Kukucki: Najlepsze lata polskiej lewicy dopiero przed nią

Rozmowa z prezydentem Włocławka Krzysztofem Kukuckim, politykiem Lewicy, byłym wiceministrem rozwoju i technologii, odpowiedzialnym za projekt ustawy dotyczącej wsparcia dla budownictwa komunalnego.
Konferencja prasowa po wygranej Krzysztofa Kukuckiego w wyborach na prezydenta Włocławka

Różnica między Włocławkiem a Warszawą wynika z błędnej polityki państwa po 1989 roku. Jako państwo mamy wspaniały potencjał, który sami niszczymy, a mianowicie policentryczną sieć osadnictwa kraju – mówi Krzysztof Kukucki.

Jakub Majmurek: W trudnym wyborczo roku dla lewicy wygrał pan wybory na prezydenta Włocławka. Czemu panu udało się to, co nie udało się wielu pana kolegom i koleżankom z lewicowej koalicji?

Krzysztof Kukucki: Miałem możliwość, jakiej lewica w Polsce nie miała przez ostatnie osiemnaście lat – w okresie 2018–2023 przez pięć lat byłem wiceprezydentem Włocławka, dałem mieszkańcom miasta poznać się w działaniu i to zostało przez nich docenione.

Dlatego moim zdaniem – wiem, że mówiąc to, idę pod prąd – najlepsze lata polskiej lewicy dopiero przed nią. Pracując w rządzie, w Ministerstwie Rozwoju i Technologii widziałem merytoryczne przygotowanie i zaangażowanie tworzących rząd osób z lewicy – to w końcu musi przynieść polityczne efekty.

Obecność lewicy w rządzie nie przełożyła się na razie na dobre wyniki lewicy w wyborach sejmikowych i europejskich.

Bo było na to za mało czasu, którego potrzeba, zanim efekty działań lewicy staną się odczuwalne. Po drugie, tu znów powiem coś pod prąd, doszło do demobilizacji kobiecego elektoratu, bo po wyborach 15 października kobiety uznały, że to, że ich prawa zostaną w końcu zagwarantowane, przestało być kwestią „czy”, a stało się „kiedy”. Dlatego kampania lewicy budująca przekaz wokół tych kwestii słabo zadziałała.

Lewica jest największym przegranym tych wyborów

Przecież na poziomie prawnym w sprawie praw reprodukcyjnych kobiet nic się od 15 października nie zmieniło.

Zmieniło się to, że kobiety mają nadzieję, że ta sprawa zostanie wkrótce załatwiona. Ja też mam taką nadzieję.

Przegrane głosowanie w Sejmie nad ustawą dekryminalizującą aborcję nie zachwiało pana nadzieją?

Trochę zachwiało, ale uważam, że kluczowe rzeczy zostaną załatwione. Choć ustawa o dekryminalizacji aborcji wydawała się najprostsza do wypracowania konsensusu i przeprowadzenia przez Sejm. Ale jeśli Sejm nie załatwi tej sprawy, to lewica zostaje na pozycji jedynej siły, która wiarygodnie gwarantuje załatwienie ważnych dla kobiet spraw.

Wróćmy do Włocławka. W Polsce jako wiceprezydent tego miasta kojarzony był pan głównie z programem społecznego budownictwa na tani wynajem. Myśli pan, że to on przekonał wyborców?

W poprzedniej kadencji odpowiadałem za realizację inwestycji, pozyskiwanie środków zewnętrznych i transport zbiorowy. I myślę, że mieszkańcy zauważyli, że we wszystkich tych trzech obszarach w mieście coś drgnęło, zmieniło się na lepsze.

PiS nie umie budować mieszkań. A kto chce i umie? Lewica ma plan

Natomiast jeśli chodzi o Osiedle Celulozowa – inwestycję z mieszkaniami na tani wynajem, o którym pan wspominał – to z ciekawości sprawdzałem, jak wyglądało tam poparcie dla lewicy, wśród ludzi, którzy najbardziej skorzystali na prowadzonej przeze mnie polityce. I faktycznie, w obwodach, gdzie głosowali mieszkańcy Celulozowej, poparcie dla lewicy było wyższe.

Program budowy tanich mieszkań na wynajem spotkał się ze zrozumieniem państwa koalicjantów z KO w mieście – bo to z Platformą mieli państwo koalicję w latach 2018–2024.

Początkowo w ogóle nie. O program budownictwa społecznego rozbiła się zresztą nasza pierwsze koalicja z Platformą, z kadencji 2014–2018. PO najpierw zawarła w mieście koalicję z PiS, ale gdy ta rozpadła się w 2017 roku, usiadła do rozmów z włocławską lewicą. Koalicja przetrwała siedem miesięcy, rozpadła się ze względu na mieszkania.

Grupa radnych PiS i Platformy odwołała mnie wtedy z funkcji przewodniczącego rady miasta, zarzucając mi, że „bez sensu” chcę powołać nowy twór do budowy mieszkań przez miasto, a wystarczy to, że miasto ma do tego TBS. Tymczasem włocławski TBS nie był nawet klasycznym TBS-em, istotne udziały miał w nim deweloper, Włocławek nie miał wtedy ani woli, ani narzędzi prowadzenia jakiejkolwiek polityki mieszkaniowej. Radni Platformy byli przekonani, że miasto może w najgorszym wypadku budować mieszkania socjalne, ale ogólnie od budowania mieszkań jest rynek i deweloper, a samorząd nie powinien ich w tym wyręczać.

Po wyborach w 2018 roku to podejście się jakoś zmieniło?

W wyborach 2018 roku siły w radzie miasta rozłożyły się po równo: ośmioro radnych miał PiS, ośmioro Platforma, tak samo my. Mogliśmy więc jako lewica postawić twarde warunki. Powiedzieliśmy Platformie: jesteśmy gotowi wspólnie rządzić, ale będziemy budować niebędące lokalami socjalnymi miejskie mieszkania na wynajem – i bez takich numerów jak w 2017 roku.

Anatomia klęski: dlaczego Lewica została zdemolowana w eurowyborach?

Platforma ciągle nie była jednak przekonana, czy – uwaga – znajdą się w ogóle chętni na takie mieszkania. W ramach kompromisu zgodziliśmy się więc budować Osiedle Celulozowa etapami, tak żeby nasi koalicjanci przekonali się po oddaniu pierwszego etapu inwestycji, że są chętni i że warto budować dalej. W pierwszym etapie oddaliśmy 288 mieszkań – zgłosiło się tysiąc chętnych.

Skąd państwo wzięli pieniądze na realizację projektu?

Początkowo zamierzaliśmy sfinansować go przez emisję obligacji komunalnych. Ale gdy zwróciliśmy się do Banku Gospodarstwa Krajowego z prośbą o dofinansowanie z Funduszu Dopłat, ale usłyszeliśmy, żebyśmy wstrzymali się trzy miesiące, bo wtedy w życie wchodzą zmiany, które pozwalają ubiegać się nie o maksymalnie 30 proc., ale aż 80 proc. dopłaty. W takiej sytuacji temat obligacji upadł, 20 proc. kosztów miasto mogło spokojnie wyłożyć.

Innymi słowy, był pan w stanie sfinansować inwestycję dzięki zmianom w działaniu BGK wprowadzonym przez rządy PiS?

Tak, nie ukrywam tego. Ale powiem panu ciekawą rzecz: lokalny PiS we Włocławku w ogóle nie zdawał sobie sprawy z tych możliwości. Gdy mówiłem o dopłatach z BGK dla radnych PiS, było to jak czarna magia. Bez wątpienia zwiększenie limitu dofinansowania bardzo nam pomogło. Bez tej decyzji Celulozowa pewnie by powstała, ale kosztem innych miejskich inwestycji.

Czy klasa średnia może mieszkać w mieszkaniach komunalnych?

Mieszkania z pierwszego etapu udało się nam wybudować w cenie 4300 zł za metr kwadratowy pod klucz. Na sąsiedniej działce deweloper oferował mieszkania w stanie deweloperskim za 5500 za metr kwadratowy. Ta różnica wynikała między innymi z wykorzystania prefabrykatów. Mam wrażenie, że udało się nam trochę odczarować tę technikę, po okresie PRL niesłusznie źle postrzeganą. Dzięki prefabrykacji mogliśmy też budować szybko. Jedno piętro bloku trzyklatkowego powstawało w tydzień.

Jak czynsz w takich mieszkaniach ma się do rynkowego?

W pierwszym etapie wynosił 11,95 zł za metr kwadratowy. Do tego zaliczka na ciepło – początkowo ustaliliśmy ją na 8 zł, ale potem okazało się, że jest za wysoka i mogliśmy ją obniżyć. Kiedy ja ostatnio wynajmowałem mieszkanie we Włocławku w 2017 roku, to za 37 metrów płaciłem 1200 złotych. Więc oferta z Celulozowej to naprawdę jest tani wynajem.

Polska, Węgry, Słowacja i Czechy mają najdroższe mieszkania w Europie

To oczywiście nie są stawki jak dla mieszkań socjalnych, ale też program ten adresowany był do innej grupy odbiorców: ludzi, którzy zarabiają zbyt wiele, by załapać się na lokal socjalny, ale nie dość, by uzyskać zdolność kredytową. Czyli tkwiących w tzw. luce czynszowej.

Ile mieszkań miasto zbudowało więc w sumie w okresie 2018–2024?

Mogę śmiało powiedzieć – prawie pół tysiąca. Dokładnie 432 na Celulozowej, 12 mieszkań chronionych w obszarze rewitalizowanym i 40 mieszkań socjalnych. One też były budowane pod klucz, powstały w budynku z ogrzewaniem sufitowym, który ma certyfikat budownictwa pasywnego – więc to są naprawdę ludzkie warunki.

Gdyby ktoś dziś chciał przyjechać do Włocławka i wprowadzić się do mieszkania komunalnego z korzystnym czynszem, to ile będzie czekał na klucze?

Gdyby ustawa, nad którą pracowałem w Ministerstwie Rozwoju, weszła w życie, to do dwóch lat – bo tyle trwa cykl produkcji takiej inwestycji, nam pod koniec udawało się oddawać mieszkania w 13 miesięcy. Dużo uzależnione jest jednak od tego, czy ustawa uruchomi wsparcie dla budownictwa komunalnego.

Jednocześnie my teraz trochę zmieniamy politykę mieszkaniową. Projekt Celulozowa do pewnego stopnia zaspokoił potrzeby mieszkańców, którzy utknęli w luce czynszowej. Chciałbym, by teraz polityka mieszkaniowa łączyła się z rewitalizacją najstarszej części miasta.

Włocławek ma z tym potężny problem, nie wiem, czy nie największy w Polsce, jeśli chodzi o miasta średniej wielkości. My od lat prowadzimy program rewitalizacji, ale by rewitalizacja się udała, potrzebni są mieszkańcy, nowa tkanka społeczna. Niedawno przekazałem wykonawcy plac budowy – kamienicę, w której powstaną mieszkania na wynajem z tego samego zasobu co Celulozowa – wcześniej tam były pustostany.

Drugi element naszej polityki mieszkaniowej to mieszkania dla seniora, powstający we współpracy ze społecznymi agencjami nieruchomości. Dziś seniorzy często są uwięzieni na czwartym piętrze bez windy, w mieszkaniach, na które nie bardzo ich stać, ale jednocześnie nie chcą ich sprzedać, bo trzymają nieruchomość np. dla wnuków. Chcę, by tymi mieszkaniami zajęły się SAN-y: seniorzy zachowaliby własność, nie musieliby się martwić na co dzień lokatorami, a przy tym mieliby dodatkowe źródło dochodu. Jednocześnie mogliby się przeprowadzić do specjalnych, mniejszych mieszkań w pełni dostępnych, być może nawet z jakimś wsparciem pielęgniarskim.

Trzeci element to mieszkania studenckie – nie akademiki, ale mieszkania dla studentów na tani wynajem, widziałem jak taki system działa w Kopenhadze i chciałbym go wprowadzić w swoim mieście.

Włocławek ma dużą populację studentów?

We Włocławku mamy Państwową Akademię Nauk Stosowanych. To uczelnia publiczna, która może nie kształci filozofów, ale potrafi dobrze kształcić inżynierów i osoby potrzebne na lokalnym rynku pracy. Chcę maksymalnie wykorzystać potencjał tej uczelni, temu ma też służyć polityka mieszkaniowa. Dzięki małym, tanim kawalerkom dla studentów Włocławek może stać się atrakcyjnym miejscem edukacji dla osób, którym zależy, by wyjazd na studia z rodzinnej miejscowości nie rujnował finansów ich rodziców.

Ikonowicz: Mieszkanie mieszkaniem, nie inwestycją

Liczymy też, że dzięki programowi mieszkań dla przedstawicieli deficytowych w mieście zawodów, uda się nam zatrzymać na miejscu absolwentów. Z tego programu korzysta np. szpital wojewódzki we Włocławku – dzięki niemu może przekonywać lekarzy rezydentów, by tutaj zdobywali swoje doświadczenie zawodowe.

Na ile podobna polityka jest do powtórzenia w innych miastach? Bo z tego, co pan mówi, to Włocławek ma chyba odwrotny problem niż Warszawa: ludzie z niego odpływają, a polityka mieszkaniowa ma za zadanie ich zatrzymać na miejscu.

Tu porusza pan kolejny ważny problem. Bo ta różnica między Włocławkiem a Warszawą wynika z błędnej polityki państwa po 1989 roku, a na pewno po reformie administracyjnej z 1998. My jako państwo mamy wspaniały potencjał, który sami niszczymy, a mianowicie policentryczną sieć osadnictwa kraju. Od reformy administracyjnej i utworzenia 16 województw tę sieć się niszczy, koncentrując mieszkańców w kilku metropoliach, co jest moim zdaniem wielkim błędem. To za sprawą takiej polityki nawet nieźle zarabiająca osoba w Warszawie może mieć problem z uzyskaniem kredytu hipotecznego na własne mieszkanie.

My jako Włocławek po 1989 roku przynajmniej trzy razy mieliśmy podcinane skrzydła. Najpierw jako miasto przemysłowe, gdy w wyniku reform Balcerowicza straciliśmy kilka tysięcy miejsc pracy. Potem w wyniku reformy administracyjnej Buzka, gdy utraciliśmy status wojewódzki, co łączyło się ze zniknięciem kolejnych miejsc pracy. Na koniec zlikwidowano u nas dwie jednostki wojskowe, a wojsko zawodowe pełni przecież ważną funkcję miastotwórczą.

O co chodzi z tym budownictwem społecznym?

czytaj także

Przykład takich gmin jak Pleszew pokazuje jednak, że dobra polityka mieszkaniowa może częściowo przeciwdziałać odpływowi ludności ku większym ośrodkom, a przynajmniej go częściowo zatrzymać. Chciałbym to też osiągnąć we Włocławku.

Obejmując urząd prezydenta, zostawił pan ustawę nad wsparciem dla budownictwa społecznego, nad którą pan pracował. Co się z nią dalej dzieje? Czy ktoś z lewicy zastąpił pana w rządzie jako osoba odpowiedzialna za „dowiezienie” tej kwestii?

W Ministerstwie Rozwoju wykonałem dość pracy, by móc powiedzieć, że ten projekt jest już prawie gotowy i dość politycznie bezpieczny. Był zresztą negocjowany na szczeblu kierownictwa koalicji 15.10., przeszedł wszelkie możliwe konsultacje międzyresortowe, wierzę, że także w Sejmie bez problemu uzyska większość. Oczywiście, niepokoi mnie to, że po 2,5 miesiąca od mojego odejścia w ministerstwie nie pojawił się nikt na moje miejsce, ale mam sygnały, że w najbliższym czasie urząd ma objąć nowy, bardzo kompetentny podsekretarz stanu.

Jakie środki na wsparcie budownictwa publicznego uruchamia pana projekt?

On docelowo zwiększa roczny budżet funduszu dopłat do 10 miliardów złotych rocznie – ten pułap ma być osiągnięty w 2030 roku. Dziś jest to miliard rocznie, a więc stanowczo za mało. W tym roku zwiększamy go skokowo do 5 miliardów, a od 2026 dokładamy co roku po miliardzie, aż osiągamy 10 w 2030. Takie kwoty umożliwiałyby oddawanie co roku 20–30 tysięcy nowych mieszkań na tani wynajem. To jest mniej więcej jedna piąta, jedna szósta tego, co budują deweloperzy. O ile dobrze pamiętam, to w tym roku sektor prywatny planuje oddanie 112 tysięcy mieszkań. Takie liczby miałyby już wpływ na sytuację na rynku, także korygując ceny mieszkań komercyjnych.

Chyba że rząd „zrównoważy” program budownictwa społecznego kredytem zero procent.

Nie mam dobrego zdania o kredycie zero procent, choć przez pewien czas wydawało mi się, że oba projekty są na siebie skazane i nie będzie wsparcia dla budownictwa społecznego bez kredytu zero procent. Dziś jednak nasi partnerzy w koalicji zaczynają coraz bardziej otwierać się na argumenty przeciw kredytowi zero procent. Mam nadzieję, że nasz projekt wejdzie przynajmniej w życie jako pierwszy, a kredyt zero procent w najgorszym wypadku później, w zmodyfikowanej wobec pierwotnych założeń wersji.

A czy nie ma ryzyka, że samorządy po prostu nie będą zainteresowane dopłatami na budowę mieszkań na wynajem? Sam pan mówił, jak jeszcze dekadę temu wyglądało myślenie pana kolegów z włocławskiej rady miasta na temat miejskiej polityki mieszkaniowej.

Zainteresowanie już jest widoczne. W kwietniu tego roku mieliśmy złożone wnioski do Funduszu Dopłat na kwotę 3 miliardów złotych – więc trzykrotnie więcej, niż wynosi on na razie w tym roku.

Samorządowcy naprawdę uczą się od siebie. Gdy jakaś polityka zaczyna lokalnie działać, to zaraz pojawiają się naśladowcy – a trudno spierać się, że projekty takie jak Celulozowa skończyły się sukcesem. Podejście lokalnych władz do polityki mieszkaniowej też się zmienia.

Co poza polityką mieszkaniową będzie jeszcze określać pana politykę jako lewicowego prezydenta miasta?

Od 1 września chcę wprowadzić 35-godzinny tydzień pracy w urzędzie miasta, a docelowo także w innych podległych miastu instytucjach. Będziemy pracować, by w tej kadencji osiągnąć energetyczną samowystarczalność miasta. Priorytetem w tej kadencji są też inwestycje w transport publiczny i rozwój terenów zielonych.

Jest pan jednym z kilku prezydentów miast związanych z lewicą. Mają państwo jakieś forum, gdzie wymieniacie się pomysłami na lewicowe i progresywne polityki miejskie? Przygląda się pan np. temu, co dzieje się w Częstochowie, Dąbrowie Górniczej czy Świnoujściu, a te miasta Włocławkowi?

Nie zdradzę chyba wielkiej tajemnicy, gdy powiem, że jako lewicowi prezydenci miast mamy grupę na jednym komunikatorze i tam rozmawiamy.

Jeszcze droższe mieszkania. Kredyt 0 proc. jednak nie był tylko groźbą

A czy Nowa Lewica jako partia dostrzega problemy średnich miast?

