Film

Usłyszeć Janis

W piątek 22 stycznia do polskich kin trafia film "Janis" w reżyserii Amy Berg.

Głośne filmowe biografie członków Klubu 27 łączy podejście do przestrzeni. Przyglądamy się muzykom wegetującym w zapuszczonych domach (Last Days w reż. Gusa Van Santafabularna fantazja na temat biografii Kurta Cobaina) lub osaczonym przez paparazzich w wielkomiejskich lokacjach (Amy w reż. Asifa Kapadii dokument poświęcony wybranym aspektom życia i twórczości Amy Winehouse). Sceneria z pozoru odmienna, ale w obu wypadkach prostokąt kadru wydaje się niemożliwy do przekroczenia, jakby stanowił zasadzkę. Portrety muzyków rekonstruowane przez Gusa Van Santa i Kapadię, choć zupełnie rozbieżne formalnie, są wygrane na podobnej nucie. Bez opamiętania eksploatują temat samotności i komunikacyjnego impasu, jako czynników odpowiedzialnych za życiowe tragedie kultowych artystów.

Janis Amy Berg to tylko pozornie film z podobnego rozdania. Historia Janis Joplin nie oferuje równie łatwych odpowiedzi, jak warianty losów Cobaina i Winehouse. Doskonałym autorskim zabiegiem zastosowanym przez Berg jest konsekwentne skontrastowanie statycznych obrazków (gromadzonych w kadrze albumów ze zdjęciami, wycinków prasowych, archiwalnej korespondencji) z żywiołowym kinem drogi. Joplin jest w ciągłym ruchu, co pozwala bliżej, w skupieniu przyjrzeć się gromadzonym zachłannie pejzażom widzianym z perspektywy różnych środków lokomocji: rozpędzonych na autostradzie samochodów, pociągów czy samolotów. Widać wyraźnie, że nie chodzi jedynie o rekonstrukcję zdarzeń i osadzenie ich w przestrzeni. Topografia jest prawdziwym motorem ewolucji, jaką przechodzi artystka.

Klasyczne gadające głowy występują w filmie na równych prawach, co postindustrialne przestrzenie rodzinnego miasteczka Joplin, Port Athur, monumentalne mosty San Francisco czy zapyziałe obozowiska przytroczone do wielkich hal koncertowych. Odwiedzane miejsca pulsują zgodnie ze zmiennym rytmem życia bohaterki. Zaciemnienia i rozświetlenia oddają doświadczenia bohaterki. Joplin nieprzytomną i na granicy depresji obserwujemy w rozedrganych, mrocznych planach. Momentom rozwoju żywiołowej pasji i dobrej passy życiowej towarzyszą stonowane i łagodne obrazy, niekiedy wręcz sielskie landszafty na granicy kiczu, ale mimo wszystko promienne i przykuwające uwagę. Prostym i radosnym scenom towarzyszą odpowiednie dla nich zdjęcia. Obserwujemy na nich Janis spontaniczną, roześmianą, zastygającą w prawie kabaretowych pozach, z rozwianymi włosami.

Reżyserka nie boi się także przeciągnąć sceny, pokazując dłuższy fragment koncertu. Pozwala to bardziej skoncentrować się na emocjach, zamiast w zawrotnym tempie budować drobiazgową relację. Mniej istotne od obiegowych faktów wydaje się samo doświadczenie. Nie brakuje w związku z tym w filmie zabawnych i beztroskich wypowiedzi artystki w telewizyjnym studio. Janis okazuje się postacią stworzoną do anegdoty. Taka forma wspomnienia – zabawna i skrótowa – pozwala poczuć unikatowość artystki, jej charyzmę skrywaną za wizerunkiem szalonego wiecznego dziecka.

W filmie imponuje zręczny dobór archiwalnych wypowiedzi Joplin. Nie układają się one w przewidywalną, rzewną opowiastkę o spełnieniu amerykańskiego snu i automatycznie po nim następującej degeneracji.

Joplin widziana z perspektywy Amy Berg jest przede wszystkim skrajnie impulsywna.

