Unia Europejska

Biedne Niemcy!

Wiadomo było, że uzależnienie Niemiec od rosyjskiego gazu i chińskiego popytu jest na dłuższą metę nie do utrzymania. Niemiecki model jest kaput. Dlatego mam bardzo prosty komunikat dla moich niemieckich przyjaciół.

ATENY – Raczej trudno wstać z łóżka prawą nogą, kiedy człowieka budzą wiadomości o tym, że model biznesowy jego ojczyzny diabli wzięli. Trudno spojrzeć w oczy takiej prawdzie: oto polityczni przywódcy twojego kraju albo oszukiwali samych siebie, albo ciebie, zapewniając od dziesięcioleci o tym, że nic nie zagraża wypracowanemu przez ciebie w pocie czoła standardowi życia.

Tymczasem pewnego dnia dowiadujesz się, że twoja najbliższa przyszłość jest od dziś w rękach innych i zależy od dobrej woli krajów, które, tak się składa, nie myślą o niczym innym, tylko żeby zetrzeć cię na miazgę. Że Unia Europejska, której zawierzyli obywatele i obywatelki twojego kraju, uczestniczyła w zakłamywaniu rzeczywistości. Ale unijni partnerzy, których dziś prosicie o pomoc, widzą w was tylko łajdaków, co w końcu dostali za swoje. Że elity gospodarcze twojego (i nie tylko twojego) kraju zdają się teraz wynajdywać gorączkowo nowe sposoby na to, jakie by tu jeszcze kłody rzucić twojej ojczyźnie pod nogi. Przekonują, że będziecie teraz znosić ogromne, bolesne zmiany – po to, by na pewno nic się nie zmieniło na lepsze.

Grecy dobrze znają to uczucie. Doświadczyliśmy tego na własnej skórze na początku 2010 roku. Dziś to Niemcy muszą stanąć twarzą w twarz z lekceważeniem, antypatią, a nawet drwiną. O ironio, trudno o inny europejski naród, który lepiej niż Grecy rozumiałby, że Niemcy zasługują na więcej, że ich aktualne trudne położenie jest skutkiem naszej, europejskiej, kolektywnej nieudolności. I że nikt tak naprawdę nie korzysta z owej schadenfreude, a już na pewno nie cierpiący latami Grecy, południowi Włosi, Hiszpanie i Portugalczycy (kraje dyskredytowane niegdyś jako PIGS).

Europa powtarza błędy sprzed stu lat

Teraz jednak to Niemcy znalazły się na cenzurowanym. Ich model ekonomiczny opierał się na hamowaniu wzrostu płac, tanim rosyjskim gazie i doskonałej średniozaawansowanej branży mechanicznej, w szczególności produkcji samochodów z silnikami spalinowymi. Owocowało to ogromnymi nadwyżkami w wymianie handlowej podczas czterech poszczególnych faz po drugiej wojnie światowej.

W systemie Bretton Woods zarządzanym przez USA, ze stałymi kursami wymiany walut i dostępem do rynków w Europie, Azji i obu Amerykach, następnie po upadku systemu z Bretton Woods, kiedy wspólny rynek europejski stwarzał bardzo lukratywne możliwości dla rozwoju niemieckiego eksportu, i później – kiedy wprowadzono euro, a kredyty otworzyły bramy dla masowego przepływu niemieckich towarów i kapitału na europejskie peryferie; wreszcie, kiedy chiński apetyt na wytwarzanie półproduktów i produktów końcowych przybył z odsieczą po tym, jak kryzys euro ostudził popyt na niemieckie towary w południowej Europie.

Warufakis: Sępy nie ożywią trupa, na którym żerują

Teraz Niemcy stopniowo i powoli zdają się godzić z myślą, że ich model ekonomiczny chyli się ku upadkowi, i zaczynają sobie uświadamiać, że ich elity od trzydziestu lat powtarzają im wielowymiarowe „wielkie kłamstwo”, bo nadwyżki budżetowe to wcale nie przejaw roztropności, ale raczej gigantyczna porażka.

Przez lata superniskich stóp procentowych trzeba było bowiem inwestować w czystą energię, krytyczną infrastrukturę i dwie kluczowe technologie przyszłości: akumulatory i sztuczną inteligencję. Wiadomo było, że uzależnienie Niemiec od rosyjskiego gazu i chińskiego popytu jest na dłuższą metę nie do utrzymania. I że to wcale nie są trywialne pomyłki, które da się tak po prostu odkręcić.

Również twierdzenie, że niemiecki model był zgodny z europejską unią monetarną, okazuje się fałszywe. W braku unii fiskalnej i politycznej nie ulegało wątpliwości, że UE będzie dotąd obciążać rządy EuroMed [państw Europy Południowej – Chorwacji, Cypru, Francji, Grecji, Hiszpanii, Malty, Portugalii, Słowenii i Włoch – przyp. red.], banki i korporacje niespłacalnymi długami, aż w końcu Europejski Bank Centralny będzie zmuszony wybierać między dopuszczeniem do agonii euro a rozpoczęciem projektu bieżącego tuszowania bankructwa.

Warufakis: Czarne skrzynki Europy

Dziś zaczyna powoli świtać Niemcom, obserwującym sparaliżowany EBC, który zbiera cięgi tak za podwyżki stóp (prowadzące do załamania gospodarczego np. we Włoszech), jak i za ich niepodwyższanie (przez co inflacja zrywa się z łańcucha). I choć przecież ratowanie euro przed jego ułomnymi fundamentami wcale nie należy do zadań EBC, Niemcy widzą, że ich politycy kłamali, twierdząc, że niemiecki model gospodarczy przetrwa kryzys 2008 roku, o ile tylko inne kraje strefy euro zacisną pasa.

Zaczynają także pojmować, że fobia i niechęć niemieckich liderów do aktywnej stymulacji gospodarki doprowadziły jedynie do rozpasania się południowoeuropejskich oligarchów, franko-germańskich bankowców i innych zombie-korporacji.

Dawno, dawno temu ci z nas, którzy krytykowali tezę, że wszystkie kraje strefy euro powinny być jak Niemcy, zwracali uwagę, że niemiecki model sprawdzał się tylko dlatego, że nikt inny go nie praktykował. Dziś, u schyłku ery taniego gazu i u zarania nowej zimnej wojny między Ameryką i Chinami, niemiecki model jest kaput nawet w Niemczech.

Owszem, niemiecki eksport odbije się dzięki niskiej wartości euro. Volkswagen sprzeda mnóstwo samochodów elektrycznych po przywróceniu łańcuchów dostaw. BASF odbije się od dna wraz z przywróceniem dostaw energii. Nie powróci jednak model niemiecki: lwia część przychodów Volkswagena trafi do Chin, gdzie produkują akumulatory, a znaczna część obrotów zostanie przeniesiona z branży chemicznej do sektorów związanych ze sztuczną inteligencją.

Część moich znajomych z Niemiec wiąże swoje nadzieje z przywróceniem do formy niemieckiego modelu z upadającym euro. Tak się jednak nie stanie. Na dewaluacji dobrze wychodzą kraje z niskim poziomem oszczędności i strukturalnym deficytem w bilansie handlowym, takie jak Grecja czy Ghana. Czego nie da się powiedzieć o państwach z wysokim poziomem oszczędności i strukturalną nadwyżką w bilansie handlowym. Tam biedniejsi konsumenci krajowi dofinansowują bogatszych eksporterów. Niemiecka gospodarka socjalna potrzebuje czegoś dokładnie przeciwnego.

Warufakis: Jest niebezpiecznie. Grozi nam postmodernistyczny wariant lat 30.

Dlatego mam bardzo prosty komunikat dla moich niemieckich przyjaciół: przestańcie biadolić. Przestańcie się oszukiwać, porzućcie złość, handryczenie, smutek i zacznijcie pracować nad nowym modelem gospodarczym. W przeciwieństwie do Greków macie jeszcze na tyle suwerenności, że możecie podjąć takie działania, nie pytając o zgodę wierzycieli.

Wcześniej jednak musicie rozwiązać krytyczny dylemat polityczny: czy chcecie, by Niemcy zachowały suwerenność polityczną i budżetową? Jeśli tak, wówczas wasz nowy system nigdy nie będzie dobrze działać w ramach naszej kochanej strefy euro. Jeżeli nie chcecie powrotu Deutsche Mark, potrzebny wam model osadzony w demokratycznej, w pełni rozwiniętej federacji europejskiej. Każde inne rozwiązanie będzie jedynie kolejnym „wielkim kłamstwem”, z którym obecnie z takim bólem próbujecie się pogodzić.

**
Copyright: Project Syndicate, 2022. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Dorota Blabolil-Obrębska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Janis Warufakis
Janis Warufakis
Ekonomista, współzałożyciel DiEM25
Ekonomista, od stycznia od lipca 2015 roku minister finansów Grecji, współzałożyciel ruchu DiEM25 (Democracy in Europe Movement 2025). Autor książek „Globalny Minotaur” (2016) i „A słabi muszą ulegać?” (2017), „Porozmawiajmy jak dorośli” (2019).
Zamknij