Piotr Kuczyński

Kiedy politycy śpią, budzą się rynkowe potwory

Po urlopie warto zrobić krótkie podsumowanie sytuacji na rynkach finansowych. Nudne? Może dla pięknoduchów nudne, ale powinni oni zejść na ziemię ze swoich wież z kości słoniowej. Dowiedzieliby się wtedy, że to nie demokracja, której wpływ na losy narodów i pojedynczych obywateli jest coraz mniejszy, nie rządy, a właśnie rynki finansowe rządzą światem. A jakość naszego życia zależy w dużej mierze od gospodarki i ekonomii. 

We współczesnym świecie, w którym zamiast informacji dostajemy infotainment – czyli mieszankę tabloidu z (czasem tylko) poważnymi informacjami – warto czasem spojrzeć na to, co się naprawdę liczy. Proszę jednak nie zakładać, że taka sytuacja, w której rynki zastępują rządy i demokrację, mnie się podoba. Nie znaczy to jednak, że mam zamykać oczy na to, co wokół siebie widzę. A widzę sporo, bo przecież pracuję w sektorze, który rządzi. 

Na rynkach finansowych nastroje od początku roku były wręcz szampańskie. W końcu stycznia rynek amerykański nadal za wszelką cenę chciał pokonania szczytów wszech czasów przez S&P 500 i DJIA. Styczeń był dla Wall Street najlepszy od 1994 roku. Powiedzenie „jaki styczeń, taki cały rok” umacniało siłę byków. Nastroje są szampańskie od 4 lat, mimo że w gospodarce realnej sytuacja stawała się z każdym rokiem gorsza. Czy może być lepszy dowód na to, że rynki oderwały się od realnej gospodarki, a giełdy przestały być jej barometrem? To nie gospodarka wpływa na giełdy – to giełdy wpływają na gospodarkę.

Oczekiwałem tego, że w lutym pojawi się strach przed wyborami we Włoszech i rzeczywiście się pojawił, ale na razie dla rynków niewiele z tego wynika, mimo że sytuacja jest groźna. Lud Wolności, partia Silvio Berlusconiego, znacznie zbliżyła się w sondażach do Partii Demokratycznej. Berlusconi obiecywał obniżki części podatków, co groziło zwiększeniem deficytu i zadłużenia Włoch. Nieoczekiwanie wynurzył się też czarny łabędź w postaci oskarżenia Partii Ludowej, premiera Hiszpanii Mariano Rajoya, o posługiwanie się nielegalnymi funduszami. 

Jednak dopóki we Włoszech po wyborach (24–25 lutego) nie dojdzie do zmiany polityki rządu w sprawie cięć i oszczędności budżetowych, a w Hiszpanii tłumy nie obalą rządu (ma bezwzględne poparcie w parlamencie, a do wyborów daleko) to rynki takimi drobnostkami jak nielegalne finansowanie czy możliwy powrót niepoważnego polityka do władzy przejmować się nie będą. Taka ich specyfika. 

W USA sytuacja była jeszcze lepsza. Kongres i Biały Dom zaakceptowały republikański projekt przedłużenia zdolności pożyczkowych USA o trzy miesiące. Departament Skarbu mógłby się w tym czasie zadłużać, mimo że USA przekroczyłyby ustalony przez Kongres limit zadłużenia (16,4 bln USD). Dzięki temu posunięciu problem wróci dopiero latem, bo do połowy kwietnia Departament Skarbu zgromadzi środki wystarczające do lipca. 

Zagrożeniem było jednak to, że co prawda na przełomie roku udało się uniknąć podwyższenia podatków dla wszystkich Amerykanów (jedna z części finansowego klifu, który groził Ameryce), ale pozostała jeszcze druga cześć tego klifu – automatyczne cięcie wydatków. Miało ono wejść w życie z końcem grudnia 2012 roku, ale Amerykanie są specjalistami od przesuwania decyzji i dlatego też mają zacząć działać dopiero z końcem lutego. 

W orędziu o stanie państwa (12 lutego 2013) prezydent Obama wyraźnie zapowiedział, że będzie do maksimum wykorzystywał swoje prerogatywy. Zdecydowanie opowiedział się za zwiększeniem przychodów państwa (podwyżka podatków dla bogatych) oraz za podniesieniem do 2015 roku minimalnej płacy z 7,25 do 9 USD za godzinę. Było to swoiste rzucenie rękawicy Republikanom. Niedawno prezydent zapowiedział przedstawienie pakietu krótkoterminowych rozwiązań budżetowych mających znowu opóźnić automatyczne cięcia wydatków, ale teraz może mieć z tym problem. 

Jak widać, problemów w realnym życiu jest bardzo dużo. Zagrożenia są nadal olbrzymie, a zadłużenie państw wcale się nie zmniejsza. Jednak spokój panujący na rynkach finansowych i hossa na rynkach akcji usypiają polityków. Skoro pieniądze wychodzą z bezpiecznych aktywów (obligacje USA i Niemiec, frank szwajcarski, złoto) i szukają bardziej ryzykownych, a przez to i zyskownych inwestycji (akcje, surowce inne niż złoto), to dlaczego politycy mieliby się niepokoić? Wprowadzenie reform integrujących strefę euro i UE zdecydowanie zeszło na plan dalszy. I to właśnie bezczynność polityków jest największym zagrożeniem dla rynków finansowych, a przez to i dla nas wszystkich.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Kuczyński
Piotr Kuczyński
Analityk rynku finansowego
Analityk rynku finansowego, główny analityk firmy Xelion. Współautor, razem z Adamem Cymerem, wydanej nakładem Krytyki Politycznej książki "Dość gry pozorów. Młodzi macie głos(y)". Felietonista Krytyki Politycznej.
Zamknij