Świat

Lis strzeże kurnika

Wyobraźmy sobie Ryszarda Legutkę w roli rzecznika praw ucznia. Coś bardzo podobnego wydarzyło się w obszarze globalnej polityki narkotykowej. Szefem Biura ONZ ds. Narkotyków i Przestępczości został Jurij Fiedotow, dyplomata z Rosji – kraju, którego polityka narkotykowa to jedna wielka katastrofa.

Wyobraźmy sobie Ryszarda Legutkę w roli rzecznika praw ucznia. Albo Wojciecha Cejrowskiego jako pełnomocnika rządu ds. równości płci i walki z dyskryminacją mniejszości seksualnych. Albo abpa Paetza jako sekretarza stanu w Ministerstwie Edukacji ds. wychowania seksualnego… Mało sympatyczna wizja, prawda? Coś bardzo podobnego wydarzyło się w obszarze globalnej polityki narkotykowej. Szefem Biura Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości został Jurij Fiedotow, dyplomata z Rosji – kraju, którego polityka narkotykowa to jedna wielka katastrofa.

Obecny ambasador Rosji w Wielkiej Brytanii obejmie nowy urząd pod koniec lipca. Problem nie leży w jego kwalifikacjach ani w osobistych poglądach, ale w stanowisku rządu, które będzie reprezentował. Federacja Rosyjska prowadzi jedną z najbardziej restrykcyjnych i brutalnych polityk narkotykowych na świecie – a do tego katastrofalnie nieskutecznych. Drobni posiadacze i okazjonalni użytkownicy narkotyków są bezwzględnie ścigani, a terapia substytucyjna (np. metadonem czy buprenorfiną) jest bezwzględnie zakazana. Władze zwalczają wszelkie działania organizacji pozarządowych i zwykłych lekarzy, które nastawione są na redukcję szkód, nawet tak podstawowe jak akcje wymiany strzykawek. Powszechną praktyką jest wsadzanie osób uzależnionych do więzienia, gdzie nie mają dostępu do jakiejkolwiek terapii.

Efekty tej polityki są gorzej niż tragiczne – konsumpcja twardych narkotyków i poziom uzależnień nieprzerwanie rosną, a nałóg oznacza nieomal automatyczny kontakt – najpierw ze światem przestępczym, a później – z bandycką milicją, surowym sądem i przepełnionym zakładem karnym. Wystarczy jeden wskaźnik – liczba zakażonych wirusem HIV w latach 1997 – 2007 wzrosła, zgodnie z raportem Open Society Institute, z 40 do 940 tysięcy, czyli o… 2350 procent. Cztery piąte zakażeń wiązała się z wielokrotnym użyciem strzykawek przez narkomanów.

Brutalne represje przy użyciu wojska to z kolei rosyjska recepta na zwalczanie producentów za granicą – zwłaszcza w Afganistanie. Administracja Obamy zorientowała się dość szybko, że niszczenie upraw opium przy pomocy oprysków z samolotów bojowych i najazdy wojska na wioski plantatorów tylko antagonizują ludność. Amerykanie przestawili się na ściganie handlarzy i uprawy zastępcze – tak, by lokalni chłopi mieli z czego żyć i nie uciekali pod skrzydła talibskich watażków, dla których handel opium stanowił główne źródło dochodu. Zwalczanie drobnych plantatorów, jak stwierdził rok temu Richard Hobrooke, „nie pozbawiło Talibów ani dolara zysków a wręcz im pomogło”. Mimo tego kolejni oficjele rosyjscy niczym mantrę powtarzają tezy o „bezpośredniej łączności” między „największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa międzynarodowego – terroryzmem” a produkcją i handlem narkotykami. Receptą ma być oczywiście „radykalne zwalczanie” upraw – krwią, żelazem i herbicydami. Ideologia „wojny z narkotykami” zbliżała niegdyś władze rosyjskie do administracji George’a W. Busha i jego neokonserwatywnych jastrzębi – obecnie mocno je różni od Demokratów Obamy.

Stosunek wewnętrznej polityki narkotykowej Rosji do praw człowieka nie wymaga komentarza – warto jednak przypomnieć, że na arenie międzynarodowej władze tego kraju nie zdobywają się nawet na minimum „poprawnościowej” hipokryzji. W roku 2010 na jednym z posiedzeń oenzetowskiej Komisji ds. Środków Odurzających rosyjska delegacja wprost zadeklarowała, że „zwalczanie AIDS nie łączy się z kwestią praw człowieka”, na przekór nie tylko wcześniejszym deklaracjom Zgromadzenia Ogólnego, ale też elementarnej empirii. W Radzie Praw Człowieka z kolei próbowano przeforsować – przy okazji rezolucji nt. HIV i praw człowieka – zapis o poszanowaniu „tradycyjnych wartości”, wprost stygmatyzujący m.in. gejów, lesbijki, bi- i transseksualistów, narkomanów i osoby uprawiające prostytucję. Za tym konserwatywnym radykalizmem stoi wymierny interes geopolityczny (chęć zwiększenia wpływów w Afganistanie, próba wejścia w rolę strażnika międzynarodowego porządku), ale także chęć werbalnego przykrycia własnych klęsk na polu polityki narkotykowej. Nie bez znaczenia wreszcie jest ideologia państwowa – „wojna z narkotykami” to efektowny element walki o „dyktaturę prawa”, wschodni wariant amerykańskiego nurtu law and order.

Doświadczenia z rosyjską przedstawicielką w Międzynarodowym Organie Kontroli Środków Odurzających nie mogą budzić optymizmu. Nieżyjąca już Tatiana Dimitrijewa zajmowała w tej niezależnej z założenia Radzie rażąco stronnicze stanowisko, idealnie zbieżne z linią swego rządu, również „prywatnie” podpisywała się pod bzdurnymi, pseudofachowymi artykułami potępiającymi metadon w rosyjskiej prasie medycznej. Tym samym wybór na stanowisko szefa Biura NZ ds. Narkotyków i Przestępczości, agencji o budżecie rzędu ćwierć miliarda dolarów, dyplomaty z kraju, który na polu walki ze skutkami produkcji, handlu i spożycia narkotyków odnotował same klęski – budzi  słuszne wątpliwości. Szczególnie stosunek władz rosyjskich do problemu AIDS powinien rodzić obawy – programy związane z zapobieganiem i terapią HIV stanowią jedną czwartą budżetu tej agencji. Jak stwierdził jeden z ekspertów z Transnational Institute, mianowanie Jurija Fiedotowa na stanowisko szefa Biura „cofa jego wiarygodność o co najmniej dekadę”.

Organizacje pozarządowe, w tym Hungarian Civil Liberties Union oraz Intenational Drug Policy Consortium, organizują listy otwarte i apele do sekretarza generalnego ONZ, powstał w tej sprawie specjalny blog. Domagają się w nich  rewizji decyzji w sprawie mianowania rosyjskiego dyplomaty. „Nie chcemy rosyjskiego cara narkotykowego” – piszą w jednym z nich. W ostatnich latach – przede wszystkim dzięki pracy licznych NGO-sów, ale także przez lewicowy zwrot w Waszyngtonie – powoli udaje się skierować globalną politykę narkotykową na bardziej cywilizowane tory. Redukcja szkód zamiast wojny z narkotykami zaczęła zdobywać coraz szersze poparcie. Ale wzrost rosyjskich wpływów w tym obszarze nie wróży nic dobrego. Lis strzegący kurnika to jednak pomysł karkołomny.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij