Film

Czerkawski: Festiwal w Lecce – nowe nazwiska i starzy mistrzowie

Festiwal Kina Europejskiego w Lecce mógłby stanowić wzór dla wielu polskich imprez filmowych.

Zaledwie pięciodniowy czas trwania nie przeszkadza mu w wypracowaniu wyrazistej tożsamości. Do konkursu głównego zaprasza się wyprodukowane na Starym Kontynencie filmy, których akcja rozgrywa się w czasach współczesnych. Siłą Lecce od lat pozostają także nazwiska zaproszonych gości. Czy możemy bowiem wyobrazić sobie rodzimy festiwal średniej wielkości, któremu udaje się ściągnąć w tym samym roku reżyserów formatu Fatiha Akina czy Bertranda Taverniera?

Z naszej perspektywy może podobać się to, że organizatorzy – stawiający sobie za cel stworzenie panoramy współczesnego kina europejskiego – pamiętają o Polakach. Dwa lata temu na festiwalu triumfowała konserwatywna formalnie i myślowo, epigońska wobec schyłkowej twórczości Kieślowskiego Miłość Sławomira Fabickiego. Tym razem do konkursu zaproszono już jednak film będący produktem zupełnie innej wrażliwości – Hardkor disko Krzysztofa Skoniecznego. Polski reżyser wyjechał z Lecce bez nagród, ale film spotykał się przeważnie z przychylnymi reakcjami. Nawet jeśli zarzucano mu intelektualną miałkość, w tym samym czasie chwalono formalną wirtuozerię.

Jury Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI, w którego składzie znalazła się reprezentująca Polskę Anna Osmólska-Mętrak, nagrodziło w tym roku szwedzki obraz My Skinny Sister. Kilka miesięcy temu film Sanny Lenken został także uznany za najlepszy film młodzieżowej sekcji Generation na festiwalu w Berlinie. To jednocześnie przejmująca i dowcipna opowieść o kłopotach wieku nastoletniego, snuta z perspektywy dziewczynki zapatrzonej w swą starszą siostrę. Stella zauważa coraz bardziej wyraziste rysy na pozornie idealnym wizerunku siostry i orientuje się, że Katia, zamiast myśleć samodzielnie, bezrefleksyjnie powiela popkulturowe wzorce. Dzięki temu film okazuje się mądrą opowieścią o dojrzewaniu jako procesie weryfikacji młodzieńczych autorytetów.

Nagroda jury głównego wydaje się interesująca o tyle, że honorowane nią filmy w ostatnich latach systematycznie meldują się na naszych ekranach.

Tak było choćby z norweskim Mężczyzną prawie idealnym, a w maju swoją polską premierę miały gruzińskie Randki w ciemno. W ciągu najbliższych miesięcy powinien dołączyć do nich także tegoroczny zwycięzca Song of My Mother. Brawurowy debiut Erola Mintaşa kontynuował w Lecce triumfalny pochód przez światowe festiwale, który rozpoczął kilka miesięcy temu w Sarajewie. Turecki film sugestywnie opowiada o kulturowych różnicach i historycznych zaszłościach, które wywierają wpływ na życie kurdyjskiej rodziny w Stambule.

Film Mintaşa przypomina nieco twórczość bohatera jednej z tegorocznych retrospektyw – Fatiha Akina. Urodzony i mieszkający do dziś w Hamburgu potomek tureckich imigrantów stara się budować mosty pomiędzy kulturą europejską a azjatycką. Akin debiutował w 1998 roku gangsterskim dramatem Szybko i bezboleśnie, ale prawdziwą sławę zyskał nagrodzonym Złotym Niedźwiedziem w Berlinie obrazem Głową w mur. Energetyczny film o gwałtownej miłości rodzącej się pomiędzy dwójką outsiderów przyniósł mu Złotego Niedźwiedzia w Berlinie. Kilka lat później Akin ugruntował swą pozycję jednego z najważniejszych twórców współczesnego kina autorskiego za sprawą znacznie bardziej wyważonego, melancholijnego Na krawędzi nieba. Dotychczasowy dorobek reżysera zamyka The Cut, które miało swą premierę na ostatnim festiwalu w Wenecji. Słynący z prowokacji Akin poruszył będący w Turcji wciąż tabu temat rzezi Ormian, której rodacy jego rodziców dopuścili się w trakcie I wojny światowej. Uznawany za pupila międzynarodowej krytyki twórca musiał przełknąć gorzką pigułkę, bo jego film spotkał się w Wenecji z zaskakująco sceptycznym przyjęciem. Negatywne opinie wydają się jednak sformułowane nieco na wyrost. Opowieść o odysei Ormianina, który przemierza pół świata w poszukiwaniu zaginionych podczas wojny córek, zwraca uwagę epickim rozmachem przywołującym na myśl klasyki Sergia Leone.

W ramach pełnej retrospektywy Akina wyświetlono w Lecce także jego mniej popularne filmy, w tym – nieemitowany w Polsce – dokument Polluting Paradise. Opowieść o mieszkańcach tureckiej wioski, którzy protestują przeciw bezprawnej budowie wysypiska śmieci, ma w sobie coś ze starych filmów Kena Loacha. Dzieło Akina mówi przede wszystkim o procesie budowania wspólnoty, która spontanicznie jednoczy się w walce z biurokratyczną machiną. Jak to często bywa u hamburskiego reżysera – choćby w dokumencie Życie jest muzyką – integrację między bohaterami wzmacnia obecność sztuki. Do najważniejszych scen w Polluting Paradise należą migawki z lokalnego festynu, podczas którego publiczność z jednakową uwagą wsłuchuje się w pieśni ludowych śpiewaków i zbuntowanych rockmanów.

Drugim, bardziej doświadczonym od Akina bohaterem festiwalowej retrospektywy był w Lecce francuski klasyk Bertrand Tavernier. Siedemdziesięciotrzyletni reżyser zaczynał jako autor filmoznawczych publikacji i bliski współpracownik Jean-Luca Godarda, Agnes Vardy czy Alaina Resnais’a. Z czasem jednak odciął się od Nowej Fali i wypracował własny styl, w którym filmy zaangażowane społecznie sąsiadują z wyrafinowanymi kryminałami i wystawnym kinem kostiumowym. Do najważniejszych osiągnięć Taverniera należy Zegarmistrz świętego Pawła, Zepsute dzieci z Michelem Piccolim oraz nagrodzona Złotym Niedźwiedziem w Berlinie Przynęta. Francuski reżyser z powodzeniem zrealizował także kilka filmów w USA. Najważniejszym z nich jest bez wątpienia wyrosły z fascynacji jazzem Round Midnight, w którego obsadzie znaleźli się między innymi Herbie Hancock i Martin Scorsese.

Ostatnimi czasy dzieła Taverniera omijają niestety nasze kina, ale można oglądać je choćby podczas wrocławskich Nowych Horyzontów. Tam też swoją polską premierę miał najnowszy film mistrza Francuski minister, który stanowił również ozdobę jego retrospektywy w Lecce. Inteligentna farsa zaglądająca za kulisy francuskiej polityki zdaje się dobrze korespondować z nastrojami rodaków reżysera zmęczonych skompromitowanymi rządami prezydenta Hollande’a. Przy okazji dzieło autora Przynęty ujmuje lekkością i dowcipem, dzięki któremu pozostaje w pamięci dłużej niż Minister Pierre’a Schoellera czy Żądza bankiera Costy-Gavrasa.

Potwierdzający wysoką formę francuskiego twórcy film świetnie wpisuje się w filozofię festiwalu w Lecce, który łączy odkrywanie nowych nazwisk z celebrowaniem starych mistrzów.

Całkiem możliwe, że Erol Mintaş zrobi kiedyś karierę na miarę Taverniera, a kolejne edycje włoskiego festiwalu pozwolą odkryć jeszcze innych kandydatów na jego następców.

 

**Dziennik Opinii nr 133/2015 (917)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Czerkawski
Piotr Czerkawski
Dziennikarz kulturalny
Dziennikarz kulturalny. Publikuje w „Kinie”, „Filmie”, „Dzienniku”, „Odrze”, a także w portalach internetowych Filmweb.pl i Dwutygodnik.com
Zamknij