Kraj

Zawisza: Czas zawalczyć o to, żeby pracować krócej

Marcelina-Zawisza

Donald Tusk zapowiada pilotaż czterodniowego tygodnia pracy. Partia Razem projekt skrócenia tygodnia pracy do 35 godzin ma już od dawna. Przypominamy rozmowę z Marceliną Zawiszą z 9 maja 2018 roku.

Jan Smoleński: Partia Razem przedstawiła projekt ustawy skracającej tydzień roboczy do 35 godzin. Dziś pracujemy średnio ponad 45 godzin tygodniowo. Według OECD jesteśmy drugim najbardziej zapracowanym społeczeństwem Europy. Zmiany uzasadniacie przepracowaniem Polek i Polaków. Czy jest aż tak źle?

Marcelina Zawisza, partia Razem: Ze względu na długi czas pracy Polki i Polacy są w grupie zwiększonego ryzyka, jeśli chodzi o choroby serca, cukrzycę i depresję. Nie mamy czasu dbać o zdrowie. W Polsce nowotwory są wykrywane bardzo późno, bo ludzie nie mają kiedy pójść do lekarza. Przepracowanie odbija się na naszym stanie zdrowia, stanie psychicznym, emocjonalnym, na tym, jak spędzamy czas wolny, jak wygląda w Polsce społeczeństwo obywatelskie, a raczej, jak nie wygląda. Zabieramy pracę do domu, jesteśmy w nieustannym stresie, wyrabiamy nadgodziny, za które nie dostajemy pieniędzy. Mamy dość milczenia o tym, jak pracują Polki i Polacy, czas zawalczyć o to, żeby pracować krócej.

Zmierzono jakość pracy w UE. Polska zajęła czwarte miejsce od końca

W jaki sposób skrócenie czasu pracy miałoby rozwiązać problemy brania pracy do domu lub „bezpłatnych nadgodzin”? Jak będzie mniej czasu na wykonanie pracy, to tym bardziej będziemy zabierać robotę do domu.

Skrócenie czasu pracy wymusza na przedsiębiorstwach zmianę sposobu myślenia. Jeśli pracodawca chce utrzymać poziom produkcji czy świadczonych usług, to rozwiązaniem są innowacje albo zwiększenie zatrudnienia. Nasz projekt zacznie debatę o czasie pracy. Miliony zestresowanych i przemęczonych pracowników uzmysłowią sobie, że nie są sami.

Ale czy zestresowanemu pracownikowi pomoże uzmysłowienie sobie, że inni też mają źle?

Tak. Bo świat można zmienić, tylko działając wspólnie. Dlatego tak ważna jest solidarność pracowników i pracownic, poczucie, że nie jesteśmy z tym sami. Najwyższy czas, żeby w końcu wziąć się za patologie rynku pracy. Mamy rekordowo niskie bezrobocie, które wymusza na pracodawcach trochę lepsze zachowanie. Widzieliśmy to ostatnio w sieciach handlowych, przy okazji wprowadzenia wolnych niedziel. Pracodawcy zmuszali do pracy w niedziele, udając, że sklep jest dworcem. Ludzie po prostu zaczęli szukać innej pracy, zamiast się godzić na takie warunki. Następuje zmiana społeczna. To wielka szansa. Tę zmianę można pogłębić, wykorzystać koniunkturę gospodarczą, żeby trwale poprawić sytuację pracowników i pracownic w Polsce. Ludzie chcą żyć godnie i są gotowi walczyć o prawa człowieka – widzieliśmy to na czarnych marszach, podczas protestu opiekunów osób niepełnosprawnych. Godna praca też jest prawem człowieka.

Praca zamiast zatrudnienia to ekologiczna konieczność

W uzasadnieniu zmian w projekcie ustawy podajecie wiele potencjalnych pozytywnych efektów skrócenia czasu pracy – od poprawy zdrowia pracowników przez wymuszenie innowacyjności i lepszego zarządzania po pozytywne efekty dla środowiska naturalnego. Które z tych zmian realnie mają szansę się w Polsce zmaterializować?

Wszystkie. Poprawa zdrowia jest oczywistym efektem, bo wiele chorób wynika z przepracowania. Tak się stało we Francji, gdzie w 2000 roku skrócono czas pracy do 35 godzin. Po czterech latach okazało się, że zmniejszył się problem z nadwagą, zmniejszyła się liczba osób palących papierosy, zmniejszyła się liczba osób skarżących się na stres w pracy.

Ale do poprawy sytuacji zdrowotnej potrzeba jeszcze poprawy w ochronie zdrowia.

Tam, gdzie poprawia się jakość życia, polepsza się też zdrowie. Ale krótszy czas pracy to nie tylko kwestia zdrowia. Zakłady Toyoty w Göteborgu, w którym skrócono dzień pracy z ośmiu do sześciu godzin, zmniejszyły emisję dwutlenku węgla. Firma jest otwarta krócej, a wypoczęci pracownicy wykonują dotychczasową pracę szybciej i bardziej wydajnie. Skrócenie czasu pracy stymuluje innowacyjność. Zmiany technologiczne pojawiają się nie z łaski pracodawców, ale pod presją pracowników, gdy ludzie się organizują i upominają o lepszą jakość życia, pod presją regulacji prawnych.

Krótszy tydzień pracy wprowadził w swojej fabryce Henry Ford, więc czasem dobrzy pracodawcy też się zdarzają i są pomocni.

Związki zawodowe na całym świecie walczyły o ośmiogodzinny dzień pracy od 1884 roku, Ford wprowadził go w swojej fabryce dopiero w 1926 roku. Dobre rządy i pracodawcy, którzy z dobrej woli rozdają pracownikom prezenty, występują tylko w bajkach.

Wróćmy do waszego projektu. Czytam w nim: „Przeprowadzone pod dyktando biznesu «uelastycznienie rynku pracy», normalizacja umów śmieciowych, outsourcing przez agencje pracy tymczasowej, wypychanie pracowników na fikcyjne samozatrudnienie w połączeniu z upadkiem tradycyjnych gałęzi przemysłu i wzrostem sektora usług stworzyły toksyczną sytuację, w której umowa o pracę jest przywilejem, na który pracownik musi sobie zasłużyć”. Zmiany, które proponujecie, dotyczą jednak tylko osób na etatach, tych – jak mówicie – uprzywilejowanych. Co z ludźmi, zatrudnionymi na śmieciówkach? Co z pracownicami i pracownikami agencji pracy tymczasowej?

Pracownicy na etatach to ciągle większość zatrudnionych – 16 milionów ludzi. Jedną ustawą nie rozwiążemy wszystkich problemów rynku pracy, ale nasz projekt ma pozytywny wpływ na sytuację pracowników na śmieciówkach – wymusza zwiększenie minimalnej stawki godzinowej. Nasze propozycje, jeśli chodzi o walkę ze śmieciówkami, są znane. Chcemy kary za łamanie prawa pracy proporcjonalnych do obrotów firmy, oskładkowania umów i wyższej stawki godzinowej na umowach doraźnych. Jeśli chodzi o umowy śmieciowe, to pojawiamy się na demonstracjach i pikietach w tej sprawie i sami je też organizujemy, staramy się pomagać pracownikom, którzy są stawiani w takiej sytuacji.

Zła praca. I kogo to obchodzi?

czytaj także

Postulat skrócenia czasu pracy spotyka się z bardzo dobrym odbiorem na ulicach. Gdy zbieraliśmy pierwszy tysiąc podpisów, podchodzili do nas z poparciem pracownicy korporacji, ludzie pracujący w gastronomii, w szeroko pojętych usługach, w handlu… Emeryci mówili, że ich dzieci są zapracowane i że nam z tego powodu kibicują. Ta ustawa poprawi sytuację 16 milionów Polek i Polaków, skorzystają na tym nie tylko zatrudnieni, ale też ich bliscy.

Czy to podniesienie minimalnej stawki godzinowej nie będzie zachętą dla przedsiębiorców do przerzucania ludzi na śmieciówki w celu minimalizacji kosztów pracy albo po prostu niezatrudniania ludzi na etaty od samego początku?

Istnieje takie zagrożenie, ale wtedy trzeba będzie głośno mówić o tym, że jest to łamanie prawa i okradanie pracowników z ich zarobków i należnych im składek. Wiele osób podobnie głośno mówi o przestrzeganiu prawa i konstytucji – mam nadzieję, że i w tym przypadku będziemy mieli wielu sojuszników.

Samo mówienie nie wystarczy. Jak to prawo egzekwować, skoro i tak są problemy z egzekwowaniem obecnego?

Państwowa Inspekcja Pracy jest chronicznie niedofinansowana i boryka się z brakami kadrowymi, ale to trudny temat, bo mało interesujący dla mediów i nudny dla ludzi. Co to jest ten stosunek pracy i dlaczego on „zachodzi” – to wszystko nie jest nawet po polsku, tylko po prawniczemu. Postulat skrócenia czasu pracy i związana z nim debata mają przybliżyć ten problem, na konkretnym przykładzie pokazać, że wzmocnienie PIP jest w interesie każdego z nas. Musimy też zwiększyć uprawnienia PIP, żeby mogła na miejscu ustalać stosunek pracy. Obecnie to pracownik, czyli strona słabsza, musi w sądzie udowodnić, że zachodził stosunek pracy, więc umowa cywilno-prawna była nielegalna. Kary, jakie może nakładać PIP, są śmiesznie niskie. Za pierwsze wykroczenie to 2 tys. złotych, za recydywę – 5 tys., a za nagminne łamanie prawa można złożyć sprawę do sądu pracy. Sąd może zasądzić karę w wysokości do 100 tys. złotych, ale bardzo rzadko to robi – według raportów PIP te grzywny są niższe od pierwszej.

Według danych GUS mediana zarobków w Polsce to 2,5 tys. złotych na rękę, a dominanta to niewiele ponad 2 tys. złotych brutto, czyli 1500 netto. Wielu moich znajomych ma nieco więcej szczęścia, ale ich zarobki są na tyle niskie, że nie stać ich na wyjazd na wakacje lub wymianę komputera – narzędzia pracy, a nie rozrywki. Czy w takiej sytuacji ten wolny czas nie zostanie przypadkiem wykorzystany na dorabianie?

W 2001 roku w Polsce skrócono czas pracy z 42 godzin do 40 i nic złego się nie stało. We Francji, gdy wprowadzano krótszy tydzień pracy, były podobne obawy, ale gdy ludzie się zorientowali, co mogą w tym wolnym czasie zrobić, to nie chcieli brać nadgodzin. Obecne prawo mówi, że tydzień pracy wynosi 40 godzin z możliwością dorobienia 8 godzin tygodniowo. My chcemy to zmniejszyć do 35 i 7. Mam nadzieję, że po skróceniu czasu pracy do 35 godzin ludzie zaczną się organizować w celu walki o podwyższenie swoich płac.

Dość już tej pracy. Pora się w życiu zabawić

Jeśli do tego momentu jakiś pracodawca, drobny przedsiębiorca myślał – fajny projekt, fajnie mieć wypoczętego innowacyjnego pracownika, popieram, to teraz właśnie uświadamia sobie, że temu pracownikowi ma płacić więcej za krótszy czas pracy. No i może już nie być tak sprzyjający waszemu pomysłowi.

Debata, którą chcemy rozpocząć, będzie dotyczyć też oczywiście kwestii płacowych – w tym podniesienia płacy minimalnej. Udział płac w PKB Polski jest bardzo niski, jeden z najniższych w UE. Polscy pracownicy nie mają udziału we wzroście produktywności i wzroście gospodarczym.

Badania pokazują, że polscy pracownicy nie są tak produktywni jak na przykład niemieccy, choć powodów jest wiele, w tym brak dostępu do innowacji czy słaba organizacja pracy, niezależne od samych pracowników.

Pracownicy są przemęczeni. W Polsce to brzmi rewolucyjnie, ale wypoczęty pracownik naprawdę pracuje lepiej, szybciej, wydajniej i dokładniej. I rzadziej choruje. Trzeba przestać myśleć o ludziach jak o robotach. Ludzie gorzej pracują, gdy są przemęczeni i nieszczęśliwi. To wynika z biologii i psychologii, a nie złej woli. Doświadczenie pokazuje, że innowacyjność i produktywność się zwiększają, gdy ludzie pracują mniej. To się opłaca.

Masochiści w pracy. Dlaczego pozwalamy się wyzyskiwać i jesteśmy za to wdzięczni?

W uzasadnieniu piszecie: „Projekt ustawy wpłynie na działalność mikroprzedsiębiorców, małych i średnich przedsiębiorców poprzez zmniejszenie czasu pracy pracownic i pracowników przy pozostawieniu wynagrodzeń na tej samej miesięcznej wysokości”.

Tak, bo ich mamy najwięcej.

A co z dużymi przedsiębiorstwami z zachodnim kapitałem? Czy to nie da im dodatkowej przewagi nad firmami rodzimymi? Skądinąd wiadomo, że polskie przedsiębiorstwa konkurują z zagranicznymi nie innowacyjnością, ale niskimi kosztami pracy.

Ale to dlatego, że polskie rządy uparcie robią wszystko, żeby tak było. Zmiana tego jest kwestią woli politycznej i podejmowanych działań. To, co powinniśmy robić, to walka o godną płacę, godne warunki pracy i godne zabezpieczenia społeczne – bo właśnie to, a nie brak regulacji, sprzyja innowacjom. Ludzie chętniej ryzykują, kiedy czują się bezpiecznie. W Skandynawii państwo zapewnia poduszkę bezpieczeństwa socjalnego – więc łatwiej jest zainwestować oszczędności w innowacyjną firmę. W Polsce jest to bardzo niebezpieczne, koszta porażki są ogromne – jak się nie uda, zostajesz bez środków do życia, jeśli nie masz bogatych rodziców. Mówienie, że Polska może konkurować z innymi krajami jedynie niskimi kosztami pracy, to mówienie, że ludzie, którzy tu pracują, nadają się tylko do taniego składania towarów eksportowanych za granicę. To jest zwyczajnie obraźliwe.

Część sektorów gospodarki opiera się na niskiej marży, w przypadku branż takich jak gastronomia przychód nie zależy od wydajności – wykonaniu tej samej pracy w krótszym czasie – tylko od tego, kiedy przyjdą klienci, tam pracownicy muszą siedzieć w pracy. Co z nimi?

Z doświadczenia krajów, które skróciły czas pracy, wynika, że ludzie mają więcej czasu, żeby do tego sklepu czy kawiarni pójść. Zwiększają się przychody małych punktów usługowo-gastronomicznych. Ale trzeba też powiedzieć uczciwie, że jeśli ktoś nie jest w stanie płacić swoim pracownikom godnych płac, „nie stać” go na to, to nie powinien być przedsiębiorcą.

To prawda. Ale za 2,5 tys. miesięcznie na rękę lub mniej trudno chodzić do kina, do kawiarni lub sklepu dla przyjemności.

To też prawda. Ale jeśli jesteśmy przepracowani, to nie będziemy mieli czasu ani siły, by walczyć o swoje prawa, w tym o podniesienie wynagrodzeń. To, na co Polacy i Polki zdecydują się przeznaczyć te pięć godzin tygodniowo, jest pytaniem otwartym. Ja, poza pracami w domu i relaksem, na walkę o prawa pracownicze.

Zatrudniasz tylko najlepszych ludzi? To błąd

Wprowadzenie proponowanych przez was zmian będzie sporo kosztować.

Cztery miliardy złotych. Źródeł finansowania jest wiele. Nasza ustawa wymusi zwiększenie zatrudnienia – szacujemy, że będzie to trzynastoprocentowy wzrost. Odprowadzanych będzie więcej podatków od umów. Część kosztów będzie też kompensowana zyskami związanymi z polepszeniem zdrowia Polaków. Doświadczenie krajów, gdzie skrócono czas pracy, pokazuje, że ludzie rzadziej chodzą do lekarza i bardziej dbają o swoje zdrowie, a to oznacza, że choroby diagnozowane są wcześniej i leczenie ich jest tańsze. Kolejnym będzie zwiększona konsumpcja i zwiększony wpływ z VAT.

Nie wypruwaj sobie żył w pracy – i tak nic z tego nie będzie

Projekt był konsultowany ze związkami zawodowymi.

I związki go poparły. Pomagają też w zbieraniu podpisów. Jeśli któraś partia chciałaby go poprzeć, to serdecznie zapraszamy. To jest test dla PiS. Premier Mateusz Morawiecki wielokrotnie powtarzał, że trzeba zwiększyć innowacyjność i poprawić sytuację na rynku pracy. Nasza ustawa to wszystko realizuje. To jest kwestia życia i zdrowia 16 milionów Polek i Polaków oraz ich bliskich. Jeśli PiS odrzuci tę ustawę, to pokaże Polkom i Polakom, że godzi się na to, żeby się zaharowywali w niegodnych warunkach.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jan Smoleński
Jan Smoleński
Politolog, wykładowca w Ośrodku Studiów Amerykańskich UW
Politolog, pisze doktorat z nauk politycznych na nowojorskiej New School for Social Research. Wykładowca w Ośrodku Studiów Amerykańskich UW. Absolwent Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego i Nauk Politycznych na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie. Stypendysta Fulbrighta. Autor książki „Odczarowanie. Z artystami o narkotykach rozmawia Jan Smoleński”.
Zamknij