Świat

Indie: lockdown Modiego sprzyja handlowi ludźmi

Gdy lockdown pozbawił pracy miliony Hindusów, robotnicy wrócili do rodzinnych wiosek. Tam jednak czekała ich tylko bieda, więc na powrót udali się do miast, gdzie na nich – i na ich dzieciach – żerują handlarze ludźmi.

W ostatnich tygodniach z Indii płyną kolejne doniesienia o coraz częstszych przypadkach handlu ludźmi, niewolnictwa za długi i niewolniczych warunków pracy. Dwie najgłośniejsze z tych wiadomości dotyczyły uratowania młodych chłopców z podziemnych fabryk bransoletek w Radżastanie i Gudźaracie, a także uwolnienia młodych dziewcząt od pracy seksualnej i służby domowej.

Zwiększoną powszechność pracy przymusowej i handlu ludźmi niektórzy tłumaczą jako konsekwencję pandemii koronawirusa oraz lockdownu nałożonego na Indie w marcu 2020 roku. Wyjaśnienia tego zjawiska trzeba jednak szukać w dłuższej historii słabnięcia pozycji pracowników w stosunku do pracodawców oraz erozji istniejących praw pracowniczych. Pandemia i lockdown nie stworzyły warunków pracy poddańczej czy handlu ludźmi, ale z pewnością pogłębiły istniejące nierówności.

Robotnica z Bengalore. Fot. Ranjit Bhaskar/flickr.com

Wzrost kosztem biednych i środowiska

Popularna retoryka „sukcesu Indii” opiera się na opowieściach o utrzymującym się wysokim tempie wzrostu z jednej strony i rekordowym ograniczaniu ubóstwa absolutnego z drugiej. W rzeczywistości jednak ten wysoki wzrost osiągnięto kosztem arcywyzysku pracowników „nieformalnych” i „migracyjnych”, których „zaharowano wzrostem”.

Trump, Modi, Bolsonaro: faszystowska polityka pandemiczna

czytaj także

Trump, Modi, Bolsonaro: faszystowska polityka pandemiczna

Federico Finchelstein, Jason Stanley

Indie bogacą się też w znacznej mierze dzięki korporacyjnemu wykupowi gruntów na wielką skalę oraz nadmiernej eksploatacji przyrody. Kolejne rządy realizują strategię udostępniania kapitalistom „taniej ziemi”, „taniej przyrody” oraz „taniej pracy”. Z dotkniętych spustoszeniem terenów wiejskich płynie do miast nieprzerwany strumień pracowników.

Warunki pracy zależą nie tylko od polityki gospodarczej. Do stosunków i warunków pracy opartych na straszliwym wyzysku doprowadziły ludzi na przykład susze i powodzie wynikające z eksploatacji środowiska.

Fot. World Bank/Curt Carnemark/flickr.com

Ogniska biedy na obszarach wiejskich

Zwykły fakt, że spadło za mało bądź za dużo deszczu, zaostrzył krańcową biedę w jej największych ośrodkach – zwłaszcza Biharze, Bengalu, Dźharkhandzie, Orissie i Uttar Pradeś, z których pochodzi najwięcej ofiar handlu ludźmi i pracy przymusowej w Indiach. Kradzież wynagrodzeń przez pracodawców, słabe rozumienie i egzekwowanie prawa pracy, skrajnie represyjne warunki pracy, bezkarna przemoc wobec pracowników – wszystko to jest powszechne w tym obszarze.

Już przed pandemią doskonale wiadomo było, że pracownicy migrujący pochodzą głównie z biednych bezrolnych bądź małorolnych rodzin wiejskich. W 2018 roku ziemi nie posiadało 56 proc. ludności wiejskiej.

Raport ONZ wykazał, że spośród wszystkich krajów świata w Indiach mieszka najwięcej ludzi doznających wielowymiarowej biedy: 364 miliony. Spośród nich 113 milionów – czyli 8,6 proc. ludności kraju – sklasyfikowano jako skrajnie ubogich. Jednocześnie coraz szybciej zwiększała się liczba ludzi pochodzących ze wsi, którzy zostali przesiedleni z powodu zmian w prawie gruntowym, pozwalających na odmienne zagospodarowanie gruntów rolnych. Pracownicy wchodzą na rynki pracy z pozycji wywłaszczenia i desperacji – a pandemia jeszcze bardziej ich sytuację pogorszyła.

Rodzina migrantów wiejskich z Uttar Pradeś pracuje w New Delhi. Fot. ILO/flickr.com

Nieludzki lockdown Modiego

Dla setek tysięcy pracowników migrujących cienka linia pomiędzy pracą płatną a niepłatną – wolną a niewolną – została przerwana, gdy 25 marca 2020 roku w życie wszedł pełny lockdown, ogłoszony przez premiera Narendrę Modiego z zaledwie czterogodzinnym wyprzedzeniem. Ludzie prawie nie mieli czasu, by zaopatrzyć się w żywność, gotówkę i inne najniezbędniejsze rzeczy, bo wszelka aktywność ekonomiczna i transport zatrzymały się z piskiem opon.

Kraj odkrył straszne realia życia najuboższych pracowników, gdy zaczęli publikować w mediach społecznościowych rozpaczliwe prośby o podstawowe zapasy żywności i gotówkę. Telewizja z kolei relacjonowała ich exodus z powrotem do wsi: pieszy, przez setki kilometrów.

Indie: Wirusa można zwalczyć, głodu nie

Powszechnie donoszono o kradzieży wynagrodzeń. Ogromna część pracowników migracyjnych nie wiedziała nawet, kim jest winny im pieniądze pracodawca. Związkowcy podkreślali niemal całkowitą niewiedzę pracowników na temat własnych praw. Członkowie prekariatu mówili, że czują się opuszczeni przez miejską klasę średnią, która wyrzuciła sprzedawców ulicznych i pracowników domowych ze swoich osiedli. Zdarzały się napaści na pracowników będących muzułmanami.

Exodus trwał, a lewicowych partii nie było w Indiach słychać. Zamiast nich zadziałały nowe organizacje społeczeństwa obywatelskiego. Pomagały pracownikom, dokumentowały ich warunki bytowania i dawały wsparcie.

Fot. ILO/Sundaramoorthy Thimmarayan

Praca w mieście, wydatki na wsi

Prekaryjna praca w miastach nie traci silnego związku z życiem w rodzinnych wsiach. Przekazy pieniężne spłacają rodzinne długi i pokrywają koszty żywności, opieki zdrowotnej, edukacji oraz zobowiązań społecznych.

Nagła utrata pracy i wynagrodzeń odbiła się więc nie tylko na samych pracownikach. Powracający do domów migranci nie znaleźli w swych wioskach bezpieczeństwa żywnościowego ani możliwości utrzymania. Rodziny dysponujące niewielkim nadmiarem plonów nie mogły zabrać towaru na targ, bo przecież komunikację też wstrzymano.

Indie i Bangladesz wracają do pracy na jeszcze gorszych warunkach

Pracownicy migrujący wywodzą się z najbiedniejszych regionów najbiedniejszych stanów Indii: Biharu, Uttar Pradeś, Bengalu, Orissy, Madhja Pradeś i Dźharkhandu. Jak zauważa znany badacz pracy w Indiach Jan Breman, ludzie ci pochodzą z rodzin bezrolnych bądź małorolnych, a produkcja rolna i targi owocowo-warzywne załamały się podczas lockdownu. Dla powracających do domu pracowników nie było więc bezpiecznej poduszki. Brakowało i żywności, i pracy. Programy zatrudnienia na obszarach wiejskich, kiedyś wyszydzane przez Modiego jako symbol niezdolności Partii Kongresowej do zapewnienia normalnych stanowisk pracy, nie potrafiły wchłonąć tak wielkiej powracającej siły roboczej.

W desperacji wielu pracowników powróciło do miast oraz stref przemysłu rolniczego tylko po to, by dowiedzieć się, że tam też pracy nie ma. Miasta Indii notują zwiększenie liczby ludzi żebrzących na ulicach. Nic dziwnego, że właśnie w wymienionych stanach koncentruje się problem pracy przymusowej i handlu ludźmi.

Fot. ILO/Sundaramoorthy Thimmarayan

Rząd się nie kwapi do walki z bezrobociem

Są powody do obaw, że ożywienie gospodarcze po pandemii, tak samo jak „sukces Indii”, dokona się na barkach prekariatu. Już i tak głęboki kryzys zatrudnienia tylko się pogarsza.

W rekrutacji do sektora publicznego są ogromne opóźnienia. Miliony ludzi, które podeszły do trudnych egzaminów kwalifikacyjnych, wciąż czekają na wyniki i przydziały, mimo że wakatów nie brakuje – co pokazuje nieskłonność i niezdolność władz państwowych i stanowych do reanimacji zatrudnienia.

Koronawirus i walka klas. Klasa pracująca znów przegra

Kończą się też stanowiska w sformalizowanym sektorze prywatnym. W samym kwietniu 2020 roku zlikwidowano ich około 122 milionów. Do tego dochodzi 6 milionów wakatów w budżetówce, które pozostają nieobsadzone, w tym u wielkich pracodawców, takich jak koleje i obrona narodowa. Tak przeładowuje się rynek pracy: zbyt wielu poszukujących i za mało stanowisk oznacza dalsze pogarszanie płac i warunków.

Dwa kroki wstecz w walce z niewolnictwem

Działacze na rzecz praw człowieka ostrzegają, że pandemia znowu oddala zwycięstwo w walce przeciwko pracy dzieci i handlowi dziećmi. Mówi się, że w Indiach dziecko ginie co osiem minut: porwane przez handlarzy, sprzedane do nielegalnej adopcji albo zmuszone do nielegalnej pracy przez rodziców, których czeka bieda, bezrobocie i głód. Wiadomo też, że same dzieci zgłaszają się do pracy. Na ulicach żebrzą całe rodziny, które wróciły ze wsi do miast.

Wygląda na to, że największym ogniskiem handlu dziećmi jest Bengal, w którym leżą krańcowo biedne wsie. Ponieważ tradycyjni pracodawcy dzieci – restauracje, stoiska i wózki z żywnością oraz przydrożni mechanicy – też walczą z kryzysem, najmłodszych coraz częściej przymusza się do służby domowej, pracy seksualnej i produkcji internetowej pornografii. Do przeprowadzania transakcji handlarze wykorzystują internet i aplikacje do zaszyfrowanej komunikacji, przez co unikają już i tak nieskutecznych organów ścigania.

India: Child trafficking crisis amid Covid-19

India is witnessing a sharp rise in child trafficking during the coronavirus pandemic. Here is why.

Posted by TRT World on Friday, November 20, 2020

Znaczne zaostrzenie handlu dziećmi i młodymi kobietami ma też miejsce w północno-wschodnich Indiach. Rośnie również handel z i do Nepalu.

Na gospodarczą katastrofę spowodowaną pandemią rząd reaguje niemrawo. W Indiach zaczęła się już recesja. Modi ogłosił pakiet stymulacyjny w wysokości 265 miliardów dolarów, ale z tej kwoty rozdysponowano dotychczas zaledwie 10 proc. Nie wiadomo nawet, czy żywność i pieniądze docierają do najbardziej potrzebujących.

Modi i pandemia dewastują prawa pracownicze

Tymczasem niewystarczająco surowe przepisy podlegają ciągłemu rozluźnianiu. W wielu stanach rządzonych przez partię Modiego, BJP, trwa niszczenie praw pracowniczych, rzekomo po to, by „ułatwić prowadzenie firm” i ożywić gospodarkę.

W Karnatace, jednym z najważniejszych celów podróży pracowników migrujących, rząd ułatwił małym i średnim firmom zwalnianie pracowników i omijanie przepisów dotyczących pracy na zlecenie. W Gudźaracie rząd BJP zwiększył maksymalną dzienną liczbę godzin pracy z 9 do 12 po to, by zmniejszyć wynagrodzenia za nadgodziny.

W Madhja Pradeś kontrole inspekcji pracy w zakładach zatrudniających mniej niż 50 pracowników będą odbywać się tylko po ewentualnym złożeniu skargi, a spory między pracodawcami a pracownikami będą rozstrzygane na poziomie przedsiębiorstwa, bez możliwości odwołania się do trybunałów.

Tarcza antykryzysowa okiem związkowców: antypracownicza, antyzdrowotna i antyludzka

Co więcej, przedsiębiorstw zatrudniających poniżej 50 pracowników nie trzeba już nawet rejestrować. Przez to rozszerza się szara strefa, a ogranicza nadzór państwa nad relacjami pracowników i pracodawców. W całych Indiach pracodawcy zmuszają na przykład pracowników na umowach objętych składkami do ich wypowiedzenia, a następnie zatrudniają ich ponownie po niższych stawkach i na gorszych warunkach.

Jak dotychczas dzięki presji ze strony związków zawodowych, w tym związanego z BJP Bharatiya Mazdoor Sangh, udało się powstrzymać niemal całkowite zniesienie ochrony pracowników, które rozważano w stanach takich jak Uttar Pradeś. Nastawienie na korzyść pracodawców jest jednak oczywiste. W maju 2020 roku, kiedy pracownicy z całego skraju zgłaszali kradzież wynagrodzeń, Sąd Najwyższy Indii orzekł, że o ile pracownicy otrzymują wyżywienie, a firmy mogą udowodnić trudności finansowe, pracodawców nie można karać za niewypłacanie wynagrodzeń.

Fot. ECSP/flickr.com

Systemowe zamiatanie pod dywan

Dane z Narodowego Biura ds. Przestępczości wskazują na ograniczenie handlu ludźmi, ale wiadomo, że należy podchodzić do nich ostrożnie. Policja namawia na przykład rodziny ofiar, by jedynie zgłosić zaginięcie, a w najgorszym wypadku porwanie, a nie przypadek handlu ludźmi. Ta zmiana klasyfikacji przestępstwa pozwala handlarzom ponieść niższą karę albo całkowicie jej uniknąć.

Podobnie na osoby sprzedane bądź zmuszone do pracy seksualnej wywiera się naciski, by nie poddawały się obdukcji. Policja donosi o presji ze strony polityków, by nieprawidłowo klasyfikować przypadki handlu ludźmi i w ten sposób zaniżać statystyki. W sprawach pracy za długi i pracy dzieci, jeśli zostaną one wykryte, uratowanych „przekonuje się”, by wnosili oskarżenie o niewypłacenie wynagrodzenia.

W wielu przypadkach prawa dotyczące kupna i sprzedaży ludzi oraz wyzysku za długi w ogóle nie są więc egzekwowane. Bardzo niewielu handlarzy słyszy zarzuty, a one rzadko prowadzą do wyroku skazującego, bo świadków się zastrasza albo opłaca.

Dla pracowników w Indiach brak dobrych prognoz

Jeszcze przed pandemią – z powodu retoryki wzrostu – siła robocza w Indiach była w dużej mierze nieformalna, pochodziła z migracji i prawie nie miała ochrony. Odbywało się to ze szkodą dla prekariatu.

Pandemia, faworyzowanie pracodawców przez rząd oraz desperacka potrzeba zatrudnienia i żywności u bardziej i mniej biednych systematycznie przełamały zatartą już granicę pomiędzy pracą płatną a niepłatną, wolną a przymusową oraz między pracą a handlem ludźmi.

Najciemniejsza dekada indyjskiej demokracji

Stało się to w okresie słabnięcia związków zawodowych w Indiach oraz nękania i zatrzymań działaczy na rzecz praw pracowniczych. Choć powstały nowe organizacje pomagające takim pracownikom, jeszcze się okaże, czy mogą wpłynąć na asymetrię pomiędzy pracą przymusową i handlem ludźmi z jednej strony a państwem i kapitałem z drugiej.

**
Subir Sinha jest starszym wykładowcą School of Oriental and African Studies Uniwersytetu Londyńskiego w dziedzinie badań nad rozwojem.

Artykuł ukazał się w magazynie openDemocracy na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij