Kraj

Płatek: Potępienie niewiele ma wspólnego z profilaktyką

Ustawa antynarkotykowa obejmie też dopalacze.

Paulina Kropielnicka: Niespodziewanie pojawiła się rządowa propozycja nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Chociaż ustawodawcy zastrzegali, że nie ma szansy na jakiekolwiek zmiany w najbliższym czasie, bo niedawno, w 2011 roku, wprowadziliśmy nowe przepisy. Teraz wprowadza się m.in. pojęcie „osób zagrożonych uzależnieniem”. To groźne rozwiązanie?

Monika Płatek: Ten projekt przypomina nieco tzw. ustawę Gowina, choć osoba zagrożona uzależnieniem występuje już w Ustawie z 2005 roku. Przypomina ustawę Gowina w tym sensie, że dodając pojęcie „nowych substancji psychoaktywnych”, stwarza daleko posunięte przyzwolenie na arbitralność uznania, jak rozumieć użyte pojęcie. Jest pojemny i niekoniecznie wolny od interesowności. Pomyślany jest tak, by objąć swoim działaniem to, co określa się mianem „dopalaczy”. Rzecz jednak w tym, że stwarza to  nie tylko pole do lepszego świadczenia pomocy, ale i do nadużyć. W projekcie w art. 44 mówi się o tym, że zakazuje się wytwarzania i wprowadzania do obrotu nowych substancji psychoaktywnych. A konkretny zakres pojęcia, to, jak należy je rozumieć, pozostawia się do ustalenia w rozporządzeniu ministrowi zdrowia. Rzecz dzieje się na styku interesów przemysłu farmaceutycznego, chemicznego i paru innych. Wielki biznes i wielkie pieniądze, a przy okazji tego wszystkiego – nasze zdrowie i zwykła codzienność. Jest tu arbitralność i jest niejasność. I zamiast raczej zawęzić i sprecyzować termin „narkomania” i wyrzucić poza jego nawias to, co przyszłe i niepewne – szeroko otworzyliśmy wrota na dowolność i arbitralną decyzję władzy. Dlaczego? Proste, z braku  jasnych kryteriów. Narkotykiem będzie to, co nazwę narkotykiem. Tymczasem Trybunał Konstytucyjny wielokrotnie podkreślał przy okazji swoich wyroków, że dobra ustawa to taka, która jest precyzyjna, zwłaszcza, gdy grozi pozbawieniem wolności i etykietą przestępcy.

Wedle tego projektu narkomanem jest każdy, kto „stale lub okresowo w celach innych niż medyczne używa środków odurzających, substancji psychotropowych lub nowych substancji psychoaktywnych, w wyniku czego może powstać lub powstało uzależnienie od nich”. Taka definicja jest szeroka i nieprecyzyjna i grozi odebraniem wolności.

Projekt nowelizacji zakłada też wprowadzenie rejestru osób uzależnionych. Czemu taki rejestr może służyć?

Może służyć zbadaniu efektywności podejmowanych działań. Może być w porządku, gdy na przykład zaledwie ograniczona ilość organizacji ma pełen monopol na ich świadczenie. Tak będzie pod warunkiem, że rejestr jest prowadzony w sposób zaszyfrowany, co od razu przewiduje ustawa, i sposób szyfrowania zapewnia absolutną anonimowość. Trzeba mieć pewność, że nie będzie służył naciskom, szantażom, odrzuceniu. Trzeba mieć pewność, że jakość rejestru nie stwarza zagrożenia dla poszanowania godności osób.

Rejestry źle nam się kojarzą. W przypadku kobiet świadczących usługi seksualne – prostytutek, zostały ukrócone ustawami z początku XX wieku. Choć były też robione pod pretekstem dbałości o zdrowie, to piętnowały i dyskryminowały. Nie przez przypadek wprowadzono też przecież możliwość anonimowego badania na obecność wirusa HIV i nie przez przypadek to szwankuje, więc obawa o rejestr jest uzasadniona.

W projekcie przewidziana jest też możliwość orzeczenia przez sąd umieszczenia osoby skazanej za posiadanie narkotyków i uznanej za uzależnioną „w odpowiednim podmiocie leczniczym” na okres nieprzekraczający dwóch lat.

To może oznaczać dodatkowe 2 lata pozbawienia wolności, ale i to przewiduje też ustawa  z 2005 rok. Zmiana dotyczy podmiotu, który może stosować leczenie lub rehabilitacje. Wcześniej mowa była o zakładzie opieki zdrowotnej (art. 71, ust. 3), teraz o „odpowiednim podmiocie leczniczym”. Jest to znaczenie szersze pojęcie i pewnie może odnosić się i do podmiotów prywatnych.

Nowelizacja obejmuje tzw. „dopalacze” i wprowadza do polskiego prawa definicję „nowej substancji psychoaktywnej”.

Jak już powiedziałam, to budzi obawy o dość dowolne rozszerzanie zakresu penalizacji. W tym samym obszarze działa ogromny przemysł farmaceutyczny. Niektóre środki są równie silnie uzależniające. Były minister zdrowia Marek Balicki wskazywał, że brakuje danych o zejściach śmiertelnych z powodu nadużycia marihuany.

Za to kilka tysięcy osób rocznie umiera z nadużycia środków przeciwbólowych dostępnych bez recepty. Nie nazywamy ich narkotykami, podobnie jak papierosów i alkoholu, dwóch faktycznych groźnych zabójców.

Choć alkohol jest zdecydowanie środkiem psychoaktywnym, przynosi kasę, więc nazwa „narkotyk” skrzętnie go omija. Widać tu dowolność w definiowaniu przez ustawodawcę narkotyków i trudną do ukrycia hipokryzję.

Jak podkreślał Trybunał Konstytucyjny, ustawodawca ma prawo penalizować zachowania tylko w razie wyraźnej potrzeby, a jeśli przepis czegoś zakazuje, musi być precyzyjny, jasny i poprawnie sformułowany. Czyli nie można powiedzieć, że narkotykiem jest to, co ustawodawca nazwał narkotykiem. Oczywiście ustawodawca powie: przepraszam, ale ja podaję listę substancji, o które chodzi. Ale ta lista jest nieprecyzyjna i rzeczywiście – narkotykiem jest to, co władza nazwie narkotykiem.

Planowane jest też powołanie zespołu przy Ministerstwie Zdrowia, który będzie mógł rekomendować dodawanie do listy kolejnych substancji.

Być może idzie tu o zdrowie, a być może o określone interesy. Podobno kiedy się nie ma ochoty na realne zmiany, powołuje się zespół lub komisję. Można mieć interesy polityczne i interesy gospodarcze. Można się dogadać z pewnymi firmami, które będą produkować swoje środki w sposób dowolny, a innych można tą drogą eliminować z rynku. Można się więc obawiać, że pod pretekstem zdrowia publicznego może dojść do łamania  zasady swobody działalności gospodarczej. Ale oczywiście mogę się tu mylić.

Powstaje też obawa, czy taka konstrukcja „nowych substancji psychoaktywnych” nie stwarza korupcjogennych pokus. Bo daje prawo do decydowania, czyj biznes będzie działał, a czyj zostanie uznany za „groźny dla zdrowia”. Jakie są bowiem kryteria przejrzystości i gwarancje uczciwego decydowania? Jaka jest pewność, że nie będzie dopuszczony producent  pastylek o składzie chemicznym, który da dokładnie taki sam efekt jak środek zakazany w produkcji zaproponowany przez innego producenta? Kto będzie to weryfikował i jak będą podejmowane decyzje w tych sprawach? I czy naprawdę na tym polega tworzenie polityki, która ma przeciwdziałać narkomanii?

To nie jest tak, że my nie wiemy, co robić. Obowiązująca ustawa dość wyraźnie mówi o prowadzeniu profilaktycznej działalności prewencyjnej. A jak się ma nasza wiedza na temat substancji psychoaktywnych: marihuany, heroiny i w takim samym lub gorszym stopniu – alkoholu? Potępienie niewiele ma wspólnego z wiedzą i profilaktyką.

W tej chwili w 1/3 szkół nie jest prowadzona żadna działalność edukacyjna na temat narkotyków, a tym bardziej dopalaczy.

Chciałabym się dowiedzieć, jakie przeszkody powodują, że w tylu szkołach nie ma edukacji w tym zakresie. Co my wiemy na temat chemicznego składu narkotyków: gdzie to rośnie, jak powstaje, dlaczego nie powinniśmy tego używać? Informacja o tym, że to jest zakazane, to za mało. Zwłaszcza że jak pokazuje doświadczenie, jest to ustawa dotycząca głównie osób młodych. A są to osoby ciekawe świata. Znacznie łatwiej przeciwdziałać narkomanii, kiedy dostarczy się wiedzę i racjonalnie wyjaśni, dlaczego nie należy używać danej substancji, niż gdy robi się tajemnicę z tego, jak dana substancja działa. Rzeczy zakazane są dużo bardziej pociągające, wiedza zaś zdziera aurę tajemniczości i buduje szacunek i partnerstwo.

Nowelizacja w wielu miejscach jest niejasna. Czy to nie kolejna ustawa tworzona na kolanie?

Ustawa daje duża swobodę określenia, czym jest nowa substancja psychoaktywna. Rozporządzeniem można ją wprowadzić, rozporządzaniem zmienić. Nie wiem, czy to wynik kolejnych zmian robionych na kolanie, czy działalność celowa? Oczywiście życie zawsze wyprzedza prawodawcę, ale przecież prawda jest bolesna – nadal największy problem mamy z alkoholem. Udawanie, że jest inaczej, nie zmieni rzeczywistości. Natomiast duża możliwość podejmowania arbitralnych decyzji o tym, co jest, a co nie jest nową substancją  psychoaktywną, przyzwyczaja do tego, że grupa będąca u władzy może arbitralnie decydować i w sposób dowolny stanowić prawo. To jest groźne.

Skutki negatywne, jakie to powoduje dla zwykłych obywateli, w których codzienne życie się ingeruje, są znacznie większe, niż byłyby pewnie skutki jej braku. Powinno się przeprowadzić taki rachunek: co bardziej szkodzi: marihuana czy jej zwalczanie? Dopalacze czy ich zwalczanie?

Redukcja szkód jest obowiązkiem nie tylko wykonawcy ustawy, ale także jej twórców. Ustawa, która daje ogromną swobodę wpływania na ludzką wolność, jest ustawą co najmniej groźną.

Jeszcze dziś można nadsyłać opinie na temat projektu. Z treścią projektu można zapoznać się tutaj.

Kontakt do opiekuna merytorycznego projektu: Aleksandra Umińska, tel. (22) 53 00 393, [email protected]

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij