Dwa lata temu Ukraińcy zagłosowali na prezydenta Petra Poroszenkę. Z wielkich nadziei nie zostało wiele.
Dwa lata temu z wielkimi nadziejami Ukraińcy masowo zagłosowali w wyborach prezydenckich na Petra Poroszenkę. Wygrał w pierwszej turze. Dzisiaj z tych nadziei nie zostało wiele.
54,7 procent głosów oddano na Poroszenkę. Mobilizowano się, aby zwyciężył w pierwszej turze. Był kandydatem z rozsądku – miał wesprzeć szybkie przeprowadzenie reform i skończenie rozkręcającej się wojny. Przeceniono jednak jego szczere intencje. Wojna już dawno temu wymknęła się spod kontroli, reform nie ma prawie wcale, a – poza przemówieniami – walka z korupcją nie jest priorytetem.
Poroszenko jak na razie robi wiele, aby podzielić losy swoich poprzedników (dwóch Wiktorów – Juszczenki i Janukowycza), o których Ukraińcy raczej chcieliby zapomnieć.
Kto wspiera wojnę hybrydową?
Poroszenko, poza tym, że jest politykiem, jest też oligarchą, który dysponuje majątkiem wynoszącym pod koniec 2015 roku 977 milionów dolarów. Jako jedyny z pierwszej dziesiątki najbogatszych Ukraińców zwiększył swoje dochody w 2015 roku. I to o 20 procent. Z jego deklaracji o tym, że sprzeda Roszen, czyli największe w Europie Wschodniej zakłady ciastkarsko-cukiernicze, nic nie wynikło. Jak twierdzi, wciąż nikt nie chce ich kupić, bo sytuacja na rynku jest trudna. Natomiast stanowiący nieznaczną część jego majątku 5 Kanał, za to wiernie opowiadający o działaniach prezydenta, miał pozostać jego własnością. Jak do tej pory, to najbardziej konsekwentnie realizowana obietnica wyborcza.
Prezydent nie lubi pytań o swój biznes. Gdy na początku roku była dziennikarka 5 Kanału Chrysytna Bondarenko zapytała go o to, usłyszała, że w jego stacji oglądało ją więcej osób. W ostatnich miesiącach prezydent kilkukrotnie miał pretensje do dziennikarzy. Raz stwierdził, że po dwóch latach pracy w strefie konfliktu, nie mogą jeździć „tam, gdzie strzelają” i od tego momentu, praca dziennikarza na Donbasie jest coraz bardziej ograniczona. Innym uznał, że „New York Times” bierze udział w rosyjskiej wojnie hybrydowej przeciwko Ukrainie, bo oskarżył Poroszenkę, że nie robi nic, aby walczyć z korupcją.
W tekście od redakcji stwierdzono, że brak reakcji na korupcję jest w pewnym sensie kompromisem, który prezydent zawarł z innymi grupami wpływu, aby zyskać możliwość manewru. Dodano jednak, że międzynarodowe organizacje i partnerzy nie powinny wspierać „korupcyjnego bagna”, które pochłonie każde pieniądze.
Tekst powstał w trakcie długich perypetii ze zmianą prokuratora generalnego. To stanowisko obejmował bliski Poroszence Wiktor Szokin, który zasłynął tym, że robił wszystko, aby sabotowano reformy prokuratury, a dzięki temu tuszowano korupcję. Szokina krytykowali wszyscy (włączając w to przedstawicieli innych państw, którzy raczej w takich sprawach nie zabierają głosu), ale prezydent nie chciał pozbywać się swojego lojalnego człowieka.
Cała sprawa skończyła się dwa tygodnie temu, gdy w końcu udało się wybrać nowego prokuratora generalnego. Tylko że zamieniono jednego bliskiego człowieka prezydenta na… innego. Teraz został nim stary polityczny wyjadacz Jurij Łucenko. Specjalnie dla niego zmieniono prawo, zgodnie z którym to stanowisko może objąć osoba bez wykształcenia prawniczego. Mało prawdopodobne, aby za Łucenki doszło do jakichś poważnych zmian.
Echo przeszłości
Poroszenko w trakcie swojego inauguracyjnego wystąpienia zaczął od pokojowego planu, który miał zakończyć konflikt na Donbasie. Niemal dwa tygodnie po inauguracji plan został przedstawiony w całości. Składał się z piętnastu punktów. Zawierały się w nich między innymi amnestia, rozbrojenie, decentralizacja, przyspieszone wybory lokalne, ale także odbudowa przemysłu na Donbasie i tworzenie miejsc pracy.
Gdy jednak Poroszenko objął fotel prezydenta, wydawało się, że walki na Donbasie mogą się skończyć zwycięstwem. Do połowy sierpnia 2014 roku ukraińska armia święciła triumfy i zajmowała kolejne wsie i miasta, w których zjawili się separatyści.
Latem spodziewano się, że okrążony Ługańsk wkrótce padnie, a nad Donieckiem zaraz będzie powiewała ukraińska flaga. Jedna bitwa, która wówczas nie przyciągnęła uwagi mediów, odwróciła całe losy konfliktu.
W Iłowajsku otoczeni ukraińscy wojskowi zmierzyli się z niespotykaną wcześniej liczbą artylerii i sprzętu wojskowego, którego po prostu na terytorium Donbasu nigdy nie było. Stało się jasne, że udział Rosji w konflikcie zwiększył się dramatycznie. Wówczas można było skończyć z Operacją Antyterrorystyczną (to oficjalny status konfliktu na Donbasie), a rozpocząć wojnę. 28 sierpnia 2014 roku Poroszenko sam powiedział, że rosyjskie wojska wtargnęły na Ukrainę. Tak się nie stało. Poparto natomiast rozmowy pokojowe w Mińsku.
Czy Poroszenko miał inne i lepsze wyjście z tej sytuacji? Dzisiaj nie ma na to odpowiedzi. Niemniej niemal dwa lata później jego słowa o tym, że „operacja antyterrorystyczna nie może trwać dwóch-trzech miesięcy, ona powinna i będzie trwała godziny”, brzmią jak gorzki żart. Konflikt, w którym zginęło ponad dziewięć tysięcy osób, a dwadzieścia jeden tysięcy zostało rannych, trwa do dzisiaj i rozgrywa się na niekorzyść Ukrainy. Do tego powrót Doniecka i Ługańska pod kontrolę Ukrainy staje się coraz mnie realny.
Deoligarchizacja na odwrót
Zanim Łucenko został prokuratorem generalnym, udało się wymienić rząd. Ten na czele z Arsenijem Jaceniukiem całkowicie stracił poparcie społeczne i zaufanie. W połowie kwietnia premierem został Wołodymyr Hrojsman, który znaczną część swojej kariery politycznej zawdzięcza związanemu z tym samym miastem Poroszence. Ta zmiana powinna rozwiązać ręce prezydentowi i jego otoczeniu, na które zazwyczaj zrzucało winę za brak działań rządu. Hrojsman został wybrany jednak wyłącznie dlatego, że udało się dobić targów z kilkoma oligarchami, a dzięki temu deputowani z ich partii jednogłośnie poparli nowego premiera. Powszechnie uznano, że Hrojsman objął stanowisko dzięki zmowie oligarchów.
Zamiast więc „deoligarchizacji”, o której często powtarzał Poroszenko, mamy do czynienia z umacnianiem się wpływów bogaczy.
Już nikt niemal nie spodziewa się, że Poroszenko będzie tym, który pokona korupcję i zmieni państwo na takie, jakie wyobrażali sobie ludzie wychodzący na kijowski Majdan – dostatnie i sprawne. Po dwóch latach rządzenia nie ma już złudzeń, że Porszenko ze starych uwikłań się nie wyrwie.
**Dziennik Opinii nr 144/2016 (1294)