Najpierw zamknięto oczy na rodzącą się epidemię. A kiedy dłużej nie można już było odwracać głowy od problemu, to okazało się, że lekarze nie są przeszkoleni, leków nie ma, a budżety się nie spinają.
Dawid Krawczyk: O epidemii HIV w Rosji pisze się od dobrych kilku lat. Co jakiś czas przez media, nie tylko te zajmujące się polityką zdrowotną, przewala się fala artykułów na ten temat. Jak wygląda ta epidemia teraz?
Michel Kazatchkine: Temu wzmożonemu zainteresowaniu mediów towarzyszy też zawsze dyskusja, czy możemy mówić o epidemii, czy jeszcze nie.
A możemy?
Medycyna definiuje epidemie jako występowanie w określonym czasie i na określonym terenie przypadków zachorowań lub innych zjawisk związanych ze zdrowiem w liczbie większej niż przyjęta norma. Do nowych zakażeń HIV dochodzi na terenie całej Rosji, od zachodniej granicy po Pacyfik, a liczba osób żyjących z HIV to już 1% całej populacji.
To skąd wątpliwości?
Wirus rozprzestrzenia się nierówno. Są obwody, w których odnotowuje się więcej zakażeń, ale faktem jest, że nie ma dziś w Rosji regionu wolnego od AIDS. O rosyjskiej epidemii HIV mówi się, że to przykład skoncentrowanej epidemii, czyli takiej, która dotyka określoną grupę ludzi.
Czyli kogo w tym przypadku?
Głównie osoby iniekcyjnie używające narkotyków. Jakby pojechał pan do Moskwy na początku lat 90., to spotkałby pan może w całym mieście kilkadziesiąt, góra kilkaset osób eksperymentujących z heroiną, głównie młodych. Dzisiaj to są dziesiątki tysięcy. Wciąż wirus rozprzestrzenia się głównie między iniekcyjnymi użytkownikami, ale przechodzi również na ich partnerów seksualnych. Jak wszędzie, na większe ryzyko zakażenia oprócz iniekcyjnych użytkowników wystawieni są mężczyźni uprawiający seks z mężczyznami i pracownicy oraz pracownice seksualne. Tylko, że w Rosji wszystkie te grupy muszą się ukrywać, a sprzedaż usług seksualnych jest kryminalizowana, więc tak naprawdę możemy tylko domniemywać, jak duża jest skala problemu.
czytaj także
Epidemia, nawet skoncentrowana, ma to do siebie, że dotyka coraz więcej osób.
W przypadku Rosji wchodzimy właśnie w kolejny etap. Coraz więcej ludzi zakaża się HIV przez kontakt seksualny z osobami, które nigdy nie używały iniekcyjnie narkotyków. Epidemia zatacza kolejny krąg. W Petersburgu czy Jekaterynburgu zanotowano niepokojący wzrost nowych zakażeń w tzw. populacji ogólnej.
Jak to się stało, że w latach 90. problem HIV dotyczył kilkuset użytkowników heroiny, a teraz ponad 1 procenta stumilionowego kraju?
Problem w tym, że nic się nie stało, tylko epidemia rozwijała się w swoim tempie i nikt jej w porę nie zatrzymał. A w przypadku HIV można to zrobić na trzy sposoby. Po pierwsze, prewencja – na przykład dystrybucja prezerwatyw. Zapewniają one niemal stuprocentową (99,8%) ochronę. Nic prostszego. Drugi sposób, to prewencja skierowana do określonych grup. Gdyby osoby używające narkotyków miały dostęp do serwisów redukcji szkód, oferujących między innymi czyste igły i strzykawki, to ich szanse na uniknięcie zakażania byłyby dużo większe. Ale w Rosji takie inicjatywy docierają do bardzo niewielkiej grupy osób, a funkcjonowanie programów substytucyjnych, gdzie zamiast narkotyku pacjenci mogą przyjąć metadon, jest nielegalne. Jest jeszcze trzeci sposób, leczenie. Jeżeli osoba żyjąca z wirusem HIV jest leczona lekami antyretrowirusowymi, to poziom wirusa we krwi spada, nawet do tak niskiego poziomu, który uniemożliwia przekazanie wirusa innym. Tylko, że w Rosji leki antyretrowirusowe przyjmuje jakieś 20 procent osób z HIV.
A jak takie liczby wyglądają na przykład w Niemczech?
Tam na lekach antyretrowirusowych jest 80–85% osób żyjących z HIV. Globalna średnia to 60%, więc w Rosji jest naprawdę bardzo źle. Co roku przybywa około 10% nowych zakażeń, czyli blisko 100 tysięcy osób. Jak już mówiłem, znikoma część z nich jest leczona, więc mamy też poważny wzrost śmiertelności – ludzie chorują na AIDS i umierają.
Kiedy spojrzymy na globalną sytuację z HIV, sprawa wygląda dużo bardziej optymistycznie niż w Rosji.
Byłbym raczej ostrożny z tym optymizmem. Między 2005 a 2015 liczba nowych zakażeń zmalała o 40%, a śmiertelność o 35% – to rzeczywiście są powody do zadowolenia. Ale jak spojrzymy na te dane bardziej dokładnie, to już nie jest tak dobrze. Między 2010 a 2015 liczba nowych zakażeń była niestety stabilna, więc ten czterdziestoprocentowy spadek dotyczy tak naprawdę lat 2005–2010. Sytuacja się poprawiła na początku, a później już nie było tak łatwo. Jest jeszcze coś bardziej niepokojącego. UNAIDS (Wspólny Program Narodów Zjednoczonych Zwalczania HIV i AIDS) zbudował modele matematyczne, które pokazują, że jeżeli nasze starania w walce z wirusem HIV będą utrzymywały się na tym samym poziomie skuteczności, to już w 2020 roku wrócimy w skali globalnej do punktu, w którym liczba nowych zakażeń będzie znowu rosła, a nie malała jak teraz. Musimy radykalnie przyspieszyć i zwiększyć skuteczność, bo inaczej zaprzepaścimy to, co udało się osiągnąć w ostatnich latach. A wracając do Rosji, to musimy zacząć robić cokolwiek, bo na razie nie ma nawet czego zaprzepaścić.
Jednej rzeczy nie rozumiem. Rosja ma problem i wygląda na to, że nic z nim nie robi. Dlaczego rosyjski rząd nęka organizacje zajmujące się wymianą igieł i strzykawek? Dlaczego nie prowadzi się tam terapii substytucyjnej? Skąd ta niechęć wobec programów redukcji szkód?
Trudno o prostą odpowiedź.
A jakbym nalegał jednak na prostą?
To powiedziałbym, że przyczyny są polityczne. A jeżeli chcielibyśmy się przyjrzeć temu bliżej, to najpierw zamknięto oczy na rodzącą się epidemię. Były wyraźne sygnały, ale je zbagatelizowano. Oczywiście, są tacy lekarze jak profesor Wadim Pokrowski, szef federalnego centrum ds. AIDS, którzy zawsze mówili, że mamy do czynienia z epidemią, ale nie szły za tym działania. Później, kiedy dłużej nie można już było odwracać głowy od problemu, to okazało się, że lekarze nie są przeszkoleni, leków nie ma, a budżety się nie spinają.
Polityka redukcji szkód nie jest akceptowana (mimo udowodnionej skuteczności w walce z HIV/AIDS), ponieważ nie pasuje do tej wizji zdrowego rosyjskiego obywatela, co to ma żyć bez narkotyków, bez alkoholu i bez tytoniu.
Tylko, że życie nie jest takie proste. Jest nawet bardzo trudne, dlatego ludzie sięgają po alkohol i narkotyki. Jak podniesie się cenę wódki, to nie przestaną pić, tylko wezmą się za samogon. Opodatkuje się papierosy jeszcze bardziej, to będą palili przemycone fajki z Iranu. Wreszcie jak zakazuje się narkotyków, to ludzie wstrzykują sobie jakieś domowe mieszanki, jak niesławny „krokodyl”, który jest nieporównywalnie bardziej niebezpieczny niż stara, dobrze znana heroina.
I w rosyjskim Ministerstwa Zdrowia nic się nie zmienia?
Mogę powiedzieć, że akurat w ministerstwie są już ludzie, którzy chyba rozumieją powagę sytuacji. W 2016 roku Rosja przyjęła nową strategię walki z HIV na następne pięć lat i są tam całkiem dobre zapisy, zmierzające w dobrym kierunku.
Polityka redukcji szkód nie pasuje do tej wizji zdrowego rosyjskiego obywatela.
Jakie na przykład?
Pojawiły się zapisy mówiące o tym, że należy położyć nacisk na prewencję wśród osób używających narkotyki. Jest też mowa o finansowaniu organizacji pozarządowych, które docierają do osób narażonych na zakażenia HIV, bo są w tym skuteczniejsze niż rządowe instytucje. W strategii zapisano również ambitne plany: 60% osób z HIV ma być poddana leczeniu antyretrowirusowemu. To wszystko są kroki w dobrym kierunku, nie wiem jednak, jak władze zamierzają wprowadzać ten plan i czy będą na to pieniądze. W Rosji musi naprawdę wiele się zmienić, żeby zatrzymać epidemię.
czytaj także
Przyznam, że jednak mnie to dziwi. Na corocznym spotkaniu ONZ ws. narkotyków w Wiedniu widziałem prezentację rosyjskiej delegacji. Zaszywanie implantów nieświadomym pacjentom, przywiązywanie pasami, trudno było odnieść wrażenie, że Rosji ma jakikolwiek problem z HIV.
Bo widział ich pan w najbardziej wrogim dla nich środowisku. Na sesjach Komisji ds. Środków Odurzających w Wiedniu mają jeden cel: pokazać nieugiętość, napiąć polityczne muskuły. Tymczasem w Ministerstwie Zdrowia naprawde są osoby, z którymi można rzeczowo rozmawiać.
Blisko pięć lat temu objął pan stanowisko Specjalnego wysłannika Sekretarza Generalnego Narodów Zjednoczonych ds. HIV/AIDS w Europie Wschodniej i Azji Centralnej. Co ONZ może zrobić w sprawie rosyjskiej epidemii HIV?
Szczerze mówiąc, to niewiele. W tej chwili praktycznie nie ma w Rosji obecnych na stałe przedstawicieli ONZ, ponieważ Rosja nie jest krajem rozwijającym się. Jest co prawda regionalne biuro UNAIDS i biuro Światowej Organizacji Zdrowia, a ja jako Specjalny wysłannik spotykam się z różnymi wysoko postawionymi pracownikami ministerstw i przekonuję ich do bardziej racjonalnej polityki, ale nie dają mi się nawet zbliżyć do osób decyzyjnych, które stoją m.in. za utrzymaniem zakazu terapii metadonowej.
60. sesja Komisji Śródków Odurzających: Po co właściwie spotyka się to towarzystwo
czytaj także
Są jeszcze te duże oenzetowskie spotkania, jak UNGASS (Specjalna Sesja Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych w sprawie światowego problemu z narkotykami) czy światowa deklaracja polityczna ws. HIV and AIDS przyjęta na zgromadzeniu ogólnym w zeszłym roku. Treść tych dokumentów przyjmowanych na tak wysokim poziomie międzynarodowym nie jest może bardzo progresywna, zgadzam się z tym. Ale sam fakt, że Rosja uczestniczy w tych spotkaniach i zobowiązuje się do pracy nad zwalczaniem epidemii w ramach międzynarodowych uzgodnień, to jest istotny krok w dobrą stronę.
***
Michel Kazatchkine pełni funkcję Specjalnego wysłannika Sekretarza Generalnego Narodów Zjednoczonych ds. HIV/AIDS w Europie Wschodniej i Azji Centralnej od czerwca 2012 roku. Poświęcił ponad trzydzieści lat swojej pracy zawodowej na walkę z AIDS. Od 2007 do 2012 był szefem Globalnego Funduszu do Walki z AIDS, Gruźlicą i Malarią (the Global Fund to fight AIDS, Tuberculosis and Malaria), a między rokiem 1998 i 2005 pracował jako dyrektor Krajowej Agencji Badań nad AIDS we Francji.
Rozmowa została przeprowadzana w czasie pierwszej regionalnej konferencji redukcji szkód w Europie Środkowowschodniej i Azji Centralnej „Redukcja Szkód w Nowym Środowisku”, która zorganizowana została na początku kwietnia w Wilnie przez Euroazjatycką Sieć Redukcji Szkód (Eurasian Harm Reduction Network).