Kraj

Polska przegrała z dopalaczami

Komorowski wierzy w przyświecającą mu filozofię – drogą do uwolnienia nas od narkotyków są tylko kary oraz zakazy.

Podpisana przez Bronisława Komorowskiego tzw. „ustawa antydopalaczowa”, czyli nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii oraz ustawy o Państwowej Inspekcji Sanitarnej, weszła w życie. Stojący na straż Konstytucji i wolności obywatelskich Prezydent wolał podpisać prawo tworzone na kolanie, w sposób niechlujny, które zgodnie skrytykowali eksperci, w tym prawnicy parlamentarni i rządowi. Dlaczego postanowił firmować swoim podpisem legislacyjnego bubla? To proste, sam wierzy w przyświecającą mu filozofię – drogą do uwolnienia nas od narkotyków są tylko kary oraz zakazy. Niestety, wraz z nowym prawem powoli giną nadzieje na jakiekolwiek zmiany archaicznej polityki narkotykowej realizowanej z zapałem w Polsce.

Ustawa antydopalaczowa cieszyła się w parlamencie poparciem niespotykanym w przypadku jakiejkolwiek innej inicjatywy rządowej. W atmosferze moralnej paniki głosowano za nią zgodnie i bez zastanowienia.. Fala medialnej histerii postawiła polityków pod ścianą, przy okazji obnażając brak kompetencji. „Przykryto” to wojenną retoryką i szukaniem wspólnego wroga – stał się nim antypatyczny Dawid Bratko, pomniejsza płotka na dopalaczowym rynku. Na dodatek jedyny jego uczestnik otwarcie deklarujący zamknięcie interesu wraz z pozwoleniem na domową uprawę marihuany, sponsor marszy wyzwolenia konopi. Ale o tym opinia publiczna nie miała już szans się dowiedzieć. Premier z sejmowej mównicy wygrażał „handlarzowi śmiercią” i nakłaniaj podległych mu urzędników do łamania prawa. Ministerstwo Zdrowia, zamiast rzetelnej oceny zjawiska, wolało eskalować napięcie oraz przedstawiać kolejne „unikalne na skalę europejską” pomysły. Wszystko w atmosferze bezkrytycznej wiary w ich skuteczność i konieczności radykalnych działań.

Dostaliśmy zatem ustawę, która definicję niedozwolonego środka uzależnia od zamiarów osób trzecich. W jej świetle wszystko może zostać uznane za narkotyk. A organy państwa uzyskują bezprecedensowy i zupełnie arbitralny wpływ na zakres prowadzonej w kraju działalności gospodarczej. Wszystko w imię walki z nadzwyczajnym niebezpieczeństwem związanym z dopalaczami. Tymczasem wg danych Ministerstwa Zdrowia od początku roku na oddziały toksykologiczne szpitali trafiły 304 osoby, co do których podejrzewa się, że konsumowały dopalacze. 18 z nich zmarło. Przyczyną tego najprawdopodobniej było przyjęcie niewłaściwych, zbyt dużych dawek. Czy to są liczby szokujące? Czy uzasadniają zaserwowanie nam państwa stanu wyjątkowego? Szokujący jest raczej poziom ignorancji polityków i podatność opinii publicznej na ich totalitarne zapędy. Jak również słabość instytucji społeczeństwa obywatelskiego w ich hamowaniu.

Politycy uważają się za ostateczną instancję w sprawach narkotyków. Bez żadnego zastanowienia wygłaszają stwierdzenia żenujące, za które w wielu krajach europejskich spotkałby ich społeczny ostracyzm. Zrównywanie marihuany z heroiną czy przekonanie o braku szkodliwości alkoholu są na porządku dziennym. Ewenementem na skalę światową jest zaś piastowanie urzędu Ministra Zdrowia przez osoby uzależnione od tytoniu. My, obywatele nic z tym nie robimy. A przecież problem dopalaczy jest następstwem ignorancji i łączącej się z tym narkofobii, do której szerzenia politycy walnie się przyczyniają. Stanowi on odprysk realizowanej w Polsce od ponad dziesięciu lat strategii zapobiegania narkomanii, polegającej właściwie wyłącznie na represjonowaniu konsumentów nielegalnych używek.

Od 2000 roku posiadanie każdej ilości narkotyków karane jest więzieniem. Jesteśmy europejskim liderem, jeżeli chodzi o orzekanie kary pozbawienia wolności za konsumpcję narkotyków (9 tys. wyroków rocznie!). I europejskim maruderem w kwestii opieki i pomocy osobom uzależnionym. Były członek zarządu Monar – Jacek Charmast, wprost twierdzi, że system pomocy zmonopolizowany przez archaiczne organizacje takie jak Monar czy Karan, przyczynia się w równym stopniu do przedwczesnej śmierci uzależnionych, co do ich wyleczenia. Problem jest tak poważny, że stał się przedmiotem interwencji specjalnego wysłannika ONZ, Ananda Grovera, który gościł niedawno z wizytą w naszym kraju.

Ministerstwo Zdrowia, zamiast walczyć o dobro pacjentów i standardy leczenia, woli ich karać. Nieśmiałych reform próbuje jedynie resort Sprawiedliwości. Zgłoszony przez Ministra Kwiatkowskiego projekt nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, pozwalający umarzać sprawy o posiadanie niewielkich ilości narkotyków, przepadł jednak w czeluściach Sejmu. A środowiska prawnicze (Prokuratura Generalna i Sąd Najwyższy) już ogłosiły, że jedynym skutecznym i wartym poparcia rozwiązaniem jest całkowita rezygnacja z karania za to „przestępstwo”. Dla polityków, doskonale znających się przecież na problematyce narkomanii, jest to rekomendacja nie do przyjęcia. Wolą pójść sprawdzoną przez siebie drogą represji. Przecież ich główne ofiary, to młodzi ludzie stroniący raczej od polityki. Ich ewentualne cierpienie nie przełoży się na słupki wyborcze.

Mechanizmy rynkowe od początków transformacji były przedstawiane jako uniwersalna odpowiedź na zjawiska społeczne. Dziś ci sami politycy, którzy uchodzili za czołowych obrońców podejścia rynkowego, ponad wolny rynek stawiają ingerencję państwa, kary i zakazy. A przecież, gdyby urzędnicy wiele lat temu pozwolili na sprzedaż dopalaczy jako suplementów diety, sprzedawcy nie wymyśliliby kategorii produktu kolekcjonerskiego. Świadectwa nieszkodliwości oferowanych środków oraz deklaracje składu mogłyby posłużyć jako podstawa do roszczeń organów kontrolnych i klientów lądujących w szpitalach. Oferowano by więc środki słabe, względnie bezpieczne, ale też mało atrakcyjne. Nikt nie ryzykowałby procesów i odszkodowań. To była droga rozwiązania problemu, z wykorzystaniem prawa handlowego, przepisów o bezpieczeństwie produktów, przepisów o nieuczciwej konkurencji. Inne wyjście – dozwolenie na domową hodowlę marihuany. W krajach, gdzie ono obowiązuje, spożycie dopalaczy jest marginalne. Dróg było wiele, wybraliśmy najgorszą. I kończymy w skansenie.

Premier Tusk marihuanę palił, dziś wsadza za nią do więzień młodzież. W tym samym czasie miliony Amerykanów sięgają zupełnie legalnie po cannabis jako skuteczny i stosunkowo bezpieczny lek poprawiający komfort życia w przypadku ciężkich, nieuleczalnych schorzeń. Już 14 stanów USA uznało ten rzekomo groźny narkotyk za lekarstwo i zalegalizowało jego produkcję oraz sprzedaż. W samej Europie marihuanę pali 22.5 mln ludzi, co czyni ją najpopularniejszą z nielegalnych używek. Widoczna jest też ogólnoświatowa tendencja do tolerowania jej posiadania, domowej hodowli czy nawet sprzedaży. W Niemczech władze niektórych landów skonstatowały, że koncentrowanie działań policyjnych na konsumentach narkotyków nie przynosi oczekiwanych skutków, a jedynie sprowadza aktywność policji do tworzenia „statystyk wykrywalności przestępstw”. Stąd niebywały – przynajmniej dla nas – zwrot w polityce narkotykowej. W jego efekcie posiadanie nawet 30 g marihuany przestało być przedmiotem zainteresowania organów ścigania. Podobne rozwiązania od dawna obowiązują w Republice Czeskiej, co w u nas szeroko komentowano, na ogół bez zrozumienia. Tolerancja dla marihuany jest europejską normą. W Polsce nadal w dobrym tonie jest moralne potępienie uzależnionych, które daje asumpt do rozkręcenia spirali represji, a w dalszej kolejności do łamania prawa przez organy państwa.

Czy polską klasę polityczną stać na konieczne zmiany? Wątpię. Brak rzetelnej wiedzy na temat zagadnień polityki narkotykowej i substancji psychoaktywnych staje na drodze do racjonalizacji podejmowanych działań. Nie rozumiejąc problemu, nie licząc się ze standardami demokratycznymi, prawami obywatelskimi, ani z wydawanymi pieniędzmi, rządząca krajem ekipa po raz kolejny wprowadza nas w kłopoty. Jesteśmy skazani na dopalacze i narkotyki. Przy milczącej zgodzie większości, w towarzystwie okrągłych banałów płynących spod prezydenckiego wąsa.

www.mateuszklinowski.pl

Mateusz Klinowski – dr nauk prawnych, wykładowca uniwersytecki, ekspert Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej i członek jej Komitetu Sterującego.

Polska Sieć Polityki Narkotykowej – organizacja społeczna zrzeszająca osoby zawodowo zajmujące się problematyką narkotyków i narkomanii, w jej skład wchodzą działacze społeczni, prawnicy, lekarze, pedagodzy, terapeuci, aktywiści, osoby używające narkotyków i uzależnione oraz ich rodziny.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij