba jego istnienie wykazać. Skoro nie udało się Grodzkiej za jego amputację ostatecznie skarcić i należycie pohańbić, to prosty dowód, że on musi tam dalej być. Pokazać penisa!

Rzecz jest warta każdej ceny, bo wiadomo, o co toczy się gra. Grodzka, niczym Jej Ekscelencja z Seksmisji Machulskiego, zmierza przecież po władzę. A gdy ją zdobędzie, zamachnie się na penisy wszystkich wkoło, oszczędzając jedynie własny – to już wszystko widzieliśmy na filmie. Trzeba więc w porę udowodnić, że te „cyganie cycki” są tylko doprawione. To projekt polityczny, nie żaden żywy człowiek.

Tym samym niezależnie od wyników dziennikarskich śledztw, dociekań i rozważań – Grodzkiej należy się kara. Jeśli ucięła – musi poznać siłę męskiego gniewu za zamach na organ, który niczym najwyższe wyróżnienie przypadł jej w udziale, a którego noszenia odmówiła. Jeśli zaś go sobie zostawiła, popełniła zbrodnię równie wielką, przykrywając swą godność spódnicami. A mężczyźni, co wiemy nie od dziś, godnie noszą spodnie. Świętości prosimy nie szargać.

Dlatego prawica z najwyższą powagą pyta: gdzie jest penis Anny Grodzkiej? I tym pytaniem zabrzmij nasza Polsko, od Bałtyku aż po Tatry. W tym pytaniu jest godność i duma każdego Polaka, nadzieja i radość każdej Polki.

Trawestując piękne słowa świętej pamięci prezydenta: warto jest żyć z penisem, gdy się z penisem urodziło.

*PS. W pierwotnej wersji tekstu słowa pisarki Marii Nurowskiej błędnie przypisałem poetce Ewie Lipskiej. Obie panie przepraszam za pomyłkę. Pytanie „Gdzie jest głowa Gerogija Gongadze” było tytułem wywiadu z Maria Nurowską opublikowanego przez „Rzeczpospolitą” 1 lutego 2003 roku.

Czytaj także:
Anna Grodzka: Społeczeństwo, głupcze [rozmowa]

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Janiszewski
Jakub Janiszewski
Dziennikarz, reporter
Dziennikarz radia Tok FM. Ukończył Wydział Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie. Dziennikarstwem zajmuje się od 1999 roku. Współpracuje z „Gazetą Wyborczą”, gdzie publikuje reportaże i wywiady. W 2006 opisał historię czterech młodych kobiet zakażonych wirusem HIV przez Simona Mola - znanego działacza na rzecz imigrantów. Wkrótce potem zajął się innym tematem powiązanym z HIV - polityką narkotykową. W swoich audycjach próbuje pokazać problematykę społeczną w kontekście systemu legislacyjnego i praw człowieka. Był nominowany do nagrody Mediatory 2006.
Zamknij