Świat

Wybory w Wielkiej Brytanii: Może być tylko paskudniej

Przemoknięty do suchej nitki Rishi Sunak ogłosił, że wybory powszechne odbędą się w Wielkiej Brytanii 4 lipca. Zaskoczył tym nawet własną partię, ale pospieszył zapewnić, że ma plan na dobrą przyszłość. Z planowaniem niekoniecznie sobie jednak radzi, skoro wygłaszając ważne przemówienie w ulewny dzień, nie zabrał parasola.

Jeśli założyliście, że setki zdjęć przemokniętego Sunaka przy mównicy to wytwór AI, spieszę donieść, że nie – to efekt planowania naszego rządu i jego dobrze opłacanych speców od PR. To także miniatura życia we współczesnej Wielkiej Brytanii.

Na ogłoszenie wyborów czekaliśmy od miesięcy. Obstawiałam maj albo lato, ale powoli traciłam nadzieję. Jak wielu innych zignorowałam zapowiedź wystąpienia premiera i poszłam na spacer, ponieważ jeszcze w środę rano zapytany o datę wyborów o poranku, Sunak odpowiedział, że odbędą się „w drugiej połowie roku’’.

Jeszcze dwa dni temu w kuluarach Westminsteru (czytaj: w mediach społecznościowych) krążyły plotki i spekulacje. Jednak po ostatnich paru wystąpieniach premiera, zapowiadanych jako ważne i przełomowe, które okazywały się banalnymi gadkami i próbą zastraszenia nas majakami o tym, co zrobi Partia Pracy lub uchodźca w łódce, wielu z nas spodziewało się, że premier znów będzie lał wodę.

The (Post) Office, czyli największa pomyłka sądowa w historii Wielkiej Brytanii

Woda się, owszem, lała, ale tym razem z nieba, na premiera i zgromadzonych reporterów. W przeciwieństwie do Sunaka dziennikarze mieli parasole, a protestujący przed rezydencją numer 10 mieli także głośniki, z których płynęła piosenka Things Can Only Get Better – na zawsze już kojarząca się z kampanią i miażdżącym zwycięstwem wyborczym Partii Pracy w 1997 roku. Lepszego skeczu nie napisaliby nadworni komedianci.

Zawsze mogło być gorzej. Mogła premiera zalać kranówka! A tę, w przeciwieństwie do mieszkańców krajów UE, musimy gotować przed spożyciem. W naszym zacnym i bogatym kraju woda z kranu jest bowiem znacznie bardziej niebezpieczna niż deszczówka. W ostatnich dwóch tygodniach u przynajmniej 57 mieszkańców Devon wykryto pasożyta cryptosporidium, wywołującego co najmniej biegunkę. Wraz z odzyskaniem suwerenności odzyskaliśmy bowiem prawo do zanieczyszczania wody pitnej odchodami. Ważne, że spółka wodociągowa South West Water ogłosiła właśnie zysk w wysokości 166 milionów funtów!

Przemówienie Sunaka było przeciętne, trója na szynach, ale w połączeniu z obrazem dawało niemal bolesne doświadczenie. Dobrze skrojony garnitur premiera z każdą minutą nasiąkał coraz bardziej. Czy Sunak liczył na współczucie? A może jego doradcy próbowali odwołać się do niewzruszonej brytyjskiej determinacji w obliczu przeciwności losu? My, Brytyjczycy, nie z cukru i deszcz nam niestraszny. Co naprawdę straszne, to perspektywa rządów Partii Pracy – tłumaczył premier i od razu zapewnił, że ma jasny plan na przyszłość. Tyle że trudno wierzyć w strategię człowieka, który nie zaplanował przemówienia w miejscu, gdzie nie pada (no, nie wiem, może na Downing Street 10, pod dachem?), ani nie zabrał ze sobą parasola.

Pozornie niewzruszony pogodą i opozycyjną ścieżką dźwiękową, Sunak zapowiedział, że wybory odbędą się 4 lipca – za dni czterdzieści i cztery! Czyżby czytał wieszcza, a datę wyborów ogłosił po konsultacji z talią tarota? Możliwe. To byłoby prawdopodobnie jednym z bardziej racjonalnych powodów, dla których wybrał i datę wyborów, i moment jej ogłoszenia.

W mediach społecznościowych okrzyknięto ten dzień Dniem Niepodległości, na wzór amerykańskiego święta obchodzonego w ten sam dzień. Nieco na wyrost, bo wyniki wyborów poznamy przecież dopiero po północy, czyli już 5 lipca, a ewentualne święto niepodległości możemy sobie organizować dopiero po gilotynie i zmianie systemu klasowego, a przynajmniej wyborczego.

Tak czy siak, entuzjazm się w narodzie obudził, nastroje się poprawiły przynajmniej na chwilę. Właściciele pubów zacierali ręce. Lała się nie tylko piana z mównicy, lało się też obficie piwo. A gdyby mieszkańcy Devon pili, niczym apokryficzni średniowieczni przodkowie, piwo zamiast wody, toby się i pasożytem nie pozarażali. Głupole.

Ogłaszając ni z gruszki, ni z pietruszki wybory 4 lipca, Sunak zdecydowanie nie zaskarbił sobie wdzięczności przynajmniej jednej grupy – koleżanek i kolegów z własnej partii. A ich ulubieńcem i tak nigdy nie był. Równie dobrze mógł już poczekać do jesieni (tak jak oczekiwała tego większość), a nawet do zimy, przez co zapewniłby swoim wkrótce bezrobotnym kolegom z Izby Gmin kilka dodatkowych wypłat. Nadal uważam, że z punktu widzenia konserwatystów błędem było przegapienie możliwości rozpisania wyborów na początek maja, razem z wyborami samorządowymi. Partia Konserwatywna i tak już niczego między majem a jesienią nie osiągnie, za to wielu torysów, którzy utracili posady radnych dwa tygodnie temu, prawdopodobnie utrzymałoby mandaty w Izbie Gmin.

To prawda, że jesienią każdej partii ciężej znaleźć aktywistów do agitowania (znaczna część kampanii wyborczej jest prowadzona u nas metodą „od drzwi do drzwi”), ale obecnej partii rządzącej trudno będzie znaleźć ludzi gotowych na poświęcenie niezależnie od pogody i od tego, czy znajdziemy się w finale mistrzostw Europy w piłce nożnej mężczyzn Euro 2024 (brytyjscy komentatorzy uwielbiają doszukiwać się analogii między piłką a polityką).

Jesienią zdecydowanie więcej osób przypomniałoby sobie o rosnących kosztach ogrzewania i o praktycznej niemożliwości skorzystania z usług lekarskich – ale zęby na przykład psują się cały rok. Tak wiele dzieci nie ma dostępu do dentysty, że zastraszająco często usuwa im się zepsute zęby na pogotowiu. Poza tym latem ci, których stać (a więc często wyborcy Partii Konserwatywnej), przypomną sobie o kolejkach na granicy i o tym, jak to miło, gdy podczas kontroli paszportowej sprawdzają, czy aby nie przekroczyliśmy liczby dni, jakie możemy bezwizowo spędzać w Europie.

Partia Pracy idzie po władzę w Wielkiej Brytanii. Kim jest jej lider, Keir Starmer?

Nigdy nie zostawiłem i nigdy nie zostawię narodu tego kraju, by samotnie stawiał czoła najciemniejszym dniom” – powiedział w swoim wystąpieniu Sunak. Tak, te najczarniejsze we współczesnej historii dni to zdecydowanie ostatnie 10–14 lat, czyli rządy jego partii. Będzie trzeba co najmniej dekady, żeby się z tego wygrzebać (o ile nic nie huknie poza wyspą, na co wpływu nie mamy). Przyjmuję zakłady o to, ile miesięcy zajmie Sunakowi przeprowadzka do Kalifornii po tym, jak już wyniesie się z Downing Street.

A co z flagowym planem rządu, biletami w jedną stronę do Rwandy w ramach walki z uchodźcami? Na szczęście już raczej nic, bo do wyborów niewiele się w tej sprawie wydarzy. Być może to jest właśnie powód ogłoszenia wyborów na lato – ktoś w rządzie doszedł do wniosku, że czas zacementować studnię bez dna, jaką jest bzdurny plan wysyłania uchodźców do Rwandy, który jedynie do końca 2023 roku pochłonął 240 milionów funtów i nadal nie przyniósł rezultatów.

Ogłoszenie wyborów odbyło się w dzień po deklaracji, że ofiary skandalu z przetaczaniem pacjentom skażonej krwi doczekają się w końcu finansowej rekompensaty. Dokładnego kosztu dla budżetu jeszcze nie znamy, ale szacuje się go na 10 miliardów funtów. Ciekawe, czy ci, którzy nie umarli, czekając ponad czterdzieści lat na sprawiedliwość, dożyją wypłat rekompensaty. Możemy mieć tylko nadzieję, że ​​termin wyborów nie jest podyktowany chęcią przekazania pracy legislacyjnej i kosztów odszkodowań kolejnemu rządowi. Parlament zostanie zawieszony już w tym tygodniu, a rozwiązany za tydzień, 30 maja.

Skansen Anglia

Ze względu na okoliczności przyrody słowa piosenki „Może być tylko lepiej” (Things Can Only Get Better) szybko zamieniono na „Może być tylko mokrzej” (Things Can Only Get Wetter). Ja natomiast obawiam się, że trafniejszą przeróbką byłoby „Może być tylko paskudniej”. Czeka nas bowiem, na szczęście nie 120, ale 44 dni sodomy – w prasie, w telewizji, radiu, a szczególnie w mediach społecznościowych. Już za chwileczkę, już za momencik nasz cyrk wyborczy zacznie się kręcić. Przed nami puste obietnice, strachy na lachy, jad i kalumnie. To będą nasze pierwsze wybory nie tylko z wykorzystaniem platform społecznościowych (czego doświadczyliśmy za czasów brexitowego referendum), ale teraz także z wykorzystaniem sztucznej inteligencji do tworzenia i precyzyjnego adresowania dezinformacji.

Co tam pasożyty w wodzie! Myślę, że bardziej struje nas kampania wyborcza, która może okazać się najpaskudniejszą w dziejach Królestwa.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Johanna Kwiat
Johanna Kwiat
Korespondentka Krytyki Politycznej z Londynu
Artystka, tłumaczka symultaniczna, amatorka kwaśnych jabłek. Absolwentka Wydziału Antropologii Kultury Goldsmith College, University of London. Korespondentka Krytyki Politycznej z Londynu.
Zamknij