Żeby mogli odkładać na emeryturę, Polacy muszą więcej zarabiać.
W zeszłym tygodniu dostałem raport Fundacji Kronenberga przy Citi Handlowy i TNS Polska (październik 2013) pt. Postawy Polaków wobec oszczędzania. To bardzo ciekawy materiał. Ciekawy szczególnie w kontekście planowanych zmian w systemie emerytalnym i coraz większej świadomości tego, że emerytury z przyjętego w 1999 roku systemu emerytalnego (bez znaczenia, czy z OFE czy bez) będą bardzo niskie. Dla wielu wręcz głodowe.
Bardzo niepokoi to, że grupa Polaków, która wydaje wszystko, co zarobi lub nawet więcej (wtedy oczywiście pożycza) i żyje „od pierwszego do pierwszego”, to aż 62 procent ankietowanych. Można założyć, że wśród odpowiedzi „trudno powiedzieć” też znajdziemy takich Polaków. Wniosek jest więc prosty – 2/3 Polaków nie może nawet marzyć o oszczędzaniu. Tylko 10 procent poza bieżącymi wydatkami w każdym miesiącu odkłada pewną sumę pieniędzy. Jak pisze się w raporcie, „tylko 11 procent Polaków niebędących jeszcze na emeryturze odkłada pieniądze z myślą o niej”.
Nie może więc dziwić, że „…temat emerytur jest nadal obojętny dla Polaków – mniej Polaków niż w latach poprzednich odkłada na emeryturę, mimo silnego przekonania, że emerytura będzie niższa od obecnego uposażenia”. Poza tym nawet jeśli Polak odkłada pieniądze, to ma bardzo krótki horyzont czasowy takich oszczędności. W 2012 roku 2/3 Polaków oszczędzało, mając na uwadze horyzont maksymalnie trzyletni. O okresie powyżej dziesięciu lat myślało 3 procent.
Jak widać, nie zostaliśmy nauczeni, że procent składany jest potężną bronią dającą niezwykłe rezultaty. Poniżej dla nieprzekonanych Czytelników mały test pokazujący siłę procentu składanego. Załóżmy, że po studiach (dla uproszenie mając 25 lat) zaczynamy odkładać po 200 złotych miesięcznie, a oprocentowanie roczne to 5 procent. Odkładamy tak do emerytury, czyli przez 42 lata. Ile zbierzemy na koniec tego okresu?* (odpowiedź na końcu, żeby można było się zabawić). Oczywiście to są dane bez inflacji, ale najpewniej ze wzrostem inflacji i zarobków będziemy z czasem wpłacali więcej niż 200 złotych.
Załóżmy jednak, że Polak ma wystarczające zarobki, żeby oszczędzać. Pytanie, czy potrafi to robić. Tutaj włosy na głowie podnosi to, że Polacy nie potrafią liczyć. W sumie nie można się dziwić, skoro dopiero od niedawna matematyka powróciła na egzamin maturalny. Poza tym w wielu środowiskach modne i pożądane jest opowiadanie, że jest się bardzo słabym z matematyki. Wręcz jest to powód do dumy. Tymczasem, jeśli jest się słabym za matematyki, to jest się też słabym z logiki. A jeśli jest się słabym z logiki, to nie można być nawet porządnym krytykiem literackim, nie mówiąc już o innych zawodach, gdzie logika jest niezbędna.
W badaniu przeprowadzonym przez Fundację Kronenberga przy Citi Handlowy na pytanie: „Proszę sobie wyobrazić, że zaciąga Pan(i) kredyt gotówkowy na 18 miesięcy w wysokości 1000 zł oprocentowany na 10% w skali roku. Jaką kwotę będzie musiał Pan(i) zapłacić”, prawidłowo odpowiedziało 24 procent badanych. Tyle samo odpowiedziało „trudno powiedzieć”, a niewiele mniej (16 procent) „Nie da się tego określić w momencie zaciągania kredytu”. Czy to nie jest prawdziwa tragedia (to nie za duże słowo)? Czy można się dziwić, że Polacy tak łatwo ulegają różnym „ambergoldom”?
W ich sidła może wpaść jednak niewielu Polaków, bo w 2013 roku tylko 6 procent z nich inwestowało swojej nadwyżki kapitałowe. To blisko o połowę mniej niż w latach 2012 i 2011. Spadek wynika zapewne ze skutków kryzysu. Ci, którzy inwestowali, kierowali się w podejmowaniu decyzji dość dziwnymi radami. Otóż 53 procent ludzi ufa w kwestii lokowania oszczędności jedynie sobie lub najbliższej rodzinie. Zadziwiająco mało ufa osobom pracującym w instytucjach finansowych (10 procent). Nic dziwnego, że w raporcie czytamy, iż „można postawić hipotezę, że wszelkiego rodzaju akcje edukacyjne w tym zakresie wymagają pracy u podstaw i kształtowania postaw od najmłodszych lat”.
Będąc pracownikiem sektora finansowego, dodałbym jeszcze to, że instytucje finansowe muszą znacznie zwiększyć wymagania dotyczące etyki zawodowej pracowników, którzy mają kontakt z klientami. Jak widać, jest bardzo dużo do zrobienia. Powinniśmy (sektor finansowy) dążyć do tego, żeby pozbyć się piętna, którym naznaczyły nas właśnie przypadki typu Amber Gold, czy w skali globalnej piramida Madoffa. To jednak wniosek z własnego poletka.
Wniosek generalny jest jeden: po to, żeby mogli odkładać na emeryturę, Polacy muszą więcej zarabiać.
I nie jest to truizm i nieosiągalne marzenie. W ciągu ostatnich dwudziestu lat wydajność pracy wzrosła (jak podaje dr hab. Maria Drozdowicz-Bieć ze Szkoły Głównej) w Polsce 2,5-krotnie, a każde 4 procent wzrostu wydajności oznaczało jedynie 1 procent wzrostu wynagrodzeń. Nie jest więc tak, że to przedsiębiorcy są w Polsce niedoceniani. Niedoceniani są przede wszystkim pracownicy.
* Odpowiedź na zadanie z tekstu: wpłacilibyśmy 100 800 złotych, a dostalibyśmy na końcu 333 346 złotych.