Zdaniem niektórych ekspertów, jak dr Hanan Ashrawi, porozumienia z Oslo były celowo zaprojektowane w taki sposób, aby Palestyńczycy nie dostali suwerenności. Palestyńskie ziemie nie tylko wciąż nie należą do nich, ale są poszatkowane, a życie na nich utrudnia mur i posterunki kontrolne.
Na początku lat 90. wydawało się, że niemożliwe stało się możliwe: przywódca Organizacji Wyzwolenia Palestyny, Jasir Arafat, zasiadł do stołu rokowań ze swoimi dotychczasowym wrogami, czyli politykami Izraela. Dla tych ostatnich, aż do tego momentu, OWP była organizacją terrorystyczną. OWP z kolei nie uznawała istnienia państwa Izrael. Najpierw spotkali się w tajemnicy i daleko od blasku fleszy, w Oslo, później podpisali porozumienia w Waszyngtonie (Oslo I) i egipskiej Tabie (Oslo II).
Pierwsze z porozumień zawarto po 45 latach od powstania Izraela, 26 latach okupacji Zachodniego Brzegu oraz Gazy i kilku wojnach. Wcześniej, w 1987 roku, wybuchła pierwsza intifada, czyli wojna kamieni. Obie strony wiedziały, że taki stan rzeczy dłużej nie może trwać.
Jak powtarzanie izraelskiej propagandy ma uzasadniać czystki etniczne w Gazie
czytaj także
Jasir Arafat nie zdjął co prawda munduru, ale odłożył broń. W mundurze i kefiji na głowie (charakterystycznej arabskiej chuście, którą w Polsce nazywamy od jego nazwiska „arafatką”) uścisnął dłoń premiera Izraela, Itzaka Rabina. Ten historyczny uścisk uwieczniono na zdjęciu, które obiegło świat i stało się symbolem początku drogi do pokoju w tej części świata. Dwaj mężczyźni na zdjęciu, razem z Szimonem Peresem, czyli kolejnym premierem Izraela, otrzymali później pokojową nagrodę Nobla. Ale pokoju wciąż nie ma.
Nie minęło nawet pół roku od wykonania tego zdjęcia, kiedy izraelski ekstremista Baruch Goldstein wszedł do meczetu w Jaskini Patriarchów w Hebronie i otworzył ogień, zabijając 29 Palestyńczyków. Po dwóch latach od uścisku dłoni jeden z mężczyzn uwiecznionych na fotografii już nie żył, zabity przez swojego rodaka, który porozumienia pokojowe uważał za zdradę. Po 7 latach Palestyńczycy znowu sięgnęli po kamienie.
Nierówne siły
Arafat urodził się w Egipcie, tam też studiował. Później przewodził palestyńskim organizacjom narodowowyzwoleńczym na wygnaniu. Miał 19 lat gdy powstało państwo Izrael, a gdy wybuchła pierwsza wojna izraelsko-arabska przerwał studia i dołączył do walki. Po przegranej wojnie powrócił do Kairu, gdzie dokończył studia i założył Fatah – organizację zbrojną, której celem było usunięcie Izraela i zastąpienie go państwem palestyńskim. W 1969 roku stanął na czele Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Palestyński ruch oporu działał z zagranicy – najpierw z Jordanii, później Libanu, a w końcu z Tunezji. I to właśnie z Tunisu, a nie z Palestyny, Arafat przyjechał do Oslo, gdzie prowadzono rozmowy, a później Waszyngtonu, gdzie podpisano porozumienia.
czytaj także
Można pokusić się o stwierdzenie, że ojczyznę, za którą walczył, w gruncie rzeczy słabo znał. Przy stole rokowań był zdecydowanie słabszą stroną. Izraelczycy przyjechali do Olso z mapami, a Palestyńczycy z nadzieją – matką głupich.
Zanim uwieczniono ich na słynnym zdjęciu, przywódcy Izraela i Palestyny podpisali porozumienie, które przeszło do historii pod nazwą „Oslo I”. OWP, jak dotąd organizacja zbrojna, uznała w nim prawo państwa Izrael do istnienia i wyrzekła się przemocy. W zamian za to Izrael uznał ją za reprezentantkę palestyńskiej ludności.
Okres przejściowy
Utworzono Autonomię Palestyńską, która wkrótce miała przejąć władzę na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy. Miał to być początek pięcioletniego okresu przejściowego, po którym Palestyńczykom obiecywano własne państwo w granicach z 1967 roku. Powołano rząd tymczasowy – do 1999 roku miał go zastąpić stały. W ciągu tych pięciu lat obie strony miały wypracować rozwiązania, które umożliwiłyby wcielenie w życie rozwiązania dwupaństwowego.
W 1995 zawarto kolejne porozumienie, nazywane „Olso II”. Izraelczycy zgodzili się wycofać z 6 największych palestyńskich miast i 450 mniejszych miejscowości. Podzielono też Zachodni Brzeg na trzy strefy: A, B i C – od tego, jaką literkę nadano, zależało to, ile władzy w tej części dostanie Izrael, a ile utworzony wtedy twór zwany Autonomią Palestyńską.
Žižek: Dostrzec cierpienie Palestyńczyków, czyli jak wywołałem skandal we Frankfurcie
czytaj także
Palestyńskim władzom przyznano kontrolę nad strefą A, czyli najmniejszą (ok. 18 proc. terytorium) częścią Zachodniego Brzegu. Strefa B znalazła się pod wspólną kontrolą: Palestyńczycy zajmują się tam sprawami cywilnymi, jak opieka zdrowotna czy edukacja, Izrael ma pod kontrolą służby mundurowe. W strefie C, zdecydowanie największej (ok. 60 proc. Zachodniego Brzegu), Izrael ma pełnię władzy. Granice zewnętrzne są także pod kontrolą Izraela (w konsekwencji wielu Arabów, np. Libańczyków, nie ma możliwości wjazdu na teren Palestyny).
To sprytne rozwiązanie. Kilka lat później, gdy zastanawiano się nad statusem Jerozolimy Wschodniej, antysyjonistyczny aktywista Michel Warschawski powiedział: „Autonomia miejska nie jest kompromisem, jest to rozwiązanie preferowane przez Izrael. Co może być lepszego, niż posiadanie politycznej kontroli i suwerenności nad Wschodnią Jerozolimą, bez konieczności wydawania grosza na opiekę zdrowotną, podstawowe usługi komunalne i edukację dla miejscowej ludności palestyńskiej? W ciągu ostatnich sześciu lat Izrael był w stanie eksperymentować z tym podejściem na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy”.
Z takiego podziału wynika też, że w strefie C Palestyńczycy podlegają nakazom wojskowym Izraela, a izraelscy osadnicy, choć żyją na palestyńskim Zachodnim Brzegu, podlegają prawu cywilnemu Izraela. A kiedy dochodzi do przemocy ze strony izraelskich osadników, Palestyńczyków nie ma kto ochronić
– Podział Zachodniego Brzegu miał być tymczasowy – tłumaczy dr Ewa Górska, prawniczka i kulturoznawczyni bliskowschodnia. – W ciągu następnych pięciu lat Izrael miał się stamtąd stopniowo wycofywać. Najpierw ze strefy A, czyli miast palestyńskich, takich jak Betlejem czy Ramallah, później ze strefy B, a na końcu C. Nie zrobił tego do dziś.
To pierwsza porażka Oslo. Drugą jest to, że w porozumieniach nie było nic o prawie uchodźców palestyńskich do powrotu, ani słowa o izraelskich koloniach na Zachodnim Brzegu i w Gazie, czy o statusie Jerozolimy.
A to kwestie dla Palestyńczyków kluczowe. Są narodem uchodźców – część z nich (ok. 700 tys.) została wypędzona z domów. gdy powstał Izrael, kolejnych 300 tys. w trakcie wojny sześciodniowej. Uchodźcy, którzy zamieszkali m.in. w Libanie, Jordanii, Syrii czy na Zachodnim Brzegu lub w Gazie założyli rodziny, mają dzieci, wnuki, prawnuki. Ktoś, kto w 1948 roku, jako pięcioletnie dziecko, opuścił wraz z rodzicami – przykładowo – Hajfę (palestyńskie miasto, dziś znajdujące się w granicach Izraela), ma dziś 80 lat, może być dziadkiem lub babcią kolejnego pokolenia uchodźców, którzy nigdy nie widzieli Palestyny. Mimo to wciąż przechowuje klucz do swojego domu, a także pamięć i nadzieję na powrót. Palestyńczycy nadal wierzą, że mają do tego prawo, jak obiecała im rezolucja Zgromadzenia Ogólnego ONZ numer 194 z 1948 roku.
czytaj także
Kwestii powrotu uchodźców i innych spornych spraw miały dotyczyć kolejne porozumienia. Jednak w drugiej połowie lat 90., po tym, jak pod koniec 1995 roku izraelski ekstremista zabił premiera Izaka Rabina, szanse na pokój znów wydawały się odległe. Wbrew postanowieniom porozumień z Oslo Izrael nie wycofał się z Zachodniego Brzegu. Miał też zatrzymać budowę osiedli w tym regionie, tymczasem populacja osadników się zwiększyła. W 2000 roku było ich nieco ponad 190 tys., dziś ok. 500 tys.
Co dalej?
Zdaniem niektórych ekspertów, jak dr Hanan Ashrawi, porozumienia były celowo zaprojektowane w taki sposób, aby Palestyńczycy nie dostali suwerenności. Palestyńskie ziemie nie tylko wciąż nie należą do nich, ale są poszatkowane, a życie na nich utrudnia mur i posterunki kontrolne.
Później było jeszcze kilka prób osiągnięcia porozumienia – jak memorandum z Sharm el-Sheikh czy Camp David II, jednak ich postanowienia były bardzo ograniczone, a i tak żadnego nie wprowadzono w pełni w życie. To ostatnie, zdaniem wielu Palestyńczyków, ignorowało ich podstawowe postulaty i proponowało utworzenie nie tyle państwa palestyńskiego, ile protektoratu.
Tymczasowy rząd stał się stałym, a palestyńscy bojownicy z Organizacji Wyzwolenia Palestyny przekształcili się z bojowników w polityków czy urzędników. Wielu się skorumpowało. Abu Mazen, czyli prezydent Mahmoud Abbas, skończył na swoim stołku 88 lat. Palestyńczycy zastanawiają się, czy ciągle rządzi, czy może robi to ktoś inny, zza jego pleców. Od 17 lat nie odbyły się wybory.
Czy to możliwe, że „postępowe” państwo dokonuje ludobójstwa?
czytaj także
A skoro obiecywanego w Oslo rozwiązania dwupaństwowego wciąż nie udało się wprowadzić w życie, nasuwa się pytanie – czy są inne możliwości rozwiązania tego konfliktu?
– Obecnie bardzo często wśród niezradykalizowanych osób po obu stronach mówi się o tzw. rozwiązaniu jednopaństwowym, czyli o wspólnym państwie Żydów i Palestyńczyków. Być może nie ma lepszego wyjścia – mówi dr Ewa Górska.
W Polsce to wciąż niepopularna narracja – znacznie mniej niż ta, zgodnie z którą należy naciskać na Izrael, żeby wycofał się z terenów okupowanych i stworzyć dwa państwa. Ale to nie takie proste, bo jest mnóstwo małych problemów, na których rozwiązanie nikt przez te kilkadziesiąt lat nie wpadł. Na przykład: w jaki sposób połączyć Zachodni Brzeg z Gazą? Jakimś korytarzem eksterytorialnym?
Nie wiadomo też do końca, jak to jedno państwo miałoby wyglądać. Mogłaby to być na przykład federacja opierająca się na samorządach – potencjalnych modeli jest dużo. Dziś może się to wydawać utopijne, ale skoro nie udało się wprowadzić w życie rozwiązania dwupaństwowego, warto się nad tym zastanawiać.