Świat

Laburzyści w czułych objęciach lobbystów [śledztwo magazynu openDemocracy]

Od ponad roku było raczej pewne, że kolejne wybory w Wielkiej Brytanii wygra Partia Pracy. Przez ten rok najwyżsi działacze tej partii niemal codziennie odbywali spotkania z lobbystami wielkiego biznesu. Bywało, że lobbyści sami pisali założenia, które później trafiały do programu laburzystów – śledztwo magazynu openDemocracy.

Zanim Keir Starmer przejął z Partią Pracy władzę po historycznym zwycięstwie w niedawnych wyborach w Wielkiej Brytanii, przez dwanaście miesięcy on i jego partyjni koledzy pozwalali się mamić lobbystom w bezprecedensowej kampanii prowadzonej przez najpotężniejsze brytyjskie korporacje.

Producenci broni, zamieszani w łamanie praw człowieka w Gazie, nawijali makaron na uszy potencjalnym przyszłym sekretarzom obrony. Potencjalni nowi ministrowie od klimatu spotykali się z przedstawicielami koncernów petrochemicznych. Ministrowie pracy, którzy od teraz odpowiadają za ukrócenie nadużyć londyńskiego City, raczyli się na koszt bossów ze spółek finansowych. Firmy od komunikacji z administracją publiczną, reprezentujące menadżerów aktywów, koncerny tytoniowe, firmy z rynku fuch na zlecenie i uchylające się od płacenia podatków megakorporacje umawiały sobie jedno za drugim spotkania z przyszłymi szefami resortów.

Była to bardzo intensywna, choć wciąż przecież sekretna kampania, która przetoczyła się pod nosem Brytyjczyków w biały dzień. Lobbyści w pocie czoła zabiegali o konkretne rozwiązania polityczne, które miałby wprowadzić pierwszy od 14 lat rzekomo progresywny rząd Wielkiej Brytanii, a które odzwierciedlałyby interesy ich wpływowych klientów. A laburzyści zareagowali na te zabiegi z nieskrywanym entuzjazmem.

Partia Pracy idzie po władzę w Wielkiej Brytanii. Kim jest jej lider, Keir Starmer?

Pobłażliwe reguły dotyczące transparentności obowiązujące w Westminsterze oznaczają, że nie ma żadnych zapisów ani śladów tej gigantycznej ofensywy ze strony podmiotów lobbujących w kwestiach publicznych. Co do zasady opinia publiczna nie ma prawa wiedzieć, jakie firmy lobbują wśród przedstawicieli opozycji i jest to zdanie, które podziela Partia Pracy pod przywództwem Starmera. W każdym pojedynczym przypadku partia odmówiła wyjawienia tematu spotkań, złożonych obietnic, a nawet tego, kto uczestniczył w konkretnych rozmowach, twierdząc, że: „Nie powinniśmy być traktowani tak jak rząd”.

Jednak w śledztwie openDemocracy na światło dzienne wyszła niesamowita wręcz skala, na jaką wielki biznes urabiał Starmera i przywództwo jego partii.

Przez kilka miesięcy magazyn openDemocracy zbierał informacje na temat spotkań o charakterze lobbystycznym, korzystając z rozmaitych wolno dostępnych źródeł, w tym np. ewidencji rezerwacji sal konferencyjnych w parlamencie, postów w mediach społecznościowych i materiałów z wydarzeń publikowanych przez firmy lobbystyczne. Spotkania odbywały się na przestrzeni ostatnich 18 miesięcy i przyjmowały postać prywatnych tête-à-tête, sesji pytań i odpowiedzi tylko dla wybranych, kolacji, imprez networkingowych, briefingów, okrągłych stołów z klientami, zagranicznych wizyt i warsztatów.

Ustaliliśmy, że osoby na najwyższych stanowiskach w partii uczestniczyły w setkach spotkań z korporacyjnymi lobbystami, instytucjami finansowymi i grupami biznesowymi. Średnio do spotkań z wpływowymi przedstawicielami biznesu dochodziło w ciągu ostatniego roku w każdy dzień roboczy.

I nie mówimy tutaj o prywatnych kolacyjkach i słynnym wędzonym łososiu na śniadanie. Gabinet Starmera wkrótce zacznie wdrażać program zaprezentowany w deklaracjach wyborczych Partii Pracy. W ubiegłym miesiącu nowa kanclerka skarbu Rachel Reeves stwierdziła, że w propozycjach legislacyjno-politycznych laburzystów aż roi się od „odcisków palców” biznesu, ponieważ plany te powstały z bezprecedensowym zaangażowaniem korporacyjnych lobbystów, instytucji finansowych i grup biznesowych.

Eksperci ostrzegają, że de facto oddanie prywatnym spółkom inicjatywy polityczno-legislacyjnej będzie miało dla brytyjskiego społeczeństwa daleko posunięte konsekwencje. Laburzyści obiecali wybudować nowe miasta, zwiększyć zielone inwestycje, zreformować opiekę medyczną i usługi publiczne oraz zainicjować ważne projekty infrastrukturalne. Były dyrektor brytyjskiego urzędu nadzoru usług finansowych Mick McAteer ostrzega, że owo sławetne partnerstwo z prywatnym sektorem finansowym, leżące w samym centrum wszystkich tych planów, „doprowadzi w ciągu kolejnej dekady do ogromnych transferów bogactwa z lokalnych społeczności na rzecz londyńskiego City i globalnych instytucji finansowych”.

Korporacyjne lobby

Lobbing to w Wielkiej Brytanii ogromny biznes. Dziesiątki agencji co roku zarabiają krocie, doradzając klientom, jak wpływać na nowe rozwiązania polityczno-legislacyjne, tak by były dla nich korzystne, oraz jak sprawić, by ich głos został usłyszany przez polityków, którzy tworzą przepisy, regulacje i podpisują kontrakty w sektorze publicznym. Ostatnie przyzwoite dane szacunkowe dotyczące rozmiarów tej branży pochodzą z 2007 roku, kiedy urząd premiera sprawował jeszcze Gordon Brown. Według ówczesnych badań Hansard Society szacowano ją na ok. 1,9 mld funtów. Ludzie z branży przekonują, że z pewnością przez kolejnych blisko 20 lat jeszcze się rozrosła.

Praca lobbystów polega w znacznym stopniu na załatwianiu klientom dostępu do właściwych ludzi, co często jest uzależnione od znajomości samych lobbystów oraz ich koneksji z właściwymi osobami lub tymi, którzy takie dojścia mają. Jakieś półtora roku temu, po spektakularnej implozji rządu Liz Truss, szanse na przejęcie władzy przez laburzystów zaczęły przybierać bardziej realne kształty, co spowodowało masową reorientację w branży zajmującej się wpływaniem na sferę publiczną.

Sałata wygrała [*]

Pragnąc przygotować się na rządy laburzystów, firmy lobbystyczne zaczęły zakładać specjalne „laburzystowskie komórki”. Zatrudniały byłych parlamentarzystów z Partii Pracy i członków ich gabinetów, by wykorzystać ich sieć kontaktów. Kilku firmom udało się nawet przechwycić potencjalnych kandydatów czy wprowadzić pracowników do biur wysoko postawionych członków partii. Firmy lobbystyczne Global Counsel, Lowick Group, FGS Global i Weber Shandwick oddelegowały w ciągu ostatnich dwóch lat własnych pracowników do pracy w biurach wysoko postawionych laburzystów, co kosztowało je w sumie ponad 100 tys. funtów.

Inne firmy lobbystyczne przekazywały wpływowym parlamentarzystom darowizny w gotówce lub naturze, choć zasady obowiązujące w branży teoretycznie zabraniają takich praktyk. Sama tylko nowa wicepremierka, Angela Rayner, otrzymała w zeszłym roku darowizny od dwóch agencji lobbystycznych: Sovereign Strategy i Pentland Communications.

Magazyn openDemocracy zwrócił się do każdej z tych firm z pytaniem, czy spodziewały się coś uzyskać w zamian za oddelegowanie swoich pracowników na koszt własny do pracy u parlamentarzystów lub przekazanie tym ostatnim darowizn. Niestety, odpowiedzi nam nie udzielono.

Wysiłki lobbystów przyniosły owoce: w ciągu 12 miesięcy poprzedzających wybory nie było tygodnia, żeby członek przywództwa laburzystów nie uczestniczył w okrągłym stole z prywatnym klientem, organizowanym przez firmę lobbystyczną. Jak twierdzą wtajemniczone osoby z branży, spotkania te stanowią zaledwie ułamek tego, co robią firmy, by doszło do nawiązania relacji między klientami a politykami. Często spotkanie służy jedynie wzajemnemu poznaniu się. Klient może później nawiązać do kwestii omawianych na spotkaniu lub poruszać bardziej delikatne kwestie za pośrednictwem agencji, a czasem nawet w bezpośrednich kontaktach z politykami.

Według ustaleń openDemocracy najwięcej takich prywatnych rozmów klientów z laburzystami zorganizowała firma Arden Strategies. Prowadzona przez byłego laburzystowskiego ministra Jima Murphy’ego agencja co najmniej dziewięć razy organizowała spotkania klientów z wysoko postawionymi politykami Partii Pracy, wśród których znalazła się m.in. Rachel Reeves, a także minister handlu i przemysłu Jonathan Reynolds i szef ds. współpracy z biznesem w Partii Pracy.

W przeciwieństwie do innych tego typu firm Arden nie ujawnia ogólnej listy klientów w rejestrze stowarzyszenia Public Relations and Communications Association (PRCA). Jednak magazyn openDemocracy ustalił, że wśród najważniejszych klientów agencji jest np. wiodący producent broni Northrop Grumman i dwie największe brytyjskie firmy energetyczne, UK Power Networks i SGN.

Brytyjscy wyborcy, w odróżnieniu od zasad panujących w demokracji np. kanadyjskiej, niemieckiej i szkockiej, nie mają prawa wiedzieć, kto lobbuje w szeregach westminsterskiej opozycji. Wykazy spotkań z przedstawicielami biznesu, organizacji charytatywnych, think tanków i z zawodowymi lobbystami, wraz z krótkim opisem omawianych kwestii, muszą regularnie ujawniać wyłącznie urzędujący ministrowie. Szczegóły spotkań polityków rządowych są ujawniane tylko na konkretny wniosek o dostęp do informacji publicznych, który zresztą rząd może rozpatrzyć negatywnie.

Jest to bardzo ułomny system, który stanowi problem zwłaszcza w roku takim jak obecny, kiedy zwycięstwo opozycji w wyborach było właściwie przesądzone, a grupy interesów ustawiały się w kolejce, by ugrać coś dla siebie w planach nadchodzącego rządu.

Magiczny prezent od Reagana dla Boeinga, czyli jak zarobić i się nie narobić

Firmy nie muszą ujawniać, u których polityków opozycji lobbowały, jednak wiele z nich reklamuje się, że potrafią załatwić dostęp do przywództwa gabinetu cieni. Monitorując wiodące firmy lobbystyczne, znaleźliśmy dziesiątki publicznych wzmianek na temat spotkań z udziałem wysoko postawionych polityków Partii Pracy. Na żadne pytanie ze strony redakcji openDemocracy skierowane do firm lobbingowych i przedstawicieli Partii Pracy o to, jacy klienci brali udział w tych spotkaniach, nie udzielono nam odpowiedzi.

Tim Bierley, aktywista z Global Justice Now, zwraca uwagę, że Partia Pracy może traktować lobbystów jako „niezależnych ekspertów”, a nie jako ludzi, których „głównym obowiązkiem jest zwiększanie zysków dla udziałowców”.

– Interesy gigantycznych koncernów są skrajnie różne od interesu opinii publicznej w kwestiach klimatu, handlu i gospodarki. Ich ogromny wpływ zniweczyłby wszelkie wizje postępu za rządów laburzystów – dodaje i przekonuje: – Aby reagować w choć trochę adekwatny sposób na kryzysy rozwijające się na wielu frontach, Partia Pracy musi stawić opór żywotnym interesom dużych koncernów, a nie wręczać im pióro, którym mogą same spisać nowe rozwiązania polityczno-legislacyjne.

City

Niewiele jest grup interesów, które trzymałyby w garści laburzystów równie mocno, co przedstawiciele londyńskiego City i szerzej pojętego sektora usług finansowych, w którego sercu leży owo City. W ostatnich latach żadna inna branża nie zacieśniła więzi z tą partią skuteczniej.

W tygodniach poprzedzających dzień wyborów Tulip Siddiq, laburzystowska ministra cieni ds. sektora usług finansowych, która zachowała stanowisko w nowym rządzie, trzykrotnie zdecydowała się opublikować dokumenty programowe na LinkedIn. Co znamienne, nie był to program jej własnej partii, tylko postulaty trzech największych organów reprezentujących branżę usług finansowych: UK Finance, TheCityUK i Association of British Insurers.

W jednym z postów Siddiq napisała: „W ostatnich latach blisko współpracuję z TheCityUK i jej członkami, przygotowując rozwiązania polityczne Partii Pracy dotyczące sektora usług finansowych i profesjonalnych”.

O tym, jak miliarderzy się zorganizowali, a reszta z nas to przespała – i kto wyszedł na swoje

W dwóch pozostałych postach najwyraźniej zdecydowała się ograniczyć do metody kopiuj-wklej. Ich brzmienie jest praktycznie identyczne. W obu Siddiq pisze o tym, jak „cieszy się”, że mogła „ściśle współpracować” z Association of British Insurers i UK Finance „nad merytoryczną stroną planów Partii Pracy dla tego sektora”.

Wszystkie trzy posty sugerują, że lobbyści na rzecz londyńskiego City i instytucji finansowych uczestniczyli bezpośrednio w kształtowaniu rozwiązań polityczno-regulacyjnych, które będą miały zastosowanie do ich własnej branży.

Kiedy na początku tego roku Partia Pracy opublikowała dokumenty programowe, w których opisała swoje plany dla sektora usług finansowych, odbył się zorganizowany przez tę partię, zamknięty dla prasy, wieczorek w Guildhall w City of London, sponsorowany przez City of London Corporation, jako podziękowanie dla branży za całokształt jej wkładu i pomocy. Plany skrytykowano za to, że zobowiązywały partię do zastosowania tego samego, pobłażliwego podejścia regulacyjnego, które praktykowali konserwatyści. Aktywiści nazwali wspomniany dokument „listem miłosnym do City”.

Przywództwo laburzystów, w tym Siddiq, spotkało się w ciągu ostatniego roku z lobbystami z City ponad 20 razy, nie licząc aktywnego udziału w działalności British Private Equity i Venture Capital Association, co w ubiegłym miesiącu ujawniło openDemocracy. BlackRock, Macquarie, HSBC, Bloomberg, Lloyds, Brookfield Asset Management i Blackstone to tylko niektóre firmy utrzymujące bliskie kontakty z najważniejszymi członkami nowego rządu, takimi jak Starmer, Reeves, Reynolds czy kanclerz Księstwa Lancaster, Pat McFadden.

Mick McAteer, były członek zarządu w Financial Conduct Authority i działacz na rzecz ekonomicznej sprawiedliwości społecznej w Financial Inclusion Centre, przyznał w rozmowie z openDemocracy, że bliskie relacje między nowymi ministrami i Partią Pracy można w zasadzie postrzegać jako pewne quid pro quo, coś za coś.

Lobbyści instytucji finansowych wywierają na laburzystów presję, by ci tworzyli korzystniejsze środowisko regulacyjne, machając im przed nosem obietnicą złotych gór prywatnego kapitału. Zdaniem McAteera rosną obawy, że tego typu relacje doprowadzą do odgrzania starego kotleta, to jest przywrócenia brytyjskiej wersji partnerstwa publiczno-prywatnego (znanego w Wielkiej Brytanii jako Private Finance Initiatives, PFI), oczka w głowie New Labour, kiedy większość lub całość funduszy na budowę infrastruktury, takiej jak szpitale i szkoły pochodziła od firm prywatnych, generując dla nich zyski z lukratywnych kontraktów na utrzymanie tej infrastruktury jeszcze długo po jej wybudowaniu.

Pięć perfidnych spisków, które naprawdę istnieją

Jak ostrzega McAteer, tego typu partnerstwo będzie kształtować praktycznie każdy aspekt programowy w rządzie laburzystów, począwszy od planów budowania domów po produkcję i dystrybucję energii. A społeczeństwo wyjdzie na tym jak Zabłocki na mydle.

– Inwestycje prywatne są z definicji droższe od tych publicznych, ponieważ instytucje finansowe spodziewają się wygenerować dla swoich udziałowców solidne zyski – wyjaśnia MacAteer. – Zyski muszą zostać w ten czy inny sposób wypłacone, co oznacza, że w ostatecznym rozrachunku koszty zostaną przerzucone na gospodarstwa domowe w postaci wyższych rachunków.

Sektor usług finansowych na różne sposoby zacieśniał relacje z laburzystami. Bank HSBC oddelegował pracownika do biura Reynoldsa na blisko rok, kilka miesięcy wcześniej bank NatWest zdecydował się na podobny układ z nowym ministrem przemysłu. Oddelegowani do biur poselskich pracownicy z firm prywatnych uczestniczyli w pracach nad programem politycznym i dbali o uwzględnianie interesów branży. Ponieważ jednak pensję za pracę na rzecz laburzystów wypłacały firmy im macierzyste, Komisja Wyborcza uznała ten układ za darowiznę polityczną.

Ponadto istnieją dwa zespoły doradcze, złożone z przedstawicieli kadry zarządzającej dużych instytucji finansowych, założone przez Partię Pracy będącą podówczas w opozycji, które po dojściu laburzystów do władzy będą nadal doradzać im, gdzie i w jaki sposób kierować miliardowe inwestycje z sektora prywatnego. Jeden ze wspomnianych zespołów to National Wealth Fund Taskforce kierowany przez Marka Carneya, byłego szefa brytyjskiego banku centralnego, obecnie pracującego w Brookfield Asset Management. Drugi z nich to British Infrastructure Council, w którym zasiadają doświadczeni pracownicy firm inwestycyjnych, takich jak M&G i BlackRock.

Czy korporacje mogą być postępowe? ESG na celowniku prawicy

McAteer ostrzega, że w takich zespołach doradczych istnieje głęboka sprzeczność interesów:

– W British Infrastructure Council pełno jest przedstawicieli firm, które liczą na zyski finansowe i które teraz nie tylko będą decydować o tym, dokąd popłyną środki, ale także o tym, w jakiej postaci i na jakich warunkach będą zawierane kontrakty, czy też o odciążeniu kapitału z ryzyka, zanim firmy te zdecydują się na sfinansowanie czegokolwiek. Chcą być w radach ds. infrastruktury nie bez powodu, bo to nie są przecież organizacje charytatywne. Ja ich nie krytykuję, tylko wyjaśniam, że tak właśnie działają instytucje finansowe i sam rynek. Istnieją po to, by uzyskać jak największe korzyści dla swoich udziałowców i właścicieli. Wmawia nam się, że jest to rozwiązanie korzystne jak dla gospodarki, tak dla inwestorów, jednak przecież ktoś za to musi zapłacić. Płacą za to zwykłe gospodarstwa domowe. A ponieważ nie mają tutaj nic do powiedzenia, zapłacą za to również kolejne pokolenia. Tymczasem firmy te decydują o kierunkach rozwoju gospodarki i dopóki będzie istnieć infrastruktura, będą czerpać z niej zyski. Zwykli ludzie znów skończą po złej stronie pewnych fatalnie przygotowanych transakcji, przygotowanych pod instytucje finansowe londyńskiego City. Przez kilka lat lobbowali w tym obszarze i w końcu udało im się osiągnąć zamierzony cel.

Magazyn openDemocracy skontaktował się z każdą z wyżej wymienionych firm, jednak zareagował tylko HSBC. Rzecznik banku stwierdził, że: „HSBC regularnie współpracuje z najważniejszymi brytyjskimi partiami w kwestiach istotnych dla naszych klientów i szerzej pojętej branży usług przemysłowych”.

Konsultanci

Jeżeli na nowej wersji partnerstwa publiczno-państwowego PFI 2.0 laburzystów mocno skorzystają instytucje finansowe z londyńskiego City, wówczas złoty deszcz spłynie również na współpracujące z nimi blisko firmy oferujące konsulting biznesowy i biura rachunkowe.

Przedstawiciele Wielkiej Czwórki konsultingowej, którą tworzy Deloitte, KPMG, Ernst and Young (EY) i PriceWaterhouseCoopers (PwC) – i branżowej agencji lobbystycznej Management Consultants Association od marca ubiegłego roku spotykali się z wysoko postawionymi członkami Partii Pracy co najmniej trzynastokrotnie.

Lord Sikka, członek Izby Lordów, laburzysta, emerytowany profesor rachunkowości na University of Essex, uważa, że jego partia nie powinna tak ściśle współpracować z firmami zajmującymi się doradztwem biznesowym:

– Uważam, że PFI w nowej odsłonie oznacza katastrofę. Bylibyśmy świadkami tego, co działo się w Zjednoczonym Królestwie od końca lat 70. XX wieku, kiedy to nastąpił swoisty prawicowy przewrót, który doprowadził do restrukturyzacji państwa. Państwo stało się gwarantem zysków korporacji, zamiast działać jako państwo przedsiębiorcze, które inwestuje – stwierdził Sikka. – Przykładem tego jest PFI, prywatyzacja i outsourcing, czyli dokładnie te aspekty, w których wspomniane firmy występują jako doradcy i z których czerpią zyski.

Jak Partia Pracy pozbyła się Kena Loacha

czytaj także

Choć Starmer nie brał udziału w wielu z tych spotkań, magazyn openDemocracy ustalił, że szef partii był obecny na dniu branżowym w londyńskim biurze EY w marcu 2023 roku, gdzie odbył się szereg dyskusji i rozmaitych spotkań. Jak można wyczytać z postu partnera zarządzającego z EY na LinkedIn, lider laburzystów, któremu towarzyszyli Reeves i Reynolds, miał okazję wysłuchać, co liderzy biznesu sądzą na temat „potencjalnej wartości współpracy sektora publicznego i prywatnego”. Laburzystowski tercet ponownie zawitał w progach EY w listopadzie wraz ze świeżo powołanym nowym naczelnym sekretarzem skarbu, Darrenem Jonesem przy okazji serii podobnych dyskusji z kilkudziesięcioma przedstawicielami branży.

Jones również był na kilku tajnych spotkaniach z enigmatyczną firmą konsultingową Hakluyt, założoną w 1995 roku przez agentów MI6, która rzekomo pracuje z „przynajmniej jedną z pięciu największych na świecie korporacji z każdej najważniejszej branży” i z „75 proc. firm z pierwszej dwudziestki funduszy inwestycyjnych typu private equity”. Ponadto agencja konsultingowa zorganizowała kolację z udziałem laburzystowskiego parlamentarzysty, Petera Kyle’a, który pełnił podówczas funkcję ministra nauki, innowacji i technologii w gabinecie cieni podczas jego wizyty w USA na początku tego roku.

W radzie doradczej Hakluyt zasiadają między innymi dawni członkowie kierownictwa Rolls Royce’a i Coca-Coli, a także byli politycy i urzędnicy wysokiego szczebla. W przeszłości agencja miała powiązania z dużymi korporacjami obracającymi ropą i gazem, a w 2001 „The Sunday Times” oskarżył ją o użycie agenta do szpiegowania aktywistów Greenpeace dla koncernów petrochemicznych. W ostatnich latach Hakluyt stara się „demistyfikować” i twierdzi, że firmy „nic nie łączy z tym odstręczającym światem”. Według słów rzecznika Hakluyt nie jest organizacją lobbystyczną i nie doradza partiom politycznym.

W swoim ubiegłorocznym wystąpieniu na Kongresie Partii Pracy Rachel Reeves zobowiązała się w razie wygranej do obcięcia wydatków publicznych na konsultantów. Jej obietnica trafiła nawet do deklaracji programowej partii. Jednak zgodnie z tym, co piszą w swojej książce The Big Con ekonomistki i autorki Mariana Mazzucato i Rosie Collington, wiadomo, że w czasach słabej koniunktury branża jest skłonna oferować swoje usługi pro bono w nadziei na lukratywne kontrakty w przyszłości.

W 2011 roku ówczesny szef sektora publicznego w KPMG tak opisywał dla „Guardiana” tę strategię, odwołując się do współpracy z koalicją rządową Davida Camerona: „Nie stać nas na to, by [pracować pro bono] w nieskończoność, ale przez jakiś czas nie stanowi to problemu. Mamy nadzieję, że zdobędziemy dla siebie dobrą pozycję, która będzie korzystna w czasach, kiedy rząd będzie gotów płacić”.

W podobny sposób laburzystowski resort skarbu pracował nad wspomnianym już planem dla usług finansowych. Firma konsultingowa Oliver Wyman z City oddelegowała do biura poselskiego jako pomocnika własnego pracownika, co według danych Komisji Wyborczej kosztowało w ubiegłym roku ponad 58 tys. funtów. Wysoko postawieni pracownicy biur poselskich z wiodących firm konsultingowych Grant Thornton i EY według rejestru korzyści pracowników biur poselskich od około roku mają kartę wstępu do parlamentu jako członkowie zespołu Starmera. Od 2021 roku firmy takie jak PwC i Baringa wspólnie zrealizowały usługi pro bono na rzecz Partii Pracy o łącznej wartości ponad 650 tys. funtów.

– To, że firmy delegują darmowych pracowników, wywołuje poważne wątpliwości – stwierdza lord Sikka. – Sporo je to kosztuje, więc raczej oczekują, że na takiej inwestycji coś zyskają.

Żadna z powyższych firm nie zareagowała na prośbę o komentarz ze strony openDemocracy.

Handlarze bronią

W marcu ubiegłego roku ówczesny laburzystowski sekretarz obrony w gabinecie cieni, John Healey i minister zaopatrzenia wojskowego, Chris Evans wmaszerowali do salki w Churchill War Rooms razem z przedstawicielami kierownictwa z 20 największych na świecie firm produkujących broń, w tym BAE Systems, Leonardo, Lockheed Martin, RTX, Rheinmetall i Rolls-Royce.

Prywatne spotkanie w zabytkowych salach Westminsteru zorganizowała agencja Rud Pedersen Public Affairs. Kierownik ds. obrony i bezpieczeństwa w agencji należał do personelu laburzystów i od grudnia 2018 roku do września 2020 roku pracował w resorcie obrony gabinetu cieni Partii Pracy.

Od marca tego roku wysoko postawieni członkowie partii odbywali spotkania z przedstawicielami zbrojeniówki co najmniej 13 razy, w tym dwukrotnie odwiedzili zakłady należące do BAE Systems i niemieckiej firmy zbrojeniowej Rheinmetall. Ówczesna ministra nauki w gabinecie cieni laburzystów Chi Onwurah i minister cieni sił zbrojnych Luke Pollard uczestniczyli w prywatnym spotkaniu zorganizowanym w trakcie Kongresu Partii Pracy przez agencję lobbystyczną branży zbrojeniowej ADS Group z udziałem przedstawicieli koncernów AE Systems, Rolls-Royce i Thales.

Kapitał, by rządzić, musi sabotować postęp

czytaj także

Rzecznik BAE Systems stwierdził: „Jako największa brytyjska firma zbrojeniowa, zatrudniająca ponad 45 tys. osób w Zjednoczonym Królestwie i mająca wiele tysięcy pracowników w łańcuchu dostaw, regularnie rozmawiamy z przedstawicielami świata polityki, by rozpowszechniać wiedzę i świadomość tego, jak ważnym elementem w zapewnianiu bezpieczeństwa i dobrobytu Wielkiej Brytanii jest nasza branża”.

Niedawno Reeves wzięła udział w prywatnym okrągłym stole z klientami, zorganizowanym przez agencję lobbingową Headland w marcu tego roku. W spotkaniu uczestniczył prezes Helsing, niemieckiego start-upu opracowującego technologie obronne z wykorzystaniem AI, pracownik biura poselskiego z ramienia Headland i nowy członek parlamentu z Partii Pracy, Gregor Pynton.

Partia Pracy z jednej strony odżegnuje się od progresywnych rozwiązań politycznych, takich jak zniesienie limitu dwójki dzieci dla wypłat zasiłku rodzinnego czy zwiększenie finansowania dla samorządów lokalnych, z drugiej – chce zwiększyć wydatki na obronę do 2,5 proc. PKB z ubiegłorocznych 2,3 proc. Choć z przeprowadzonego w kwietniu badania opinii publicznej YouGov wynika, że większość respondentów popiera zakaz eksportu broni do Izraela, partia nie chce zaapelować o zaprzestanie handlu bronią z tym krajem.

Emily Apple z Campaign Against the Arms Trade uważa, że kontakty lobbystów ze zbrojeniówki z wysoko postawionymi laburzystami są „wielce niepokojące”.

– Dzięki takim spotkaniom [niektóre] firmy zarabiające na izraelskim ludobójstwie w Gazie zdobywają ogromny wpływ na przyszłą politykę obrony i spraw zagranicznych laburzystów. Wzbudza to poważne obawy co do tego, czy przyszły rząd laburzystowski zastosuje się do przepisów prawa międzynarodowego i nałoży embargo handel bronią z Izraelem lub innym reżimem, który narusza prawa człowieka – dodaje Apple i stwierdza: – Są to firmy, które zarabiają na śmierci i zagładzie. Partia Pracy powinna zająć tutaj jasne stanowisko i ograniczyć wpływ tych handlarzy śmiercią na przygotowywane przez siebie rozwiązania polityczno-regulacyjne. Tymczasem tego typu spotkania to jasny sygnał ze strony laburzystów pod adresem handlarzy bronią: nic się nie zmieni, nadal możecie podbijać ceny swoich akcji, podgrzewając konflikty i pogłębiając ludzkie cierpienie na całym świecie.

Biznes wygra, a kto straci?

W pierwszym exposé do narodu premier Starmer stwierdził, że otrzymał od wyborców mandat, by „robić politykę inaczej”. Jednak przedstawiciele dużego biznesu, finansów i zbrojeniówki, którzy w pocie czoła zabiegali o wpływy w jego partii, mają nadzieję, że raczej planuje zachowanie status quo i przedłoży ich własne interesy nad interesy ludzi pracy.

Tydzień wcześniej, kiedy obecna już kanclerka Rachel Reeves przygotowywała się na poniedziałkowe spotkanie z dyrektorami firm finansowych, na słonecznym dziedzińcu we wschodnim Londynie odbyło się doroczne plenarne spotkanie, zorganizowane przez sekcję kurierską związków zawodowych IWGB. Podczas spotkania pracownicy jednej z najbardziej marginalizowanych branż w Wielkiej Brytanii opowiadali o problemach i wygranych bitwach w ostatnim roku, zastanawiając się, co ich czeka w przyszłości.

IWGB to jedna z wielu drobnych, niezależnych organizacji związkowych, niezwiązanych z Partią Pracy. Jest aktywna w wielu branżach, tam, gdzie najdotkliwiej odczuwany jest rozziew między władzą pracodawców i pracowników. Jej członkami są ochroniarze z firm zewnętrznych, personel sprzątający, rodzice zastępczy, pracownicy recepcji, kurierzy od Hartlepool po Hackney.

Ikonowicz: Pomyśleć postęp

Wiele koncernów, które od półtora roku zabiegają o względy Partii Pracy, to firmy brutalnie wykorzystujące takich właśnie pracowników, o czym mówi Henry Chango Lopez, sekretarz generalny IWGB w wywiadzie dla openDemocracy.

– Są to ogromne korporacje – zwraca uwagę Chango Lopez – które mają do dyspozycji znaczne sumy pieniędzy przeznaczonych na lobbowanie wśród przedstawicieli władzy, co stanowi sposób, jak wpływać na rozwiązania polityczno-legislacyjne, niedostępny dla zwykłych ludzi pracy. To, że wielu wysoko postawionych przedstawicieli Partii Pracy pozwala tym pracodawcom wywierać jakikolwiek, najmniejszy nawet wpływ na politykę, świadczy o tym, jakie obecny rząd ma priorytety.

**
Ethan Shone – dziennikarz śledczy w openDemocracy. Zajmuje się przede wszystkim problematyką dark money – pieniędzy bez imienia, lobbingiem i korupcją polityczną.

Artykuł opublikowany w magazynie openDemocracy na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Dorota Blabolil-Obrębska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij