Kinga Dunin czyta „Samosiejki” Dominiki Słowik, „Ognie” Sigríður Hagalín Björnsdóttir, „O mrówkach i dinozaurach” Cixina Liu i „Niebo w kolorze siarki” Kjella Westö.
Dominika Słowik, Samosiejki, Wydawnictwo Literackie 2021
Pojawiła się u niej kilka tygodni temu.
Mieszkała sama, wyjeżdżała często, więc natychmiast pomyślała, że nie da rady się nią zaopiekować.
Tak się zaczyna jedno z opowiadań – Wegetacja. Bohaterka dostaje jakąś niepozorną roślinkę. Za to dość żarłocznie domagającą się wody. Nie bardzo chce się nią zajmować, roślinka zostaje nawet na pewien czas wyeksmitowana na klatkę schodową, ale wraca. Pojawiają się też inne. A na koniec kobieta dusi się we własnym mieszkaniu pełnym roślin.
Też kiedyś dostałam takie dwa listki na krzyż w doniczce. I też obawiałam się, że długo razem nie pomieszkamy. Dziś to całkiem spory krzak, któremu już dwa razy zmieniałam doniczkę na większą i zaraz potrzebna będzie następna. Jak się nazywa? – zastanawiałam się. Może przy okazji dowiedziałabym się czegoś więcej o pielęgnacji, bo na razie to jest podlewany, o ile sobie przypomnę. Niestety moja aplikacja do rozpoznawania roślin powiedziała, że takiej nie zna. Mam nadzieję, że nie skończę jak bohaterka Wegetacji.
czytaj także
Chyba wszystkie opowiadania w tym tomie – dziwne, niesamowite, czasem surrealistyczne, fantastyczne, też horrorki – mają w sobie jakieś elementy roślinne, a jeśli nie roślinne, to będzie to coś związanego z klimatem. Najbardziej w oczy rzuca się jednak pleśń – czyli grzyby, a więc już inne królestwo niż rośliny. Powiedzmy ogólnie: środowisko naturalne, w którym żyjemy. Czy naprawdę naturalne? Niekoniecznie, bo może to inwazja z kosmosu? Natura, z którą trudno się człowiekowi dogadać, bo się rozpycha, każe się posunąć. Niepokoi. W mniej lub bardziej oczywisty sposób zagrażająca.
W większym wymiarze te opowiadania nieco mnie męczyły. Powolny rytm, snujące się, melancholijne bohaterki, rzadziej bohaterowie… Ale jako przerywniki w czasie lektury innych książek sprawdziły się znakomicie. Czytając je pojedynczo, z przerwami, doceniłam i atmosferę, i pomysłowość autorki. W świecie, o którym opowiada nam Słowik, jest coś schyłkowego – dla nas. Może dlatego pleśnieje. Pleśnieje, czyli żyje!
czytaj także
*
Sigríður Hagalín Björnsdóttir, Ognie. Miłość i inne katastrofy, przeł. Jacek Godek, Wydawnictwo Literackie 2021
Tak to się kończy.
Pochłania mnie Ziemia, wszystkie jej epoki, cztery i pół miliarda lat.
Bardzo pouczająca powieść o islandzkich wulkanach. Serio. Można się nimi naprawdę zafascynować. Podobnie jak mieszkańcy tej wyspy, którzy swoich wulkanów się boją, ale też je kochają.
Poza tym to thriller – najpierw wybucha wulkan, a potem napięcie rośnie. Pierwszy wybuch to tylko ostrzeżenie, ale ziemia wciąż drży, i to na półwyspie Reykjanes – tam leży Reykjavík i mieszka dwie trzecie ludności Islandii. Trudno przewidzieć, co się wydarzy dalej – w każdym razie nauka tego nie potrafi. Ale skoro w thrillerze powieszona została na ścianie strzelba, to nie trudno zgadnąć, że wystrzeli.
Politycy i biznes turystyczny boją się nadmiernych ograniczeń i środków ostrożności. Czynny, lecz niezbyt groźny wulkan jest atrakcją przyciągającą wielu turystów. Anna, wybitna geolożka, też może się pomylić. Szczególnie że nie tylko wybuchł wulkan, w sensie miejsca, z którego wydobywa się lawa, gazy i materiały piroklastyczne, ale też wulkan uczuć. Anna, od ćwierć wieku szczęśliwa mężatka i matka, dowiaduje się, czym jest prawdziwa wielka, ognista miłość. Jak dla mnie tego wątku mogłoby nie być, ale to na tych dwóch wybuchach oparta jest ta powieść.
czytaj także
*
Cixin Liu, O mrówkach i dinozaurach, przeł. Andrzej Jankowski, Rebis 2021
Gdyby całe dzieje Ziemi zamknąć w jednym dniu, godzina równałaby się 200 milionom, minuta 3,3 miliona, a sekunda 35 tysiącom lat.
Cixin Liu jest autorem świetnej trylogii sf. Wspomnienia o przeszłości Ziemi, ale inne jego książki, które po sukcesie trylogii mogliśmy przeczytać, już nie są takie świetne. Ale skoro jesteśmy w nastroju przyrodniczym, to niech będą mrówki i dinozaury. Z tym że to raczej alegoria, bajka zwierzęca. Opowiada o tym, jak dzięki kooperacji powstała wspaniała cywilizacja mrówczo-dinozaurza. A jak się skończyła, wiemy – mrówki są, dinozaury wyginęły.
Dinozaury były indywidualistami i innowatorami, mrówki pracowicie umiały kooperować, ale bywały też całkiem pomysłowe. Świat wielkich i świat małych dobrze się uzupełniały, choć niekiedy dochodziło do nieporozumień. Czemu to się skończyło? Współpraca jest dobra, wojna na wyniszczenie zła. Zwycięskie mrówki, kiedy zostały same, też cofnęły się w rozwoju. (Czy to jest ostrzeżenie dla Chin?)
Nieco karkołomny pomysł, więc czasem zabawny. Czasem.
*
Kjell Westö, Niebo w kolorze siarki, przeł. Katarzyna Tubylewicz, Wydawnictwo Poznańskie 2021
Kiedy do tego doszło, mieszkałem tam już nieco ponad rok.
Do czego doszło? Bohater i narrator powieści, dobiegający sześćdziesiątki pisarz, autor jednego wielkiego bestselleru, siedzi wieczorem w swoim eleganckim mieszkaniu. Próbuje napisać esej o literaturze południowoamerykańskiej Od Borgesa do Bolaño. Jest późny wieczór. Wygląda przez okno i widzi jakiś cień czający się w krzakach, który budzi w nim wielki niepokój. Krótko potem Alex, jego przyjaciel, taki jeszcze z czasów dzieciństwa, zostaje zaatakowany nożem przez nieznanego napastnika. A potem zaginęła Sandrine, córka Stelli, siostry Alexa.
W ten sposób zostaje zawieszona strzelba, ale długo trzeba będzie czekać, żeby wypaliła. I nie będzie to wielki huk, raczej małe puff.
Bohater pochodzi z rodziny niebogatej, powiedzmy: niższa klasa średnia. Alex i Stella z bardzo bogatej. Spotykają się na wakacjach, gdy on z rodzicami mieszka w zwykłym domku letniskowym, a oni w pałacu. On będzie pracował jako nauczyciel i starał się zostać pisarzem, ale po napisaniu pierwszej powieści, która przyniesie mu spory dochód, będzie cierpiał na niemoc twórczą. Alex będzie robił interesy, nie zawsze uczciwe, i nadal będzie bardzo bogaty. Ale w takiej czy innej formie ich czasem przemocowa przyjaźń przetrwa. Natomiast ze Stellą połączy go trudna miłość – będą się schodzić i rozchodzić przez całe życie. Będzie też druga kobieta oraz jeszcze dużo innych, ale nieważnych.
Tak się to czyta i czyta. Lubię sobie tak czytać, ale większego wrażenia na mnie to nie zrobiło. Autor jest szwedzkojęzycznym Finem. Ale ja miałam przy tym dziwne uczucie, że czytam powieść amerykańską. Aż doszłam do strony 229, gdzie autor/narrator dochodzi do podobnego wniosku.: „jeśli nie będę uważał, stanę się kopią Nicka Carrawaya z Wielkiego Gatsby’ego.
Do głowy mogą też przyjść porównania z filmem Obywatel Kane. Życie mija. Pamięć, która odtwarza ważne wydarzenia z dzieciństwa i młodości, może okazać się zawodna. Różne perypetie rodzinne, finansowe, towarzyskie oraz miłosne się snują, a Alex pozostaje zagadką. Przeżył atak nożownika, ale nie wiadomo, czy ocierając się o śmierć, wyszeptał: „różyczka”.