Piotr Kuczyński

Dubaj – fantasy city

Podczas świątecznej przerwy spędziłem turystycznie kilka dni w Dubaju. Chciałem osobiście zobaczyć, na czym polega jego fenomen. Fenomen miasta, które wszystko musi mieć największe i najdziwniejsze.  Już przy lądowaniu zwracają uwagę sztuczne wyspy w kształcie palm – jedna taka palma (najmniejsza) jest zabudowana i zamieszkana (Palma Jumeirah). Jest też sztuczny świat (odwzorowanie kontynentów i państw) zbudowany ze sztucznych wysp, które można kupić i zabudować (Palm World).

Architektura tego dziwnego miasta zdaje się żywcem ściągnięta na pustynię z jakiejś powieści science fiction – hotel Burj al Arab (Wieża Araba) w kształcie żagla zbudowany na sztucznej wsypie czy najwyższy budynek świata (828 m) Burj Khalifa (Wieża Kalifa) o niesamowitym kształcie. Jest też wiele innych pięknych wieżowców, których kształty (choćby tego, który skręca się wokół swojej osi) są wręcz nie do wyobrażenia.

Dubaj latem jest podobno nie do życia (temperatura dochodzi do 50 stopni w cieniu), w zimie jest lepiej – mniej więcej tak jak u nas latem, ale bez deszczu. Potworne temperatury panujące tu w letnie miesiące prowadzą do tego, że wszystko jest klimatyzowane – nawet wielokilometrowe tunele łączące stacje metra z olbrzymimi centrami handlowymi za pomocą ruchomych chodników. Dubaj to miasto potwór, w którym na spacer można pójść chyba tylko w przepięknej marinie z 11 kilometrową linią brzegową (oczywiście utworzoną sztucznie). 

Centra handlowe to osobny temat. Niektóre o bardzo pięknej architekturze (Madinat Jumeirah). Inne, potężne, szokują swoimi atrakcjami. W Mall of the Emirates (600 tys. m2) kupujący widzą przez wielopiętrową szybę 400-metrowy stok narciarski z wyciągiem krzesełkowym. Na zewnątrz 50 stopni, a w środku minus 4 stopnie. Wystarczy wejść do środka i już lato zamieniasz w zimę. Dwa razy większy i największy na świecie jest The Dubai Mall (1,124 mln m2). Tam atrakcjami są potężne akwarium i wspaniałe fontanny. Podczas pokazu woda z nich momentami tryska na 150 m w górę. 

Wszystko to połączone przez dwie linie nadziemnego metra kierowanego wyłącznie przez komputery. Widoki z tego metra są niezwykłe, ale dopiero z góry widać, jakie to miasto. Lecieliśmy nad Dubajem hydroplanem, dzięki czemu widzieliśmy wdzierającą się w miasto pustynię, ale widzieliśmy też willowe osiedla zbudowane w zielonej dzielnicy z weneckimi kanałami. W mieście zbudowanym na pustyni to widok dość niezwykły. 

Jako państwo (monarchia absolutna) Dubaj jest też czymś na pograniczu starożytnego Rzymu (białe szaty jego obywateli wzmagają to odczucie) i współczesnego miasta – symbolu społeczeństwa konsumpcyjnego. Tak jak w starożytnym Rzymie istnieje klasa uprzywilejowana – obywateli Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Na ponad 8 mln mieszkańców jest ich podobno kilkanaście procent. Tylko oni mogą posiadać nieruchomości (oprócz bardzo ograniczonych obszarów dostępnych nie-obywatelom). Oni też muszą być współwłaścicielami firm prowadzonych przez nie-obywateli. 

Zarabiają więc na wynajmie nieruchomości i udzielaniu się jako współwłaściciele firm. Poza tym dba o nich emir (po ślubie na zagospodarowanie dostają równowartość około 100 tys. złotych – przyjemnie, prawda?). W mieście nie ma żebraków i nie ma bezrobocia. Obywatele z założenie muszą mieć środki do życia, a cała reszta, jeśli nie ma (najczęściej nędznie wynagradzanej) pracy, musi się z ZEA wynosić.

Dziwny kraj, dziwne miasto. Ale jeszcze bardziej dziwne są jego finanse. Zapewne już mało kto pamięta, co działo się w listopadzie i grudniu 2009 roku. Wtedy to państwowa spółka – olbrzym Dubai World poprosiła o wydłużenie terminu spłaty 26 miliardów dolarów długu. Problemy Dubai World w dużej części wynikały z zadłużenia jej spółki córki, dewelopera, Nakheel. To właśnie Nakheel buduje te wszystkie sztuczne wyspy. 

Wtedy to tylko pomoc emiratu Abu Zabi (Abu Dhabi), który pożyczył 10 miliardów dolarów, pozwoliła Dubajowi uniknąć bankructwa. Emirat Abu Zabi jest zdecydowanie mniej szalony niż Dubaj, ale za to najbogatszy. Tam rządzi ropa. W Dubaju ropa to tylko kilka procent PKB. Reszta to turystyka, handel i finanse. Nikt nie wie, jakie jest prawdziwe zadłużenie Dubaju. Mówi się, że z pewnością nie mniejsze niż 80 miliardów dolarów, a najpewniej dobrze ponad 100 miliardów. 

Niewiele? Niekoniecznie, bo jest to zadłużenie wyższe od PKB tego emiratu. Gdyby to był kraj Unii Europejskiej, to spekulanci już dawno by jego obligacje zaatakowali. Podobno w 2014 roku do spłaty długów potrzeba będzie 46 miliardów dolarów. Będzie to czas próby dla Dubaju i jego ambitnych, ogarniętych manią wielkości władców. Jeden z emirów, założycieli ZEA, podobno mawiał: moi przodkowie poruszali się na wielbłądach, ja przemieszczałem się rolls-royce’em, mój syn jeździ land roverem, jego syn też będzie jeździł land roverem, ale jego syn będzie poruszał się na wielbłądzie… 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Kuczyński
Piotr Kuczyński
Analityk rynku finansowego
Analityk rynku finansowego, główny analityk firmy Xelion. Współautor, razem z Adamem Cymerem, wydanej nakładem Krytyki Politycznej książki "Dość gry pozorów. Młodzi macie głos(y)". Felietonista Krytyki Politycznej.
Zamknij