Moi znajomi, którzy chcieliby leczyć się substytucyjnie, a nie mogą, po prostu odchodzą i jest ich coraz mniej - mówi o problemach z terapią metadonową w Gdańsku Władek, uzależniony od heroiny.
Władek z Gdańska jest uzależniony od heroiny od ponad dwudziestu lat. Obecnie uczestniczy w terapii substytucyjnej, polegającej na przyjmowaniu okresowych porcji leku – buprenorfiny, która likwiduje tzw. objawy abstynencyjne i pozwala mu normalnie żyć. Od roku 2001 stara się, by w Gdańsku wprowadzona została terapia substytucyjna, gdyż jej niedostępność rocznie odbiera życie kilku osobom. Współpracując z ogólnopolskimi organizacjami zajmującymi się sytuacją osób uzależnionych – Polską Siecią ds. Polityki Narkotykowej, Stowarzyszeniem Pacjentów Substytucyjnych JUMP’93, czy Helsińską Fundacją Praw Człowieka, ściera się z ignorancją władz miasta, walczy o zmianę świadomości lokalnych urzędników oraz lokalnej opinii publicznej na temat problemu narkotyków i narkomanii, wreszcie działa na rzecz upowszechnienia polityki tzw. redukcji szkód w walce z uzależnieniami.
Przemek Hirniak, Krytyka Polityczna: Od 2001 roku wraz z przyjaciółmi starasz się o uruchomienie programu terapii substytucyjnej w Gdańsku, ale całe Pomorze jest niestety wciąż „wolne od metadonu”…
Władek: Będzie wolne od metadonu najprawdopodobniej do wiosny 2011 roku, ale jest to bardzo optymistyczny termin, który może odwlec się nawet o kolejny rok.
Skąd to wiemy?
Stąd, że władze miasta obiecały nam, że program substytucyjny powstanie w drugiej połowie 2009 roku, a dotąd nie powstał. Mówiono o jesieni, potem o czerwcu 2010 roku, a teraz mówi się, że będzie to koniec tego roku. Rozmawiałem z toksykologami, którzy zajmują się wprowadzeniem tego programu i wszystko wskazuje na to, że może uda się to wiosną 2011 roku, ale tak jak powiedziałem, to bardzo optymistyczny termin.
Wprowadzenie terapii substytucyjnej odkładane jest w Gdańsku już od kilku lat.
Tak. W Gdańsku istnieje prawdziwy „kombinat” drug free, czyli środowisko propagujące leczenie bez wykorzystania leków. Różne osoby czerpią z tego korzyści. Terapeuci, pielęgniarki, lekarze mają pracę. Ośrodków leczenia drug free w samym województwie pomorskim jest więcej, niż mają niektóre państwa. Pieniądze, które na Pomorzu się na nie wydaje, stanowią jedną trzecią środków, jakie przeznacza się na terapie substytucyjne w całej Polsce. To ogromne kwoty, które się zwyczajnie marnotrawi. Tymczasem decyzje odnośnie takich wydatków powinny uwzględniać decyzje osób, które wybierają określony rodzaj terapii. Powinna ona być dostępna na miejscu. A dziś, jeżeli ktoś chce się leczyć lekowo, buprenorfiną lub metadonem, to musi jechać do Warszawy, Świecia, Wrocławia, albo – tak jak w moim przypadku – Krakowa. Nie ma innego wyjścia, bo w Gdańsku nie ma leczenia substytucyjnego.
Z tego, co mówisz wynika, że leczenie abstynencyjne w Gdańsku jest kwestią komercyjną.
Niewątpliwie, w dużej mierze chodzi o pieniądze, a także różne koneksje i powiązania między osobami zaangażowanymi w kształtowanie tutejszej polityki narkotykowej.
Z jakimi reakcjami spotykasz się, gdy rozmawiasz z urzędnikami i innymi ludźmi, mającymi wpływ na zmianę obecnego stanu rzeczy?
W maju 2009 roku odwiedził nas przedstawiciel ONZ Anand Grover [Specjalny Sprawozdawca ONZ ds. powszechnego prawa do zdrowia psychicznego i fizycznego – przyp. P.H.]. Spotkał się z władzami samorządowymi, przedstawicielami służby zdrowia oraz osobno z organizacjami pozarządowymi, by wysłuchać skarg odnośnie łamania przez władze prawa do zdrowia. W sporządzonym przez siebie raporcie stwierdzał wprost, że sytuacja na Pomorzu jest bardzo zła, przy okazji skrytykował polskie władze za nieskuteczną ustawę karząca za posiadanie małych ilości narkotyków oraz małą dostępność terapii substytucyjnej – [http://prawo.money.pl/aktualnosci/wiadomosci/artykul/onz;krytykuje;polske;za;walke;z;narkotykami,166,-1,628134.html] . Wówczas pani Ewa Kamińska [Zastępca Prezydenta Miasta Gdańska ds. polityki społecznej – przyp. P.H.] zwołała zebranie wszystkich osób, które są zainteresowane powstaniem programu metadonowego w Gdańsku. Zaproszono m.in. mnie, ja zaprosiłem paru kumpli. Przyjechali toksykolodzy, przedstawiciele NFZ. Pan Wojciech Waldman [dyrektor Pomorskiego Centrum Toksykologii – przyp. P.H.] zobowiązał się do uruchomienia programu substytucyjnego. Na spotkaniu ustalono, że program powstanie jesienią 2009 roku. Nie wiadomo ile tych jesieni jeszcze będzie. Ludzie uzależnieni, którzy chcieliby leczyć się inaczej niż za pomocą drug free, starzeją się i umierają. Zajmuję się tą sprawą, bo osobiście mnie to dotyka. Muszę płacić za każdą dawkę substytutu z własnych pieniędzy.
Ile kosztuje porcja substytutu?
W moim przypadku koszt porcji buprenorfiny wynosi 74 zł co dwa tygodnie. Jest to lek, który powoduje, że nie mam żadnych objawów odstawiennych. Mogę normalnie żyć. Mogę normalnie pracować i funkcjonować. Nie mam żadnych euforii i wzlotów, bo to nie ma działania pobudzającego. Jestem taki sam jak każdy inny człowiek, tylko że jeśli ktoś bierze coś na ból głowy, to ja biorę 6 – 8 tabletek bunondolu raz dziennie w zależności od tego, jak się czuję.
Czyli pełna redukcja szkód.
Oczywiście. Przecież o to chodzi.
Dawka, która wystarczy Ci na dwa tygodnie kosztuje 74 zł, ale do tego dochodzi jeszcze koszt dojazdu. Jaki jest więc pełny miesięczny koszt twojej terapii?
Około 200 – 250 zł miesięcznie. Pamiętaj jednak, że są osoby, które jeżdżą z Gdańska do Świecia po metadon. Znam dziewczynę, prostytutkę. Za moją nawową poszła na leczenie substytucyjne. Pojechała do Świecia, zaczęła terapię i miała nadzieję, że lada chwila nie będzie musiała jeździć tak daleko. Dojeżdża już cały rok. Wydaje na to masę pieniędzy. Ma dzieci, swoje własne wydatki i musi za coś żyć. Człowiek jest bezsilny wobec tego niezrozumienia, głupiego podejścia do ludzi.
Władze Gdańska obiecały, że najpierw zrobią ośrodek leczenia substytucyjnego w Gdańsku na ul. 3 Maja, obok Monaru. Kiedy nam obiecano, już wtedy teren został sprzedany bądź oddany władzom więziennym. Doskonale więc wiedziano, że w tym miejscu program nigdy nie powstanie. Potem ośrodek miał powstać we Wrzeszczu koło Politechniki Gdańskiej. Okazało się, że jest to budynek po dwóch pożarach. Nikt z nadzoru budowlanego nie zgodziłby się na użytkowanie tych obiektów, które groziły zawaleniem. Obecna koncepcja przewiduje miejsce na ul. Sobieskiego we Wrzeszczu, ale ponieważ budynki zawierają azbest, to trzeba byłoby je najpierw zburzyć. W kwietniu tego roku spotkałem się z panią Teresą Plichtą [dyrektor Wydziału Spraw Społecznych Urzędu Miasta Gdańska – przyp. P.H.], czyli z osobą, która chce jeszcze coś robić w tej sprawie. Pani Plichta powiedziała mi, że ostatni pomysł władz miasta przewiduje, zamiast remontowania baraków, postawienie nowych segmentów. Można byłoby postawić je i uruchomić program substytucyjny w zasadzie w ciągu 2 miesięcy. Od razu zapytałem od kiedy mają być te 2 miesiące. Nikt nie jest mi w stanie odpowiedzieć. To jest jedna z wymyślonych opcji.
Zastanawiam się, czy nie powołać własnego stowarzyszenia i własnego programu, bo jako osoba prywatna mogę powołać program i zatrudnić lekarzy. Mam ludzi, którzy by mi w tym pomogli. Tyle tylko, że jestem osobą fizyczną. Pracuję w stoczni, a właściwie znowu będę pracował od września, bo stocznia miała problemy finansowe. Nie jestem w stanie niektórych proceduralnych spraw dopilnować. Dowiedziałem się, że chcąc powołać stowarzyszenie od momentu zebrania do momentu zarejestrowania nie może minąć 7 dni, a minęły mi 3 tygodnie. Dopiero dziś, po dwóch latach walki, wiem jak rozwiązywać sprawy proceduralne.
Nie sądzisz, że Twoje problemy i innych chcących leczyć się substytucyjnie wpisują się w ogólne lekceważenie w Polsce osób uzależnionych od narkotyków?
Adwokaci z Warszawy pomogli nam napisać pismo – zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa, które po uprzednim podpisaniu zaniesiemy do prokuratury. Ale w lipcu i sierpniu jestem zajęty i nie ma mnie w Gdańsku. Jak tylko skończy się sierpień, to dopilnuję tej sprawy. Będziemy pozywać władze miasta o zaniedbania. Nie wiem czy prokuratura zrobi cokolwiek w tej sprawie.
Myślisz, że złożenie pozwu przyniesie jakikolwiek pozytywny skutek?
Z perspektywy czasu i ze swojego własnego doświadczenia myślę, że nie. Ale trzeba próbować. Nie będę stał bezczynnie. Podjąłem się tego dwa lata temu, nie mam zamiaru odpuścić i zrobię wszystko, co w mojej mocy. Chyba że umrę.
Brałeś udział w terapii abstynencyjnej?
Oczywiście.
Więc co skłoniło ciebie to terapii substytucyjnej?
Terapie drug free w moim przypadku nie skutkują. Są to terapie, które przynoszą efekty u osób biorących rok, dwa, pięć lat, ale nie dla kogoś, kto bierze heroinę od ponad dwudziestu lat. Każdy lekarz ci powie, że są to tak trwałe zmiany w mózgu, że człowiek potrzebuje pewnych substancji, które będą tłumić głód – leki stosowane jako substytuty spełniają właśnie takie funkcje.
Jak oceniasz efekty swojej terapii? Terapia substytucyjna chyba nigdy się nie kończy.
Po wyjeździe z Krakowa wróciłem do domu i w zasadzie zostałem pozostawiony samemu sobie. Powinienem mieć grupę wsparcia, terapeutę czy lekarza, który powiedziałby mi, dlaczego czuję się tak, a nie inaczej, co powinienem wziąć itd. Nie miałem czegoś takiego i znalazłem to w Internecie. Rozmawiałem z osobami przez skype’a, na gadu. Dostałem pomoc od stowarzyszenia osób będących na terapii metadonowej. Dowiedziałem się wielu rzeczy. Dzięki temu jakoś sobie poradziłem, ale nie polecam nikomu tak postępować, bo można pójść w nieodpowiednią stronę. Wśród różnych metod leczenia terapia metadonowa to często jedyne wyjście dla osób, które poważnie myślą o wyrwaniu się z nałogu.
W większości krajów zachodnioeuropejskich traktuje się to jako oczywistość. W Niemczech na terapii substytucyjnej jest 30 tys. osób. W Polsce mamy tylko 11 ośrodków.
Unia Europejska wyznaczyła nam termin i określoną ilość ośrodków, jakie trzeba byłoby otworzyć. Tym terminem był 2010 rok, ale z tego, co wiem, wykonaliśmy 1% planu. Ale kto będzie teraz mówił Polakom, że coś zrobili źle, albo wcale tego nie zrobili. To tak jak w Gdańsku. Mają nas w dupie.
Dlaczego zatem Polska jest europejskim skansenem, jeśli chodzi o leczenie substytucyjne?
Może nie cała Polska. W Warszawie udało się to zrobić. Osoby mieszkające w Warszawie mają do wyboru więcej niż 3 programy. Na mapie Europy jesteśmy zacofani w tej kwestii, ale jako województwo pomorskie. Ale to dlatego, że niektórym zależy, by wciąż nie było substytucji. Bo przecież w tym momencie są osoby, które chcą się leczyć substytucyjnie – jeśli substytucja powstanie w Gdańsku, to o wiele mniej uzależnionych pójdzie na leczenie drug free.
Myślisz, że wszyscy z terapii drug free przejdą na substytucję?
Nie wszyscy, ale na pewno większość, bo wtedy będą mieli wybór. Pieniądze, które do tej pory dostałyby osoby prowadzące kombinaty drug free, musiałyby zostać rozdzielone. Czy ty byś odpuścił, jeśli miałbyś możliwość zrobienia wszystkiego, by tych pieniędzy nie oddać?
Czy uważasz, że tak wąska grupa osób jak np. radni z danego okręgu, którzy często nie mają żadnej wiedzy na temat problemu narkomanii i jej leczenia, powinny podejmować decyzje w tak delikatnych kwestiach jak pozwolenie na rozpoczęcie terapii substytucyjnej w danym regionie?
Jest to paranoja, ale co ja mogę zrobić w tej sprawie.
Kto powinien według ciebie podejmować decyzje? Niestety mówimy tylko teoretycznie.
Myślę, że ktoś z władz na wyższym stanowisku. To naprawdę nie są to wielkie pieniądze. Władze miasta są w stanie to zrobić. Mieli i mają na to pieniądze i doskonale wiedzą, że można stworzyć program. Musisz pamiętać, że pani Jolanta Koczurowska [przewodnicząca Zarządu Głównego Stowarzyszenia MONAR – przyp. P.H.] z panem Jackiem Sękiewiczem [Ekspert Województwa Pomorskiego ds. Narkomanii i Informacji o Narkotykach – przyp. P.H.] napisali broszurę, w której opisywali metadon jako szkodliwy dla zdrowia. Dzisiaj się z tego wycofują. Natomiast społeczeństwo patrzy na problem narkotykowy w ten sposób, że jest przecież masa ośrodków i każdy może iść się leczyć. Więc po co nowe ośrodki? Sprawa wygląda jeszcze gorzej, gdy jest to program metadonowy, bo to przecież rozdawanie leków, heroiny i cholera wie czego. Osoby, które się na tym nie znają, mogą odnieść zupełnie błędne wrażenie. W pewnych momentach chce się wyć.
Czy jako osoba uzależniona obserwujesz jakieś zmiany w polskiej opinii publicznej? Czy zauważasz, że osoby uzależnione są traktowane ze współczuciem i zrozumieniem, czy też autorytatywnie, na zasadzie „sam jest sobie winien”?
