Czy faktycznie Szwecja będzie chciała się od nas uczyć działań pozornych, obliczonych na wyborcze sondaże?
Tempo prac nad nową ustawą o urlopach rodzicielskich wciąż jest ekspresowe, a minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz ogłasza listę, podobno niezwykle odważnych i bezprecedensowych w historii III RP osiągnięć rządu w polityce rodzinnej. Słyszymy o godzeniu życia zawodowego z opieką nad dziećmi i równouprawnieniu kobiet i mężczyzn. O sukcesy w tym wypadku nietrudno, bo przez ostatnie dwadzieścia lat niewiele się w tych obszarach polityki działo, a jeśli już, to niekoniecznie były to zmiany na lepsze.
Na konferencji organizowanej niedawno przez Instytut Spraw Publicznych we współpracy z Ambasadą Szwecji przyglądano się, jak wygląda sytuacja w Polsce i u naszego sąsiada z północy. Szwedzka ministra ds. równouprawnienia Maria Arnholm kurtuazyjnie stwierdziła, że widzi w Polsce dobry kierunek zmian, po czym dodała, że to niedługo Szwecja będzie się od Polski uczyć. Niestety, choć miło byłoby się czymś takim pochwalić, muszę panią ministrę rozczarować.
Celem ministerstwa jest przede wszystkim poprawa wskaźnika dzietności w Polsce. Jeśli drogą do tego celu ma być również równouprawnienie kobiet i mężczyzn na rynku pracy oraz wspieranie rodzin w opiece nad dziećmi, to rząd jest w stanie na to przystać. Jednak związek między poziomem dzietności a systemem polityki rodzinnej oferującym stabilne i powszechnie dostępne miejsca opieki oraz sprzyjającym równemu podziałowi obowiązków między matki i ojców ciągle w Polsce nie jest postrzegany jako oczywisty. Rozwiązania sprawdzone w krajach z podobnymi problemami, jak nasze, jakoś ciągle nie znajdują odzwierciedlenia w naszych ustawach.
Efekt programu, czyli prowizorka
Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej skupia faktycznie dużo uwagi na tworzeniu nowych miejsc w żłobkach i na innych przewidzianych w ustawie formach opieki nad dziećmi do lat trzech. Celem do 2020 r. jest objęcie 30% z nich instytucjonalną formą opieki. Świetnie! Rozwijany jest program o uroczej nazwie „Maluch” dofinansowujący adaptację i remonty lokali oraz utrzymanie nowych i istniejących miejsc w żłobkach, klubach dziecięcych oraz opieki przez tzw. dziennych opiekunów. Ministerstwo deklaruje, że w latach 2012–2013 na program zostanie przeznaczone 500 mln zł, w tym część z Funduszy Europejskich. Chciałoby się tylko przyklasnąć i nie szukać dziury w całym. Żłobki są w Polsce niezwykle potrzebne. Niezależnie od tego, że ciągle mamy ich za mało, pokutuje przekonanie, że dziecko do lat trzech najlepiej trzymać w domu. W dużej mierze przerzuca to ciężar opieki na matki i wyklucza je z rynku pracy. To jednak wcale nie jedyne problemy.
Pierwszy to decentralizacja zarządzania żłobkami i przedszkolami a także ich finansowania. Decentralizacja przerzuca cały ciężar tworzenia i utrzymania miejsc w żłobkach na samorządy. W programie „Maluch” gminy mogą ubiegać się o dofinansowanie w formie dotacji na wybrane placówki, o którą występują w drodze dwuetapowego konkursu. Wnioski weryfikuje Wojewoda, a następnie MPiPS. Narzuca się pytania, czy faktycznie Wojewoda zachęca najbardziej potrzebujące gminy, również wiejskie, do udziału w konkursie, czy są one w stanie przygotować wystarczająco dobre wnioski i czy otrzymują w tym zakresie wsparcie. W tym momencie z programy korzystają przede wszystkim duże miasta – Kraków, Warszawa. Dofinansowanie jest roczne. Po roku można ubiegać się znów o dotację – na kontynuację prac lub utrzymanie stworzonych wcześniej miejsc. Jednocześnie program zobowiązuje do utrzymania tych miejsc przez następne dwa do pięciu lat. Czy oznacza to, że jeśli gmina nie otrzyma dotacji, to prawdopodobnie brakujące pieniądze będą musieli zapłacić rodzice? Co z miejscami w żłobkach po wygaśnięciu programu? Jaką mamy gwarancję, że się utrzymają?
