Kraj

Obrońcy Sikorskiego czy Lisa brzmią jak fanatycy PiS

Wydawałoby się, że konflikt interesów w przypadku europarlamentarzysty i jednocześnie zleceniobiorcy ZEA jest oczywisty. Zwłaszcza dla kogoś, kto ma usta pełne słów o demokracji, praworządności i prawach człowieka. Gdy jednak chodzi o lubianego polityka, etyczne standardy magicznie się obniżają.

Jedną z nieśmiertelnych opowieści przy każdych – ale to każdych! – wyborach jest opowieść o etycznej wyższości, którą mają charakteryzować się potencjalni następcy obecnej władzy. Skandale się już nie powtórzą: AWS miała uzdrawiać Polskę po skandalach SLD, SLD po skandalach AWS, PO-PiS po skandalach SLD, PO po PiS, a PiS po Platformie.

Teraz, po kolejnych aferach PiS znów sanować ma PO. Za każdym razem wyborcy nabierają się na tę samą sztuczkę, albo raczej za każdym razem chcą się na nią nabrać. Politycy opozycji obiecują, a wyborcy zarzekają się, że będą ich pilnować. I o ile w przypadku polityków raczej wiemy, że wcale lepiej być nie musi, o tyle niektórzy wciąż wierzą, że istnieją jacyś lepsi moralnie wyborcy, którzy będą bardzo wymagający dla swoich politycznych sympatii.

Tymczasem wystarczy zobaczyć reakcje na aferę Sikorskiego czy wcześniej aferę Tomasza Lisa, żeby się przekonać, że nic takiego nie będzie miało miejsca.

Spójrzmy na aferę Sikorskiego i organizację konferencji dla Zjednoczonych Emiratów Arabskich, za które reżim słono mu płaci. Wydawałoby się, że konflikt interesów w przypadku europarlamentarzysty i jednocześnie zleceniobiorcy ZEA jest oczywisty. Zwłaszcza dla kogoś, kto ma usta pełne słów o demokracji, praworządności i prawach człowieka. Jak wiadomo, demokrację i prawa człowieka niszczy tylko PiS, a nie arabskie dyktatury – a przecież Emiraty są tak bardzo liberalne na ich tle.

To oczywiście kpina, ale łykana przez wyborców PO bez żadnych oporów. Mało tego, ci sami wyborcy produkują kolejne racjonalizacje działań Sikorskiego, mimo iż ten nawet ich o to nie prosi.

I nie, to nie jest tak, że nie wiedzą, czym jest konflikt interesów. Kilka dni wcześniej słusznie grillowali Roberta Mazurka za to, że ten broni Willi Plus, posługując się manipulacją rodem z TVP, mimo że te działki i lokale były kupowane od jego rodzonego brata, zasiadającego w Polskim Holdingu Nieruchomości. Gdy chodzi o dziennikarza nielubianego przez wyborców PO (i nie tylko), zmysły wykrywania konfliktu interesów są niezwykle wyostrzone. W przypadku Sikorskiego jest dokładnie przeciwnie.

Prawica na swoim. Willa Plus to rachunek za lata 90.

Pierwszym nieśmiertelnym usprawiedliwieniem jest legalizm. Skoro wszystko było u Sikorskiego legalne, to o co wam chodzi? Utożsamianie etyki z przepisami prawa w myśl, że to, co prawnie dozwolone, jest z automatu akceptowalne moralnie, jest jednym z najczęstszych błędów w dyskusji.

Tyle że nie zawsze jest używane błędnie. Czasami jest używane celowo, aby wybielić lubianego polityka. Tymczasem rolą przepisów zabraniających danej czynności nie jest regulowanie absolutnie wszystkich etycznie wątpliwych działań. Stąd legalne nie zawsze oznacza etyczne, co przecież wiemy, czytając chociażby o klauzuli sumienia.

 

Rzepliński jest współwinny dramatu ciężarnych kobiet

Odmianą argumentu z legalizmu jest argument z transparentności. Skoro Sikorski czy ktokolwiek z PO wszystko ujawnili w oświadczeniu, to w czym problem? Tymczasem transparentność nie jest sama w sobie, a przynajmniej nie zawsze, sposobem na etyczną podkładkę. Jest jedynie narzędziem do wyrobienia sobie oceny o działaniu danego polityka. Legalne i transparentne są zresztą przecież także afery PiS, bo politycy, działacze, wujkowie czy kogo tam pisowcy aktualnie zatrudniają, dostają milionowe dotacje zgodnie z prawem, a wyniki konkursów i przetargów są ogłaszane publicznie. Tylko czy to, że ktoś organizuje konferencję i płaci mu za to Kreml, też usprawiedliwiałyby transparentność i legalizm?

Innym argumentem jest swoista odwrotność legalizmu, czyli przyznanie, że nie jest ok, ale przecież wszyscy politycy tak robią. W przypadku lubianego polityka standardy w magiczny wręcz sposób nagle się obniżają. Nagle zamiast surowymi sędziami wyborcy stają się wyrozumiałymi pragmatykami życia politycznego. Rygoryzm ocen moralnych zarezerwowany jest dla oceny naszych przeciwników. To, że „nasz polityk” miał być lepszy i nie być jak tamci, to trudno – można na to na chwilę przymknąć oko.

Z Sikorskiego robi się też ofiarę, która podobnie jak Tomasz Lis stała się przedmiotem nagonki. Nieważne, czy autorzy nagonki mają jakieś argumenty. Oburza już sam fakt zmasowanej krytyki polityka. Jak tak można stadnie na kogoś napadać? – pytają ci, którzy całymi stadami napadają przykład na przeciwników wspólnej listy.

 

Trzy listy wyborcze to najlepsze, co może przydarzyć się opozycji

Tymczasem to naturalne, że im większe powody do oburzenia, tym więcej jest oburzonych. Czy Łukasz Mejza nie był ofiarą nagonki? Przecież tyle osób naraz pisało o nim negatywnie. I choć nie porównuję tutaj wyczynów Sikorskiego, Lisa i Mejzy, to argument z nagonki trudno traktować poważnie.

A gdy wszystkie możliwości obrony zawiodą, nie pozostaje nic innego, jak skorzystać z nieśmiertelnej teorii spiskowej, legendarnego „tematu zastępczego”.

W wersji hardcorowej to temat zastępczy, który uruchomił rząd, aby zdyskredytować naszego Radka. To nic, że akurat w tym przypadku pisały najpierw gazety z innych krajów. To nic, że nie istnieje nigdzie lista tematów zastępczych i nie-zastępczych, bo to publika i stymulanci jej oburzenia dopiero usiłują sprawdzić w praktyce, czy dany temat taki będzie, czy nie. To wreszcie nic, że tematy zastępcze są dziwnym trafem aferami lubianego i popieranego przez dany obóz polityka.

Wszystkie te usprawiedliwienia są wspólne dla wszystkich wyborców. Przez ostatnie lata widzieliśmy wyborców PiS, którzy potrafili usprawiedliwić każdą podłość i każdy szaber, ale gdy w międzyczasie wypływały skandale PO, to niczym w lustereczku dochodziło do zamiany ról.

A najgorsze, że to dopiero początek. Jeśli bowiem PO przejmie władzę, to siłą rzeczy afer związanych z PO będzie więcej. Po spodziewanej pacyfikacji TVP może się okazać, że kolejne władze będą rządzić jeszcze bardziej skandalicznie niż PiS – i będą spotykać się z wyrozumiałością elektoratu. Wszak wszelkie ataki na kumpli i kumpele Tuska to będzie „nagonka”, „tematy zastępcze” albo czepianie się legalnych i transparentnych konkursów, w których akurat wygrał kolejny szwagier polityka PO.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij