Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Lekarze mają sumienia i zaawansowane instrumenty diagnostyczne, kobiety mają problem

Polskie Towarzystwo Ginekologów i Położników wobec śmierci Doroty w Nowym Targu zaleca milczenie.

Parę dni temu, kiedy na forum publiczne wypłynęło więcej faktów związanych z okolicznościami śmierci Doroty w szpitalu im. Jana Pawła II w Nowym Targu, powstrzymywałam się od potępiania lekarzy, zakładając, że powinniśmy być po tej samej stronie – za życiem.

Publikacja Stanowiska Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników uświadomiła mi, jak bardzo jestem naiwna. W tekście ani razu nie wspomniano przyczyny oburzenia – kolejnej śmierci w wyniku sepsy, do której doprowadziła decyzja lekarzy o czekaniu, aż płód obumrze w ciele kobiety. Napisano za to sporo o lekarskiej władzy nad pacjentkami.

„Zawód lekarza jest zawodem zaufania publicznego. Szkalowanie nas, burzenie autorytetu, bezpodstawne oskarżenia prowadzą do strat, które mogą bezpowrotnie zniszczyć relację lekarz–pacjent i wpłynąć na efekty leczenia” – przekazuje w Stanowisko PTGiP. Czyli mamy siedzieć cicho, bo będzie jeszcze gorzej.

Nie chodzi o sumienie, ale o władzę

Takie postawienie sprawy to groźba wobec tych, które i tak są stale straszone i szantażowane sumieniami lekarzy, od 1997 roku stojących na straży swojej władzy nad kobietami.

Jeśli potrzebujesz recepty na tabletkę dzień po, musisz zabulić kilkaset złotych za wizytę, wyspowiadać się z pękniętej prezerwatywy czy innego rodzaju wpadki. Ginekolog wypytuje: a ile ma pani lat, ile dzieci, może dobrze byłoby sprawić sobie jeszcze jedno? Przecież dzieci są takie urocze, a mama ma jeszcze wszystkie zęby, więc da radę. Palce wiszą nad klawiaturą. Ty się zastanawiasz: wypisze tę pieprzoną receptę czy nie?

Może być i tak, że sumienie zabroni lekarzowi powiedzieć ci, że płód, który nosisz, nie ma miednicy, nóg, i że po urodzeniu będzie umierał w bólu, nie wiadomo jak długo.

Czytaj takżeA może idźmy w to dalej i oskarżmy płody o matkobójstwo?Katarzyna Przyborska

Sumienie nie ma tu oczywiście nic do rzeczy. To wizja rezygnacji z części posiadanej władzy powstrzymuje lekarzy przed stanięciem po stronie pacjentek.

Towarzystwo Ginekologów i Położników w swoim stanowisku skarży się na problemy wynikające z „rozwiązań systemowych”. Chodzi zapewne o wyrok TK, ale bezpieczniej (i wygodniej) nie rzucać oskarżeń w stronę rządzących wprost.

Utyskują też na presję, wywoływaną „ferowaniem przedwczesnych wyroków i emocjonalną dyskusją, czy wręcz nagonką medialną”.

Nie apelują do władzy o takie zmiany w prawie, by to kobieta, a nie płód, znalazła się w centrum troski. Ani o szkolenia dla lekarzy z czytania przepisów zatwierdzonych wyrokiem TK, z których mogliby się dowiedzieć, że zawsze mają prawo ratować życie kobiety. A nawet obowiązek, co wynika z zapisów Kodeksu karnego o narażeniu na niebezpieczeństwo i nieudzieleniu pomocy.

Towarzystwo nie dyscyplinuje dyrektorów szpitali, którzy informują, że w „ich” placówce aborcji nie będzie, bo nosi imię papieża Polaka.

Zamiast tego dyscyplinuje i ucisza kobiety, które protestują, bo wiedzą, że śmierć na oddziale położniczym może przydarzyć się im, ich córkom, przyjaciółkom, matkom.

Nie ma ani słowa pokrzepienia, solidarności, deklaracji, że zawsze – mimo, a nawet właśnie z powodu drakońskiego prawa – ginekolodzy i położnicy będą wspierać pacjentki.

Czytaj takżeGinekolodzy obawiają się prokuratora, a nie kobietIza Komendołowicz

Nie ma deklaracji, że Towarzystwo będzie silniej monitorowało standardy opieki okołoporodowej i ginekologicznej, że samo przeprowadzi szkolenia, tak by lekarze nie wahali się postępować zgodnie z osiągnięciami medycyny i nie narażali zdrowia i życia kobiet.

Jest przypomnienie, że choć są naukowcami, specjalistami i dysponują nowoczesnymi możliwościami diagnostyki i leczenia, to nie są wszechmocni. Jednak słów tych nie kierują do prawodawców, ale do tych, które podnoszą wrzawę.

Czyżby chodziło o hierarchię dziobania? Tym posiadającym więcej władzy lepiej się nie narażać, ale zawsze można okazać swoją wyższość względem osób zależnych. W tym przypadku kobiet.

Po co komu maszyna do USG?

Po ogłoszeniu wyroku TK lekarze alarmowali, że przełoży się on na utrudnienia w dostępie do osiągnięć medycyny, co będzie również pogwałceniem prawa pacjentek do rzetelnej informacji. „Konsekwencją decyzji TK, z którą musimy się liczyć, może być znaczne ograniczenie wykonywania i rozwoju badań prenatalnych w naszym kraju, co cofnie nas wszystkich, nie tylko lekarzy, ale całe społeczeństwo do czasów, kiedy mogliśmy tylko z tajnego obiegu zachodnich pism naukowych przeczytać, co się dzieje w światowej medycynie” – pisali wówczas położnicy i ginekolodzy.

Tymczasem wielu lekarzy cieszy się, że sprzęt do USG w ich gabinecie nie jest najnowszy, bo lepiej nie wiedzieć, że dziecko nie ma główki. Święty spokój ma swoją cenę. Płaci ją kobieta , a czasem też cała jej rodzina.

Władza bardzo sprytnie gra, dzieląc kolejne grupy i nastawiając je przeciw sobie. Stanowisko położników „wobec przedwczesnego wypływania wód płodowych” jest tego dowodem. Już nie przepisy, ale wrzawa wokół śmierci kobiety, szkodzi lekarzom i zaufaniu pacjentów do lekarzy. To oczywiście nieprawda. Zaufaniu pacjentek do lekarzy służy rzetelność tych drugich i determinacja w dążeniu do ochrony życia i zdrowia kobiet. Zwłaszcza w chwilach największej bezradności, choroby, cierpienia.

Jeśli lekarze będą stać przy kobietach, kobiety – jestem przekonana – będą stać murem za lekarzami.

Dziennikarka, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.

Tagi: