Kraj

Syska: Opozycja zmarnowała pół roku

Co mogła zrobić opozycja? Uznać społeczny gniew na sądy za uzasadniony, przedstawić własną wizję zmian w sądownictwie wskazując, że pomysły przedstawione przez PiS nie rozwiązują żadnego problemu, z którymi borykają się obywatelki i obywatele i z tą wizją reform wyjść poza swój twardy elektorat.

18 listopada 2015 roku w trakcie sejmowego expose Beata Szydło powiedziała m.in.: „Polacy mają wyjątkowo niski poziom zaufania do sądów. Często mówią, że polski system sprawiedliwości jest nie sprawiedliwy. Tak. Ja wiem, że dla wielu z państwa to jest rzecz niespotykana, ale ja bywałam na spotkaniach z wyborcami. Jeździliśmy, rozmawialiśmy z Polakami. Jednym z najczęściej poruszanych tematów jest właśnie temat sprawiedliwości. To smutne, ale tak jest. Polacy często mówią, że polski system sprawiedliwości nie jest sprawiedliwy. Nie jest sprawiedliwy dla tych, którzy są słabsi, którzy są biedni, których nie stać na to, żeby mogli mieć wsparcie ze strony kancelarii adwokackich. Dla tych, którzy uczciwie płacą podatki, ale być może przez nieuwagę nie dopełniają tych zobowiązań i wtedy są srogo osądzani. Takie przypadki, to są przypadki z życia.”

To społeczne niezadowolenie, a często frustracja i gniew były dla rządzącej większości i prezydenta Andrzeja Dudy uzasadnieniem dla przeforsowanych ustaw dotyczących sądownictwa.

Społeczne niezadowolenie było dla rządzącej większości i prezydenta uzasadnieniem dla przeforsowanych ustaw dotyczących sądownictwa.

Czy przyjęte rozwiązania usuwają przyczyny niskiego zaufania dla wymiaru sprawiedliwości? Oczywiście, nie. Podważenie zasady niezależności oraz trójpodziału władz nie jest panaceum na bolączki, których doświadczają obywatelki i obywatele stający przed obliczem Temidy. A przyczynami tych bolączek nie są – jak utrzymują przedstawiciele obozu rządzącego – sędziowie orzekający jeszcze w czasach PRL czy kradnący kiełbasę ze sklepu.

Problemy wymiaru sprawiedliwości mają – i tu wyświechtane stwierdzenie – charakter systemowy. W Polsce zbyt wiele sporów rozstrzyga się na drodze sądowej, co powoduje, że sędziowie nie są w stanie każdą sprawą zająć w sposób prawdziwie rzetelny. Beata Siemieniako w swej książce Reprywatyzując Polskę podaje za jednym z rozmówców, że na każdego sędziego w naszym kraju przypadają aż cztery sprawy dziennie!

Siemieniako zauważa też, że: „System zachęca do stosowania korporacyjnego modelu pracy, polegającego między innymi na trzymaniu się literalnego brzmienia ustawy (lex), bądź kopiowania rozstrzygnięć wydanych przez kolegów i koleżanki w podobnych sprawach aniżeli na stosowaniu przepisu w odniesieniu do całego systemu prawnego, czyli także Konstytucji i umów międzynarodowych, w zgodzie z zasadami współżycia społecznego ideą sprawiedliwości społecznej (ius)”.

Zjawiskiem uderzającym przede wszystkim w słabszych jest niechęć sędziów do zrozumiałego dla nieprawników prowadzenia spraw, tłumaczenia przystępnym językiem swych decyzji, orzeczeń, wyroków.

Prawo i Sprawiedliwości jako partia prawicowo-populistyczna wykorzystuje uzasadniony gniew społeczny do legitymizacji swych politycznych projektów, które nijak się mają do źródeł owego gniewu.

Co mogła zrobić opozycja wobec takiej strategii obozu rządzącego? Po pierwsze, powinna była uznać ten społeczny gniew za uzasadniony. W przypadku sądownictwa nie powinno budzić to większych kontrowersji i oporów, bowiem o kryzysie zaufania do wymiaru sprawiedliwości od lat mówią otwarcie prominentne postaci świata prawniczego z prof. Ewą Łętowską na czele.

Łętowska: W Polsce prawo służy tylko silnym

Po drugie, opozycja powinna była przedstawić własną wizję zmian w sądownictwie wskazując, że pomysły przedstawione przez PiS nie rozwiązują żadnego problemu, z którymi borykają się obywatelki i obywatele.

Po trzecie, opozycja powinna była z tą własną wizją reform wyjść poza swój twardy elektorat i spróbować dotrzeć do wyborców labilnych, niezdecydowanych, biernych.

Czas na opisane powyżej działania był od lipca – czyli od wielkich demonstracji przeciwko pisowskim projektów o sądach, KRS i SN – do grudnia, gdy prezydent Duda zapowiedział podpisanie przyjętych przez parlament ustaw.

Łętowska: Nie trzeba zaostrzać prawa, tylko je egzekwować

Opozycja postanowiła zmarnować ten okres na zajmowanie się sobą oraz sejmowymi przepychankami z Piotrowiczem i Pawłowicz, które rozbudzają emocje tylko wśród zagorzałych zwolenników obu stron sporu. Po raz kolejny okazało się, że politycznych adwersarzy PiS stać jedynie na reaktywność i grę na polu wyznaczonym przez Jarosława Kaczyńskiego.

Z dzisiejszej perspektywy lipcowe pompowanie przez liberalne media Borysa Budki i Kamili Gasiuk-Pihowicz na liderów Zjednoczonej Opozycji wydają się niepoważne. Od tamtego czasu ten poselsko–prawniczy duet nie przedstawił wyborcom żadnej atrakcyjnej alternatywy dla pisowskich koncepcji sądownictwa.

Również opozycja pozaparlamentarna pozostała bierna. SLD nie zechciał pokazać przy okazji tego sporu, że gra o coś więcej niż sejmowe mandaty dla kilku swoich członków. Co więcej: Sojusz przedstawił już swoje hasło wyborcze, które brzmi: „Przywróćmy normalność”, i które rozmija się z coraz powszechniejszym przekonaniem, że nie ma już powrotu do czasów sprzed PiS (m.in. w wymiarze sprawiedliwości).

Szansy na zerwanie z wizerunkiem sympatycznej młodzieżówki nie wykorzystała też partia Razem, która prezentując swoją koncepcję sprawiedliwych sądów mogłaby przedstawić się jako dorosła formacja zdolna do rządzenia i posiadająca ofertę dla osób nie będących beneficjentami polskich przemian.

Czy prezentacja alternatywy dla pisowskich ustaw dotyczących sądów zatrzymałaby legislacyjny walec, który przetoczył się przez Sejm i Senat? Zapewne nie. Obecny parlament jest maszynką do głosowania w rękach Jarosława Kaczyńskiego. Co do tego nie ma złudzeń. Gdyby jednak ostatnie pół roku opozycja spędziła na rozmowie z wyborcami, przekonywaniu nieprzekonanych, pokazywaniu własnych pomysłów, a nie na prowokowanych przez PiS utarczkach słownych w parlamencie i jedynie recenzowaniu jego działań, to ten walec przejechałby z mniejszą butą ze strony rządzących, mniejszą akceptacją społeczną dla niedemokratycznych i niekonstytucyjnych rozwiązań oraz z większą nadzieją na przyszłość.

Półrocze rozpoczęte protestami w obronie wolnych sądów i zakończone środową deklaracją prezydenta Dudy pokazuje, że nawoływanie do powstania Zjednoczonej Opozycji to jak nawoływanie do mieszania herbaty bez cukru. Samo połączenie to za mało.

Polska scena polityczna przypomina dziś wigilijny stół, przy którym jest jedno wolne nakrycie dla niespodziewanego gościa. Zapewne w wielu domach będziemy sobie w niedzielę życzyć, by wkrótce to miejsce zostało sensownie zajęte.

***

Michał Syska – publicysta, dyrektor Ośrodka Myśli Społecznej im. F. Lassalle’a we Wrocławiu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Syska
Michał Syska
dyrektor Ośrodka Myśli Społecznej im. F. Lassalle’a
Dyrektor Ośrodka Myśli Społecznej im. F. Lassalle’a we Wrocławiu. Prawnik, doradca polityczny, publicysta (publikował m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Rzeczpospolitej", "Dzienniku", "Trybunie", "Krytyce Politycznej", "Przeglądzie", "Le Monde Diplomatique").
Zamknij