Kaja Puto

Polski folwark zabija. Nie tylko Ukraińców

Kaja Puto. Fot. Jakub Szafrański

Państwo polskie jest bezsilne wobec folwarczno-feudalnych stosunków pracy w polskich firmach, a politycy obojętni na prawa pracowników.

Pewnie kojarzycie tę sprawę sprzed kilku miesięcy: 36-letni Ukrainiec Wasyl C. zasłabł podczas pracy na czarno w firmie stolarskiej nieopodal Nowego Tomyśla. Jej właścicielka, Grażyna F., zabroniła pracownikom wzywać karetkę i wyprosiła ich z zakładu pracy, a koledze ofiary, Serhijowi H., który próbował Wasyla reanimować, kazała załadować go do bagażnika. Następnie wywiozła go do lasu w okolicach Wągrowca, ok. 100 kilometrów od siedziby firmy. Mężczyzna zmarł w wyniku niewydolności krążeniowej, a jego ciało znalazł jakiś czas później leśniczy.

Martwy ukraiński pracownik w bagażniku polskiego gównoprzedsiębiorcy

TVN 24 donosi, że prokuratura sformułowała parę dni temu akt oskarżenia: Grażynie F. zarzucono, że nie udzieliła Wasylowi C. niezbędnej pomocy w chwili bezpośredniego zagrożenia jego życia, przez co nieumyślnie doprowadziła do śmierci swojego pracownika. Kobieta nie przyznaje się do winy i twierdzi, że Wasyl C. już nie żył.

Serhijowi H. zarzucono natomiast utrudnianie postępowania karnego poprzez pomoc w zacieraniu śladów przestępstwa. Obojgu oskarżonym grozi od 3 miesięcy do 5 lat więzienia, przy czym – jak twierdzi prokurator – w przypadku Serhija sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary: pracownik został bowiem zaszantażowany przez Grażynę F. i obawiał się deportacji (również pracował na czarno) oraz miał za swoją pracę nie otrzymać wypłaty.

Nie będę się rozwodzić nad postawą Grażyny F. – nie od dziś wiemy, że ludzie są zdolni do potworności. Cała ta sytuacja – od zatrudniania pracowników na czarno, przez szantaż na koledze denata, aż po wywiezienie zwłok do lasu – odzwierciedla znane od lat patologie polskich firm, które dotykają również polskich pracowników. Obcokrajowcy zatrudnieni nielegalnie są jednak w tej folwarcznej hierarchii najniżej: w świetle prawa bowiem jakiekolwiek domaganie się praw może skończyć się deportacją.

Trudno policzyć cudzoziemskich pracowników, którzy pracują w Polsce bez zezwolenia. W szczycie sezonu ich liczbę szacować można nawet na setki tysięcy. Na czarny rynek obcokrajowców spycha przede wszystkim niewydolna polska biurokracja: każda zmiana pracodawcy wiąże się z koniecznością wyrobienia nowych dokumentów, na które w kolejkach trzeba czekać miesiącami, a w tym czasie nie wolno legalnie pracować. A wielu obcokrajowców pracodawcę „zmienia” tuż po przyjeździe do kraju, ponieważ mimo zaostrzenia przepisów wciąż kwitnie handel fikcyjnymi oświadczeniami, pozwalającymi m.in. Ukraińcom na wjazd do Polski.

Leder: Relacja folwarczna

Polscy pracodawcy chętnie korzystają z tej sytuacji – dostają tańszych pracowników, którzy najprawdopodobniej w żadnej sprawie nie udadzą się na policję; najczęściej ich też nie szkolą ani nie zapewniają bezpieczeństwa pracy. Części pracowników sezonowych też to na początku pasuje – przyjechali przecież do Polski na parę miesięcy, żeby jak najwięcej sobie odłożyć, a nie użerać się z polskimi urzędami. Tylko czasem dochodzi do tragedii takiej jak ta Wasyla C.

Akurat tej winna jest paskudna postawa Grażyny F., winne jest dziurawe, niezdolne do skutecznego egzekwowania własnych przepisów państwo oraz schizofreniczna polityka migracyjna rządu. Ale nie wygląda na to, żeby Polak miał zmądrzeć po szkodzie. Tym bardziej że sprawa Wasyla C. nie jest pierwszą tego rodzaju: zatrudnieni na czarno Ukraińcy tracili już w Polsce rękę i byli porzucani z udarem na przystanku.

