Sutowski: To błąd, że Razem nie wejdzie do rządu Tuska

W piątek poznaliśmy umowę koalicyjną podpisaną przez Tuska, Hołownię, Czarzastego, Kosiniaka-Kamysza i Biedronia. Podpisu przedstawiciela albo przedstawicielki Razem pod dokumentem nie ma.
partia Razem
Magda Biejat i Adrian Zandberg z Razem. Fot. FB/@partiarazem

Brak wpływu na pracę resortów to pozbawienie się najważniejszego narzędzia wpływu na polityki publiczne w ogóle.

Partia Razem nie wejdzie do rządu Donalda Tuska. W piątek poznaliśmy umowę koalicyjną podpisaną przez Tuska, Hołownię, Czarzastego, Kosiniaka-Kamysza i Biedronia. Podpisu przedstawiciela albo przedstawicielki Razem pod dokumentem nie ma.

„Rada Krajowa Lewicy Razem, po zapoznaniu się z wynikiem negocjacji programowych, upoważniła posłów Razem do głosu za wotum zaufania dla rządu. Rada podjęła także decyzję o tym, że Razem nie wejdzie do rządu. Decyzja została podjęta przygniatającą większością głosów, przy 4 głosach wstrzymujących” czytamy w oświadczeniu Razem.

Decyzję Lewicy Razem o niewejściu do rządu uważam za błąd – z kilku powodów.

Po pierwsze, przez kolejne półtora i więcej roku polityka sprawcza bezpośrednio będzie toczyła się w rządzie – wcielana w życie pod postacią rozporządzeń, zarządzeń i innych instrumentów poniżej poziomu ustawy. Wszystko, co jakkolwiek „radykalne”, a często po prostu zdroworozsądkowe, a czego życzyliby sobie uchwalić w formie ustawy polityczki i wyborczynie partii Razem i tak uwali im prezydent, kropka. W tej sytuacji brak wpływu na pracę resortów – tę codzienną, drobiazgową dłubaninę w „technikaliach”, które do wyborów prezydenckich będą znaczyć bardzo wiele – to pozbawienie się najważniejszego narzędzia wpływu na polityki publiczne w ogóle.

Po drugie, część polityki – zwłaszcza w obszarach lewicę najbardziej interesujących, a pominiętych w umowie koalicyjnej – rozstrzygać się będzie na ulicy. Jeśli Polki i Polacy zechcą licznie zamanifestować sprzeciw wobec zachowawczej polityki i nacisnąć Tuska, by nacisnął Kosiniaka – razemici na pewno na tych ulicach będą i oby czerpali z nich siłę (i sami, synergicznie, dodali siły ulicy). Tyle że jej niebycie w rządzie nie będzie miało żadnego dla wiarygodności polityczek znaczenia (skoro i tak rząd popierają).

No chyba że Razem w ogóle przestanie rząd popierać, ale wtedy partia zostanie rozjechana walcem drogowym przez własnych wyborców i z radością zeskrobana z drogi przez Cezarych Michalskich i Tomaszów Lisów naszej sfery publicznej.

Po trzecie, podział na lewicę krytykującą i lewicę rządzącą (copyright by Maciej Gdula) będzie sprzyjał zbliżeniu tej drugiej do obozu „szerokiego centrum”, być może z tendencją do wchłonięcia przez nowoczesnego, obywatelskiego Wieloryba. Tej pierwszej z kolei grozi status pariasa w mediach głównego nurtu (bo wiecie, TVP nie stanie się raczej polską BBC, choć zapewne przestanie być Fox Newsem do kwadratu; TVN – podobnie. You know, what I mean. Jeśli podział się pogłębi, zupełnie osłabnie „lewicujący” wpływ Razem na kolegów i koleżanki z dawnej Wiosny i SLD, za to wzrośnie tendencja do pryncypialnych aktów strzelistych zupełnie osobnego już Razem. A grunt dla tendencji rozłamowych jest, niestety żyzny – żalów i pretensji wzajemnych po wyborach nie brakuje.

Po czwarte, rząd i okolice to także instytuty, agencje, ośrodki, w których produkuje się wiedzę ekspercką, organizuje wpływ na społeczeństwo, uzyskuje sieci kontaktów, zatrudnia (tak!) ludzi do robienia różnych rzeczy, także tych dobrych i potrzebnych. Domniemywam, że niewejście do rządu oznacza utratę istotnej części tych zasobów – a biorąc pod uwagę, z czyjej listy razemici startowali, za dużo innych nie mają. W warunkach polskiej polityki to wiązanie sobie rąk, względnie włożenie sobie samemu cegieł do plecaka.

I po piąte wreszcie – zakładam, że gdyby Razem weszło do rządu, za tym cholernym, memogennym stołem, gdzie pięciu chłopa w marynarkach parafowało umowę koalicyjną, siedziałaby Magda Biejat. A nie usiadła i to bardzo źle dla rządu, Magdy Biejat i partii Razem też.

Nie będą spekulować o powodach tej decyzji – mam tylko podejrzenie, że ci sami, którzy na taki kierunek naciskali, na dłuższą metę są najmniej pewnym i godnym zaufania sojusznikiem może najlepszych kandydatek na posłanki i posłów, jacy zdobyli mandaty w tych wyborach.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij