Trump, który cztery lata temu napuścił na Kapitol rozjuszony tłum, by przemocą utrzymać władzę, teraz zapowiada rozliczenie administracji Bidena z prób zakłócenia procesu demokratycznego. Obsceniczność tego gestu ma uświadomić osobom nielojalnym wobec przywódcy skalę ich porażki: przegrali nie tylko wybory, ale walkę o jakikolwiek obiektywizm i prawdę.
„Poleje się krew” – napisał Daniel Rodriguez 5 stycznia 2021 roku na grupowym czacie na Telegramie PATRIOTS 45 MAGA Gang. Kilka godzin później wraz z kolegami ruszyli na Kapitol.
Kamera przy mundurze policjanta Michaela Fanone zarejestrowała przebieg wydarzeń. Atakujący ściągnęli Fanone’a ze schodów, rozpylili mu w twarz gaz i pobili go metalowymi rurkami, grożąc, że zabiją go jego własną bronią; Fanone błagał o litość, mówiąc, że ma dzieci. Rodriguez wielokrotnie raził policjanta paralizatorem, aż ten stracił przytomność. „Zajebałem taserem niebieskiego!” (Tased the fuck out of the blue) – napisał na czacie Rodriguez.
Michael Fanone doznał zawału serca i wstrząśnienia mózgu; obrażenia nie pozwoliły mu na pełny powrót do służby. Funkcjonariusz zeznawał przeciwko swoim oprawcom, przez co on i jego rodzina zaczęli otrzymywać pogróżki.
Shore, Hochschild, Sutowski: „Co robić?”, gdy Ameryką rządzi faszysta [rozmowa]
czytaj także
Rodriguez został skazany na dwanaście i pół roku więzienia. Teraz dzięki ułaskawieniu Trumpa wyszedł na wolność. W dniu zaprzysiężenia Trumpa Fanone złożył wniosek o ochronę sądową przed mężczyznami, którzy zaatakowali go na Kapitolu. Uwolnieni przestępcy przysięgają zemstę na swoich ofiarach. Skazany na 41 miesięcy odsiadki słynny Szaman QAnon zakomunikował radośnie: „Zostałem ułaskawiony! Dziękuję, prezydencie Trump. Teraz kupię, kurwa, trochę broni! Kocham ten kraj!”.
Całkowite i bezwarunkowe ułaskawienie dla wszystkich skazanych za przestępstwa związane ze szturmem na Kapitol wysłało jasny komunikat zwolennikom Trumpa. Skomentował to trafnie dziennikarz polityczny Chris Hayes:
„[Trump] mógł powiedzieć, że nakazuje prokuratorowi generalnemu przejrzeć wszystkie półtora tysiąca spraw i oddzielić tych najbrutalniejszych przestępców od reszty. Zamiast tego ułaskawił wszystkich, jak leci. Ułaskawił faceta, który niemal zabił policjanta paralizatorem, ułaskawił wszystkich skazanych za spiskowanie przeciwko Stanom Zjednoczonym. Jeden z nich, Stewart Rhodes, pojawił się na scenie na jego wiecu. To nie jest przeoczenie ani lenistwo, to wyraźny komunikat, że przemoc w imieniu Trumpa jest pożądana i zostanie wynagrodzona”.
Wspomniany Rhodes, założyciel paramilitarnej bojówki Oath Keepers, został skazany na 18 lat pozbawienia wolności za spiskowanie przeciwko Stanom Zjednoczonym. Ułaskawiony przez Trumpa, stał tuż za nim na wiecu w Las Vegas.
W pierwszym tygodniu sprawowania władzy Trump podpisał ponad 50 rozporządzeń. W dużej mierze to spektakl dla gawiedzi – część z tych dekretów jest niezgodna z konstytucją, część zwyczajnie absurdalna, tak jak piękny w swej prostocie nakaz obniżenia cen i kosztów życia Amerykanów. Część z nich pozwala natomiast zorientować się, jak groteskowe i groźne zarazem mogą być kolejne lata rządów Trumpa.
Rozporządzenie zatytułowane Ending the Weaponization of the Federal Government na wstępie oskarża administrację Bidena o prześladowanie przeciwników politycznych. Demokraci „bezprecedensowo, w stylu krajów Trzeciego Świata, wykorzystali prokuraturę w celu podważenia procesu demokratycznego”. Trump zamierza rozliczyć demokratów z owych prześladowań poprzez demaskowanie rzekomo stronniczych decyzji poprzedników i wdrożenie „odpowiednich działań naprawczych”. Jakie to działania? Nie wiadomo.
czytaj także
Co uderza najbardziej, to przypisywanie demokratom grzechów samego Trumpa. Trump, który na oczach wszystkich usiłował nielegalnie przejąć władzę po przegranych w 2020 wyborach, który do tej pory uporczywie i kłamliwie utrzymuje, że owe wybory zostały mu skradzione, który po nieudanych próbach nacisku na urzędników napuścił na Kapitol rozjuszony tłum, by przemocą zakłócić demokratyczny proces, teraz zapowiada rozliczenie administracji Bidena z prób zakłócenia procesu demokratycznego.
Obsceniczność tego gestu ma dobitnie uświadomić osobom nielojalnym wobec przywódcy skalę ich porażki – przegrali nie tylko wybory, ale walkę o jakikolwiek obiektywizm i prawdę. Fakty są bez znaczenia, a to, co ludzie widzieli na własne oczy, nigdy się nie wydarzyło. Wydarzyło się coś dokładnie odwrotnego i ta wersja rzeczywistości została zatwierdzona tydzień temu podpisem Trumpa. „Konserwatyzm ma jedną podstawę: muszą istnieć wewnętrzne grupy, które prawo chroni, lecz ich nie obowiązuje, oraz grupy zewnętrzne, które prawo obowiązuje, lecz ich nie chroni” – ów cytat z Franka Wilhoita nieprzypadkowo wybrzmiewał wielokrotnie w ubiegłym tygodniu.
Sporo entuzjazmu wśród trumpistów wzbudziły rozporządzenia dotyczące największego hitu kampanii, czyli obietnicy masowych deportacji imigrantów, którzy przybyli do USA nielegalnie. Rozpoczęły się natychmiast – ogłoszono aresztowanie pięciuset osób i pokazano samoloty gotowe do wywiezienia imigrantów poza kraj. Rzecz w tym, że loty deportujące imigrantów odbywają się cały czas, a pięciuset aresztowanych to mniej więcej dzienna średnia z ubiegłego roku za kadencji Bidena. Jedyna nowość to wykorzystanie do owego procederu samolotów wojskowych.
Jest to kolejna typowa dla Trumpa zagrywka, czyli przypisywanie sobie od dawna funkcjonujących rozwiązań, która ma wywołać wrażenie, jakoby już pierwszego dnia jego rewolucyjne przywództwo przynosiło spektakularne efekty.
Nie oznacza to jednak, że do prawdziwie masowych deportacji nie dojdzie. Już w pierwszym tygodniu urzędowania Trump wyrażał niezadowolenie, że akcja deportacyjna idzie zbyt powoli – i narzucił kwoty. Odpowiedzialna za jej przebieg agencja ICE (Immigration and Customs Enforcement) ma teraz obowiązek aresztować od 1200 do 1500 osób dziennie. Nie wiadomo, jaką skalę ostatecznie chce osiągnąć Trump. Jeżeli pomysł mu się nie znudzi, będzie musiał poczekać na przyznanie przez Kongres funduszy na tak szeroko zakrojoną akcję wyłapywania, przetrzymywania i deportowania milionów osób.
W międzyczasie Trump podpisał kolejne rażąco niekonstytucyjne rozporządzenie nakazujące urzędnikom zaprzestanie wydawania dokumentów potwierdzających obywatelstwo dzieciom urodzonym przez imigrantki. Zostało już zablokowane przez sędziego federalnego Johna Coughenoura (powołanego jeszcze przez Reagana, co często podkreśla się w tym kontekście). „Zasiadam w ławie sędziowskiej od ponad czterech dekad i nie pamiętam sprawy, która byłaby równie oczywista – powiedział Coughenour.
Czternasta poprawka do konstytucji mówi jasno: każdy, kto urodził się w Stanach Zjednoczonych, staje się obywatelem kraju, podlega jego jurysdykcji. Zostało to potwierdzone przez Sąd Najwyższy w 1898 w sprawie Stany Zjednoczone vs. Wong Kim Ark, gdzie sąd orzekł, że poprawka ma zastosowanie również w przypadku dzieci migrantów, którzy sami nie kwalifikują się do naturalizacji. Tym samym Trump samowolnie nakazuje urzędnikom federalnym ignorować prawo określone przez Sąd Najwyższy.
„Czy pana zdaniem to rozporządzenie jest zgodne z konstytucją?” – zwrócił się sędzia Coughenour do Bretta Shumate, wysłanego w imieniu Trumpa prawnika Departamentu Sprawiedliwości.
„Zdecydowanie tak” – odpowiedział Shumate.
„Spoglądamy czasem wstecz na pewne momenty w historii i pytamy, gdzie byli wtedy sędziowie, gdzie byli prawnicy? Szczerze mówiąc, trudno mi zrozumieć, jak członek palestry może jednoznacznie stwierdzić, że jest to rozporządzenie zgodne z konstytucją” – oświadczył Coughenour. „To po prostu nie mieści mi się w głowie”.
„Byle lewaków dupa bolała”. Jak amerykańska prawica wygrała wojnę o media
czytaj także
Amerykańscy prawnicy składają przysięgę przestrzegania konstytucji. Shumate również musiał ją złożyć i doskonale wiedział, że rozporządzenie jest niezgodne z ustawą zasadniczą. Wiedział również, że zostanie zablokowane przez sędziego federalnego. Po co więc ta szopka? Przede wszystkim dla spektaklu. Trump chce napiąć muskuły przed kamerami i sprawić wrażenie, że błyskawicznie i skutecznie spełnia obietnice wyborcze. A przy okazji pokazać, jak łatwo idzie mu łamanie kręgosłupów podległych mu urzędników i jakiego rodzaju lojalności od nich oczekuje.
Po drugie, część rozporządzeń jest tak jaskrawo niekonstytucyjna, że nie utrzyma się przed sądem. Taką sądową blokadę Trump może wykorzystać dwojako, szczególnie gdyby najbardziej absurdalne rozporządzenia trafiły przed obsadzony nominatami Trumpa Sąd Najwyższy. Jeśli sąd postąpi zgodnie z poczuciem przyzwoitości większości Amerykanów, Trump może to wykorzystać albo jako dowód na bezstronność sądu, albo jako dowód na bezużyteczność skorumpowanej władzy sądowniczej, a co za tym idzie, na konieczność jej rozmontowania. Tak czy inaczej, Trump wyjdzie na swoje.
Urzędnicy mają prawo odmówić wykonania nielegalnego polecenia, a sędziowie mogą je zablokować. Obsadzenie swoimi ludźmi wszelkich możliwych szczebli władzy jest zatem dla Trumpa kluczowe i zostało z góry zaplanowane – to w końcu przez „nielojalnych” wobec niego republikanów (w tym własnego wiceprezydenta), którzy odmówili sfałszowania wyników wyborów na jego korzyść, nie udało mu się nielegalnie przejąć władzy w 2020.
czytaj także
Nielojalności funkcjonariuszy państwa ma zaradzić inne rozporządzenie, potoczne zwane jako Schedule F. Z reguły nie jest łatwo zwolnić z pracy pracownika federalnego – powody ku temu muszą być naprawdę poważne, a pracownik może odwołać się od tej decyzji. Przepisy przewidują również ochronę sygnalistów. Oba te bezpieczniki mają zapewnić stabilność zatrudnienia w agencjach rządowych i ograniczenie nacisków politycznych ze strony administracji prezydenta.
Schedule F zdejmuje ową ochronę z dziesiątków tysięcy takich urzędników, co oznacza, że będą oni mogli być zwalniani i zastępowani pracownikami lojalnymi wobec Trumpa. Na ten moment skala zagrożenia jest nieznana: nie wiadomo, ile osób Trump planuje zwolnić ani jak skutecznie obejdzie prawne blokady ustanowione przez Bidena, aby zapobiec takiej czystce.
Niejasne jest również, w jakim stopniu Trumpowi uda się wykorzystać i nadużyć narzędzia, jakimi są jego rozporządzenia. Większość z nich zostanie zapewne zaskarżona, jednak część może trafić przed (przychylny Trumpowi i przez niego w dużej części mianowany) Sąd Najwyższy.
Płonący McDonald’s w Kalifornii to symbol schyłkowej fazy amerykańskiego turbokapitalizmu
czytaj także
Istotny jest jednak sam teatralny, efekciarski rozmach samej lawiny prezydenckich rozporządzeń. Metodą „szoku i przerażenia” Trump zaprowadza nowy porządek, choćby i kosztem łamania prawa i zaprzeczania rzeczywistości. Cokolwiek postanowią ostatecznie sądy, ten nowy porządek już teraz rozgościł się w umysłach ludzi – zwolenników i wrogów Trumpa.
Jeżeli komuś nasuwają się skojarzenia z tyranią, pocieszenie oferuje sam zainteresowany: „Będę dyktatorem, ale tylko pierwszego dnia” – obiecał Trump z filuternym uśmieszkiem podczas kampanii. Czy ten uśmiech może kłamać?