Wolny rynek wyżyma pracownika jak mokrą szmatę

Adwokat Piotr Grochowski z kancelarii BDO Legal Łatała i Wspólnicy, z którym rozmawiałam o sprawie Wasyla C., uważa, że w obliczu znanych faktów prokuratura mogła potraktować Grażynę F. zbyt łagodnie. – Na podstawie wiedzy z doniesień medialnych nie można mówić o nieumyślnym spowodowaniu śmierci – sądzi Grochowski. – Prokurator ma podstawy, by postawić zarzut zabójstwa poprzez zaniechanie udzielenia pomocy przez zobowiązanego do tego pracodawcę, a przy tym popełnionego z zamiarem co najmniej ewentualnym.

Z kolei w zeszłym roku, w sprawie pracownicy porzuconej na przystanku (do której jednak pracodawca wezwał później karetkę, podając się za przypadkowego świadka), sąd pierwszej instancji… warunkowo umorzył sprawę (później trafiła ona do Sądu Okręgowego w Poznaniu).

Nawet jednak jeśli szczegóły znane prokuraturze i sądowi nie pozwoliły na sformułowanie innego aktu oskarżenia (w przypadku Wasyla C.) ani wydanie innego wyroku (w przypadku kobiety na przystanku), wychodzi na to, że w polskim państwie można pomiatać życiem i zdrowiem cudzoziemskich (i nie tylko) pracowników niemal bezkarnie.

Wskazuje na to również nieskuteczność kontroli pracodawców: PIP nie kontroluje wszystkich z urzędu, obcokrajowcy boją się zgłaszać własne sprawy w obawie przed deportacją, a poza tym mimo niedawnego podwyższenia kara za zatrudnianie na czarno (wynosi ona obecnie od 1 do 30 tys. zł) nie odstrasza to co bogatszych firm.

Nieszczególnie zainteresowała się sprawą również tzw. sfera publiczna: mainstreamowi politycy, w tym ci opozycyjni, unikają tematu cudzoziemców w Polsce. Na temat Wasyla C. powstały świetne artykuły (jak. np. Piotra Żytnickiego i Ludmiły Anannikovej), ale co najmniej drugie tyle potraktowało sprawę sensacyjnie, a nawet grając na antyimigrancką nutę („Newsweek” zatytułował – dobry skądinąd – tekst swojej autorki Wasyl Czornej nie żyje, bo pracował na czarno. W ten sposób może zarabiać ponad milion osób). Liberalna twitterowa bańka z kolei spekulowała, czy aby szefowa Wasyla nie jest wielką zwolenniczką PiS. Faktycznie, kluczowa sprawa.

Na wysokości zadania stanęło natomiast polskie społeczeństwo, które szybko zebrało – w zbiórce zorganizowanej przez byłego Konsula Honorowego Ukrainy w Wielkopolsce Witolda Horowskiego – ponad pół miliona złotych na rentę dla zamieszkałych na Ukrainie bezrobotnej wdowy i trójki dzieci zmarłego.

Bardziej opłaca się wynająć Polaka niż kupić robota [rozmowa]

Ten zryw empatii nie rozwiązuje jednak głównego problemu. A jest nim bezsilność państwa wobec folwarczno-feudalnych stosunków pracy w polskich firmach i obojętność polityków na prawa pracowników lub ich tchórzostwo wobec rozpętanej przez PiS ksenofobii. Miejmy nadzieję, że nowe, lewicowe twarze w Sejmie zdobędą się w tej sprawie na odwagę.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kaja Puto
Kaja Puto
Reportażystka, felietonistka
Dziennikarka i redaktorka zajmująca się tematyką Europy Wschodniej, migracji i nacjonalizmu. Współpracuje z mediami polskimi i zagranicznymi jako freelancerka. Związana z Krytyką Polityczną, stowarzyszeniem reporterów Rekolektyw i stowarzyszeniem n-ost – The Network for Reporting on Eastern Europe. Absolwentka MISH UJ, studiowała też w Berlinie i Tbilisi. W latach 2015-2018 wiceprezeska wydawnictwa Ha!art.
Zamknij