Piotr Kuczyński

Nowa nomenklatura nie żałuje sobie wynagrodzeń

Niedawno media obiegła informacja o kolejnych wynaturzeniach systemu wynagradzania urzędników unijnych. Okazało się, że szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton będzie po zakończeniu kadencji w październiku 2014 roku przez trzy lata otrzymywała rocznie równowartość około 650 tys. złotych. Ma to być „przejściowy zasiłek”. Ta suma stanowi 55 procent obecnie otrzymywanego wynagrodzenia, z czego wynika, że Catherine Ashton otrzymuje równowartość około 100 tysięcy złotych miesięcznie. Urzędnicy unijni oraz eurodeputowani oderwali się od ziemi. Zdecydowanie można stwierdzić, że tworzą nową nomenklaturę.

Wiemy też, że eurodeputowani i urzędnicy unijni zarabiają również lepiej niż dobrze. Tak dzielone nasze pieniądze być nie powinny. Nasze, bo przecież wszystkie te wynagrodzenia są płacone z naszych podatków. Tak, również naszych, bo Polska będąca członkiem Unii Europejskiej też płaci składkę członkowską. Publiczne pieniądze nie powinny być dzielone przez ludzi, którzy sami na tym zyskują. Jeśli inaczej nie można, to przed wyborami do parlamentu europejskiego powinno się obowiązkowo podawać, jakie wynagrodzenia, diety i inne przywileje czekają na eurodeputowanego. Myślę, że wyborcy powinni mieć pełną świadomość, kogo nagradzają milionowymi sumami.

Wynagradzanie z publicznych pieniędzy nie dotyczy oczywiście tylko eurokratów i eurodeputowanych. Niedawno w jednym z komentarzy napisałem, że do osiągnięcia wyników OFE wystarczyłoby kilka osób, a nie 14 funduszy, w których zatrudnienie znajduje wielu ludzi. Poza tym interesujące jest to, że nic lub prawie nic nie wiemy o wynagrodzeniach w OFE. Prawie nic, bo wiemy, że podobno średnie wynagrodzenie członka zarządu wynosi 53 tys. złotych.

Zatrudnienie i płace najwyraźniej objęte są tajemnicą, a przecież te fundusze obracają kapitałami w ramach państwowego systemu emerytalnego. Struktura zatrudnienia, ludzi i ich zarobki nie powinny być zatem tajemnicą. Przy okazji warto wyjaśnić, że nie są to „nasze pieniądze”, o czym w swoim wyroku z 2008 roku przesądził Sąd Najwyższy stwierdzając, że składka emerytalna ma charakter publiczno-prawny, a świadczenie z II filaru jest gwarantowane przez państwo. 

Tematem zainteresowało się Ministerstwo Finansów (mam nadzieję, że przyczyniłem się do tego, opowiadając to, co powyżej piszę, parę dni temu w audycji „EKG” w radiu TOK FM). „Dziennik Gazeta Prawna” z 8 kwietnia 2013 twierdzi, że Ministerstwo Finansów chce jawności i obowiązku składania oświadczeń majątkowych przez członków zarządów i rad nadzorczych powszechnych towarzystw emerytalnych zarządzających OFE.

Ja zadałbym jeszcze parę dodatkowych pytań: jakie są premie, jakie przewidziano odprawy, jak sformułowano klauzulę o zakazie stanowisk? Jeśli składki płyną do OFE przymusowo – bez względu na to, czy mamy na to ochotę, czy nie – a całość systemu gwarantuje państwo, to znaczy, że pracownicy PTE są zatrudniani de facto przez nas, przez podatników. Mamy więc prawo dowiedzieć się, jak są za swoją pracę wynagradzani. Szczególnie, że zyski OFE jedynie w znikomym stopniu (nieznaczącym dla wyniku) zależą od zysku dla przyszłego emeryta. 

W głównym medialnym nurcie panuje przekonanie, że nie powinno się mówić o wynagrodzeniach innych osób. Jeśli ktoś spróbuje powiedzieć, że czyjeś zarobki są za wysokie, to naraża się na zarzut bycia socjalistą i chęć powrotu do ancien régime’u. A przecież niedawno Szwajcarzy, których naprawdę trudno posądzać o sprzyjanie socjalizmowi, w referendum zdecydowanie (67,9 proc.) opowiedzieli się, za ograniczeniem wynagrodzeń kadry menedżerskiej. Ludzie zaczynają się buntować, bo widzą, do czego prowadzi rozwarstwienie społeczne.

Zapanowanie nad tworzeniem się nowej nomenklatury jest trudne nawet wtedy, kiedy mówimy o wynagradzaniu z pieniędzy publicznych, a zapanowanie nad wynagradzaniem w spółkach prywatnych jest wręcz niemożliwe. Kiedy ktoś wspomni o tym ostatnim, główny nurt jest jeszcze bardziej oburzony niż w przypadku ograniczania wynagrodzeń z pieniędzy publicznych. Pada stwierdzenie: „Przecież to firma prywatna i właściciel ma prawo ustalać wynagrodzenie, jak chce”. 

To prawda, ale co wtedy, kiedy właścicielem są fundusze inwestycyjne, rozproszony akcjonariat nie ma nic do powiedzenia, a ludzie z funduszy, zarządów i rad nadzorczych tworzą nową nomenklaturę? Efekty widać szczególnie wyraźnie w USA, gdzie od dawna mówi się o „polityce drzwi obrotowych”. Nawzajem popierające się osoby krążą miedzy spółkami, radami nadzorczymi, polityką. I z każdym kolejnym obrotem ich wynagrodzenia wykładniczo rosną. Nie pozwólmy, żeby to samo działo się w sektorze publicznym. 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Kuczyński
Piotr Kuczyński
Analityk rynku finansowego
Analityk rynku finansowego, główny analityk firmy Xelion. Współautor, razem z Adamem Cymerem, wydanej nakładem Krytyki Politycznej książki "Dość gry pozorów. Młodzi macie głos(y)". Felietonista Krytyki Politycznej.
Zamknij