Świat

Im człowiek bogatszy, tym bardziej konserwatywny. Dlaczego?

Łatwo zrozumieć, dlaczego megabogaci lobbują za ulgami podatkowymi, finansują kampanie wyborcze przyjaznych im polityków, zakładają think tanki negujące zmianę klimatu, manipulują, jak mogą, kursami walut i akcji, a czasem po prostu kupują sobie ustawy. Ale czy niezbędna jest im do tego skrajna prawica?

Zadałem kiedyś w redakcji pytanie: dlaczego właściwie najbogatsi ludzie świata wydają niebagatelne pieniądze na dręczenie kobiet? Czemu na przykład sponsorują kampanie antyaborcyjne – nie tylko w Polsce czy w USA, ale również w krajach Afryki czy Ameryki Łacińskiej?

Łatwo zrozumieć, dlaczego megabogaci lobbują za ulgami podatkowymi, finansują kampanie wyborcze przyjaznych im polityków, zakładają think tanki negujące zmianę klimatu, manipulują, jak mogą, kursami walut i akcji, a czasem po prostu kupują sobie ustawy. Gdy chodzi o pieniądze, nie ma zdziwienia.

Jednak wielu z tych samych potentatów używa swoich pieniędzy i wpływów do wspierania konserwatywnych dążeń skrajnej prawicy, często pod hasłem „obrony rodziny”. Peter Thiel głosi na przykład, że nadanie kobietom praw wyborczych było „niefortunne”, założyciel prywatnej armii Blackwater Erik Prince łoży pieniądze na walkę z prawem do aborcji, a Charlesowi Kochowi nie dają spać małżeństwa jednopłciowe. O odwiecznym sponsorowaniu kościołów i organizacji wyznaniowych nie trzeba już wspominać.

Podobno im człowiek bogatszy, tym bardziej konserwatywny, ale skąd ta korelacja się bierze? Odpowiedź przynosi artykuł Laury Basu, redaktorki ekonomicznej serwisu openDemocracy. Nie zdradzę jej, bo mam nadzieję, że go przeczytacie – to jeden z tych tekstów, które uzupełniają brakujący kawałek układanki tak, że nagle cały obraz nabiera sensu. Kapitalizm w kryzysie potrzebuje głębokiego konserwatyzmu i pełni władzy nad ciałami kobiet, a autorka wyjaśnia dlaczego.

Kapitalizm żeruje na ciałach kobiet

czytaj także

O sile władzy miliarderów nie trzeba nikogo przekonywać, ale to nie znaczy, że kiedyś im tej władzy wystarczy. W Wielkiej Brytanii musieli się dotąd zadowalać lobbowaniem i finansowaniem wpływowych think tanków – ale odkąd na czele rządu stanęła Liz Truss, będzie im o wiele łatwiej, bo teraz lobbyści sami są rządem. O władzy oligarchów pisze George Monbiot (Krytyka wyda niedługo jego nową książkę), a Jacek Olender komentuje pierwsze posunięcia brytyjskiej premierki, które miały rozruszać gospodarkę na neoliberalną modłę. Kiedy zapowiedź obniżenia podatków najbogatszym powoduje implozję waluty i ogólny zamęt, to znak, że coś się dzieje!

Monbiot: Rząd oligarchów dla oligarchów

czytaj także

Dość symbolicznie wybrzmiewają w tym kontekście polskie wątki z tego tygodnia. Liberałowie sprzeczają się z lewicą o to, skąd wziąć pieniądze na darmowe posiłki w szkołach i czy w ogóle takie posiłki się dzieciom należą, bo może to jednak komunizm i psucie młodych charakterów. Pisze o tym Piotr Wójcik, a tymczasem konserwatywny miliarder z Kornic sponsoruje w całym kraju billboardy z pytaniem „Gdzie są TE dzieci?”. Czy liberałowie zgodzą się go opodatkować trochę mocniej? (Żart).

Wiemy, skąd wziąć pieniądze na bezpłatne posiłki w szkołach

Wisienką na tym cotygodniowym torcie jest nagroda przyznana Donaldowi Tuskowi przez zarząd Kongresu Kobiet. Za, najwyraźniej, przyszłe i spodziewane zasługi dla praw kobiet, bo nawet wygłaszająca laudację prof. Małgorzata Fuszara miała pewne trudności z wyliczeniem osiągnięć, które były premier ma już na tym polu odhaczone. Komentuje to w Krytyce Katarzyna Przyborska.

Donald Tusk otrzymał kredyt od Kongresu Kobiet

Jeśli jednak decyzja Kongresu jeszcze Was jakoś dziwi, ponownie namawiam do przeczytania tekstu Laury Basu – tam znajdziecie wyjaśnienie również i tej zagadki.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij