Piotr Kuczyński

Komputer plus gracz giełdowy równa się krach

Dzisiejsze komputery, nawet bez sztucznej inteligencji, mogą wykreować dramatyczne zjawiska na rynkach finansowych.

Na początku mała prośba – Czytelniku, nie przestrasz się tematyki tego tekstu. Wiem, że finanse i gospodarka to tematy w Polsce hermetyczne (dlatego mamy różne „ambergoldy”), bo polski system edukacji i media przygotowują młodych ludzi do wszystkiego, oprócz normalnego życia. A przecież to właśnie gospodarka najmocniej wpływa na życie większości ludzi.

Co mają rynki finansowe do gospodarki? Warto posłużyć się dwoma cytatami. David Rosenberg, obecnie wiceprezes jednego z działów Merrill Lynch (wchłoniętego po kryzysie przez Bank of America), powiedział parę lat temu, że „dwadzieścia lat temu klient pytał, jak gospodarka może wpłynąć na rynek akcji. Teraz pyta się, jak rynek akcji i nieruchomości może wpłynąć na gospodarkę”. To, niestety, jest prawda. Ogon macha psem.

Jeszcze celniej opisuje sytuację na rynkach Joseph Vogl w swojej książce Widmo kapitału. On mówi, że „ktoś, kto nie ma produktu, nie zamierza go mieć ani nie będzie go miał, sprzedaje ten produkt komuś, kto nie zamierza go kupić ani nie chce go mieć i rzeczywiście go nie dostanie”. Jakże celny opis tego, co dzieje się na rynkach. Czy ktoś kupujący kontrakt na baryłkę ropy naprawdę chce ją kupić? Nie, on chce ją szybko odsprzedać po wyższej cenie.

My, na rynkach finansowych, handlujemy wiatrem, od którego zależy, czy wszystkim będzie się działo lepiej, czy może zaczną głodować.

Nie przesadzam. Podczas kryzysu lat 2007-2009, kiedy rynek akcji już odczuwał jego skutki, fundusze inwestycyjne rzuciły się na surowce. Wtedy to kilkakrotnie (nie przesadzam) zdrożały nie tylko ropa czy miedź, ale również pszenica i ryż (i wiele innych towarów rolnych). Potem w ciągu pół roku wszystko wróciło do normy.

W książkach mówi się, że to podaż i popyt odpowiadają za ceny towarów. Im wyższa podaż, tym niższa cena, im wyższy popyt, tym cena wyższa. Ja od dawna twierdzę, że to nie jest prawda. Określam to, co obecnie obowiązuje na rynkach, mianem „wpływu trzeciego czynnika” – między podaż i popyt wchodzi rynek finansowy (fundusze) i to właśnie ten rynek ustawia ceny. Popyt i podaż po prostu się do ceny ustalonej przez fundusze dopasowują.

W ten sposób zarysowaliśmy bazę do opisania problemu, którym chciałem się tutaj zająć. 6 maja 2010 (mija właśnie pięć lat od tego wydarzenia) na Wall Street doszło do wydarzenia nazwanego flash crash (błyskawiczny krach). W ciągu paru minut indeksy S&P 500, DJIA, NASDAQ spadły po 10 procent, po czym w ciągu kolejnych kilku minut odrobiły 7 punktów procentowych.

Powód tak niezwykłego wydarzenia (można to porównać do zamarznięcia jeziora na Mazurach w sierpniu) był niejasny. Powołano specjalną komisję, której efekty działań były wysoce nieprzekonujące. Mówiono o błędzie „tłustego palca” (ktoś wklepał przez pomyłkę za duże zlecenie sprzedaży), szukano innych powodów. Wszystko na nic.

Dopiero teraz, po pięciu latach, wiemy co się wydarzyło. Wiemy mniej więcej, obawiam się, że wszystkiego długo wiedzieć nie będziemy. Jak dowiadujemy się z agencji informacyjnej Bloomberga za ten mini krach odpowiada Navinder Singh Sarao, mieszkaniec Londynu i anonimowy, samotny gracz giełdowy. Według standardów Wall Street gracz nieco tylko większy niż pospolity day trader (gracz kilka razy w ciągu dnia zmieniający pozycję).

Został aresztowany przez Scotland Yard 21 kwietnia 2015 roku. Postawiono mu 22 zarzuty, m.in. manipulowania rynkami finansowymi. Ten giełdowy gracz w ciągu kilku lat na manipulowaniu rynkami zarobił ponad 40 milionów dolarów. Nie jest ważne, jak to technicznie zrobił, bo opis jego działań rzeczywiście może być mało zrozumiały dla człowieka spoza rynków. Ważne jest, że wykorzystywał dwie rzeczy: systemy komputerowe i handel z wysoką częstotliwością (High-frequency trading – HFT). W dużym uproszczeniu chodzi o to, że szybkie komputery i doskonałe połączenia z giełdami dają możliwość używania komputerowych algorytmów i wymyślnych narzędzi do przeprowadzania błyskawicznych transakcji. Liczy się nawet odległość od terminali giełdowych, bo im bliżej, tym szybszy dostęp.

Tak więc w większości przypadków to nie ludzie handlują na giełdach, lecz komputery. Na amerykańskiej NYSE około 70 procent handlu robione jest właśnie przez komputery. Nawiasem mówiąc, nasza GPW też ma dopuścić ten rodzaj handlu. To właśnie wykorzystał Navinder Singh Sarao. Potrafił tak manipulować rynkiem (w dużym uproszczeniu przez szybki składanie dużych zleceń sprzedaży i błyskawiczne ich wycofywanie), że doprowadził do chwilowego krachu.

Oddział Rezerwy Federalnej z Nowego Jorku już 10 lat temu uprzedzał, że masowe wykorzystywanie komputerów do przeprowadzania automatycznych transakcji może doprowadzić do krachu.

Łatwo sobie wyobrazić, że jeśli komputery będą posługiwały się algorytmami dającymi w podobnych sytuacjach sygnał do sprzedaży, to zbyt łatwo będzie można doprowadzić do sytuacji masowej wyprzedaży akcji (nie tylko akcji – każdego innego instrumentu, którym handluje się na giełdach). Pięć lat po tym ostrzeżeniu zobaczyliśmy jego realizację.

To wydarzenie sprzed pięciu lat stało się impulsem do napisania przez Roberta Harrisa, angielskiego powieściopisarza, dziennikarza i autora licznych bestsellerów, książki „Indeks strachu”. Nie jest zbyt popularna, bo ludzie nie rozumieją, że tak naprawdę opisuje rzeczywistość. A że autor zamiast pana Sarao wykorzystał sztuczną inteligencję? Cóż, to jest przecież nieodległa przyszłość. Okazuje się, że komputery, nawet bez sztucznej inteligencji, potrafią wykreować na współczesnych rynkach finansowych dramatyczne zjawiska.

Pomyślmy, co się stanie, kiedy pojawi się prawdziwa sztuczna inteligencja… A ona z całą pewnością się pojawi, wcześniej niż wielu nam się wydaje. I nie będzie to nic miłego. Nie bez powodu na początku tego roku Bill Gates poparł znanego, sparaliżowanego naukowca Stephena Hawkinga, który twierdzi, że sztuczna inteligencja stanie się niedługo zagrożeniem dla ludzkości. Ale to jest już inna historia.

 

**Dziennik Opinii 124/2015 (908)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Kuczyński
Piotr Kuczyński
Analityk rynku finansowego
Analityk rynku finansowego, główny analityk firmy Xelion. Współautor, razem z Adamem Cymerem, wydanej nakładem Krytyki Politycznej książki "Dość gry pozorów. Młodzi macie głos(y)". Felietonista Krytyki Politycznej.
Zamknij