Kraj

Fajnokonserwatyzm Trzeciej Drogi może być groźniejszy niż ten pisowski

Rzepliński, Kosiniak, Hołownia czy Zoll nie uprawiają konserwatyzmu walczącego, jak ten pisowski. Wiedzą, że Ordo Iuris jest głośne, ale łatwo się przeciwko niemu symbolicznie zorganizować. Trudniej się zorganizować przeciwko wpływom cichego Opus Dei.

Pisowski konserwatyzm, który nie tolerował niczego poza twardą linią jędraszewskiego Kościoła, odszedł na chwilę w cień. Ale zanim wygasły pierwsze okrzyki zachwytu nad zmianą, ci, którzy chcieli Polski faktycznie (a nie tylko deklaratywnie) bardziej tolerancyjnej, otwartej, po prostu Polski dla wszystkich, musieli poczuć niesmak.

Oto przedstawiciel PSL stwierdził, że jego partia nie poprze liberalizacji przepisów antyaborcyjnych. Lewica ustami Anny Marii Żukowskiej próbowała coś tam protestować, a Tusk taktownie milczał, zajadając się pizzą w Jagodnie. Potem okazało się, że w umowie koalicyjnej jest o prawach kobiet i osób LGBTQ bardzo niewiele. Nic o rozszerzeniu definicji gwałtu, żadnych konkretów w sprawie przeciwdziałania przemocy wobec kobiet, o ustawie w sprawie tranzycji nie wspominając.

Marszałek Hołownia rozpoczął kampanię prezydencką

Powrót do rzekomego „kompromisu” aborcyjnego oraz karanie za mowę nienawiści – to jedyne drobne, które Hołownia z Kosiniakiem wysypali ze swojego portfela. Nie dorzucili nawet związków partnerskich, choć nawet Andrzej Duda miał sugerować, że coś na kształt statusu osoby najbliższej w sprawach urzędowych mogłoby przejść. Tymczasem, jak stwierdził jeden z posłów PSL, wystarczy przecież notariusz.

Kwestie praw kobiet i osób LGBTQ nie okazały się dość istotne dla Lewicy, by chciała za nie umierać. Nie chce też umierać za socjal, który – poza kilkoma łatwymi do zbycia ogólnikami – został w umowie koalicyjnej pominięty. Jedynie partia Razem rzuciła papierami, ale też nie do końca, bo jednak zapowiada, że poprze rząd, dostając mało znaczące stanowisko wicemarszałkini Senatu.

Być może więc pora sobie uświadomić, że jest gorzej, niż się zapowiadało.

Na kogo gra Andrzej Duda?

PiS potrafił krzywdzić ludzi swoim konfrontacyjnym fundamentalizmem. Ale owa konfrontacyjność sprawiała, że rósł opór. Coraz więcej kobiet czuło potrzebę walki, coraz więcej osób chciało wyjść na ulicę. Aż zorganizowano ogromne protesty. Ba, zmuszono nawet Tuska do deklaracji w sprawie aborcji.

Gdy władza się zmienia, a języczkiem u wagi stają się Hołownia i PSL, przychodzi czas fajnokonserwatyzmu. W ciągu kilku dni prawa kobiet i osób LGBTQ utopiono we łzach powszechnego wzruszenia po wspólnym zwycięstwie. Nie czas na to, gdy trzeba rozliczać PiS z innych, ważniejszych spraw. Szymon taki miły, taka nowa jakość (nowy marszałek zrobi nawet swój podcast!), a Kosiniak został z nami, choć mógł przecież przyjąć zaproszenie PiS-u. Kochajmy się! I nie psujmy tego sporami, bo znowu będą się za nas wstydzić za granicą.

Fajnokonserwatyzm jest niebezpieczny, bo chce mniej więcej tego samego co konserwatyzm pisowski, ale mówi to innymi, cieplejszymi słowami. Przecież wyrok Trybunału Przyłębskiej nie był nawet pomysłem Kaczyńskiego, ale radykalnej frakcji na prawicy. Kaczyński przez lata wstrzymywał Przyłębską przed rozpatrzeniem wniosku Kai Godek, na co ta ostatnia ciągle się skarżyła. Aż w końcu przehandlował prawa kobiet za kolejną ustawę.

W tym sensie Kaczyński niewiele się różni od Hołowni czy Kosiniaka: wszyscy wyznają linię Kościoła katolickiego. Tę samą linię wyznawał prof. Zoll czy prof. Rzepliński – przecież piekło kobiet w szpitalach jest pokłosiem wyroku o klauzuli sumienia z czasów tego drugiego. Rzepliński nie tylko odebrał order za zasługi od Kościoła, ale protestujące kobiety nazwał „hołotą”.

Tyle że Rzepliński, Kosiniak, Hołownia czy Zoll nie uprawiają konserwatyzmu walczącego, jak ten pisowski. Wiedzą, że Ordo Iuris jest głośne, ale łatwo się przeciwko niemu symbolicznie zorganizować. Trudniej się zorganizować przeciwko wpływom cichego Opus Dei.

Fajnokonserwatyzm jest groźniejszy nie tylko przez swój bardziej uładzony język i obyczaje, ale przez to, jak traktują go jego rzekomi przeciwnicy. Gdy Kaczyński, Czarnek czy ktokolwiek ze Zjednoczonej Prawicy mówi coś niefajnego o związkach partnerskich, słyszymy gromkie „jebać PiS!”. Gdy to samo, grzeczniejszym językiem, mówi ktoś z PSL, wtedy Krzysztof Gawkowski z Lewicy tłumaczy, że „nie chcemy łamać kręgosłupa panu Kosiniakowi”. Jak widać kręgosłup pana Kosiniaka dla przedstawiciela Lewicy jest ważniejszy niż prawa kobiet.

Duda jako aspirujący lider opozycji, premier jako pierwszy eurosceptyk

Fajnokonserwatyzm jest groźniejszy także dlatego, że teraz jest „nasz”. W podziale na obóz PiS i resztę demokratycznej opozycji fajnokonserwatyści znaleźli się nagle w „naszym”, antypisowskim obozie. Łatwiej, o wiele łatwiej, jest krytykować obóz wroga, wytykać mu błędy, atakować go i wychodzić na ulicę. Ale z atakowaniem „naszych” będzie problem. W tym plemiennym podziale szybko dostaje się łatkę najpierw malkontenta, a potem zdrajcy.

Z kolei antypisowskie media, przyzwyczajone, że każda wypowiedź pisowca to skandal, nie będą atakowały nowej władzy, z którą mniej lub bardziej sympatyzują. Prędzej uderzą w tych, co robią „disco pod pałacem w Boże Ciało”, czyli w aktywistki. Szykowany na pierwsze trzy miesiące pakiet ratunkowy dla osób LGBT+ jeszcze mieści się w minimum, na które taktycznie zgadza się fajnokonserwatyzm nowej władzy. Ale nic ponadto. Przecież za pasem wybory samorządowe, co powie ksiądz z ambony?

Chciałbym się mylić. Chciałbym, aby Hołownia i PSL zrozumieli, że tam, na dole, wśród wyborców, coś się jednak zmieniło. Że trwanie w uniwersum lat 90. jest dla wielu niestrawne. Chciałbym, aby Tusk spełnił obietnicę związków partnerskich, którą składa od co najmniej 12 lat. Na razie jednak marszałek senior Sawicki mówi o Lewicy składającej samodzielne projekty w sprawie aborcji, że „chodzi im o to, aby mieć paliwo ideologiczne”. I tym razem nikt przeciwko temu językowi nie protestuje. Wiadomo, może i Sawicki to konserwatysta, ale przecież fajny, bo niepisowski. Nie można mu łamać kręgosłupa.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij