Filip Bajon zagląda do domu Dulskich i pokazuje, co się w nim działo przez sto ostatnich lat.
Trzy pokolenia pań Dulskich to intrygujący pomysł na opowieść o Polsce. Z jednej strony o przemianach, jakie w niej zachodziły, a z drugiej o sekretach, jakie jej mieszkańcy postanawiali ukrywać za drzwiami swoich domów. Filip Bajon opowiada niestety o paniach Dulskich tak, jakby jedyne przemiany, jakie zachodzą w świecie, dotyczyły mody i trendów w uczesaniu.
W filmie Bajona Panie Dulskie poznajemy historię pani Dulskiej (Krystyna Janda), tej Dulskiej, która sportretowała Gabriela Zapolska w Moralności pani Dulskiej, jej córki (Katarzyna Figura) i wnuczki Melanii (Maja Ostaszewska). Melania, zainspirowana spotkaniem z profesorem psychiatrii ze Szwajcarii Rainer Dulskym, szukającym w domu Dulskich rozwiązania pewnej zagadki, sama zaczyna rozglądać się za jakimś rodzinnym sekretem.
Po co Melanii sekret? Do filmu. Melania jest reżyserką i jak każda współczesna reżyserka wie, że najlepiej sprzedają się opowieści o rodzinnych tragediach, tajemnicach. Ubolewa nad tym, że jej rodzice nie mają raka, to dałoby jej wspaniały temat do nakręcenia filmu. Bez trudu w wypowiedziach Melanii o współczesnym kinie i jego pogoni za ekshibicjonizmem dostrzegamy aluzje do filmów Małgorzaty Szumowskiej czy Marcina Koszałki. I to jest chyba najzabawniejszy i najciekawszy fragment Pań Dulskich. Smaczku dodaje mu fakt, że Melanię gra Maja Ostaszewska, aktorka regularnie pojawiająca się w filmach Małgorzaty Szumowskiej. Dodatkowo jest w Paniach Dulskich wystylizowana tak, by nie przypominać aktorki, na głowie ma burzę blond loków. Przez tę stylizację przypomina bardzo postać graną przez Ostaszewską w Body/Ciało Szumowskiej. To zapewne przypadek, ale jednak znaczący i dodający filmowi smaczku.
Panie Dulskie z dramatu Zapolskiej wzięły to, co stanowi o ponadczasowości opowieści – portret rodziny, która się nie angażuje, nie jest po żadnej ze stron, która brudy pierze we własnym domu, a ponieważ jesteśmy w domu, to rządzą tu kobiety. Dulskim bliska jest narracja o tym, że może to panowie są głowami rodzin, ale głowami tymi kierują szyje, czyli panie. W tej narracji szyje te nie są może widoczne w przestrzeni publicznej, ale już w domu sytuacja się diametralnie zmienia. Mamy więc w Paniach Dulskich silne i stanowcze kobiety, które zarządzają domem, wychowują dzieci – choć wychowywanie synów idzie im jak po grudzie, z córkami radzą sobie dużo łatwiej, pilnują rodzinnych tajemnic.
Jednym z sekretów rodzinnych jest romans jednego z młodych Dulskich Zbyszka (Sebastian Fabijański) z pracującą w domu gosposią Hanką (Diana Zamojska). Taki romans to oczywiście skandal, a Dulscy skandali chcą uniknąć za wszelką cenę. Jaka to cena dowiadujemy się w toku akcji filmu.
Filip Bajon odwołując się do komedii, też po komedię sięgnął. Poszukiwany przez Melanię rodzinny sekret, który mogłaby pokazać w filmie, jest pretekstem do opowiedzenia o trzech pokoleniach mieszkających w rodzinnej kamienicy i to opowiedzenia w lekkiej, zabawnej formie. Lekkość ta niekiedy przykrywa jakiekolwiek realia. Akcja filmu toczy się równolegle w trzech planach czasowych: na początku XX wieku, w latach 50. (to wtedy poznajemy Zbynia granego przez Mateusza Kościukiewicza i uczesanego tak, że nie sposób nie zwrócić na to uwagi, kiedy mija się plakat filmu na przystanku czy w kinie) i współcześnie.
Mieszkanie Dulskich wygląda jednak wciąż tak, jakby czas się w nim zatrzymał i jakby było żywcem wyjęte z Moralności pani Dulskiej, gdzie we wnętrzu znajdowały się „dywany, meble solidne” a także „landszaft haftowany za szkłem”, „stara piękna serwantka mahoniowa i empirowy ekranik. Lampa z abażurem z bibuły, stoliki, a na nich fotografie”. W zasadzie początek XX wieku i lata 50. wyglądają w filmie niemal identycznie. Nie tylko dlatego, że wnętrze się niemal nie zmienia, ale też dlatego, że zamieszkują je bardzo podobne postaci, czyli panie Dulskie z dziećmi – córkami i synem: raz Zbyszkiem, raz Zbyniem. Aż trudno uwierzyć, że w latach 50. nikogo do wielkiego mieszkania Dulskich nie dokwaterowano.
To są właśnie te luki w realiach. Zmieniają się fryzury, ale kamienica i świat ją otaczający są takie same. Pewna ślepota na realia zewnętrzne miałaby sens, bo mówimy przecież o świecie Dulskich, a ten ogranicza się do czterech ścian domu, ale w tym przypadku ta ślepota jest po prostu niewiarygodna.
Pomysł, żeby zajrzeć do domu Dulskich i zobaczyć, co się w nim działo przez sto ostatnich lat, jest bardzo ciekawy. Interesujące jest podobieństwo babki i matki Melanii – nie tylko podobieństwo charakterów, ale i stylu życia. Melania wyłamuje się z tego rytmu Dulszczyzny. Chce prać rodzinne brudy na ekranie kinowym, zdaje się, że nie ma jeszcze rodziny, dzieci, a jej matka i babka w jej wieku już raczej miały, nie mieszka też raczej wśród lanszaftów. Co takiego się stało, że najmłodsza z pań Dulskich tam bardzo nie przypomina dwóch starszych Dulskich? To pytanie wydaje mi się w tej opowieści najciekawsze i niestety film Bajona nie daje na nie odpowiedzi. Mogę się sama domyślać oczywistych i banalnych odpowiedzi, że świat się zmienił, ale wcześniej też świat się zmieniał, a Dulskie nie. Może więc stało się coś innego. Współczesny świat jest raczej miejscem sprzyjającym atomizacji, temu, żeby zamykać się w swoim domu, nie ufać innym, skupiać się na życiu prywatnym i chronić je. Czemu Melania jest inna? Czy tylko dlatego, że jest reżyserką filmową? Ta tajemnica współczesnej pani Dulskiej wydaje mi się najbardziej intrygująca i chętnie bym ją poznała.
PS. Chciałbym z radością poinformować czytelników Dziennika Opinii, że film Panie Dulskie zdaje pomyślnie test Bechdel.
Film Filipa Bajona Panie Dulskie w kinach od 2 października.
**Dziennik Opinii nr 275/2015 (1059)