Zdecydowanie większą kontrolę, a przy okazji i zysk, państwo zyskałoby poprzez odpowiednią regulację użytkowania narkotyków.
Christian Filipowicz, Krytyka Polityczna: Od ponad dwóch lat obserwujemy w Polsce wzrost zainteresowania „dopalaczami”. Czym w rzeczywistości są te środki?
Luciano Colonna*: Wiele środków działa podobnie jak tzw. narkotyki. Są one produkowane w podobny sposób, ale odmienny jest skład. Sądzę, że w przypadku dopalaczy jest to specjalna kombinacja witamin i odpowiednich dodatków chemicznych. Co istotne, ich produkcja odbywa się w sposób legalny. Używanie czy dystrybucja wielu z nich nie we wszystkich krajach została zabroniona przez prawo, ponieważ niekiedy wpadają one pod pelerynę ochronną jako alternatywne środki zdrowego żywienia czy suplementy odżywcze.
Pozwoli pan, że zapytam: jak duże jest zainteresowanie tymi środkami w Polsce?
Stają się one coraz bardziej popularne. Z pewnością wpływa na to fakt, że są dosyć łatwo dostępne. No i za ich posiadanie nie wchodzimy w konflikt z prawem, tak jak w przypadku tradycyjnych narkotyków.
Interesujące jest to, że w Stanach Zjednoczonych smart drugs są obecne od dłuższego czasu. Widywałem reklamy tych środków w kilku gazetach, czasami w małych ilościach sprzedawane były w sklepach. Dosyć często były fałszywie przedstawiane jako prawdziwe narkotyki. Dobrym rynkiem zbytu dla takich środków były i są uniwersytety. W USA nie tworzono jednak specjalnych sklepów przeznaczonych dla tych substancji, tak jak ma to miejsce w Polsce.
U nas oficjalnie sprzedawane są jako przedmioty kolekcjonerskie nienadające się do spożycia.
Trudno sobie jednak wyobrazić, że ktoś będzie trzymał tabletki na półce dla ozdoby.
Panuje pogląd, że „dopalacze” uzależniają bardziej niż tradycyjne narkotyki. Jakie jest pana zdanie na ten temat?
Jestem bardzo nieufny wobec opinii, jakie wygłaszają ludzie o narkotykach. Aby obiektywnie stwierdzić, czy „dopalacze” faktycznie uzależniają bardziej, należałoby przeprowadzić odpowiednie badania. Moją intencją jest raczej udzielenie rady. W konfrontacji z osobami wygłaszającymi takie opinie nie mogę po prostu powiedzieć: nie masz racji, lub: opowiadasz głupoty. Na miejscu użytkowników „dopalaczy” byłbym jednak ostrożny z tymi środkami.
Powszechnie wiadomo, że palenie czegokolwiek nie jest dobre dla naszego organizmu. Jednak na przykład marihuana jest mniej szkodliwa niż papierosy, ponieważ nie zawiera nikotyny. Mimo to palenie jej ciągle nie jest dobrym pomysł. Rozumiem, że widzieliśmy już wiele przerażających rzecz związanych z tzw. narkotykami. Jednak tzw. narkotyki same w sobie są mniej szkodliwe dla naszego organizmu niż na przykład tylenol, lek przeciwbólowy, przeciwgorączkowy i łagodzący objawy przeziębienia produkowany w Stanach Zjednoczonych, którego substancją aktywną jest popularny paracetamol. Jeśli wypalisz gram metamfetaminy, to porządnie się naćpasz, ale jeśli zażyjesz całe opakowanie tylenolu, to skończysz w szpitalu.
Czy w Ameryce prawo federalne reguluje jakoś kwestię smart drugs?
Problem smart drugs regulują prawa stanowe. Polityka w sprawie substancji mających lub mogących mieć właściwości psychoaktywne nie jest ujednolicona. W niektórych stanach można poważnie popaść w konflikt z prawem nawet sprzedając substancje psychoaktywne jako prawdziwe narkotyki. Ogólnokrajowe regulacje dotyczą bardziej kwestii produkcji tych substancji. Do niedawna przez odpowiedni skład różnego rodzaju stymulantów można było osiągnąć efekt zbliżony do tego, jaki dają normalne narkotyki. W ten sposób sprzedawano smart drugs działające jak prawdziwe narkotyki, tyle że odbywało się to zgodnie z prawem. Kiedy sprawa wyszła na jaw, rząd musiał jakoś zareagować. Ostatnio wprowadzone zmiany w ustawodawstwie federalnym zabraniają już takich metod.
Polityka Unii Europejskiej wobec „dopalaczy” polega na wpisywaniu na listę substancji zakazanych składników tych środków. Polski rząd jest jeszcze bardziej gorliwy w stosowaniu tych zakazów, ponieważ zdelegalizował kilka substancji występujących tylko w rzadkich kaktusach. Sądzi pan, że zakazy to skuteczne rozwiązanie? Czy jednak nie doprowadzi to do ograniczenia dystrybucji „dopalaczy” a wywoła niezamierzone i negatywne skutki?
Jak zawsze w takich przypadkach, tak i tym razem będziemy mieć do czynienia z nieprzewidzianymi skutkami. To jest wielki problem polityki prowadzonej przeciwko substancjom psychoaktywnym. Po pierwsze, smart drugs to bardzo szeroka kategoria. Znam sytuacje, w których ludzie sprzedawali smart drugs jako suplementy żywienia – na przykład jako aminokwasy, które nie zawierały substancji psychoaktywnych ani nie były szkodliwe dla zdrowia. Po drugie, wydaje mi się, że zabranianie użytkowania narkotyków po prostu nie działa. Choć rozumiem ludzi chcących zrobić coś w kwestii niebezpieczeństw wynikających z zażywania substancji psychoaktywnych, to delegalizacja nie rozwiązuje problemu w całości. Przede wszystkim nie sądzę, abyśmy byli w stanie stworzyć tyle różnych artykułów prawnych, żeby całkowicie wykluczyć narkotyki z życia publicznego.
Ważny są także powody dla którego ludzie sięgają po „dopalacze”. Dlatego, że bez tych środków nie będą w stanie prawidłowo funkcjonować, czy może „dopalacze” służą im jedynie jako sposób na umilenie sobie czasu? Podczas wprowadzania zakazów użytkowania narkotyków i substancji mających właściwości psychoaktywne musimy zadać sobie podstawowe pytanie: czy użytkownicy narkotyków przestaną po nie sięgać, bo będą nielegalne, czy może będą robili to nielegalnie? Odpowiedź na to pytanie wydaje mi się oczywista – będą brali niezależnie od przepisów. Kiedy poruszany jest problem narkotyków, często słyszę: musimy coś z nimi zrobić. Sądzę, że jednak nie do końca wiemy, co i w jaki sposób.
Jakie działania należałoby zatem przedsięwziąć w kwestii „dopalaczy”?
Przede wszystkim należy ustalić, jakie są problemy związane z ich użytkowaniem. W Anglii czy w Stanach Zjednoczonych „dopalacze” definiuje się jako środki, które pobudzają, ale nie powodują, że jest się po nich „na haju”. Zwiększają twój refleks, intensyfikują myślenie itp. Jakie więc szkody wiążą się z nimi? Być może te sprzedawane tutaj i te, jakie ja znam, różnią się od siebie. Zatem czy ludzie chorują od nich? Czy jednak można się nimi naćpać? Spójrzmy na prawo – czy wprowadzamy te zakazy, ponieważ nie chcemy, żeby ludzie wspomagali swój organizm substancjami, które nie mają społecznego przyzwolenia? Spójrzmy na chwilę na papierosy, które pali przecież bardzo duża grupa ludzi. Wielokrotnie udowadniano ich wysoką szkodliwość dla naszego ciała, jednak fakt ich obecności w kulturze europejskiej od dawien dawna daje im pewną akceptację publiczną. Inaczej wygląda sytuacja z tzw. narkotykami. A może jednak chronimy obywateli przed czymś naprawdę szkodliwym?
Jeśli jednak prześledzimy regulacje narkotykowe z przeszłości, to okaże się, że zazwyczaj główną motywacją ich wprowadzenia był strach przed tymi substancjami. Zdecydowanie większą kontrolę, a przy okazji i zysk, państwo zyskałoby poprzez odpowiednią regulację użytkowania narkotyków. Dodatkową korzyścią takiego rozwiązania byłaby kontrola jakości tych substancji, dzięki czemu użytkowanie ich we właściwy sposób byłoby jeszcze bardziej bezpieczne. W tym momencie czarny rynek oferuje bogatą ofertę narkotykową, której rządy różnych państw nie kontrolują nawet w najmniejszym stopniu.
Potrzeba rzetelnych, naukowych dowodów na to, jak działają „dopalacze”. Nie znając ich wpływu na ludzki organizm nie można wrzucać „dopalaczy” do jednego worka z regularnymi narkotykami. Każdemu problemowi, a w tym przypadku każdej podejrzanej substancji, trzeba przyjrzeć się indywidualnie. Jednak szczerze wątpię, aby rząd jakiegokolwiek kraju postanowił przeznaczyć odpowiednią ilość środków na badania mające ustalić, co z „dopalaczami” jest nie tak. Przede wszystkim dlatego, że wymagałoby to zbyt dużych nakładów finansowych. Poza tym, działanie metodą zakazów wydaje się łatwiejsze niż nauczenie obywateli jak powinni się zachowywać się w stosunku do „dopalaczy”.
*Luciano Colonna – międzynarodowy konsultant w dziedzinie polityki narkotykowej i budowania strategii pomocowych dotyczących problemu konsumpcji narkotyków.