Wiele organizacji utknęło w sądach, a inne zaczęły się bać.
Jakub Majmurek: Od kilku lat słyszymy, że władze w Rosji duszą społeczeństwo obywatelskie i uniemożliwiają efektywne działanie organizacjom pozarządowym. Co się dokładnie dzieje?
Alexey Sidorenko: To element szerszej opresji, jaka ma obecnie miejsce w Rosji. Po protestach okołowyborczych z 2011-2012 roku wprowadzono trzy serie ustaw, które wymierzone są w obszary postrzegane przez nową ekipę Putina jako czynniki ryzyka. Są to: internet, wystąpienia publiczne i organizacje pozarządowe. W odniesieniu do organizacji pozarządowych w lipcu 2012 roku wprowadzono ustawę o „agentach zagranicznych”. Jej sens sprowadza się do jednego – organizacje pozarządowe, które przyjmują środki z zagranicy i prowadzą działalność polityczną, muszą rejestrować się jako „obcy agenci”. Nie wiem, jak takie określenie kojarzy się w Polsce, ale w Rosji na pewno niedobrze.
W Polsce też nie. Co wynika z takiej rejestracji?
Po pierwsze, organizacja mająca status „obcego agenta” musi zaznaczać, że ma status „agenta zagranicznego” przy wszystkich swoich działaniach. Na przykład w swoich publikacjach. Po drugie, musi różnym władzom składać o sobie o wiele więcej raportów niż organizacje, które takiego statusu nie mają. Oprócz zwykłej sprawozdawczości co roku musi robić dodatkowy audyt, co pół roku składać raport na temat członków kierownictwa. Co trzy miesiące informacje na temat wydatków. Niespełnienie tych warunków wiąże się nie tylko z potencjalnymi karami finansowymi dla organizacji, ale i karną odpowiedzialnością kierownictwa.
Kto musi się rejestrować? Jak właściwie rozumiana jest „działalność polityczna”?
Bardzo szeroko. Nie tylko jako „wywieranie wpływu na istniejące struktury państwa”, ale także jako „próba wywierania wpływu na opinię publiczną”. Jaka organizacja nie chce wywierać wpływu na opinię publiczną? Ja nie znam takiej. Kryterium jest więc strasznie niejasne. Badacze monitorujący działanie ustawy wyróżnili niedawno 70 rodzajów działalności, na podstawie których ministerstwo sprawiedliwości faktycznie oskarża różne organizacje o bycie „obcymi agentami”.
Ustawa obowiązuje od trzech lat. Można już chyba oceniać jej wpływ na społeczeństwo obywatelskie w Rosji. Jak wpłynęła na liczbę organizacji i ich aktywność?
Bardzo źle. Wiele organizacji utknęło w sądach. Inne zaczęły się bać, jak ognia unikają teraz czegokolwiek, co by się mogło kojarzyć z jakkolwiek rozumianym „działaniem politycznym”. Zamiast zmieniać świat, aktywiści sami się cenzurują. Pozorują działanie. Inni przechodzą do działań nieformalnych albo w nieformalnych grupach, w mniejszej skali. Ich działania mają o wiele mniejszy społeczny oddźwięk.
Mógłbyś podać jakiś konkretny przykład organizacji zniszczonej przez to prawo?
Na przykład aktywiści z petersburskiej organizacji, która teraz nazywa się Ekipa 29, od numeru artykułu konstytucji rosyjskiej dotyczącego wolności informacji. Wcześniej działali w Fundacji Wolności Informacji i zostali oskarżeni o bycie „obcym agentem”. Sprawa trafiła do sądów. Próbowali walczyć, ale w końcu stwierdzili, że nie ma sensu kopać się z koniem i zdecydowali, że teraz będą działać jako organizacja nieformalna.
Przed wejściem w życie tej ustawy społeczeństwo obywatelskie też nie było szczególnie silne w Rosji, prawda?
Tak, nawet w porównaniu z Polską było słabe. Przed usieciowieniem przeszkodą w jego rozwoju była przestrzeń – wiele miast w miejscach takich jak Syberia było silnie izolowanych. Internet bardzo pomógł. Ale mimo słabości przed 2012 rokiem społeczeństwo obywatelskie się rozwijało. Najbardziej instytucje charytatywne. Im zresztą ustawa najmniej zaszkodziła.
Ale rozwój tej części społeczeństwa obywatelskiego, która zajmuje się sprawami społecznymi, został wyraźnie zduszony.
Od 2006 rozwijał się nurt antykorupcyjny – organizacje patrzące władzy na ręce, punktujące ją merytorycznie, zmuszające do uwzględniania interesu społecznego. W ciągu sześciu lat powstał prężny ruch cyberaktywizmu. Aktywiści przyglądali się zamówieniom publicznym, analizowali je i często wykrywali skandale. Internet dał nowy oddech społeczeństwu obywatelskiemu. Stał się miejscem wielu kampanii, na przykład w sprawie właściwego zachowania urzędników. Gdyby nie ustawa o „obcych agentach”, blogerzy i cyberaktywiści mogliby – choćby ułamek z nich! – przekształcić swoją medialną aktywność w poważne instytucje kontroli obywatelskiej. Teraz to się nie stanie.
Czy obecna sytuacja geopolityczna pogorszyła sytuację?
Tak, niestety. Ja to nazywam sytuacją, w której telewizor wygrał z lodówką. Przynajmniej chwilowo. Ludzie tak dali się ponieść imperialnym uniesieniom, że stracili w dużej mierze zainteresowanie dla tego, jak zorganizowane jest ich życie codzienne. Przestrzeń symboliczna wygrała z realną. Ale to nie może trwać długo. Rzeczywistość materialna upomni się o swoje.
Na ile trzeci sektor jest w Rosji zakorzeniony społecznie?
Z pewnością organizacje obywatelskie miały problem z komunikacją z szerszymi grupami społecznymi, zwłaszcza komunikacji z osobami spoza dużych miast i spoza klasy średniej. Umiejętność komunikacji, która nie byłaby przekonywaniem przekonanych, jest kluczowa, a organizacje społeczne, jeśli nie chcą być skazane na samomarginalizację, muszą ją opanować. Ostatnie badania pokazują, że w Rosji zaledwie kilka największych organizacji pozarządowych ma rozpoznawalność na poziomie 40%, a kilka średnich na poziomie 6%. O większości małych prawie nikt nie słyszał.
To nie jest tylko rosyjski problem – często krytykuje się organizacje pozarządowe w krajach peryferyjnych za to, że działają wyłącznie w dużych miastach i kierują swoje działania do klasy średniej.
Taka diagnoza zakłada, że klasa robotnicza jest bierna. A to dziś w Rosji nie jest prawdą. Aktywizm wśród robotników jest bardzo rozwinięty. Przykładem mogą być protesty przeciw wydobywaniu Niklu w dorzeczu rzeki Chopior –obszarze o szczególnym znaczeniu dla przyrody basenu Morza Czarnego. W protestach dużą rolę odegrały także warstwy niewykształcone, np. lokalni Kozacy. Problem faktycznie w tym, że to klasa średnia ma narzędzia komunikacji. Dlatego jej aktywizm jest bardziej widoczny, a protesty robotników są ciche. Oni nie korzystają z mediów społecznościowych i nowych technologii. Ale te protesty się odbywają.
Fakt, że aktywiści z klasy średniej mają problem, żeby spotkać się z aktywizmem robotniczym, jest moim zdaniem wielką słabością aktywizmu rosyjskiego.
W Polsce „Solidarność” mogła być sukcesem właśnie dlatego, że zaangażowana inteligencja spotkała się z ruchem robotniczym. Lewica laicka z wierzącymi. Tego w Rosji nie ma.
Władza bardzo umiejętnie stosuje taktykę „dziel i rządź”. Załamuje mnie, gdy rozmawiam z rosyjskim liberałami i próbując ich przekonać, by szerzej otworzyli się na społeczeństwo, słyszę: „Nie, oni są inni, nie da się z nimi rozmawiać, oni popierają Putina”. Tak się w Rosji nie zrobi zmiany społecznej.
Alexey Sidorenko – doktor geografii, aktywista sieciowy zajmujący się wolnością informacji w Rosji. Lider organizacji Teplitsa (Szklarnia) Nowych Technologii, która łącząc ze sobą aktywistów i specjalistów od technologii informacyjnych pracuje nad wykorzystaniem narzędzi internetowych do zmiany społecznej. Mieszka w Warszawie.
**Dziennik Opinii nr 167/2015 (951)