Piotr Kuczyński

Główny nurt zakręca, ale politycy wciąż nie potrafią liczyć

Na szczęście prawie wszyscy dostrzegają już rzeczywistość, w której to ogon (rynki finansowe) macha psem (demokratycznie wybranymi rządami).

Kampania wyborcza ma swoje plusy i minusy. Minusy są bardziej widoczne, bo jest ich więcej i bardziej biją po oczach. Są nimi wszelakie nieracjonalne obietnice i bezsensowne wypowiedzi – o przykładach napiszę poniżej. Plusami jest to, że rozpoczęła się dyskusja nad wieloma sprawami, które leżały odłogiem i tylko od czasu do czasu, gdzieś na marginesie, ktoś coś na ten temat coś wspominał.

Dla mnie takim sztandarowym plusem jest dyskusja, która rozpętała się po udzieleniu w lipcu przez Marka Belkę, prezesa NBP, trzech wywiadów. Dwa wywiady pojawiły się w „Gazecie Wyborczej”, a trzeciego profesor Belka udzielił redaktor Justynie Pochanke w Faktach po Faktach. Czytając wywiady czy słuchając odpowiedzi udzielanej redaktor Pochanke miałem wrażenie, że tezy prezentowane przez profesora Belkę są dokładnie takimi samymi tezami, które ja prezentowałem już wiele lat temu.

Jeśli Marek Belka mówi w wywiadzie przeprowadzonym przez Witolda Gadomskiego („Ogona macha psem” – „GW” z 25. lipca 2015), że „coraz wyraźniejszy staje się konflikt między obecną gospodarką rynkową a demokratycznymi państwami. Kapitał finansowy zaczyna podporządkowywać sobie państwa” – to przecież ja mówię to samo od lat i nawet przytaczam te same przykłady, o których mówi Marek Belka (wymian premierów w Europie Południowej pod wpływem nacisku rynków).

I nie chodzi o to, że ja coś wiedziałem wcześniej. To nie jest prawda – wiedzieli to wszyscy ludzie, którzy zajmują się rynkami i gospodarką. Tyle tylko, że bardzo niewielu o tym mówiło, a teraz tak prominentna osoba, jaką jest z pewnością prezes NBP i profesor ekonomii, nie ma problemu ze stawianiem takiej tezy.

To sygnalizuje, że główny nurt zaczyna dostrzegać rzeczywistość, w której naprawdę tytułowy ogon (rynki finansowe) macha psem (demokratycznie wybranymi rządami).

W tych wywiadach prezesa NBP więcej jest zresztą interesujących (i słusznych według mnie) tez, ale forma felietonu nie pozwala na ich rozwinięcie. Można tylko wspomnieć o tym, że według profesora Belki podatki w Polsce są niskie i nie należy ich obniżać – za to należy je inaczej skonstruować tak, żeby więcej pieniędzy dostawali ubodzy Polacy. Uważa on też, że płace w Polsce są za niskie, ale nie wskazuje drogi do ich podniesienia (w każdym razie nie chodzi mu o to, żeby rząd je podnosił).

To zresztą jest dość nowy nurt w ekonomii, który określany jest na świecie akronimem WLG (wage-led growth – wzrost napędzany płacami). Nowy, ale bardzo oczywisty i zdecydowanie keynesowski. Szczególnie w dużych i średnich narodach prawda jest bowiem taka, że mój koszt pracy netto jest twoim zyskiem, a twój moim. Dobrze opłacani pracownicy robią zakupy, które napędzają wzrost gospodarczy, pomagając wszystkim. A biedniejsi ludzie wydają wszystko, co zarabiają i dlatego bardziej opłaca się dać 10.000 ludzi 100 złotych niż jednemu milion.

Na drugą nóżkę był w tym samym numerze wywiad tego samego redaktora z profesorem Janem Winieckim (pod znamiennym tytułem „Cięcia krzepią”), którego poglądy są skrajnie wolnorynkowe i dla którego Jeffrey Sachs jest „trzeciorzędnym kaznodzieją”, a tym, co pisze Thomas Piketty, nie ma sensu się przejmować, bo „jego dość prosta, by nie rzec – prostacka – oparta na jednej zależności teoria została podważona przez wielu ekonomistów”. Na pytanie o dominację rynków finansowych nad realną gospodarką profesor Winiecki odpowiada dość wykrętnie. Mówiąc o polityce taniego pieniądza nie omieszkał też powiedzieć, że „znowu swoją rączkę majsterkowicza przykład do tego państwo”.

Zdecydowanie i od dawna z tym, co mówi profesor Winiecki się nie zgadzam, ale nie to jest istotne – istotne jest to, że wreszcie trwa dyskusja. Szkoda tylko, że olbrzymia większość Polaków w tej dyskusji nie uczestniczy, bo po prostu nie rozumieją oni, o czym ona jest. Wydaje im się, że mowa jest o rzeczach trudnych do zrozumienia i niemających wpływu na ich życie, a przecież to ani nie są trudne problemy ani wpływ rynków na życie przeciętnego Polaka nie jest mały.

Takim przykładem braku zrozumienia przez społeczeństwo ekonomicznego problemu jest sprawa SKOK-ów. Ostatnio media obiegły informacje z posiedzenia sejmowej podkomisji finansów badających sytuację sektora SKOK. Okazało się, że według komisji sytuacja ta jest dramatyczna, a minister finansów Mateusz Szczurek porównywał nawet ten sektor do piramidy finansowej (to ryzykowna wypowiedź, bo może doprowadzić do lawinowego wycofywanie depozytów).

Oczywiste jest, że to, co działo się w SKOK-ach, kosztowało już każdego Polaka (nawet niemowlaka) jak obliczyła posłanka Joanna Mucha, ponad 80 złotych (3,2 mld złotych wypłacone z BFG), a będzie kosztowało więcej. Społeczeństwo się jednak nie buntuje. Dlaczego? Dlatego, że nie rozumie problemu. Inna byłaby sytuacja gdyby SKOK-i nie były objęte nadzorem KNF, a depozyty nie byłyby chronione przez BFG.

Tłumy ludzi stojące u bram upadłych instytucji zrobiłyby na Polakach kolosalne wrażenie. Nie ma tłumów – nie ma problemu.

Ludzie nie rozumieją też tego, co szykują nam politycy uderzając w sektor bankowy. W tej sprawie proszę wziąć pod uwagę, że pracuję dla sektora bankowego (Xelion jest w grupie Unicredit), więc mogę być nieobiektywny.

Szykowana na premiera pani Beata Szydło zapowiedziała niedawno, że podatek od aktywów bankowych ma wynosić 0,39 proc. Policzono to i wyszło, że żeby utrzymać wskaźnik C/Z na poziomie sprzed takich propozycji ceny akcji banków powinny spaść o 30-50 procent. Nic dziwnego, że rzeczywiście ze strachu już spadały. Propozycje Platformy Obywatelskiej dotyczące pomocy dla zadłużonych w walutach kredytobiorców też się do spadków przyczyniły.

Nie pomógł też bohater pierwszej części felietonu. Marek Belka w Sejmie stwierdził, że w związku z planami polityków m.in. co do wprowadzenia podatku bankowego, przewalutowania kredytów we frankach szwajcarskich oraz rosnących opłat na Fundusz Gwarancyjny, banki powinny wstrzymać się z wypłatą dywidendy i przeznaczyć zyski na zwiększanie bufora kapitałowego. Powiedział też, że „te wszystkie pomysły naraz […] mogłyby banki wykoleić”.

Problem w tym, że ludzie często mają problemy z matematyką. Propozycja PO to zysk banków mniejszy o około 9,5 mld złotych (w ciągu trzech lat). Propozycja przewalutowania forowana dotychczas przez prezydenta elekta (po kursie z dnia umowy) to około 40-50 mld złotych. Podatek bankowy to około 6-7 mld złotych. Zysk banków w tym roku będzie zapewne zbliżony do 15 mld złotych. W najgorszym przypadku „wstrętne” banki stracą około 50-60 mld złotych.

I co nam obiecują politycy? Ano to, że nawet jeden grosz nie pójdzie na pomoc dla frankowiczów z budżetu, że podatek bankowy będzie dla społeczeństwa korzystny. Naprawdę? Pamiętacie państwo, co to jest podatek CIT? Tak, podatek od zysku z działalności gospodarczej w wysokości 19 procent. Banki oczywiście i to bardzo solidnie go płacą. Niedawno poseł Beata Szydło powiedział, że SKOK-i nie byłyby obciążone podatkiem od aktywów, „bo płacą podatki w Polsce” (sic!) – do chwili obecnej nie wiem, czy pani poseł naprawdę tak myśli, czy świadomie mówiła coś, co sugerowało, że banki nie płacą w Polsce podatku.

Co z tego wynika? Otóż to, że 50 mld złotych mniejszy zysk banków to mniej o 9,5 mld złotych w finansach publicznych (19 proc. z 50 mld). Dochodzą jeszcze podatki od wypłacanych dywidend i same dywidendy (skarb państwa jest przecież udziałowcem w PKO BP czy w BGK i otrzymuje z nich dywidendy). Można więc mówić, że z różnego rodzaju tytułów, z powodu uderzenia w banki, finansom publicznym zabraknie kilkanaście miliardów złotych, czyli ponad 300 złotych na każdego Polaka. Podatek bankowy na pokrycie tego ubytku nie wystarczy. Trzeba będzie podnosić podatki albo mocniej zadłużać państwo. Nie mówiąc już o tym, że banki ograniczą akcję kredytową, co uderzy w gospodarkę i rynek pracy. Czasem warto pomyśleć zanim się coś zrobi…

 

**Dziennik Opinii nr 215/2015 (999)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Kuczyński
Piotr Kuczyński
Analityk rynku finansowego
Analityk rynku finansowego, główny analityk firmy Xelion. Współautor, razem z Adamem Cymerem, wydanej nakładem Krytyki Politycznej książki "Dość gry pozorów. Młodzi macie głos(y)". Felietonista Krytyki Politycznej.
Zamknij