Widać zmiany. Cały czas nad tym pracujemy. Wyjeżdżam do Warszawy, do Krakowa, gdzie na konferencjach prasowych przedstawiam różne sprawy i na pewno ma to jakiś oddźwięk. W Krytyce Politycznej odbywają się różne debaty. Ludzie podchodzą, pytają. Widać, że gdy komuś się wytłumaczy, o co chodzi, to zaczyna to rozumieć i zmienia swoje zdanie i nastawienie. Jednak cały czas pokutuje opinia, że terapia substytucyjna to rozdawnictwo narkotyków. Marek Kotański powiedział, że nie pozwoli, by rozdawano ludziom narkotyki. Metadon nie jest narkotykiem ani środkiem odurzającym.
Można to porównać do plastrów nikotynowych dla palaczy.
No właśnie. Weźmiesz sobie plaster i nie chce ci się palić. Tak samo jak wezmę tabletkę i nie chce mi się brać heroiny. Gdy rozmawia się z ludźmi w cztery oczy, to wtedy zupełnie inaczej myślą i zmieniają zdanie. Bardzo dużo ludzi zmieniło zdanie na temat trawy, która była do tej pory demonizowana. Trawa jest o wiele mniej szkodliwa niż alkohol. Ludzie od alkoholu chorują, umierają, a od trawy mało kto. Jest to zaszłość kulturowa, która w nas pokutuje, ale to się bardzo powoli zmienia.
Osoba, która się z Tobą nie zgadza mogłaby Ci powiedzieć, że od trawy się zaczyna.
Jeżeli ktoś powie, że zaczyna się od trawy, to ja powiem inaczej: zaczyna się od papierosa. Potem powiedzmy wypijasz piwo, potem wino, potem wódkę, a potem zaczynasz palić trawę, a jeszcze potem bierze heroinę, a zacząłeś od papierosa. Każdy jest odpowiedzialny za swoje życie. Jeżeli pracuję ciężko od rana do nocy, utrzymuję rodzinę, mam dwoje dzieci i mam zamiar raz w miesiącu zapalić trawkę zamiast uchlać się do nieprzytomności, to wolę zapalić trawkę u siebie w domu.
Skąd się bierze demonizacja narkotyków? Narkotyki i alkohol wciąż traktuje się niewspółmiernie, mimo że to przecież substancje psychoaktywne.
Myślę, że w tym wypadku musi umrzeć całe pokolenie, by następne miało inne nastawienie.
To chyba nie jest do końca kwestia pokoleniowa, bo stereotypy są często przekazywane z pokolenia na pokolenie, a młodzi ludzie są przecież szczególnie chłonni na nowe poglądy i później trudno to zmienić.
Edukacja, tłumaczenie, spotykanie się, rozmowa. To jest jedyne wyjście i nie ma innego.
Czy uważasz, że obecne prawo w Polsce odstrasza ludzi od brania narkotyków?
Moim zdaniem obecne prawo sprzyja temu, żeby ludzie zaczęli brać narkotyki. Każdy chętnie sięgnie po zakazany owoc, tym bardziej zakazany przez prawo. Większość ludzi ma podobny pogląd do mnie. Dziś jest tak łatwy dostęp do narkotyków… W Polsce służby wydają masę pieniędzy i angażują mnóstwo ludzi w ściganie, natomiast dostęp jest tak prosty, że wystarczy jeden telefon i mam wszystko: kokainę, heroinę, morfinę, co tylko chcę.
Więc gdyby dopuszczono prawnie posiadanie małych ilości narkotyków, to ludzie sięgaliby wtedy po narkotyki rzadziej?
W Polsce dopalacze są ogólnodostępne i wszyscy ich nie biorą. Dlaczego wszyscy nie biorą dopal czy? Dlaczego cała szkoła nie idzie i nie kupuje sobie dopalaczy? Są osoby, które biorą takie rzeczy. Są drogie i pasjonują tylko niektórych. Gdyby było tak jak mówisz, to w zasadzie wszyscy powinni brać dopalacze, a nie biorą.
Przeciwnicy zmian w artykule 62. Kodeksu Karnego argumentują, że jakiekolwiek liberalne modyfikacje pozwolą na swobodne rozprzestrzenianie się narkomanii w Polsce czy bezkarność dealerów, którzy będą mogli posiadać wtedy przy sobie małe ilości narkotyków na sprzedaż. Jak odniósłbyś się do tych argumentów?
Urodziłem się w 1962 roku. Będąc pełnoletni, gdy zacząłem grzać, byłem jeszcze objęty ustawą, która mówiła o tym, że można mieć przy sobie niewielkie ilości narkotyku. Nie pamiętam, żebyśmy kiedykolwiek nie byli ścigani. Zawsze nas zabierano na komendę, zawsze nas trzepano i zabierano nam wszystko, co mieliśmy, spisywano i fotografowano. To, że akurat nas nie karali to kwestia tylko obowiązującego wówczas prawa. Jednak to, co robili policjanci, którzy nas ścigali było tak zastraszające, że żaden z nas w życiu nie myślał o dilerce. W pewnym momencie, wraz ze wszystkimi osobami, które były uzależnione zostałem skryminalizowany. Z dnia na dzień powiedziano, że jestem kryminalistą. Wczoraj nie, ale dziś już tak. To coś takiego, jakby dzisiaj wprowadzono zakaz sprzedaży wódki i wszyscy alkoholicy są kryminalistami i można ich karać. Jest to nieludzkie i nie powinno mieć miejsca.
A jak odniesiesz się do argumentu, że po liberalizacji ustawy trudniej będzie ścigać dilerów, bo będą mogli mieć wtedy przy sobie małe ilości narkotyku?
Czy dzisiaj nie ma dilerów narkotyków? Niektórzy mają i będą mieli przy sobie dawkę, czy dwie na własny użytek. Niektórzy będą handlować. Prawo tego nie wyeliminuje.
Czy w przyszłości zmieni się podejście władz samorządowych, krajowych do kwestii leczenia substytucyjnego czy też karania za posiadanie małych ilości narkotyków lub ogólnie do kwestii narkomanii w Polsce? Czy widzisz pozytywne widoki na przyszłość w perspektywie następnych 10 – 15 lat?
Chciałbym jeszcze przeżyć 10 lat. Myślę, że gdyby była substytucja w Gdańsku… Natomiast w takich warunkach, jakie mamy obecnie, nie zostało mi za wiele lat życia. Moi znajomi, którzy chcieliby leczyć się substytucyjnie, a nie mogą, po prostu odchodzą i jest ich coraz mniej. Dwa lata temu jako 15 osobowa grupa chcieliśmy założyć swoje stowarzyszenie i do tej pory nie żyje już trzech. Boję się o wiele osób, ale cóż można zrobić? Mam cały czas nadzieję, że podejście władz się zmieni i że program powstanie i będzie dobrze. Ale jest to tylko moja nadzieja, a jak będzie naprawdę, nie mam pojęcia.
Nie każdy ma tyle siły, woli i środków finansowych, by jeździć do innego miasta po porcję leku.
Jeden z nas jeździ do Warszawy, drugi kupuje nielegalnie, dziewczyna jeździ do Świecia… Zajmę się tą sprawą osobiście od września i założę własne stowarzyszenie. Będę miał problemy z pogodzeniem życia zawodowego i prywatnego z tą sprawą, ale nie pozostaje mi nic innego. Tylko działanie.
—
O historii Władka i pomorskich staraniach o powołanie terapii substytucyjnej w marcu 2009 pisał Piotr Kozak w artykule Metadon na gdański bajzel.