Opiekuna zatrudnię od zaraz
Problem drugi: jako jedno z nowych rozwiązań ministerstwo wskazuje możliwość dofinansowania nie tylko gmin, ale również przedsiębiorców, organizacji pozarządowych, które prowadzić będą żłobki rodzinne i „przydomowe” formy opieki. Nie jest to rozwiązanie najbardziej szczęśliwe. Co prawda podobnie funkcjonuje system francuski, jednak obudowany jest długą tradycją i systemem kontroli. W Polsce, aby móc prowadzić i opiekować się dziećmi jako opiekun dzienny, wystarczy dostosować lokal/mieszkanie, tak aby nie stwarzało zagrożenia dla dzieci, co weryfikuje pracownik socjalny. Opiekun kończy kurs trwający 160 godzin (to mniej więcej miesiąc nauki) z podstaw rozwoju dziecka, psychoedukacji, pierwszej pomocy, przepisów prawnych, w tym 30 godzin (tydzień!) praktyki zawodowej. Powiecie, że się czepiam, np. babcia opiekująca się swoimi wnukami nie kończy kursów, niekoniecznie ma przystosowane mieszkanie i może sobie świetnie radzić, pod warunkiem, że znajdzie na to czas i ochotę. Dziadkowie nie biorą jednak zazwyczaj pod opiekę obcych dzieci i nie jest to źródło ich dochodu czy sposób na prowadzenie biznesu.
Obecnie w Polsce, według danych Eurostatu, niewiele ponad 50% czterolatków jest objętych opieką przedszkolną (średnia dla Europy wynosi ponad 90%), a sytuacja dzieci poniżej trzeciego roku życia jest jeszcze gorsza (opieką żłobkową objęte jest 2% dzieci). Szereg badań pokazuje, że kontakt z grupą rówieśniczą, rozwój poprzez odpowiednią zabawę i stymulację mają ogromny wpływ na dalszą edukację i zdolności dzieci. Dlatego tak ważna jest wczesna socjalizacja. To nie znaczy jednak, że lepsze jakiekolwiek przedszkole czy żłobek niż żadne. Jeśli już płacimy i stwarzamy dzieciom takie możliwości, to nie po to, aby trafiały do przypadkowych osób lub aby stworzone na szybko miejsca zniknęły po paru latach.
Tato! Idź na urlop!
Opracowywana obecnie nowa ustawa o urlopach rodzicielskich przewiduje przedłużenie płatnego urlopu przysługującego na opiekę nad małym dzieckiem do dwunastu miesięcy. Dodatkowe 26 tygodni, czyli ok. sześciu miesięcy, nazywane urlopem rodzicielskim, wykorzystać mogą ojciec lub matka, wedle własnego uznania. Biorąc pod uwagę dotychczasowe wyjątkowo niskie statystyki wykorzystywania urlopów ojcowskich (tylko 7% ojców bierze urlop w wymiarze do czternastu dni), eksperci są przekonani, że udział ojców w nowych urlopach rodzicielskich będzie fikcją. Decyzja o wydłużeniu urlopu na opiekę nad małym dzieckiem mogła być szansą na utworzenie w Polsce mechanizmu płatnych urlopów do wykorzystania tylko przez ojców.
