Dla jednych prezydent Isajas to bezkompromisowy rewolucjonista i spartański wizjoner. Dla innych człowiek, który zamienił kraj w więzienie. Zrobią wszystko, by uciec. Dokądkolwiek. Wielu trafia na polsko-białoruską granicę.
Morze twarzy aż po horyzont. On pośrodku. Spłowiała koszula z krótkim rękawem, czapka z daszkiem, przeciwsłoneczne okulary. Żadnej ochrony. Albo inny obraz. Idą całą szerokością ulicy. Wszędzie uśmiechy. On pośrodku. Wyróżnia się wzrostem. Obok inny prezydent i reszta delegacji. Zdjęcia, uściski dłoni. Zatrzymują się w jednej z kawiarni. Erytrea AD 2024, jedno z najbardziej tajemniczych i strategicznie ważnych państw świata
czytaj także
On – nie trzeba więcej. Państwo to ja – słowa Ludwika XIV jeszcze nigdy nie brzmiały tak adekwatne. Prezydent Isajas Afewerki i Erytrea to jedno. Nie ma wyborów. Były zaplanowane na 2001 rok, ale wciąż się nie odbyły. On sam stoi na czele kraju od ponad trzech dekad też nie w wyniku wyborów powszechnych, a decyzją Zgromadzenia Narodowego. Kraj nie ma budżetu. Konstytucja powstała w 1997 roku, ale dotąd nie weszła w życie. Prezydent w rozmowie z niemieckim dyplomatą w 2008 roku powiedział, że cieszy się dobrym zdrowiem i może rządzić kolejnych 40 lub 50 lat. Miał wtedy 62.
Ten, do którego przychodzą
Pierwsze zdjęcie przedstawia zakończenie roku szkolnego w obozie Sawa. Tam młodzi ludzie z całego kraju spędzają ostatni rok szkoły średniej. W ten sposób wchodzą w system. Pozostaną w wojsku praktycznie na zawsze. Choć oficjalnie służba wojskowa obejmuje wszystkich, również kobiety, „tylko” do 40. roku życia. Jeśli uzyskali dobre oceny, zostaną skierowani do dalszej nauki w innym miejscu. Jeśli nie szło im w szkole, mogą trafić do pracy w kamieniołomach, przy budowie dróg i tam. Po kilkanaście godzin, sześć dni w tygodniu. Ale będą w systemie, co wiąże się z prawem do zakupu podstawowej żywności w cenach znacznie niższych niż rynkowe. Za sprzeciw wobec służby: więzienie. Nawet na kilkanaście lat. Bez wyroku. Wiele młodych osób, głównie nastoletnich, decyduje się na ucieczkę z kraju. Samotnie podróżujący małoletni to ponad 40 proc. erytrejskich uchodźców. Coraz częściej trafiają na polsko-białoruską granicę.
Nowa władza kontynuuje łamanie prawa. Robi na granicy to samo co PiS [rozmowa]
czytaj także
Drugie zdjęcie mogło zostać zrobione podczas jakiejś oficjalnej wizyty, na przykład prezydenta Kenii Williama Ruto. Widać, że prezydent Isajas jest w swoim żywiole. Świat zachodni chciałby go karać izolacją i sankcjami, ale to właśnie do niego przyjeżdżają inni przywódcy, gdy potrzebują wsparcia. A może to wizyta prezydenta Somalii Hassana Szejka Mohamuda, który odwiedził stołeczną Asmarę już cztery razy w tym roku. Na początku października dołączył do niego prezydent Egiptu Abd al-Fattah as-Sisi. Oficjalnie spotkanie trzech przywódców dotyczyło jedynie współpracy w regionie. Somalia, Egipt i Erytrea mają bardzo napięte relacje z Etiopią.
Etiopia nie ma dostępu do morza. Korzysta z portu w Dżibuti. 1 stycznia 2024 roku podpisała z Somalilandem (państwem nieuznawanym przez społeczność międzynarodową) protokół uzgodnień dotyczący dostępu do morza. Somaliland odłączył się od Somalii w 1991 roku. Ma sprawnie funkcjonujący system polityczny, regularne wybory, własną walutę. Somalia potraktowała podpisanie dokumentu jako zagrożenie dla swojej terytorialnej integralności, czyli pierwszy krok do uznania Somalilandu jako niepodległego państwa. Prezydent Somalii wyruszył po pomoc. Swoje pierwsze kroki skierował właśnie do Asmary. Nie tylko dlatego, że Erytrea to państwo sąsiednie.
Rollercoaster relacji Etiopii z Erytreą
Erytrea ma za sobą dwie wojny z Etiopią. Trzydziestoletnią walkę o niepodległość (1961–1991) oraz dwuletnią wojnę o sporny teren przygraniczny (1998–2000). Pierwsza wojna przyniosła Erytrei niepodległość. Walczył, kto tylko mógł. Kobiety stanowiły ponad 30 proc. walczących. Prezydent i jego małżonka są weteranami tej wojny. Druga wojna pochłonęła ponad 800 tysięcy ofiar i była tak bezsensowna, że nazwano ją „wojną dwóch łysych o grzebień”. Grzebieniem było przygraniczne targowe miasteczko Badme. Wojna nie przyniosła nic.
Na kolejnych osiemnaście lat zamknięto granice lądowe między Etiopią i Erytreą. Wstrzymano loty między stolicami i połączenia telefoniczne. Stan ni to wojny, ni pokoju był dla prezydenta Erytrei doskonałym pretekstem do wprowadzenia służby wojskowej na czas nieokreślony. Jest wróg, więc musimy być gotowi do kolejnych poświęceń. „Śpij mało teraz, żebyś w przyszłości mógł spać dobrze” – dziś uczniowie w obozie Sawa widzą te słowa na prawie wszystkich ścianach.
Zakończenie stanu zawieszenia w lipcu 2018 roku przyniosło premierowi Etiopii Pokojową Nagrodę Nobla. Otwarto granice. Przywrócono połączenia lotnicze i telefoniczne. Podczas pierwszego lotu na pokładzie były czerwone róże i musujące wino. Feta na ulicach Asmary trwała kilka dni. Obaj przywódcy odwiedzali się nawzajem. Prezydent Isajas zaprosił nawet swojego nowego przyjaciela do domu. A to nie zdarza się nigdy.
czytaj także
Dziś znowu nie ma lotniczych połączeń między stolicami. Telefoniczne połączenia stacjonarne też zostały wstrzymane. Tylko kilka procent obywateli Erytrei ma dostęp do smartfonów i internetu. Dopiero teraz zaczynają się otwierać kafejki internetowe, zamknięte na czas pandemii. W niektórych jest już WiFi, w innych można tylko napisać i wydrukować dokument. Jeśli za godzinę dostępu do internetu zapłacimy 15 nakf, to na otwarcie strony możemy czekać nawet pół godziny. 15 nakf to też prysznic w publicznej łaźni. Trzeba wybierać. Dopiero 50 nakf daje nam godzinę sprawnie funkcjonującego internetu. To trzy prysznice.
Rok po otrzymaniu Nobla, w 2020 roku, laureat wdał się w wojnę na prowincji Tigraj. Także za namową swojego nowego przyjaciela z Erytrei, który chciał ostatecznie zniszczyć swoich odwiecznych wrogów, czyli Tigrajski Ludowy Front Wyzwolenia (TPLF). Nie udało się. Wojna oficjalnie zakończyła się w listopadzie 2022 roku. Wojska erytrejskie pozostają w przygranicznej prowincji Irob do dzisiaj. Drogi obu przywódców się rozeszły. Premier Abiy Ahmed zaczął coraz częściej mówić o uzyskaniu dostępu do morza „za wszelką cenę” i „nawet przy użyciu siły”. Etiopski przywódca najwyraźniej zakładał, że pokojowe porozumienie z Erytreą oznacza również dostęp do portu Assab. Dla Erytrei nie oznaczało.
Próba scalenia trzech nienawiści
Gdy w 2011 roku Etiopia rozpoczęła budowę zapory na Nilu i hydroelektrowni (największej na kontynencie), Egipt odebrał to jako zagrożenie dla swoich zasobów wodnych. Etiopia oczekuje podwojenia swojej produkcji elektryczności dzięki nowemu projektowi. Prąd ma dotrzeć do 60 proc. populacji, która teraz nie ma stałego źródła elektryczności. Docelowo miałby również docierać do Dżibuti, Sudanu, Sudanu Południowego i Kenii. W tej chwili Nil to dla Egiptu główne źródło wody dla gospodarstw domowych oraz rolnictwa, zwłaszcza upraw bawełny.
czytaj także
Jak określił to Hassan Khannenje, analityk i dyrektor The Horn International Institute for Strategic Studies, w rozmowie z BBC, jest to próba scalenia trzech nienawiści i wzmożenia presji wobec Etiopii. W Rogu Afryki najwyraźniej rysuje się nowy blok, złożony z Egiptu, Somalii i Erytrei, liczący na wsparcie Turcji i Arabii Saudyjskiej. Po drugiej stronie jest Etiopia.
Niektórzy mówią, że Etiopia jest na wojnie sama ze sobą. Amharskie bojówki Fano, szkolone przez Erytreę, na początku wojny w Tigraju walczyły po stronie rządowej. Teraz walczą przeciw. Rządu nie obalą, ale już zrobiły mieszkańcom regionu piekło. Gwałty, uprowadzenia i rabunki to teraz codzienność. To samo robią siły erytrejskie, które nadal stacjonują w Tigraju. Jeśli Etiopia zaostrzy retorykę lub zechce zająć erytrejskie porty siłą, Erytrea nie będzie bierna.
Etiopia od lat wspierała Somalię w walce z terrorystami z Al-Szabab. W ramach misji Unii Afrykańskiej w Somalii stacjonuje kilka tysięcy etiopskich żołnierzy. Teraz Somalia ich nie chce. Mogą ich zastąpić siły erytrejskie lub egipskie. Egipt już dostarcza broń. Kilka tysięcy somalijskich żołnierzy miało trafić do jednego z bogatych państw Zatoki. Najpierw zniknęli. Potem odnaleźli się w Erytrei. Niewykluczone, że wielu z nich trafiło na wojnę w Tigraju. A Erytrea szkoli kolejne bojówki w Sudanie.
Historia Rogu Afryki to nieustająca rywalizacja i szybko zmieniające się sojusze i układy sił. Tak jest i teraz. Państwa ościenne – Rosja, Chiny, Indie, Turcja, Stany Zjednoczone, Emiraty – też mają tu swoje interesy. Z dwoma pierwszymi Erytrea ma bardzo dobre relacje. Ma też 1151 km linii brzegowej w strategicznie ważnym miejscu. I ani jednego zagranicznego korespondenta od ponad 20 lat. Kolejny konflikt to ostatnia rzecz, jakiej ten region świata potrzebuje.
**
Beata Błaszczyk – współzałożycielka i wolontariuszka Stowarzyszenia Szkoły dla Pokoju.