Od 26 dni dziesięciu Kurdów w Strzeżonym Ośrodku dla Cudzoziemców w Lesznowoli prowadzi strajk głodowy, by otrzymać pomoc psychologiczną i medyczną, a także godność – przez sprawiedliwe traktowanie i przeniesienie do otwartego ośrodka.
26. dzień strajku głodowego. Dziś już 27. Od trzech dni tzw. strajk suchy – czyli odmowa nawet wody.
„Jest coraz gorzej” – mówią nam przez płot kurdyjscy uchodźcy w zamkniętym ośrodku dla cudzoziemców w Lesznowoli. Muszą krzyczeć, bo inaczej nie usłyszymy. Stoimy za murem, a oni zamknięci kilkanaście metrów od płotu. Widzimy się tylko przez wąską szparę na dole muru.
Ośrodek w Lesznowoli wygląda jak więzienie. Gdy tam docieramy, trafiamy na wielki mur z zasiekami. Straż graniczna woła, że nie wolno robić zdjęć tego, co w ośrodku. Porozumiewamy się z uchodźcami przez mikrofon. Wkładamy ręce pod mur, by pokazać im, że jesteśmy. Układamy je w znak wolności albo zaciśniętą pięść. Formujemy z nich serduszka. Robią to samo.
czytaj także
Przynosimy drabinę, by móc zobaczyć Kurdów przez wysoki mur i zasieki. By krzyknąć: „You will never walk alone. Stay strong. We are with you„. Gdy nas widzą, wołają z radości i klaszczą. Dźwięki samby dodają im otuchy i solidarności. „Wolność! Freedom! Azadi” – skandujemy w trzech językach. Kurdowie powtarzali „Wolność” – po polsku, ze wszystkimi świszczącymi głoskami. Gdy przez bramę wyjeżdża samochód, podbiegamy, by im pomachać i krzyknąć, że wspieramy.
Niektórzy z nich to uciekinierzy polityczni. Inni uciekli przed przemocą w swoim kraju. Często wpadli w sidła kolejnej przemocy – na granicy polsko-białoruskiej. Byli wypychani, brutalnie bici i katowani przez białoruską straż. Po tygodniach tułaczki trafią do tego ośrodka. Nazywają go więzieniem.
czytaj także
Jest z nami mężczyzna, który niedawno z niego wyszedł. Wcześniej został brutalnie wypchnięty z Białorusi do Polski.
– Strażnicy graniczni, wasza nienawiść mnie tylko bawi – mówi przez megafon do stojącej nieopodal straży.
Przyjeżdża policja, chce nas spisywać. Nie robimy nic nielegalnego, więc w końcu proszą tylko, żebyśmy zeszli z drabiny. Chowamy ją i odtąd porozumiewamy się tylko głośnikiem, sambą i przez szczeliny w murze. Gdy przez chwilę milkniemy, zza płotu dobywają się okrzyki – uchodźcy pytają, czy jeszcze jesteśmy. Dzięki temu mogą nie czuć się tak samotni i opuszczeni.
Gdy protestujemy, wypuszczają kolejnego mężczyznę. Z Egiptu. Od razu organizujemy mu przejazd do Warszawy i pomoc. Inni zostają. Już 26 dni nie mieli nic w ustach. Ich stan jest coraz gorszy. A straż graniczna udaje, że problemu nie ma. Nie odpowiadają na interwencje poselskie, nie odpisują na maile. W piątek przekroczyli tydzień na odpowiedź.
Czekają na pierwszą śmierć? By ją też przemilczeć i ukryć?
Tu chodzi o życie ludzi, które z każdym kolejnym dniem jest coraz bardziej zagrożone. Życie ludzi wystarczająco straumatyzowanych przejściem przez granicę, wojną w swoich krajach, wielokrotnymi push-backami, przemocą…
„SG, czas odpowiedzieć na przemoc” – głosił napis, który przypięliśmy na murze. Do zasieków doczepiliśmy serpentyny. Powiewały na wietrze.
Jak krytykowani będą ukraińscy uchodźcy? Oto pięć prorosyjskich gotowców
czytaj także
„Nadzieja i solidarność to siła, która drąży ten betonowy mur obojętności. Strajkujący jej potrzebują – a my możemy im ją dać. Presja ma sens!” – napisali organizatorzy wydarzenia na Facebooku.
Obojętność i milczenie może – dosłownie – zabić ludzi. Razem możemy wywierać nacisk, pisać do straży granicznej tego ośrodka, udostępniać i nagłaśniać informację. Nadzieja i solidarność to siła, której strajkujący potrzebują teraz najbardziej. A my jej mamy wiele, prawda?