Kiedy wybuchła wojna, pojechałem na granicę polsko-ukraińską. Mój biegły rosyjski bardzo się przydał, kiedy na ziemi niczyjej stała karetka, a lekarze nie mogli się dogadać z rodzicami, żeby dowiedzieć się, co jęczący z bólu dzieciak zjadł.
Po polskiej stronie termosy z kawą, ciepłe koce, darmowy transport do dowolnego miasta w kraju. Ale zanim tu dotrą, ukraińska straż graniczna każe im „czekaty”, po polsku czekać, po rosyjsku „żdat’” Jak widać, nasze języki są bliższe sobie.
Mimo to najczęściej przydaje się rosyjski właśnie. Niektórzy stoją w kolejce do Polski dobę i więcej. Ukraińcy ze skrupulatnością dopełniają procedur. A nasi? Ograniczają się do powitania i machnięcia ręką. Przechodzić.
W Ukrainie dokonała się wielka zmiana pokoleniowa. Rosja jej nie zauważyła
czytaj także
Pierwsi uciekli ci, którzy mogli ograniczyć się do wzięcia złotej karty kredytowej. Wsiedli w drogie samochody i już tu byli. Ci, których cały dobytek był w mieszkaniu, mieli większe trudności, aby porzucić „wszystko, co mieli”. Dziadkowie, mimo ryzyka, zostawali najczęściej.
Ukraina, ten najbiedniejszy kraj w Europie, już przed wojną zdążyła nam przysłać dwa miliony pracowników. I bardzośmy z nich zadowoleni. Na portalach ekonomiści dyskutowali o tym, kto przechwyci Ukraińców, bo wszędzie w regionie zaczęło brakować rąk do pracy. Ale nawet ułatwienia w Niemczech nie sprawiły, żeby wyjeżdżali tam masowo z Polski. Tu nie mają praktycznie większej bariery językowej czy kulturowej. I do domu bliżej.
Kiedy Rosja napadła na Ukrainę, Rusłan, który pracował na złomowisku pod Warszawą, ściągnął żonę Galinę i czwórkę dzieci do siebie. I tak razem mieszkają na złomowisku w pomieszczeniu dawniej biurowym. Nasze wolontariuszki pomogły im się zgłosić do odpowiednich urzędów po pomoc. Niepełnosprawne dziecko jest codziennie odbierane i odwożone na terapię przez miejski busik. A na samym początku dobrzy ludzie przekazali kilka tysięcy zapomogi. Już wkrótce rodzina wprowadzi się do wynajętego mieszkania, które Rusłan po godzinach remontuje.
Czy pomyśleliście kiedyś o tym, że co dziesiąty mieszkaniec Polski to uchodźca albo cudzoziemiec? Część uciekła wcześniej przed biedą, głównie mężczyźni, a część, po wybuchu wojny, przed bombami. To w większości matki z dziećmi.
Zdawałoby się, że taki masowy napływ ludności z sąsiedniego kraju sprawi wielkie kłopoty i wywoła powszechne nastroje sprzeciwu i niezadowolenia. Są tacy, którzy zwracają uwagę, że Ukraińcy zmniejszają siłę przetargową naszych pracowników wobec pracodawców. Tylko że o dumpingu rzadko może być mowa, gdyż wcześniej miliony młodych Polaków wyemigrowało za chlebem na Zachód, co w połączeniu z niżem demograficznym sprawiło, że mamy jeden z najniższych w UE wskaźników bezrobocia.
Zauważyłem, że Ukraińcy nie są skłonni, by się dać wyzyskiwać. Wydają się nawet bardziej asertywni od naszych. Kiedy na budowie szef nie płaci, pierwsi schodzą z niej Ukraińcy, podczas gdy polscy pracownicy czekają nie wiadomo na co. Od związkowców portugalskich dowiedziałem się, że swego czasu napływ „świeżej krwi” z Ukrainy dał ożywczy impuls ruchowi zawodowemu w tym kraju.
Marina mieszka u nas w biurze od kilku miesięcy. W odruchu solidarności remontem biura i przystosowaniem go dla uchodźców zajmowało się ok. dwudziestu młodych wolontariuszy. Nasza działaczka Mirka spotkała Marinę pod sklepem, jak stała z karteczką, że potrzebuje schronienia dla siebie i dzieci. Poprzednio mieszkała na Wilanowie, w luksusowym apartamencie pewnych ludzi, którym się jednak znudziło.
Marina śpiewa, gra na gitarze i pięknie maluje w ludowe wzory różne sprzęty kuchenne, deski, łyżki itp. Mirka sama pracuje w pomocy społecznej, opiekując się starszymi, samotnymi osobami. Wciągnęła do tej pracy Marinę, która świetnie się sprawdza. Zwłaszcza że po kilku wyjazdach zarobkowych do naszego kraju nieźle włada polskim.
W jednym z trzech pomieszczeń naszej siedziby nadal udzielamy pomocy potrzebującym. Przewalają się tłumy. Wciąż przychodzą młodzi, którzy starają się pomóc naszym gościom. I choć zapał do pomagania nie jest już taki jak na początku, chętni do rozwiązywania problemów z nauką dzieci, zdrowiem, wreszcie problemu mieszkaniowego wciąż są.
Napływ uchodźców najbardziej dał się we znaki osobom, które próbują wynająć coś na wolnym rynku. Zwiększony popyt sprawił, że ceny jeszcze bardziej podskoczyły. Mieszkania są dzielone już nie tylko na odrębne pokoje, ale i na łóżka. Przy czym koszt jednego miejsca do spania w Warszawie wynosi już kilkaset złotych.
czytaj także
Krążą oczywiście legendy o tym, jak to Ukraińcy dostają od ręki mieszkania, na które na próżno czekali latami Polacy. Jednak zbyt wielu widuję przybyszów stłoczonych na piętrowych pryczach w lokalach zamienionych w coś w rodzaju cel więziennych, aby w te plotki wierzyć. Na porządku dziennym jest wynajmowanie niewielkiego mieszkania przez dwie rodziny z licznym potomstwem. Faktem jest, że od czasu wybuchu wojny w Ukrainie mieszkań w Polsce nie przybyło, a potencjalnych lokatorów owszem.
Wśród osób niezamożnych zdarzają się tacy, którym w głowie się nie mieści, że przybysze od razu dostali zapomogi, zasiłki na dzieci, na których wprowadzenie my tu w Polsce czekaliśmy od początku transformacji. Uważają, że to niesprawiedliwe. Nie potrafią zrozumieć tego, co się tam na Wschodzie stało, że właśnie zawaliło się życie milionów ludzi, którzy zostawili wszystko i uciekli do Polski.
Nastroje antyukraińskie są wciąż wyrażane półgębkiem, nieśmiało. Ci niechętni nie mówią „Ukraińcy” tylko „Ukraina”. „Wszędzie znowu ta Ukraina”. Wielki szacunek budzi w Polakach wszystkich klas fakt, że Ukraińcy wyróżniają się pracowitością. To zresztą cecha dość powszechna wśród migrantów zarobkowych. Podobną gorliwością w pracy wykazują się Polacy na Zachodzie.
czytaj także
Stoję w kolejce w supermarkecie na warszawskim Okęciu. Za mną stoją dwaj mężczyźni w burnusach (sikkhowie), a kasjerka pyta, czy chcę „drugu torbu”. Kiedy wychodzę z marketu, widzę sklep tureckiego rzeźnika Mustafy, knajpę wietnamską Little Saigon. Kiedy zamawiam jedzenie do domu, przywozi mi je na skuterze uprzejmy Pakistańczyk, a do sprzątania czy remontu domu, takiego porządnego i fachowego, poleca się Ukraińców. Multikulti stało się w Polsce faktem.
Tylko jak długo oni u nas zostaną? Na razie na ich obecności i legalnej pracy zyskał Fundusz Ubezpieczeń Społecznych. Ukraińskie składki w istotnym stopniu zasiliły system. Kiedy i jak wielka część imigrantów stanie się ukraińską mniejszością narodową w Polsce? Czy będą się asymilować, czy zachowają odrębność kulturową i językową? A może już wkrótce doczekamy się ukraińskich radnych, posłów i posłanek? Tak jak drzewiej bywało?
To jednak nie takie proste. Rosyjska agresja przyspieszyła krystalizację świadomości narodowej. Przed wojną Marina rozmawiała z dziećmi po rosyjsku. Teraz już tylko po ukraińsku. Bo tak chcą dzieci. Los milionów obywateli Ukrainy, których najpierw bieda, a potem wojna do nas przygnały, zależy również od tego, jak szybko ta wojna się zakończy i jaka będzie Ukraina po wojnie. Żeby powstały warunki do powrotu, Ukraińcy muszą rozprawić się najpierw z armią rosyjską, a potem jeszcze z własnymi oligarchami, żeby móc sprawiedliwiej niż Polacy podzielić dochód narodowy.