Krzysztof Tomasik o lesbijskim związku poetki z Marią Dulębianką – czyli rozpowszechniamy „kłamstwo konopnickie” (już od czterech lat!).
Maria Konopnicka należy do grona najbardziej znanych, a jednocześnie najbardziej ośmieszonych polskich pisarek, jej twórczość stała się wręcz synonimem narodowej grafomanii. W dyskusji, którą wywołała Kinga Dunin głośnym tekstem Literatura polska czy literatura w Polsce?, Konopnicką przywoływano jako przykład złego pisarstwa, które ciągle jest zmorą dzieci w szkole. Grażyna Borkowska w leksykonie Pisarki polskie stwierdziła po prostu: „Dziś uchodzi za poetkę drugorzędną”. Natomiast Antoni Pawlak uznał swego czasu w „Newsweeku” Rotę za pieśń grafomańską. […]
Dorobek Konopnickiej nie ma dziś właściwie obrońców, bo i trudno bronić niektórych wierszy […]. Tak się jednak szczęśliwie składa, że Konopnicka to nie tylko okolicznościowe wierszyki ku pokrzepieniu serc. To także dzieła niepasujące do prostego schematu narodowej wieszczki, a przede wszystkim zadziwiająca i pełna sprzeczności biografia, bez poznania której niemożliwe jest ożywienie i zrozumienie jej twórczości. […]
Późniejsza Konopnicka przyszła na świat 23 maja 1842 roku jako Maria Stanisława Wasiłowska, drugie z sześciorga dzieci Scholastyny z Turskich wywodzącej się z ziemiaństwa i urzędnika Józefa Wasiłowskiego. Ta data rozpoczyna szereg wątpliwości związanych z jej biografią. Przez wiele lat były trudności z jej ustaleniem, poetka bowiem odmładzała się o kilka lat (od czterech do sześciu), a była w tym tak konsekwentna, że o młodszym bracie mówiła jak o starszym, natomiast pytania o matkę, która zmarła, gdy dziewczynka miała dwanaście lat, zbywała słowami: „Mało pamiętam matkę”. Ta przedwczesna śmierć spowodowała liczne zmiany w egzystencji całej rodziny kierowanej przez wdowca. „Dom nasz sierocy był prawie zakonnym domem; nie przyjmowano w nim i nie oddawano żadnych wizyt, nie prowadzono żadnych wesołych światowych rozmów, a spacery, na które nas ojciec prowadził, miały za cel zwykły – cmentarz” – wspominała Maria.
Dzieciństwo zakończyło się w wieku dwudziestu lat, kiedy wyszła za starszego o dziesięć lat Jarosława Konopnickiego. Już w następnym roku przyszedł na świat pierworodny Tadeusz. W ciągu dziesięciu lat dzieci będzie razem ośmioro, dwóch synów umrze jako niemowlęta. To fakty znane i często z życiorysu Konopnickiej przytaczane, podobnie jak kwestia budzącego się do życia talentu literackiego, który ujawnił się dość późno.
Jednak prywatne życie Konopnickiej nie zakończyło się wraz z opublikowaniem w prasie pierwszego wiersza ani wraz z pierwszym sukcesem poetyckim, jakim były pochwały samego Henryka Sienkiewicza.
Małżeństwo Konopnickich było ewidentnie niedobrane.
Wówczas ludzie nie rozstawali się jednak z tak błahego powodu, nie było rozwodów, jedyną szansę stanowiło unieważnienie małżeństwa, co wymagało czasu i pieniędzy. Zawsze jednak można było starać się zamieszkać osobno, więc pod koniec lat 70. XIX w. Maria odchodzi od męża i przenosi do Warszawy.
Tu, pisaniem, a przede wszystkim korepetycjami, utrzymuje siebie i sześcioro dzieci. Ludwik Krzywicki nazywał Konopnicką z tamtego okresu „niewiastą mocno kochliwą”, jednak nic nie wiadomo, żeby związała się z jakimś mężczyzną na dłużej. Jej nazwisko kojarzono przede wszystkim z młodszym o siedemnaście lat dziennikarzem Janem Gadomskim. Także z nią wiąże się samobójstwo Maksymiliana Gumplowicza, który zrozpaczony odrzuceniem jego uczuć odebrał sobie życie. […]
W latach 80. Konopnicka buduje swoją pozycję literacką. Trudno dziś w to uwierzyć, ale z początku była twórczynią kontrowersyjną, atakowaną przede wszystkim ze strony środowisk katolicko-narodowych. Już jej pierwsza książka, trzy sceny dramatyczne Z przeszłości (1881), o ludziach nauki prześladowanych przez chrześcijan, wywołała prawdziwą burzę; anonimowy autor oceniał w „Przeglądzie Katolickim”: „Myśl jej jest bezbożna i bluźniercza. Na kruchej podstawie kilku faktów, odpowiednio przeinaczonych w rymach swoich, rzuciła ona w twarz Kościołowi raz jeszcze nędzną zniewagę, jaką tylokrotnie już rzucali nań jego wrogowie. Nowością w tej zniewadze jest nie myśl sama, lecz nowa tylko złość”. Dokonania Konopnickiej jako redaktorki naczelnej kobiecego pisma „Świt” w latach 1884–1886 jeszcze w 1902 r. katolicka „Rola” będzie oceniać negatywnie: „W «Świcie» uprawiał się postępowy, czyli pogański liberalizm, z przymieszką żydowszczyzny”. Zapewne mało kto byłyby dziś w stanie odgadnąć, że podobne słowa wypowiadano właśnie o Konopnickiej. Tym bardziej że dziś jedynym tytułem z atencją piszącym o autorce Imaginy jest „Nasz Dziennik”, a Rotę śpiewa się w czasie pielgrzymek niczym pieśń religijną.
Nie przywykliśmy do myślenia o niej jako osobie, która była w stanie wygłaszać zaskakujące poglądy.
Nawet jeżeli publicznie rzadko się na to zdobywała, jej życie prywatne jest pełne śmiałych decyzji. Kariera literacka, odejście od męża, wybór życia bez mężczyzny.
Podobnie jak inne twórczynie epoki, choćby Maria Rodziewczówna czy serdeczna przyjaciółka Eliza Orzeszkowa, dług za postępowanie społecznie nieakceptowane spłacała, tworząc bogobojny wizerunek, zawsze świadoma, jak daleko może się posunąć. Nawet obraz matki całkowicie oddanej rodzinie nie wytrzymuje próby życia. Choć właściwie samodzielnie wychowała sześcioro dzieci, a jak refren powtarzała: „Stronnictwem, do którego należę duszą i ciałem, są dzieci moje”, także od tych dzieci w pewnym momencie postanowi się uniezależnić, wybierając własny rozwój i potrzeby. Gdy tylko najmłodsza córka została posłana do szkoły, Konopnicka wyniosła się z Warszawy; od tego czasu dzieci będzie odwiedzać, wspomagać finansowo i pisać do nich, ale z bezpiecznej odległości, czas dzieląc między Wenecję, Zakopane, Monachium, Kraków i jeszcze kilka miast. Podróże nie ustały, nawet gdy w czynie społecznym podarowano ukochanej wieszczce dworek w Żarnowcu. Początkowo taki wybór stylu życia tłumaczono represjami politycznymi, w rzeczywistości nie ma podstaw do podtrzymywania tej tezy.
Jednym z ważniejszych czynników były natomiast kłopoty i tragedie związane z dziećmi. Najgłośniejsza, a jednocześnie ciągle mało zbadana, jest sprawa niezwykle ponoć pięknej Heleny, oskarżonej o szereg popełnionych wyjątkowo przebiegle kradzieży, która wsławiła się także sfingowaniem własnego samobójstwa, a nawet próbą targnięcia się na życie matki. Dla Konopnickiej, tak zawsze dbającej o dobre imię, szczególnie bolesne musiały być publicznie skandale. Przy okazji tej historii dochodzi do głosu kolejna cecha charakteru poetki: konsekwencja. Gdy Helena zostaje uznana za niepoczytalną i przebywa w kolejnych zakładach zamkniętych, matka usuwa ją całkowicie ze swojego serca, nie interesuje się jej losem, w listach odnotowuje jedynie kilka lub kilkanaście rubli, które wysłała na jej utrzymanie. […]
Najważniejszą osobą ostatnich lat życia Konopnickiej była malarka Maria Dulębianka, postać najbardziej przemilczana w jej biografii. Łatwo zgadnąć dlaczego, nawet pytanie o związek dwóch kobiet nie pasuje do stworzonego jeszcze przez samą poetkę wizerunku. Informacja, że niedoszła autorka hymnu narodowego była lesbijką, niektórych mogłaby chyba zabić.
Z oburzeniem spotkała się nawet wydana w 1963 roku biografia Konopnicka, jakiej nie znamy Marii Szypowskiej. Autorka, próbująca delikatnie odmitologizować wieszczkę, bez poruszania kwestii jej homoseksualizmu, spotkała się z atakiem Towarzystwa im. Marii Konopnickiej, które protestowało przeciwko książce jako „szarpiącej święte imię poetki”.
Dulębianka i Konopnicka poznały się w 1889 roku i pozostały przez ponad dwadzieścia lat nierozłączne. Malarka reprezentowała typ znany wśród lesbijek od wieków: krótko obcięta, w surducie i z monoklem, polowała i jeździła konno. W Żarnowcu zachowała się pamięć o niej jako przyjaciółce poetki, która „nosiła się po męsku, a włosy miała całkiem kuso podcięte”. Konopnicka nazywała ją „Piotrek” lub „Pietrek z powycieranymi łokciami”. W liście do dzieci, opisując tłum tratujący ją nieomal, kiedy schodziła ze statku, zaznacza: „Pietrek, blady i mężny, nic się nie bał, tylko mnie bronił”.
Sama Konopnicka, ubierająca się w długie suknie, kapelusze, często z kwiatami, była przeciwieństwem partnerki. Poetka zresztą nie tylko odejmowała sobie kilka lat, ale też dbała, by odpowiedni wizerunek został przedstawiany szerokim masom, np. podając do publikacji swój portret sprzed kilkunastu lat jako aktualny. W efekcie, choć Dulębianka była młodsza o dziewiętnaście lat, mogła sprawiać wrażenie starszej. Całość składała się na obraz pary, który dziś określilibyśmy jako związek butch/femme.
Ale poza nielicznymi plotkami ich wspólne życie przyjęto bez większych emocji. Razem podróżowały, potem zamieszkały w Żarnowcu; Dulębianka brała także udział w zjeździe rodzinnym Konopnickich i uroczystym jubileuszu poetki.
W listach do dzieci autorka Roty nie wyjaśniała ani nie komentowała jej pojawienia się, po prostu w pewnym momencie z liczby pojedynczej przeszła na mnogą, pisząc: mamy, postanowiłyśmy, zwiedzałyśmy, wyjeżdżamy.
Oczywiście pojawiają się wątpliwości dotyczące charakteru ich związku: czy mamy prawo nazywać go lesbijskim, skoro nic nie wiadomo o jego erotycznym aspekcie? Być może były tylko dwiema przyjaciółkami, które połączyły wspólne poglądy, pasje artystyczne, kłopoty finansowe i chęć podróżowania? Taka możliwość też istnieje, trzeba jednak pamiętać, że w chwili poznania Dulębianka nie była leciwą damą, która szukała życzliwej duszy na ostatnie lata życia, tylko dwudziestoośmioletnią, świetnie zapowiadającą się malarką. Dla Konopnickiej w dużej mierze poświęciła swoje aspiracje twórcze, w kolejnych latach stała się przede wszystkim portrecistką poetki.
Poglądów także nie miały identycznych: Dulębianka, jako jedna z najbardziej aktywnych polskich emancypantek, nie zawsze mogła znaleźć zrozumienie u Konopnickiej, którą kwestią równouprawnienia interesowała w stopniu umiarkowanym. W 1905 roku, donosząc córce, że musiała „być na wiecu kobiet domagających się głosowania”, dodawała z przekąsem: „Że go nie mają – tego, sądząc po szalonej wrzawie – nikt by się domyślić nie mógł”. Właśnie działalności feministycznej poświęciła się Dulębianka w późniejszym okresie życia. Konopnicka ją w tym zresztą wspierała, ale bardziej jako bliska osoba niż zaangażowana w sprawę aktywistka. […]
Pytając o wspólną relację Konopnickiej i Dulębianki, trzeba się zastanowić, czy w ogóle kobiety homoseksualne żyjące wówczas na polskich ziemiach były w stanie urefleksyjnić swoje preferencje i wytworzyć lesbijską tożsamość. U Konopnickiej można zauważyć raczej obsesyjne przemilczanie, a nawet zakłamywanie całych aspektów swojej egzystencji. Ukrywanie uczuć i pragnień musiało być jej dniem powszednim, skoro zwierzała się: „…ja nawet do najbliższych piszę tak, aby to mógł czytać p. żandarm, jeśli mu przyjdzie ochota”.
Zresztą co miałoby wynikać z tego, że Dulębianki i Konopnickiej nie łączyła relacja erotyczna? Nie zmienia to faktu, że właśnie kobietę wybrała autorka Imaginy na towarzyszkę swojego życia, a można chyba mówić o związku w przypadku osób, które razem mieszkają i podróżują. Związku, który trwał dłużej niż jej oficjalne małżeństwo z Jarosławem.
Dulębianka towarzyszyła także w ostatnich chwilach poetki. Była zresztą organizatorką jej gigantycznego pogrzebu w 1910 roku we Lwowie, który przyciągnął tłumy, choć nie obyło się bez skandalu. Kręgi klerykalne zwróciły uwagę, że Konopnicka nie była prawowierną katoliczką, odwołano więc udział duchowieństwa i mowę biskupa Bandurskiego w czasie ostatniej drogi poetki. Całość przemieniła się w wielką demonstrację patriotyczną. Jedną z największych manifestacji żałobnych we Lwowie był też pogrzeb Marii Dulębianki, która zmarła w 1919 r. na tyfus plamisty, którym zaraziła się od polskich jeńców. Początkowo zwłoki malarki pochowano w grobowcu Konopnickiej, z czasem przeniesiono je na Cmentarz Orląt.
Jest to fragment książki Krzysztofa Tomasika Homobiografie (Wydawnictwo Krytyki Politycznej). Wszystkie skróty pochodzą od redakcji.