Podobne rozwiązania funkcjonujące np. w Islandii, gdzie w 2000 roku wydłużono możliwość płatnego urlopu z sześciu do dziewięciu miesięcy. Trzy miesiące może wykorzystać matka, trzy ojciec, a pozostałe trzy są do podziału między obojgiem rodziców. W efekcie w ciągu kilku zaledwie lat nastąpił wyraźny wzrost liczby dni wykorzystywanych przez ojców na opiekę nad dzieckiem.
O takie zmiany w nowej ustawie apelowały rozmaite organizacje (m.in. Fundacja Feminoteka) w Apelu Obywatelskim do Prezesa Rady Ministrów i Rządu Rzeczypospolitej Polskiej. Postulaty te nie zostały jednak uwzględnione, co uzasadniano tym, że „niniejszy projekt nie przewiduje żadnych zmian w zakresie urlopu ojcowskiego”.
27 maja do konsultacji rządu trafił prezydencki projekt zmian mających poprawić wskaźnik dzietności w Polsce. Projekt „Dobry Klimat dla Rodziny” przewiduje w tym celu szereg rozwiązań – m.in. ulgi podatkowe, mieszkaniowe, elastyczny czas pracy i urlopy rodzicielskie. Konieczność wprowadzania rozwiązań i mechanizmów sprzyjających równouprawnieniu kobiet i mężczyzn na rynku pracy jest w programie potwierdzona, ale zależy niestety od dobrej woli przedsiębiorstw, czy będą chciały te mechanizmy stosować. Program powołuje się również na dane CBOS, w których wyraźnie widać, że zaangażowanie i pomoc ojca, wpływa na decyzję o posiadaniu dziecka (Komunikat z badań CBOS, BS/29/2013) – w takiej sytuacji trzykrotnie więcej kobiet wyraża się pozytywnie o powiększeniu rodziny. Jednocześnie proponowane rozwiązanie sprzyjające większemu zaangażowaniu ojców, to nauczanie w szkole „Wychowania do życia w rodzinie”, a prezydent deklaruje, że podział obowiązków między ojca i matkę powinien być pozostawiony rodzinom, które już samodzielnie zorganizują sobie czas i opiekę nad dziećmi. Tymczasem lata badań i doświadczeń w innych krajach europejskich pokazują, że bez wprowadzania zachęt systemowych, trudno o zmianę podziału ról w rodzinie. Prosty i skuteczny system urlopów ojcowskich przekłada się dość szybko na wolę ojców do opieki nad dzieckiem i realne zaangażowanie. Wagę tego doświadczenia i jego wpływ na relacje w rodzinie opisywał niedawno dziennikarz „Guardiana”, opisując swój miesiąc opieki nad córką w Szwecji.
Kto odrabia prace domowe?
Pierwszy rok życia dziecka jest doświadczeniem trudnym, ale także w dalszej opiece i wychowaniu niezwykle ważnym. Włączenie się ojca w obowiązki rodzicielskie na tym etapie, ale i później, uświadamia faktycznie, jaki ogrom pracy i odpowiedzialności trzeba włożyć w opiekę nad dzieckiem w trakcie „urlopu”.
Po tym pierwszym roku, tym bardziej jeśli rodzice wrócą do pracy, dopiero rozpoczyna się przygoda rodzicielstwa, wspaniale jeśli ojciec jej już zasmakował i wypełnia obowiązki rodzicielskie i domowe. W Polsce kobiety tygodniowo przeznaczają na pracę w domu 30 godzin, mężczyźni dziewięć godzin – różnica wynosi zatem ponad dwadzieścia godzin! Tymczasem w pracy zawodowej spędzają już czas bardzo zbliżony, mężczyźni pracują ok. dwóch godzin dłużej.
To jest właśnie prawdziwe pole do popisu dla ministra. Jednak imponujące statystyki tymczasowych nowych miejsc w żłobkach pewnie lepiej wpłyną na słupki wyborcze niż walka o równouprawnienie. Czy faktycznie Szwecja będzie chciała się od nas uczyć działań pozornych, obliczonych na wyborcze sondaże?