Teatr

Bez fellatio nie byłoby szansy na rozmowę?

Skąd po obu stronach sporu o „Klątwę” tak wielka wiara w moc sprawczą obrazu? Może stąd, że obrazom łatwo przeciwstawiać się w sposób mocny, a zarazem całkiem nieskuteczny.

Figura papieża z doczepionym penisem zostaje powieszona na stryczku, krzyż ścięty piłą mechaniczną. Dlaczego reżyser Oliver Frljić w spektaklu Klątwa użył tak prostych, czy wręcz prostackich środków? Jeśli twórca miał na celu krytykę polskiego kościoła jako instytucji, a nie obrażanie konkretnych osób czy wierzeń, skąd potrzeba tak radykalnego sprzeciwu – fizycznego zniszczenia, zemsty na obiektach?

 

Teoretyk kultury wizualnej W.J.T. Mitchell w książce Czego chcą obrazy? zauważa, że przeciwstawianie się obrazom bywa zarazem łatwe i nieskuteczne. „Obrazy wybiera się na wrogów politycznych, ponieważ można twardo się im przeciwstawić, lecz ostatecznie, niewiele to zmienia”.  W Polsce wizerunek Jana Pawła II ma conajmniej taką siłę jednoczącą, jak symbol krzyża dla chrześcijan na całym świecie. Zauważył to chorwacki reżyser: „weźmy choćby Jana Pawła II – on jest tu ważniejszy niż sam Bóg. (…) Wiele elementów jego pontyfikatu jest bardzo problematycznych, powinniśmy więc kwestionować jego pozycję jak każdej osoby publicznej. Bo Jan Paweł II jest tylko postacią publiczną, w jego świętości nie ma w gruncie rzeczy niczego świętego”.  Portret papieża wisi w oknach domów, nosi się go w portfelu i na manifestacje. Krzyż wisi na szyi i w sejmie.

Symbole religijne są zawłaszczane – wykorzystuje się je nie tylko w praktyce religijnej, ale i jako użyteczne oręża walki politycznej. Gdy w reakcji na to artyści używają tych obiektów w swoich pracach – dla wielu wyznawców oznacza to profanację. Dzieje się tak, choć przecież w tych pracach zazwyczaj „kwestionowane jest nie samo sacrum, ile jakaś jego karykatura, jego fałszywie odbierana namiastka; atakowany bywa nie bezpośrednio Chrystus, Bóg, ale „chrześcijaństwo stosowane”, religia czy nawet tylko jej forma kultowa. Inaczej mówiąc, przedmiotem karykatury będzie właśnie to, co w danej religii karykaturalne, to co już zostało zniekształcone, co jest pewną deformacją i wynaturzeniem religii” – tłumaczy ks. Andrzej Draguła (Bluźnierstwo. Między grzechem a przestępstwem, Biblioteka „Więzi”, Warszawa 2013, s.208).

Kwestionowane jest nie samo sacrum, ile jakaś jego karykatura

W ramach rewanżu praca artysty zostaje zniszczona, a sprofanowane przez artystów symbole mogą być znów wykorzystane przez wyznawców do (symbolicznej) walki na manifestacjach i protestach. Zwróćmy uwagę na to, co wspólne dla obu stron używających w swoich działaniach symbolicznych obiektów – wiarę w moc sprawczą obrazu. Przeświadczenie, że zniszczenie symbolu zmieni realną sytuację. Dlatego Frljić musiał powiesić papieża, a krzyż ściąć.

Fot. Jakub Szafrański, Protest ONR pod Teatrem Powszechnym w Warszawie 21 kwietnia 2017

Co mówi obraz?

Wizerunek Jana Pawła II i krucyfiks są używane i nadużywane w strefie publicznej w Polsce. Wywołują spory, mają rzeczników – osoby otaczające je kultem i przeciwników – tych, którzy uważają, że nie powinny być obecne w sferze świeckiej, państwowej. „Krnąbrność obrazów, które obrażają, wiąże się po części z ich dążeniem, by zajmować miejsce w pierwszym szeregu społecznych i politycznych konfliktów (…). Obrazy pojawiają się w tych konfliktach nie tylko jako ich inspiracje i przyczyny, lecz także jako walczący, ofiary i prowodyrzy” (por. W. J. T. Mitchell, Czego chcą obrazy?, Narodowe Centrum Kultury, Warszawa 2013, s. 158). To spór o wizualną sferę polityki, o wspólną władzę państwa i kościoła, która przejawia się za pośrednictwem konkretnych obiektów-symboli.

„Pomylenie obrazów z aktami mowy wyjaśnia po części, dlaczego ludzie mogą czuć się obrażeni przez obrazy, których nigdy nie widzieli” pisze Mitchell i dodaje „ale obrazy to nie słowa. Nie wiadomo, czy rzeczywiście cokolwiek «mówią». (…) Obraz nie jest tekstem przeznaczonym do czytania, lecz żołądkiem brzuchomówców, w który projektujemy własny głos. Gdy obraża nas to, co «mówi», jesteśmy niczym brzuchomówca obrażony przez własny brzuch” (tamże, s. 169).

Łukasz Drewniak w kontekście Klątwy pisze: „cywil powie: głos odkrywa, dopowiada, kogo przedstawia ta rzeźba – ta scena jest o fellatio robionym ojcu świętemu. Naprawdę? (…) Prawdziwy Wojtyła istnieje tylko w głosie, a głos w tej scenie Klątwy jest w kontrze do tego, co się dzieje na scenie. Nikt go nie słucha, wszyscy patrzą. Tak samo, jak dziś nikt nie czyta encyklik papieża, czcimy wyłącznie obrazy i posągi.”  Więc może rację ma artysta Krzysztof Kuszej (autor cyklu obrazów poświeconych kwestii pedofili w kościele), gdy mówi, że „według niego pisanie o sprawach domagających się społecznej reakcji, np. na temat pedofilii, nie wystarczy. „Inaczej jest, jeśli pokażemy, jak to mogło wyglądać. Obraz wywołuje wstrząs” – twierdzi K. Kuszej” ks. Andrzej Draguła, Bluźnierstwo. Między grzechem a przestępstwem, Biblioteka „Więzi”, Warszawa 2013, s. 86.

Bez fellatio nie byłoby szansy na rozmowę?

„Jedna rzecz mnie bardzo niepokoi – pisze Joanna Krakowska na swoim facebookowym profilu – że pośród zachwytów artystycznych, obelg i inwektyw, oraz jakże przewidywalnych dyskusji o wolności słowa, granicach sztuki i wydawaniu publicznych pieniędzy umyka gdzieś najważniejszy polityczny wymiar Klątwy Olivera Frljića.

Gdy obraża nas to, co „mówi” obraz, jesteśmy niczym brzuchomówca obrażony przez własny brzuch

Bo jest to spektakl przeciw władzy Kościoła katolickiego w Polsce – władzy, która stanowi prawo, ma wielkie przywileje, jest bezkarna, krzywdzi i poniża kobiety, wykorzystuje dzieci, nie płaci podatków, stosuje przemoc symboliczną i realną oraz krzewi na prawo i lewo hipokryzję. Część społeczeństwa, w imieniu której mówią twórcy spektaklu, uważa, że należy się temu sprzeciwić i uwolnić Polskę od politycznej władzy Kościoła. To jest jasno sformułowane, teatralnym językiem polityczne stanowisko – dotąd bardzo słabo obecne w debacie publicznej. Więc fellatio to temat zastępczy, tylko paradoks tkwi w tym, że bez fellatio nie byłoby szansy na taką rozmowę na ogólnospołecznym forum. Nie zmarnujmy tej szansy na litość boską”.

„Joanna Krakowska napisała, że wymiar polityczny spektaklu dotyczący kościoła ginie w medialnej wrzawie. Ale czy trudno się temu dziwić? U Frljicia mamy ewidentny przerost formy nad treścią. Forma jest tak skrajna, że w naturalny sposób przesłania merytoryczną wartość widowiska”  – odpowiada Szymon Spichalski. Jaskrawe obrazy przesłaniają istotę sprawy i uniemożliwiają merytoryczną dyskusję. Paradoks w tym, że gdyby były łagodne, nikogo by nie poruszyły. I choć Paweł Sztarbowski wyraża nadzieję  „że kiedy przejdzie już fala hejtu, zacznie się dyskusja”. „Nie, nie zacznie – odpowiada mu ksiądz Andrzej Draguła – dyskusji o Klątwie, a właściwie o tematach, które porusza, nie ma. I nie będzie. Nie ma dyskusji o Kościele i pedofilii, o aborcji czy władzy Kościoła, dyskusji, która byłaby sprowokowana przez to przedstawienie”.

Agata Diduszko-Zyglewska, prowadząca debatę „Zły dotyk władzy”, która odbyła się po spektaklu w Teatrze Powszechnym, pyta: „Z jednej strony środki są bardzo mocne i w związku z tym zwłaszcza osoby, które są przeciwne temu raczej chętniej będą rozmawiać o detalach niż o tym politycznym przekazie spektaklu, a z drugiej strony gdyby nie te mocne środki, to pewnie nikt by się tym nie zainteresował. Jakie jest wyjście z tej sytuacji?”.

 

Wydaje się, że dobrym rozwiązaniem jest debata, podczas której padło to pytanie. Wzięli w niej udział: Joanna Wichowska- dramaturżka spektaklu Klątwa, Joanna Scheuring-Wielgus- posłanka, przewodnicząca Parlamentarnego Zespołu ds. Przeciwdziałania Mowie Nienawiści i Ochrony Praw Człowieka, Monika Płatek – profesor prawa karnego, Marcin Kącki – dziennikarz śledczy, reportażysta, Marek Lisiński – prezes Fundacji „Nie Lękajcie Się”, skupiającej ofiary pedofilii klerykalnej.

Twórcy z Powszechnego reagują, biorą odpowiedzialność za wywołaną ich spektaklem burzę i idą krok dalej – przenoszą opowiedziany za pomocą medium teatralnego problem do dyskusji o polskich realiach. Zapraszają prawniczkę, posłankę, dziennikarza śledczego, działacza w fundacji zajmującej się ofiarami pedofilii i tylko jedną twórczynię spektaklu. Nie rozmawiają o granicy wolności artystycznej i (nad)używaniu symboli, ale o poruszanych przez spektakl problemach i szukają realnych rozwiązań.

Fot. Jakub Szafrański, Protest ONR pod Teatrem Powszechnym w Warszawie 21 kwietnia 2017

„To my, widzowie, decydujemy o tym, czy to, co stało się w Teatrze Powszechnym, jest fikcją, czy rzeczywistym zdarzeniem. To nasza odpowiedź ostatecznie zadecyduje też, czy na tej granicy, do której dotarł Oliver Frljić ze swoimi aktorami, teatr pozostanie tym, czym chcieliby go widzieć jego konserwatywni wielbiciele – niemącącą spokoju przestrzenią kultury „wysokiej”, podnoszącej na wysokości swoje tych, co ją nawiedzają, czy też będzie częścią rzeczywistości naszego życia jako walki o nasz (a nie narzucony przez kogokolwiek) sposób jego przeżycia. (…) Koniec końców, by odpowiedzieć na pytanie, jakim jest przedstawienie Frljicia, trzeba się rozliczyć z własnymi uczynkami, a nie myślami o uczynkach” – pisze Dariusz Kosiński.

Czy każdy z nas z tymi uczynkami na pewno się rozliczył?

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij