Miasto

Samolińska: Bijący i bici

Może powiesimy krzyż na drzwiach Kampanii Przeciw Homofobii? Będą bezpieczne [polemika].

Z pewnym zaskoczeniem przeczytałam tekst mojego partyjnego kolegi Piotra Kozaka Co dalej z tęczą. Odnosi się on do wielu grup, które w sprawie tęczy na pl. Zbawiciela mają coś do powiedzenia, zaczynając od rządzącej miastem PO, przez Ruch Narodowy po parafian kościoła pw. Chrystusa Zbawiciela, sąsiadującego z instalacją Julity Wójcik. Zupełnie jednak zapomina o gejach i lesbijkach.

Sprawdźmy, co mają na ten temat do powiedzenia warszawiacy i warszawianki. Według badania opublikowanego przez „Gazetę Wyborczą”, 2/3 chce tęczy, takiej jaka jest, zaledwie 20% jest przeciwnego zdania. Większość uważa ją za znak radości, tolerancji, a także za symbol praw osób LGBT (prawie połowa badanych). Zaledwie 22% uznało ją za znak pojednania Boga z ludźmi. Czytałam jedynie wyniki, nie wiem, jaką zastosowano metodologię, ale wydaje się niemal pewne, że jeśli komuś tęcza kojarzy się z tolerancją, to jest to tolerancja wobec kogoś – i najprawdopodobniej nie chodzi o osoby innej niż badany wyznanie, a właśnie o orientację seksualną. Z kolei wśród przeciwników tęczy najpopularniejsza jest obawa przed prowokowaniem ludzi (19%), 8% uważa ją za „nachalną propagandę homoseksualizmu”, a 1% za obrazę polskości.

Można więc uznać, że najwięcej osób nie chce tęczy nie dlatego, że im przeszkadza, ale dlatego, że boją się, że będzie przeszkadzać komuś innemu. To podobnie jak Piotr Kozak.

Warszawa, co zresztą wychodzi z tego samego sondażu, jestem miastem o wiele bardziej otwartym na osoby LGBT niż reszta kraju. Ponad trzy razy więcej osób deklaruje tu, że zna jakiegoś geja bądź lesbijkę – a to z kolei ma zwykle bezpośrednie przełożenie na postawy wobec osób nieheteroseksualnych. Można też podejrzewać, że w stolicy po prostu mieszka więcej gejów i lesbijek niż w innych miastach – bo łatwiej się tu żyje. Nie trzeba wybierać pomiędzy byciem „jedynym gejem w mieście” a życiem w ukryciu, są kluby i puby LGBT friendly, działają organizacje pomocowe czy angażujące się w walkę o swoje prawa, jak Kampania Przeciw Homofobii czy Lambda. To tutaj są największe parady równości, akcje promujące równość. W porównaniu z Warszawą nawet duże miasta, jak np. Lublin, są boleśnie heteronormatywne.

Ile jest w stolicy „homosłoików”, przyjeżdżających tu, żeby się uczyć i pracować, ale też uciekających przed homofobią większych i mniejszych polskich miast i wsi? Badań na ten temat brak, mogłabym zastosować wulgarną empirię i powiedzieć, że znam takich osób pewnie kilkadziesiąt. Wyobrażam sobie, że dla nich tęcza ze Zbawiciela jest symbolem otwartości, wolności, tego, że mogą swobodniej oddychać, bo w Warszawie jest trochę mniej duszno.

Kiedy wpisze się w wyszukiwarkę hasło „tęcza plac Zbawiciela”, jedne z pierwszych obrazków przedstawiają tęczę płonącą. Ona też ma swoją symbolikę. Oznacza przemoc, z którą geje i lesbijki w Polsce spotykają się każdego dnia – w domu, w pracy, na ulicy. Według raportu Sytuacja osób LGBT w Polsce z lat 2010-2011 co piąty badany gej spotkał się z przemocą fizyczną ze względu na swoją orientację seksualną. Najczęściej były to ataki nieznajomych osób zdarzające się w przestrzeni publicznej. Ale jest też przemoc mniej namacalna niż siniaki i złamane nosy – lejąca się z mediów i internetu nienawiść, obecność w debacie politycznej osób zbijających na tej nienawiści kapitał polityczny, akceptacja dla obraźliwego, piętnującego języka.

Płonąca tęcza była kolejną emanacją tej przemocy – mówiła: „Bój się, pedałku, gdybyś tu był, spłonąłbyś razem ze mną”.

Ale wróćmy do Piotra Kozaka. Co nam radzi w tych okolicznościach? Po pierwsze, uważa on, słusznie, że tęczę należało odbudować, bo nie można przyznawać się do porażki w walce z nacjonalistami. Przestrzega jednak przed „symetrią” – ochrona tęczy przed spaleniem może przecież zostać uznana za równie groźną i przemocową, co próby oblania jej benzyną. Kozak obawia się też „mało ciekawego podziału” na obrońców i przeciwników. Przeciwnicy tęczy (czyli ci, którym się ona nie podoba, a nie ci, którzy się boją, że się nie spodoba komuś innemu) to 9% społeczeństwa, które nie chce „nachalnej propagandy homoseksualnej”. Jestem pewna, że bardziej niż tęcza przeszkadzają im parady równości. Czy mamy ich zakazać, żeby nie budować podziałów?

Propozycja, którą wysuwa Kozak, jest następująca: a co, gdybyśmy uznali tęczę za symbol religijny? Odmówmy jej wszystkich treści związanych z prawami osób LGBT, postawmy pod nią symbole trzech religii: judaizmu, islamu i chrześcijaństwa (wszystkie w swoich założeniach sprzeciwiają się związkom jednopłciowym) i uznajmy za symbol ekumenizmu. Genialny pomysł! Dlaczego nikt wcześniej na to nie wpadł? Dorysujmy krzyże do pomnika ofiar Jedwabnego, może skończą się dewastacje. Ktoś zniszczył mural z Edelmanem? Dopiszmy coś o żołnierzach wyklętych, ONR więcej nie ruszy. Nieznani sprawcy oblali drzwi Kampanii Przeciw Homofobii kałem? Może powieśmy na nich krzyż, będą bezpieczne. Wszak, jak pisze Kozak, „symbol cywilizacji śmierci podpalić nietrudno, podpalać krzyża nie wypada”. W ten sposób skrócimy o połowę Brunatną Księgę i będziemy mogli nawet udawać, że homofobia i idące za nią „mało ciekawe podziały” na bijących i bitych nie istnieją.

Justyna Samolińska jest członkinią Zielonych i działaczką Kampanii Przeciw Homofobii.

Czytaj dyskusję Dziennika Opinii o tęczy:

Marta Konarzewska: Somewhere over the rainbow

Jakub Dymek: Tęcza jako potwór morski

Piotr Kozak: Co dalej z tęczą?

Zdjęcie ilustrujące tekst jest częścią akcji Tęcza zostaje! Zrób zdjęcie z tęczą na Pl. Zbawiciela.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij