Przez 60 lat zawsze w głównym nurcie, reagujący na rzeczywistość. Jego filmy są politycznym i społecznym zapisem tego, jaka była Polska i jej kino w danym czasie.
W Ziemi obiecanej jest scena, kiedy Moryc (Wojciech Pszoniak) wychodzi z kantoru Grunspana (Stanisław Igar) po tym jak oznajmił, że w najbliższym czasie nie odda pożyczonych mu pieniędzy, bo potrzebuje kapitału na otwieraną właśnie fabrykę. Spocony siada przed wyjściem, żeby przez chwilę ochłonąć, a po jakimś czasie macha do kamery. Ten gest nie był pierwotnie zaplanowany, zrobił go aktor zniecierpliwiony brakiem reżyserskiego „stop” w czasie ujęcia. Andrzej Wajda zdecydował, że cała sekwencja znajdzie się w filmie. Na pytanie, co oznacza, odparł, że to już zinterpretuje sobie każdy z osobna. Dla mnie ta jedna historia znakomicie ilustruje reżyserską odwagę i genialność Andrzeja Wajdy.
W marcu skończył 90 lat. Debiut, Pokolenie, zrealizował w 1954 roku. Przez 62 lata regularnie robił kolejne filmy. Aż do ostatniego, Powidoków, pokazywanego dwa tygodnie temu na festiwalu w Gdyni, który do kin wejdzie w styczniu 2017 roku i zapewne będzie odczytywany jako testament reżysera. Teraz zresztą jest taki moment, że wszystko wydaje się znaczące, nawet tytuły, zarówno ostatniego, jak i pierwszego filmu. Zapomniane dziś Pokolenie, adaptacja powieści Bohdana Czeszki, było rzeczywiście wejściem do polskiego kina nowego pokolenia mężczyzn, którzy wkrótce odegrali w nim znaczącą rolę. To nie tylko Wajda, dość przypomnieć, że asystentem reżysera był tam Kazimierz Kutz, a grali Tadeusz Łomnicki, Tadeusz Janczar, Roman Polański, Zbigniew Cybulski. Z czasem cała ta czwórka stworzy u Wajdy znakomite role, najszybciej Janczar w Kanale (1956), potem Cybulski w Popiele i diamencie (1958), Łomnicki po latach w Człowieku z marmuru (1976), a Polański jako Papkin w Zemście (2002).
Już przy debiucie ujawniły się cechy Wajdy, które zapewnią mu powodzenie. Odwaga, intuicja, umiejętność wykorzystywania sprzyjających sytuacji, znakomity dobór współpracowników, którzy czują się twórcami, a nie jedynie realizatorami zamierzeń reżysera. To bardzo szybko przyniesie efekty. Już drugi film Wajdy, Kanał (1956), jest jednocześnie jego wielkim triumfem i pierwszym, który odnosi międzynarodowy sukces (Nagroda Specjalna w Cannes). Potem niemal każdy będzie wywoływać dyskusję, dzielić publiczność i krytykę, zachwycać i zachęcać do polemiki.
Nie tylko nie sposób opowiedzieć o powojennym kinie bez jego nazwiska, on po prostu stał się historią polskiego filmu.
Nie tylko nie sposób opowiedzieć o powojennym kinie bez jego nazwiska, on po prostu stał się historią polskiego filmu. Jako współtwórca polskiej szkoły filmowej i kina moralnego niepokoju. Odkrywca Krystyny Jandy, Zbigniewa Cybulskiego, Daniela Olbrychskiego. Jedyny Polak z Oscarem za całokształt twórczości i pierwszy polski laureat Złotej Palmy w Cannes (w 1981 roku za Człowieka z żelaza).
Sukcesy zagraniczne miały niebagatelne znaczenie. Udała mu się sztuka dostępna nielicznym. Zainteresował świat poruszając tematy swojego kraju, ekranizując narodową literaturę. Mimo licznych propozycji nie zdecydował się na emigrację. Począwszy od zrealizowanej w Jugosławii Powiatowej Lady Makbet z 1962 co jakiś czas realizował filmy za granicą, ale nie okazywały się one najważniejsze w jego twórczości, często przechodziły bez echa. Wyjątkiem w tym gronie jest Danton (1982), którego produkcję przeniesiono z Polski do Francji ze względu na stan wojenny.
Dziś twórczość Wajdy (nie tylko filmowa, także teatralna i telewizyjna) staje się rozdziałem zamkniętym. Do oceniania, odkrywania, ponownego przypominania. Z pewnością są tam filmy, które mimo upływu kilkudziesięciu lat wciąż mogą robić wrażenie. Mam tu na myśli nie tylko drapieżną Ziemię obiecaną (1974), dzieło pełne, porażające swoją wielkością, wciąż aktualne, ale także na przykład autotematyczne Wszystko na sprzedaż (1968) czy kameralne Panny z Wilka (1979), które są jednym z tych filmów, do których chce się wciąż wracać.
Dorobek Wajdy jest tak bogaty, że nie ma potrzeby udawać, że wszystko jest tam udane. Jak w przypadku każdego wielkiego twórcy różne są momenty, kiedy ogłaszano, że się „skończył” (Zygmunt Kałużyński datował ten czas na rok 1976). Nie ma też sensu ukrywać, że jego filmy zrealizowane po 1990 roku można uznać za rozczarowujące, chociaż Wajda w gruncie rzeczy znakomicie odnalazł się w nowej rzeczywistości. Widać to szczególnie, gdy porównać, jak potoczyła się droga innych gigantów kina PRL-u, choćby Wojciecha Hasa, który w III RP nie zrealizował już żadnego filmu, czy Krzysztofa Zanussiego, konsekwentnie rozmieniającego na drobne wcześniejsze osiągnięcia. Bo geniusz Andrzeja Wajdy polegał także na umiejętności dostosowywania się do bieżącej sytuacji.
Bo geniusz Andrzeja Wajdy polegał także na umiejętności dostosowywania się do bieżącej sytuacji.
Przez sześćdziesiąt lat zawsze w głównym nurcie, reagujący na rzeczywistość, dzięki czemu jego kolejne filmy stały się politycznym i społecznym zapisem tego, jaka była Polska i jej kino w danym czasie. Pod koniec lat 50. jeszcze dość siermiężna, wciąż mocno zanurzona w tematyce wojennej, ale korzystająca z odwilży (Kanał, Popiół i diament, Lotna). Lata 60. to mała stabilizacja, ale z ambicjami, gotowością stawiania pytań o współczesność (Niewinni czarodzieje) i przeszłość (Popioły). Koniec dekady to przeczuwanie zmiany, wtedy powstają nietypowe w dorobku Wajdy Wszytko na sprzedaż (1968) i Polowanie na muchy (1969).
Początek lat 70. to zachłyśnięcie się nowym otwarciem, które przyszło wraz z Gierkiem. Pojawia się kolor i duże pieniądze na superprodukcje, wtedy Wajda kręci Wesele (1972) i Ziemię obiecaną (1974), w koprodukcji z Anglikami ekranizuje Conradowską Smugę cienia (1976). Pod koniec dekady jest już czas rozliczeń (Człowiek z marmuru, Bez znieczulenia, Dyrygent). Zwieńczeniem tego okresu będzie Człowiek z żelaza (1981), powstały na fali sukcesu Solidarności.
Lata 80. są naznaczone traumą stanu wojennego, najwięcej pracował wtedy Wajda we Francji i RFN (Danton, Miłość w Niemczech, Biesy), w Polsce sięgnął po prozę Konwickiego (Kronika wypadków miłosnych). Przełom ’89 wita Korczakiem (1990), realizuje stary scenariusz Agnieszki Holland, który wcześniej nie został dopuszczony do produkcji. Wywołuje europejską debatę – zaczyna się od owacji na stojąco po pokazie w Cannes, a kończy na sporze o antysemityzm w najważniejszych francuskich tytułach.
Lata 90. to czas zagubienia reżyserów i odwrócenia się widzów, także Wajda miota się między nawiązującym do Popiołu i diamentu – Pierścionkiem z orłem w koronie (1992), a adaptacją współczesnej dziewczyńskiej powieści Panna nikt (1996). Ale już pod koniec dekady Polacy i Polki wracają do kin, miliony znów oglądają polskie filmy. Nie chcą się rozliczać z przeszłością i rozdrapywać ran, chcą superprodukcji na podstawie lektur szkolnych. Wajda wyczuwa to zapotrzebowanie, odpowiada na nie, kręci Pana Tadeusza (1999) i Zemstę (2002). Potem powrót do historii i martyrologii, powstaje Katyń (2007).
Po dwudziestu siedmiu latach polski film, a zarazem film Wajdy znów jest nominowany do Oscara.
Po dwudziestu siedmiu latach polski film, a zarazem film Wajdy znów jest nominowany do Oscara. W tym roku polskim kandydatem będą Powidoki. Jakub Majmurek przekonywał na tych łamach, że także ten film znakomicie trafił w swój czas jako komentarz do bieżącego sytuacji politycznej na linii władza-artyści.
**Dziennik Opinii nr 284/2016 (1484)