Tej tendencji odpowiada również konstrukcja filmu. Pozornie linearna, prowadząca od narodzin do śmierci. W rzeczywistości jednak wciąż zaburzana przez dygresje, retrospekcje czy nieoczekiwane przeskoki narracyjne, wprowadzane dość subtelnie, ale wyraźnie zrywające z prosto rozumianą formułą faktograficznej biografii. Dla Berg ważniejsze od ustalenia zgodności zeznań są same nawarstwiające się świadectwa, mnogość perspektyw i niuansowanie historii.

Oczywiście film opowiada o wszystkim, co w kontekście obiegowej biografii Joplin prosi się o komentarz. Reżyserka analizuje mechanizmy uzależnienia wokalistki od alkoholu i heroiny, przygląda się jej destruktywnym związkom. Momentami opowiada wręcz prostą i przewidywalną historię dziewczyny, która wyrwała się z prowincjonalnego Teksasu do wielkiego świata, żeby móc w nim naprawdę zaistnieć, ponosząc przy tym oczywiste koszty emocjonalne. To jednak nie wszystko.

Janis jest jednocześnie rzadkim w tradycji amerykańskich biopiców przypadkiem herstorii. Nie czujemy w niej zbyt wyraźnie obecności reżyserki, ale pierwszoplanowa rola kobiecej bohaterki wydaje się tutaj bezsprzeczna. Berg gromadzi komentarze współcześnie żyjących artystek, na które szczególnie duży wpływ wywarła twórczość Joplin – m.in. aktorki Juliette Lewis czy gwiazdy pop Pink.

Sporo miejsca w filmie poświęcono fascynacji Joplin afroamerykańską kulturą. Sama artystka opowiada o inspiracjach czerpanych z repertuaru Arethy Franklin i Billie Holiday, a inni komentatorzy wspominają jej uporczywe kopiowanie gestów i scenicznej ekspresji Otisa Reddinga, mówią o potrzebie sięgania do emocjonalnych rejestrów pozwalających zrozumieć – i niemal organicznie poczuć – bluesa i muzykę soulową. Joplin świadomie punktuje swoje ograniczenia, które nie pozwalają jej się w pełni odnaleźć w wymarzonym repertuarze, ale widzi jednocześnie szansę ciągłego rozwoju w dążeniu do wokalnej perfekcji. Buduje siebie od podstaw, bazując na materiale odnalezionym u innych twórców.

Reżyserka filmu pochyliła się także nad wątkami, które większość konwencjonalnych biografii potraktowałaby powierzchownie, Berg dostrzegła w nich jednak głębszy potencjał. Nie bezzasadnie. Taki jest casus zjazdu absolwentów. Joplin zdecydowała się wrócić do dawnej szkoły średniej po latach, pomimo że jako nastolatka czuła się wykluczona z grona rówieśników. Nie potrafiła i nie chciała się dopasować ze swoją nadekspresją, niekonwencjonalną urodą, biseksualnością i niepopularnym w Teksasie lat 50. przekonaniem o wartości integracji rasowej. Jak pokazuje filmowy zapis, Joplin potrafiła wrócić do tego miejsca i skonfrontować się z niewygodnymi emocjami, być może starając się wyprzeć trudne doświadczenia, a może po prostu będąc już zupełnie od nich niezależną?

Amy Berg zgłębia temat, podobnie jak inne okruchy biografii artystki, ale nie stara się dowieść żadnej tezy, relatywizuje najprostsze, powszechne przekonania na jej temat. Uruchamia wszystkie dostępne rejestry istotnych materiałów. Wywiady ze współpracownikami i bliskimi przeplata fragmentami występów i wypowiedzi samej artystki, plan intymnych doświadczeń konfrontuje z kulisami wielkiej sceny. Obraz życia Janis jest dzięki temu majestatyczny, tętniący muzyką, ale jednocześnie prosty, kameralny i ludzki.

***

Julia Gierczakfilmoznawczyni, redaktorka „Panoptikum”, autorka książki Między słowem a ciałem. Przestrzeń dialogu w kinie współczesnym. Wong Kar Wai i konteksty.

**Dziennik Opinii nr 22/2016 (1172)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij