Przemysław Witkowski

PKP też wstanie z kolan. Oto nasze propozycje nowych nazw dla pociągów

Jeśli PKP nie może po prostu dojeżdżać na czas, nie śmierdzieć moczem, nie zdzierać za bilety jak za zboże, to niech chociaż dworcowe megafony i tablice odjazdów i przyjazdów uczą prawdziwie polskiej postawy i wzmacniają w narodzie ducha i godność.

Polskie państwo wstaje z kolan. Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz, ni dzieci nam seksualizował. Nie będzie lewactwo zatruwać naszych najmłodszych jakąś tam historią powszechną, skoro to Polska jest ich ojczyzną. W końcu twarda narodowa prawda może być pieśnią śpiewaną przez wszystkich obywateli. Do tego zgodnego chóru powinny jednak dołączyć w końcu instytucje państwowe, które jeszcze do niedawna były siedliskiem występku i zgrozy. Pociągi.

Już rok temu poseł Kukiz’15, Adam „Kilometrówka” Andruszkiewicz pytał zasadnie: „Czemu nazwy pociągów PKP promują okultyzm i pogaństwo?” Kto jak kto, ale deputowany, który zjeździł 40 tys. kilometrów polskich dróg bez samochodu i prawa jazdy, a mimo to pobierał ryczałt na paliwo z sejmu, musi coś wiedzieć o wpływie na umysł ludzki nazw wysłuchiwanych na stacjach.

Zdaniem „Kilometrówki” Andruszkiewicza wysłuchiwanie z megafonów nazw „Aurora” i „Broniewski” miało nakłaniać do komunizmu. „Osterwa” do wolnomularstwa, „Świętopełk”, „Czcibór”, „Dionizos” i „Bachus” do pogaństwa, a szczecińska „Sedina” do okultyzmu. Test na polskość i katolickość przeszły zaś u niego bez problemów „Uszatek” i „Deyna”. Wiadomo, nie wolno dopuścić, by ktoś, zasugerowawszy się nazwą pociągu, chwycił nieopatrznie za książkę znanej lesbijki Konopnickiej czy lewaka Żeleńskiego. Nie można też ryzykować, ze przejazd składem Bachus zwróci czyjeś zainteresowania w stronę pogaństwa czy okultyzmu.

Czas na patriotyczne pociągi

Dla rządu Beaty Szydło, po paszportowym sukcesie naszej dyplomacji, kiedy zdołaliśmy za jednym razem obrazić Litwinów i Ukraińców, nadszedł czas na wprowadzenie w życie kolejnych interpelacji prawicowych naciągaczy i nacjonalistów. PKP Intercity będzie więc zmieniać nazwy pociągom, by promować kulturę i historię Polski.

TVKler24

W pierwszej partii nazewnictwa polskich składów kolejowych wyklęta i umierająca za sprawę „Inka” wysłała na bezrobocie nieumierającą za sprawę „Oleńkę” z „Potopu” Sienkiewicza, bohaterski pociąg „Pilecki” zastąpił anonimową rzekę „Sołę”, a militarny skład „Kutrzeba” dekadenta i pijaka „Przybyszewskiego”. Za abortera „Boya-Żeleńskiego” patronką mianowano „Pomarańczarkę”, a endek „Haller” szturmem wyparł pogańską „Calipso”. Zaskakiwała nieco zmiana z króla „Łokietka” na „Podkowińskiego”, ale może decydowały względy walki z gender – w końcu król uchodził kiedyś z Krakowa przed Czechami w damskim przebraniu. Tchórz to i transwestyta, więc może i dobrze, że już nie będzie Polakom w głowach mącił.

Dość pogaństwa i regionalizmów. Niech „Bandera” odjedzie z peronu pierwszego

Znów jednak – za mało, za słabo, znów narodowa rewolucja nie idzie tam, gdzie bije samo serce suwerena. Dlaczego pozwolić na zgubne regionalizmy, kiedy Polska jako całość jest jednością i z jedności tej czerpie swoją siłę?

Niech teraz PKP wstanie z kolan. Jeśli nie może po prostu dojeżdżać na czas, nie śmierdzieć moczem i nie zdzierać za bilety jak za zboże, to niech chociaż dworcowe megafony czy tablice odjazdów i przyjazdów uczą prawdziwie polskiej postawy i wzmacniają w narodzie ducha i godność. Mamy już rozbuchaną politykę historyczną w szkołach, pora na kolej.

Czemu rząd, który wbrew ekspertom i ekologom nie boi się wycinać drzew z pierwotnej puszczy, nie przejmuje się tysiącami protestujących ludzi i jest w stanie naubliżać wszystkim sojusznikom, lęka się zademonstrowania prawdziwej mocy symbolicznej, kiedy przychodzi do tak ważkiej sprawy, jak nazwy składów pociągów?

Nie wystarczy wyplenić pogaństwo i komunę z nazewnictwa. Prawdziwa „dobra zmiana” nadejdzie dopiero, kiedy damy szansę zaistnieć prawdziwie narodowym i bogobojnym nazwom. Co prawda wśród nazw, które oferuje w nowym plebiscycie PKP, pojawia się „Pobożny”, „Hubal”, „Grunwald”, „Kresowiak” i „Warszyc”, ale także tak zgubne regionalizmy, jak „Gzik”, „Oscypek”, nie mówiąc już o pogańskim „Gople” czy (wiadomo jakim) „Rubinsteinie”.

Czas zabrać się za porządki w sferze symbolicznej, zwłaszcza w regionach, i powstrzymać czekający nas niechybnie separatyzm prowincji. Pora na takie nazwy składów, które pokażą siłę i moc nadwiślańskiego Imperium Lechitów. Które wskażą Mazurom, Ślązakom i Kaszubom, kto jest prawdziwym polskim ovelordem.

Czas postawić na tytulaturę, która uczciwie pokazuje najlepsze patriotyczne tradycje polskich regionów: katolickie, narodowe, mocne. Do Kielc niech jeżdżą „Scyzoryk” i „Pogrom”. Do Krakowa bezwarunkowo „Andrzej Duda” i „Maczeta”. Do Białegostoku „Biała siła” i „Miała matka syna”. Do Torunia „Ojciec Dyrektor” i „Trwam”. Do Gdańska „Amber Gold”. Do Terespola „Bandera”. Zakopane niech obsługuje „Goralenvolk”, a Wrocław „Szaber”, „Potop” i „Narodowe Odrodzenie Polski”. Pociąg do Łodzi niech nazywa się zgodnie z ostatnim duchem akceptacji Hitlera na prawicy – „Litzmannstadt”. Aby pokazać wszem i wobec, co sądzimy o ukrytej opcji niemieckiej do Opola, nich wlecze się tam „V Kolumna”. A do Katowic „Zagłębie”.

Darth Tusk

Czemu jednak zatrzymać się w zmienianiu nazw tylko na liniach krajowych? Linie do Wilna niech obsługuje „Żeligowski”, a do Lwowa niech jeżdżą „Orlęta”. Do Pragi koniecznie „Chrobry” a do Berlina „Drzymała”. Nie obędzie się bez składu „Wojtyła” do Rzymu i „Sikorski” do Londynu. „Smoleńsk” pojedzie do Moskwy. Koniecznie też „Kordecki” do Sztokholmu, „Jałta” do Londynu i „Adolf” do Monachium. Do Bukaresztu zaś można by się było dostać, tradycyjnie, przez „Zaleszczyki”.

Po tych korektach, pozostaną już tylko drobnostki. „InterCity” powinno nazywać się „MiędzyGród”. Pierwszą klasę trzeba będzie nazwać „Ludzkie Pany”, a drugą „Gorszy Sort”. A na biletach – znając niezawodność polskich kolei, ich punktualność i bezwypadkowość – nadrukować memento: „Zwycięzco Śmierci Piekła i Szatana, módl się za nami”, albo chociaż „Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie”.

Wszyscy jesteśmy zombi

czytaj także

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Przemysław Witkowski
Przemysław Witkowski
Historyk idei, badacz ekstremizmów politycznych
Przemysław Witkowski – poeta, dziennikarz i publicysta; dwukrotny stypendysta Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu; absolwent stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Wrocławskim; doktor nauk humanistycznych w zakresie nauk o polityce; opublikował „Lekkie czasy ciężkich chorób” (2009); „Preparaty” (2010); „Taniec i akwizycja” (2017), jego wiersze tłumaczono na angielski, czeski, francuski, serbski, słowacki, węgierski i ukraiński.
Zamknij