Kapitalizm, nie tylko cyfrowy, popycha nas do granic biologicznej wytrzymałości.

Kapitalizm, nie tylko cyfrowy, popycha nas do granic biologicznej wytrzymałości.
Leszek Balcerowicz proponuje ścięcie wydatków publicznych do poziomu najbiedniejszych krajów Afryki. Co może pójść nie tak?
W opowieści słynnego intelektualisty mamy wybór tylko między technokratyczną władzą miliarderów a zbrodniczą dyktaturą. Czegoś tu brakuje.
Gdyby tylko ludzie mieli odpowiednią wiedzę, to większość konfliktów społecznych zostałaby rozwiązana, prawda? Nie.
Dopóki głosujemy tylko portfelem, wciąż będziemy się zadręczać, od którego reżimu kupować ropę i gaz.
Bańka zachodniego poczucia bezpieczeństwa została przekłuta. Przenika do nas ten sam rodzaj niepewności, który dotąd znali głównie mieszkańcy globalnego Południa.
Najgłupszą rzeczą, jaką można w tej chwili zrobić, byłoby sprezentowanie skrajnej prawicy argumentu, że transformacja energetyczna odbywa się kosztem najsłabszych.
Podobno żyjemy w erze wielkich innowacji. Jednak wynalazki Jeffów Bezosów i Elonów Musków tego świata do złudzenia przypominają XIX-wieczny kapitalizm.
Kto tu jest niepoważny: Greta Thunberg i młodzież strajkująca dla klimatu czy wsłuchani w głos lobbystów panowie w gabinetach?
Nie, Unia Europejska czy też „bogaty Zachód” nie narzucają wcale Polsce zbyt szybkiego tempa reform klimatycznych. Jest dokładnie na odwrót.
Demonstracje KOD-u, obrona sądów, Strajk Kobiet, strajk nauczycieli, strajki klimatyczne, a wreszcie strajk pracowników i pracownic ochrony zdrowia… I co, nic? Niekoniecznie.
Tam, gdzie walczą potężne emocje i interesy klasowe, nigdy nie wygra ten, kto recytuje dane statystyczne. Tak, lewico, to do ciebie.