Ja i inni prezydenci miast ciągle zwracamy na to uwagę. Bo naprawdę kraj nie będzie się rozwijał tak, jak by mógł, jeśli nie postawimy także na średnie miasta.

Jak by to miało wyglądać?

Jakiś czas temu prowadziłem w swoim mieście debatę pt. Czy we Włocławku może być Ministerstwo Sportu. To był prowokacyjny tytuł, który miał zwrócić uwagę na potrzebę deglomeracji. Byłem wtedy świeżo po wizycie w holenderskim mieście Heerlen, które jest doskonałym przykładem tego, jak mogłaby wyglądać deglomeracja w Polsce.

Heerlen było przez lata miastem górniczym, w latach 70. kopalnie zamknięto, zaczęły narastać związane z deindustrializacją problemy społeczne. Państwo zdecydowało się jednak na interwencję. W Heerlen otwarto filię Uniwersytetu w Maastricht, przeniesiono tam też siedzibę holenderskiego ZUS-u i GUS-u. Dziś średnia wieku w mieście wynosi poniżej 40 lat, stało się ono zagłębiem przemysłu przetwarzania danych.

Przewodniczący Biedroń i Czarzasty są otwarci na perspektywę średnich miast?

Step by step. Myślę, że klub Lewicy w Sejmie staje się coraz bardziej otwarty na średnie miasta i coraz częściej zaczyna zauważać, że na Warszawie świat się nie kończy.

Lewica musi walczyć o przetrwanie do następnego kryzysu kapitalizmu

Czy w takim mieście jak Włocławek problemem dla pana jako lewicowego polityka jest to, że lewica jest postrzegana jako bardzo progresywna siła?

We Włocławku na pewno inaczej rozkładają się akcenty. Myślę, że lewica powinna dbać o to, by nie kojarzyć się tylko z tzw. sprawami kulturowymi – choć związki partnerskie to nie jest przecież żadna rewolucja, tylko standard w praktycznie całej Unii Europejskiej – ale także z takimi kwestiami jak jakość życia czy warunki pracy. W Polsce 15 milionów ludzi pracuje na etat, a wiele partii zupełnie ignoruje ten elektorat, koncentrując się na przedsiębiorcach. Myślę, że pod tym względem bardzo dobrą pracę w rządzie wykonuje ministra Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.

Jednocześnie coraz częściej padają głosy, że postulaty lewicy w rządzie są ignorowane i że powinna nawet przemyśleć dalsze pozostawanie w koalicji na obecnych warunkach. Co pan o tym sądzi?

Poza rządem nie będziemy w stanie realizować naszego programu, a to realizacja programu uwiarygadnia nas w oczach wyborców – a tego potrzebujemy dziś jak tlenu. Są jednak pewne granice. I na pewno głosowanie w sprawie dekryminalizacji aborcji powinno być sygnałem alarmowym, także dla naszych partnerów koalicyjnych, że być może będziemy musieli podjąć trudne decyzje.

Natomiast wierzę w mądrość liderów koalicji. Powinniśmy wszyscy wziąć odpowiedzialność za realizowanie programu koalicji do końca kadencji. Bo jej skrócenie może otworzyć drzwi do powrotu PiS do władzy. A wtedy nie będzie żadnych szans na realizację jakichkolwiek postulatów ani lewicy, ani Trzeciej Drogi, ani Koalicji Obywatelskiej.

**

Krzysztof Kukucki – polityk Nowej Lewicy, w latach 2019–2023 wiceprezydent Włocławka, w wyborach parlamentarnych w 2023 r. wybrany na senatora XI kadencji. Sekretarz stanu w Ministerstwie Rozwoju i Technologii (od stycznia do kwietnia 2024), odpowiedzialny za projekty ustaw dotyczących budownictwa społecznego i komunalnego. W wyborach samorządowych ubiegał się o stanowisko prezydenta Włocławka, które zdobył, pokonując w drugiej turze dotychczasowego prezydenta Marka Wojtkowskiego.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij