Prezydent Irlandii wzywa do miedzynarodowej misji w Gazie, a w mainstreamowej prasie zachodniej pojawiają się głosy o potencjalnej interwencji zbrojnej w Izraelu, mającej przerwać trwające ludobójstwo. Dlaczego w przeszłości Zachód chętnie podejmował podobne działania, dlaczego nie zrobi tego teraz i jakie będą tego konsekwencje?
Na początku sierpnia prezydent Irlandii Michael D. Higgins wezwał ONZ do międzynarodowej misji interwencyjnej w Gazie. Zachęcał Sekretarza Generalnego ONZ, António Guterresa, aby skorzystał z uprawnień wynikających z Rozdziału VII Karty Narodów Zjednoczonych, który w wyjątkowych przypadkach umożliwia podjęcie działań egzekucyjnych, w tym użycie siły, bez zgody Rady Bezpieczeństwa.
„Osobiście opowiadam się za tym, aby sekretarz generalny ONZ skorzystał z procedury Rozdziału XII, dzięki której – niezależnie od tego, czy Rada Bezpieczeństwa wyrazi zgodę, a nawet jeśli wystąpi blokada – sekretarz generalny ma prawo starać się zorganizować międzynarodową obronę korytarza” – powiedział Higgins, mając na myśli procedurę Uniting for Peace, która wiązałaby się z uznaniem Rady Bezpieczeństwa za niezdolną do działania (np. z racji stałego weta jednego z członków) i zwołaniem specjalnej sesji w celu zalecenia działań – potencjalnie zarówno niewojskowych, jak i wojskowych – bez jej aprobaty.
„Czy powinniśmy najechać Izrael w imię humanitaryzmu?”
Odnosząc się do zablokowanej przez Izrael pomocy humanitarnej, Higgins dodał: „Jest sześć tysięcy ciężarówek z ilością żywności wystarczającą na trzy miesiące, a zostały zablokowane, i to jest oburzające”.
W styczniu tego roku palestyńsko-amerykański prawnik i biznesmen Jamal Nusseibeh pisał w „Time”: „Tylko interwencja zbrojna pod przewodnictwem USA może przynieść pokój na Bliskim Wschodzie”.
„Podczas gdy USA prowadzą wielonarodowe siły bojowe na Morzu Czerwonym w celu ochrony międzynarodowych szlaków żeglugowych, proponuję, aby zdecydowanie działały na rzecz rozwiązania narastającego konfliktu regionalnego u jego źródła, zamiast pogłębiać swoje zaangażowanie w bagnie objawów tego konfliktu. Aby to osiągnąć, Stany Zjednoczone powinny poprowadzić wielonarodowe siły pokojowe, wraz z regionalnymi sojusznikami arabskimi i partnerami międzynarodowymi, by fizycznie interweniować w Gazie i na Zachodnim Brzegu oraz zakończyć działania wojenne w ramach politycznego porozumienia, które rozwiąże konflikt arabsko-izraelski. Choć może to brzmieć nierealnie, jest to jedyne realistyczne rozwiązanie długoletniego i trudnego problemu, a także leży w interesie USA”.
Mościcki: Wolna Palestyna „od rzeki do morza” to wizja pokoju [rozmowa]
czytaj także
W maju podobną opinię wyraził Ahmad Ibasis w „The Guardian”. „Tylko zbrojna interwencja może przerwać ludobójstwo w Gazie” – przekonywał.„Próbowaliśmy petycji. Pisaliśmy listy. Próbowaliśmy pokojowych protestów i obozowisk. Przedstawiliśmy dowody. Słuchaliśmy, jak Konwencje Genewskie są recytowane niczym modlitwa, podczas gdy każdy ich zapis jest łamany. Czekaliśmy, aż Międzynarodowy Trybunał Karny podejmie działania, podczas gdy Stany Zjednoczone w pośpiechu dostarczały kolejną broń na granicę. Patrzyliśmy, jak bombardowane są konwoje z żywnością, pracownicy humanitarni są rozstrzeliwani, a noworodki giną z głodu. Nie jesteśmy nierozsądni. Po prostu nie zamierzamy umierać grzecznie. Interwencja militarna nie jest jakąś imperialną fantazją zapożyczoną z Zachodu. To mechanizm wpisany w samą strukturę prawa międzynarodowego.”.
W sierpniu w lewicowym amerykańskim magazynie „The Jacobin” Corey Robin wprost wzywał do interwencji, w tytule swego artykułu pytając: „Czy powinniśmy najechać Izrael w imię humanitaryzmu?”.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy, podczas których Izrael prowadził konsekwentną politykę głodzenia Gazy, takich głosów pojawiało się coraz więcej. Wszyscy jednak zdajemy sobie sprawę, że są one wołaniem na puszczy. Również wspierana przez ONZ interwencja państw regionu wydaje się nierealistyczną mrzonką, mimo że widzieliśmy podobne działania w przeszłości. Dlaczego?
Historia zachodnich interwencji militarnych
Istnieje szereg przykładów interwencji zbrojnych sankcjonowanych przez społeczność międzynarodową, które miały na celu przerwanie zbrodni wojennych, ochronę ludności cywilnej lub zapobieżenie takim działaniom w przyszłości.
„Interwencja międzynarodowa” nie zawsze oznaczała wspólne działania ONZ czy NATO – często była dziełem państw sąsiednich lub jednostronną akcją. W Albanii w 1997 roku, po wybuchu chaosu spowodowanego upadkiem piramid finansowych i wobec groźby wojny domowej, przeprowadzono kierowaną przez Włochy misję międzynarodową pod auspicjami ONZ, aby przywrócić porządek i umożliwić pomoc humanitarną.
czytaj także
Tuż po zakończeniu zimnej wojny, w czasie wojen jugosłowiańskich w latach 90., chcąc dowieść swej zdolności utrzymania pokoju w Europie Zachód przeprowadził interwencję w ramach NATO – kulminacją były naloty w Kosowie w 1999 roku. Inaczej wyglądała sytuacja w Kambodży. Po latach rządów Czerwonych Khmerów to nie Zachód, lecz Wietnam obalił w 1979 roku reżim Pol Pota, a społeczność międzynarodowa długo zwlekała z uznaniem tej interwencji. Z kolei w latach 70. w Ugandzie krwawe rządy Idi Amina zakończyły się nie wskutek działań ONZ czy NATO, lecz dzięki ofensywie sąsiedniej Tanzanii. W XXI wieku widzieliśmy też haniebnme interwencje w Afganistanie czy Iraku, które prowadzono pod pretekstem walki z terroryzmem czy obrony cywilów, jednocześnie doprowadzając do śmierci tysięcy z nich.
Patrząc na powyższe przykłady nietrudno uznać, że interwencja w Gazie byłaby bardziej uzasadniona.
Artykuł 1. Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa zobowiązuje państwa do realizacji tytułowych celów, uwzględniając także działania zbrojne. To jeden z powodów tak dużej niechęci elit politycznych wobec uznania sytuacji w Gazie za ludobójstwo. Widzieliśmy to już wcześniej, w latach 90.
Zachód, a szczególnie USA, mimo trudnych do zignorowania dowodów jak ognia unikał terminu „ludobójstwo” w odniesieniu do rzezi Tutsi przez Hutu w Rwandzie w 1994 roku. Stany Zjednoczone nie chciały uznać tych wydarzeń za ludobójstwo głównie dlatego, że wiązałoby się to z obowiązkiem interwencji, wynikającym z Konwencji o zapobieganiu i karaniu zbrodni ludobójstwa. Administracja Clintona, wstrząśnięta niepowodzeniem interwencji w Somalii rok wcześniej i niechętna do kolejnego ryzykownego zaangażowania w Afryce, wolała używać sformułowań takich jak „akty ludobójstwa” czy „masakry”. Dzięki temu mogła przyznać, że dochodzi do zbrodni o ogromnej skali, bez konieczności podejmowania działań militarnych. Z ujawnionych później dokumentów wynika, że była to świadoma strategia Departamentu Stanu i Białego Domu, mająca zminimalizować polityczne i prawne zobowiązania USA wobec ofiar.
Kryzys Doktryny odpowiedzialności za ochronę
W 2024 roku w sprawie RPA przeciwko Izraelowi Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości (ICJ) uznał, że istnieje prawdopodobieństwo naruszenia Konwencji, nakazując zastosowanie środków tymczasowych, ale dotąd nie przesądził o winie. Dzięki temu państwa mogą wstrzymywać się z decyzją o interwencji, powołując się na prawo międzynarodowe. ICJ najprawdopodobniej nie wyda orzeczenia podczas trwania działań zbrojnych w Gazie z tej przyczyny. Konsekwencje takiego orzeczenia byłyby niezwykle poważne, a naciski na jego niewydawanie z pewnością nie ustają.
Doktryna odpowiedzialności za ochronę (R2P), przyjęta w 2005 roku przez wszystkich członków Organizacji Narodów Zjednoczonych, stwierdza, że gdy państwo „w sposób oczywisty nie wywiązuje się” z obowiązku ochrony swojej ludności – lub, jak w przypadku Gazy i Izraela, aktywnie bierze udział w jej mordowaniu – inne państwa są zobowiązane do interwencji.
W Gazie padł historyczny rekord zabójstw dziennikarzy. Tak Izrael tuszuje swoje zbrodnie [rozmowa]
czytaj także
Zasada odpowiedzialności za ochronę formalnie pozostaje w mocy, ale w praktyce znajduje się w głębokim kryzysie. Po interwencji w Libii w 2011 roku, którą wiele państw uznało za pretekst do zmiany reżimu, R2P zaczęto postrzegać jako narzędzie imperializmu, co doprowadziło do blokowania jej zastosowania w kolejnych kryzysach, jak te w Syrii i Mjanmie. Główną przeszkodą jest prawo weta, przysługujące wszystkim stałym członkom Rady Bezpieczeństwa ONZ, które sprawia, że interesy geopolityczne przeważają nad ochroną ludności cywilnej. W efekcie R2P używana jest głównie w retoryce dyplomatycznej i raportach międzynarodowych, lecz nie przekłada się na realne działania.
Geopolityka zamiast humanitaryzmu
Izrael może liczyć na wyjątkowo silne wsparcie zagraniczne, zwłaszcza ze strony Stanów Zjednoczonych, które w Radzie Bezpieczeństwa ONZ regularnie korzystają z prawa weta, blokując rezolucje wymierzone w „jedyną demokrację na Bliskim Wschodzie”. Tymczasem aby interwencja wojskowa była legalna w świetle prawa międzynarodowego, wymaga mandatu RB, którego bez zgody USA i innych stałych członków (jak Francja czy Wielka Brytania) nie da się uzyskać. Izrael ma sojuszników i sieci lobbyngowe na całym świecie, co skutecznie osłabia motywację państw do działania.
czytaj także
Drugim czynnikiem jest obawa przed eskalacją regionalną. Bliski Wschód należy do najbardziej niestabilnych regionów świata, a interwencja przeciwko Izraelowi mogłaby wywołać otwartą wojnę z udziałem Iranu, Libanu (Hezbollah), a nawet mocarstw światowych. Istnieje ryzyko, że gdyby jakieś państwo podjeło interwencję bez błogosławieństwa USA, mogłoby być zmuszone do starcia się nie tylko z Izraelem, ale także z amerykańskimi żołnierzami stacjonującymi w regionie. Dodatkowo Izrael jest państwem nuklearnym, co radykalnie zmienia wynik kalkulacji ryzyka w porównaniu z przypadkami wyizolowanych Jugosławii, Kambodży czy Ugandy.
Hipokryzja nam nie służy
Hipokryzja Zachodu w kwestii interwencji zbrojnych poważnie szkodzi jego wiarygodności i pozycji na arenie międzynarodowej. Przez wiele lat państwa zachodnie przedstawiały się jako obrońcy praw człowieka i demokracji, gotowi działać w imieniu tych idei. Interwencje w takich miejscach jak Albania czy Kosowo były traktowane jako działania mające na celu przywrócenie stabilności i ochronę cywilów. Jednak dziś, kiedy rezygnuje się z działań wobec Izraela, pojawia się wyraźna niespójność, dostrzegana szczególnie na Bliskim Wschodzie, który ma bogatą historię zachodnich interwencji z wątpliwych etycznie przyczyn.
Kraje, które niegdyś z nadzieją spoglądały na Zachód jako na wzór sojusznictwa, coraz częściej odbierają te podwójne standardy jako cyniczną grę interesów. Widzą selektywne reagowanie, które uzależnione jest od więzi politycznych i strategicznych, a nie od uniwersalnych zasad. To powoduje wzrost sceptycyzmu wobec zachodnich inicjatyw i zniechęca do współpracy z instytucjami opartymi na „zachodnich” wartościach, które wydają się dęte. W efekcie, zamiast wzmacniać globalny ład, Zachód coraz częściej pogłębia podziały i tworzy pole do działania dla alternatywnych sojuszy, takich jak BRICS, które promują własne, często sprzeczne z prawami człowieka interesy.
Interwencja międzynarodowa, szczególnie oparta o zasadę R2P, była realizacją idei wojny sprawiedliwej – mediowanej przez szereg aktorów miedzynarodowych, zazwyczaj niemajacych interesu w interwencji, skupionej na zabezpieczeniu ludności cywilnej i ochronie praw człowieka. Zachód ma przy tym historię udanych, etycznych interwencji, jak w przypadku albańskiej operacji „Alba”, która przerwała quasi wojnę domową, stabilizując region praktycznie bez ofiar i zapobiegając kolejnym. Porzucenie R2P oraz idei interwencji jest w rzeczywistości porzuceniem międzynarodowej solidarności oraz odpowiedzialności narodów i państw za siebie nawzajem.
Niekonsekwencja ta jest wykorzystywana przez autorytarne reżimy, które w swoich przekazach podkreślają fałszywość zachodnich deklaracji i odwracają uwagę od własnych naruszeń praw człowieka. Brak zdecydowanej reakcji Zachodu na niektóre konflikty wzmacnia narrację o niesprawiedliwości i podwójnych standardach, co tworzy pole do kolejnych „operacji specjalnych” czy „antyterrorystycznych”. W ten sposób milczenie lub wybiórcze działanie nie tylko niszczy zaufanie do międzynarodowego systemu prawnego, lecz także przyczynia się do dalszego pogarszania sytuacji na świecie oraz cierpienia niezliczonych rzesz cywilów.